Wydarzenia

Recenzja: Cassie RockaByeBaby

Data: 18 kwietnia 2013 Autor: Komentarzy:

Cassie_RockaByeBaby-front-large

Cassie

RockaByeBaby

(2013)

self released

Zabawne, że debiutancki album Cassie z 2006 roku był do tej pory jej jedynym oficjalnym wydawnictwem. Dopiero teraz doczekaliśmy się materiału, który co prawda nie zasługuje na tytuł płyty długogrającej, ale w jakiś sposób zwiastuje powrót wokalistki.

Przez sześć ostatnich lat Ventura brała czynny udział w wielu pobocznych projektach i sama wydawała kolejne single, więc dzisiejszy rynek muzyczny nie jest jej obcy. RockaByeBaby to świadoma próba wpasowania się w obecne trendy. I ten pomysł można w jakiejś części uznać za udany. Inspiracje alternatywnym R&B przestają jednak powoli zadziwiać. Spowolnione podkłady, które kipią od szorstkich syntezatorów i zakręconych pętli, odsłaniają przed nami zupełnie nowe oblicze Cassie, której daleko do rozchichotanej dziewczyny z kucykiem, śpiewającej sensualne „Me & U”.

Są momenty doskonałej harmonii pomiędzy ponurymi podkładami a miękkim głosem Cassie. Najlepszym przykładem nieźle wyważonych proporcji jest przygaszone „Numb” czy marzycielskie „Sound of Love”. Ventura z powodzeniem odnajduje się także w roli zadziornej raperki, w nieco bardziej energicznym i pulsującym „RockaByeBaby”.

Tym razem jednak szala przechyliła się na stronę wyświechtanych schematów. Teksty opierają się głównie na przechwałkach, a sama Cassie przesadnie podkreśla swoją dominację. W połączeniu z pełnym werwy, gitarowym podkładem „Bad Bitches” i drażniącą Estear Dean, wypada to co najmniej śmiesznie. Klimat grozy w „Take Care of Me Baby” zdaje się być tylko słabym żartem. Dodatkowym ciężarem jest ogrom zaproszonych gości — ten zbędny balast niejednokrotnie ciągnie na dno samą zainteresowaną.

Cassie powinna sobie uświadomić, że oczekiwanie na jej drugi studyjny album stało się już dość męczące. Zwłaszcza, gdy czas ten zapełnia mdłym i niekonkretnym materiałem, a tym samym studzi oczekiwania co do jej dalszych poczynań. Mixtape potwierdza, że po sześciu latach wciąż nie stać jej na wiele więcej, niż tylko odtwarzanie obecnych trendów.

Komentarze

komentarzy