Alice Russell
To Dust (2013)
Tru Thoughts
Wielka Brytania w ostatnich latach może pochwalić się wręcz wysypem młodych i zdolnych wokalistek, których mocne głosy w połączeniu z mieszanką popu i retro natychmiast otrzymują łatkę blue-eyed soul. Wszelkie szufladki zawsze są krzywdzące, a w szczególności, kiedy ktoś swoim talentem nie mieści się w tej ciasnej przegródce. Tak jest w przypadku Alice Russell, która nie musi się jednak ścigać z rodzimymi koleżankami. Na To Dust kolejny raz udowadnia, że już dawno stoi w jednym rzędzie z największymi divami soulu zza Oceanu.
Poprzednim razem otrzymaliśmy garnek pełen soulowego złota, ale i nowy krążek z powodzeniem mógłby nazywać się Pot of Gold 2.0. Po muzycznym podróżach z Quantikiem Alice wraca do znanego sobie stylu, w którym płynnie miesza nowoczesność z soulem lat 60. A że w kwestii retro soulu powiedziano już chyba niemal wszystko, mają to na uwadze także Russell i Alex Cowan, producent krążka. Nie serwują oni słuchaczowi kolejnej wycieczki w przeszłość umiejętnie wplatając w tradycyjne dźwięki elementy elektroniki czy połamane beaty. Nie jest to przesadna nowoczesność, wszystko łączy się nienachalnie i niekiedy dodaje utworom świeżości.
Cowan zdecydowanie jest świadomy, co tutaj gra pierwsze skrzypce, a co znajduje się na drugim planie. Bo elementy jazzu są przyjemne, ale główna rola na To Dust należy do głosu Alice — potężnego, głębokiego, pełnego pasji wokalu, który za każdym razem zachwyca. To ta sama klasa co Jill Scott — Alice nie musi popisywać się swoimi wokalnymi możliwościami, by urzec słuchacza i sprawić mu niemałą przyjemność. Russell czaruje i uwodzi sprawiając, że takie perełki jak „I Loved You” czy dobrze znane „Heartbreaker” chce się słuchać kolejny i kolejny raz.
Cztery lata trzeba było czekać na kolejny krążek Russell. Czas ten wokalistka wynagrodziła z nawiązką w 14-stu niezwykle świadomych i przemyślanych kompozycjach. Alice śmiało mogłaby powiedzieć Joss Stone czy Duffy „Moje młode koleżanki, możecie być popularniejsze, ale do tego poziomu przed wami jeszcze długa droga”. Dlatego Adele, przesuń się trochę.
Komentarze