Nick Waterhouse
Holly (2014)
Innovative Leisure
Nick Waterhouse upraszcza swoją koncepcję muzyki. Materiał nie ustępuje poprzednikowi surowością wykonania, ale znacząco traci w kategoriach przebojowości i muzycznego kolorytu. Waterhouse niemalże odprawia z kwitkiem zaprzyjaźnioną sekcję dętą, jednocześnie chwytając za gitarę. Nadal jest konsekwentny i prawdziwy w muzyce, którą tworzy, ale znacznie bardziej prozaiczny niż na szykownym Time’s All Gone sprzed dwóch lat. Celowo czy nie — na nowej płycie błysk w oku przygasiła mu rutyna, a przynajmniej jej skrzętna imitacja.
Holly brzmi jak ścieżka dźwiękowa do bezcelowej wędrówki po bezkresnych preriach Teksasu — dominują kunsztownie napisane, ale w warstwie wykonawczej zmęczone życiem rhythm & bluesowe utwory jak „Sleepin’ Pills”, czego nie są w stanie ożywić ani motyw mariachi w tytułowym numerze, ani saksofonowe solo w blackkeysowskim „Dead Room”. Im bliżej końca tej ledwie ponad półgodzinnej płyty, tym bardziej wielkomiejski nastrój zdaje się panować, co znajduje odzwierciedlenie w wieńczącym album, enigmatycznie jazzującym „Hands on the Clock”.
Komentarze