
Kilka dni temu Trzeba Było Zostać Dresiarzem trafiło do sklepów. Czytałeś już jakieś recenzje płyty, jak odbiór krążka?
Jest aż niebezpieczny. W życiu nie czytałem tylu dobrych recenzji.
Na pewno będziesz na OLiSie, przebijesz poprzednie płyty sprzedażą? Złoto, platyna?
Tak, stricte jeśli chodzi o ilość, to jest to policzalne, wiem, że przebiłem. Jesteśmy dopiero tydzień po premierze, można tylko dalej trzymać kciuki i ją promować. Złoto to tylko jakaś tam liczba, są cudowne albumy, które nie zostały złote i nigdy nie będą.
Skąd w ogóle pomysł na Trzeba Było Zostać Dresiarzem, dlaczego nie na przykład „trzeba było zostać hipsterem”?
Może trzeba będzie na następnej płycie przytulić hipsterów, pokazać ich dobre cechy, ale generalnie jest to dość nowe zjawisko. Poza tym przeszczepione bardzo z Zachodu, jak wiele subkultur, ale akurat dresiarska wydaje mi się takim bardzo naszym ruchem estetycznym, więc było to dużo bardziej naturalne, niż „trzeba było zostać hipsterem”.
A Twoim zdaniem obraz dresiarza w Polsce się zmienia? Dresiarz obecnie to ten sam dresiarz co 14 lat temu?
No właśnie wydaje mi się, że nie i wziąłem sobie na cel między innymi to zmienić, dresiarzy Januszy, czyli panów z dziwnym wąsem i ubranych w kamizelki wędkarskie, chociaż nie idą na ryby, czy „kapcie podhale” chociaż nie są z Podhala, którzy są pod wieloma względami konserwatywni i zawieszeni jeszcze w dawnym systemie, tylko narzekają i tropią spiski, kibicują polskiej reprezentacji czy Adamowi Małyszowi, chociaż nigdy w życiu nie jeździli na nartach. To są rzeczy, które ludzi śmieszą i na których tle inni wyglądają lepiej. Ja właśnie nie uważam, że my wyglądamy lepiej, że my z miasta czy odbiorcy kultury, my widzowie filmów Woody’ego, jakkolwiek się nie zaklasyfikuje, wcale nie myślę, że jestem fajniejszy niż jakiś Janusz. Janusz to jest dopiero fajny! Potrafi coś naprawić, rozłożyć tego grilla i zrobić szamę, wiele rzeczy potrafi, których ja nie potrafię.
Brzmi jak bardzo polska płyta, w naszym klimacie. To jest tak, że masz dosyć Zachodu?
Nie, ja też sobie lubię pojechać na Zachód. Nie uważam, żeby to były miejsca, do których chciałbym za wszelką cenę przynależeć, zostawić Polskę za sobą. Nie uważam też, żeby to były miejsca złe. Po prostu, dlaczego miałbym całe życie wartościować jak jakiś taki „polonus”, który ledwo dostał paszport w ’75, wybił się i naprawdę wyrwał się z piekła totalitaryzmu czy komunizmu, które zresztą też nie były tak ostre u nas jak na przykład w Związku Radzieckim. To już nie te czasy, nie te różnice między warunkami życia. To, że cały świat mówi po angielsku jest tak samo fajne jak to, że większość świata mówi po hiszpańsku albo jest mnóstwo wyznawców islamu czy jakiejś religii hinduskiej, o której nie mam pojęcia, jest ich po prostu bardzo dużo. Ale czy to jest takie świetne? Czy ja koniecznie chcę być częścią tej większości? Nie. Ameryka Południowa ma wyjeb… na produkcje USA, na Hollywood, na muzykę. Mają swoje telenowele, swoją muzykę, swoje gwiazdy i naprawdę traktują siebie jako kontynent, właśnie mi chodzi o takie podejście, takie bez zadęcia. Nie uważam, że my powinniśmy rządzić światem i Polska Chrystusem Narodów. Tu się urodziłem, mam dostęp do morza, niektóre kraje europejskie nie mają i są zapewne smutne z tego powodu. Mam dostęp do gór. Wolność słowa. Bez szału na USA czy na Wielką Brytanię.
Czy dlatego nakręciłeś „Tul Petardę” w Serbii? Twoim celem było pokazanie, że inni mają gorzej?
Tak, między innymi to. W Serbii, gdzie kręciliśmy teledysk do utworu „Tul Petardę” jest trochę tak jak u nas piętnaście, dwadzieścia lat temu, a nie zauważamy tych zmian. Na przykład w Serbii, która zmaga się z korupcją jest tak, że jeżeli blok powstał w ’82 roku to po prostu wszystkie przyciski od windy, domofonu, poręcze, posadzka, one wszystkie są dokładnie z 1982 roku, ponieważ ta korupcja tak tam zjada wszystko, wszelkie procesy decyzyjne. Nie ma remontu, nie ma zmian. U nas te małe zmiany występują, wychodzisz na ulicę i ona zupełnie inaczej wygląda niż w czasie dzikiej transformacji, dwadzieścia lat temu, zupełnie inaczej niż w ’94, więc jestem też zmęczony nazywaniem wszystkiego u nas, że jest takie brzydkie, że nie działa i jest kryzys. No nie działa, tak, drogi nie działają, ile można na ten temat smucić? Wolę napisać o tym piosenkę, że gdzieś dojechałem, a nie że nie mogę dojechać. W Serbii te problemy są na pewno dużo bardziej hardkorowe, a jednak ludzie są dumni.
Pogadajmy o promocji Trzeba Było Zostać Dresiarzem, bo wydaje mi się, że była intensywna jak na polski rynek. Dwie zapowiedzi: jedna sześciominutowa, prawie filmowa, druga krótsza, trzy teledyski, billboardy na mieście — to się w ogóle rzadko zdarza, jeśli chodzi o hip hop, nie licząc koncertów. W porównaniu do Sokoła i Marysi, którzy wydali jeden teledysk, nie biorą żadnych patronatów, twoja promocja wygląda na intensywną. To było celowe, zaplanowane czy miałeś po prostu dodatkowe pieniądze i stwierdziłeś „zróbmy to”?
Nie, ale poza nielicznym rzeczami, które wymieniłaś, to nie wymagało to pieniędzy tak naprawdę. Wymagało to po prostu pukania do różnych drzwi i tłumaczeniu światu: słuchajcie, ta płyta jest po prostu dobra, interesująca, inna niż to, co słyszeliście do tej pory, a ja i moje wydawnictwo stoimy za tym produktem, więc usłyszcie go. Jeżeli ktoś czuje się na tyle pewnie, że po prostu zrobi bardzo oszczędną promocje i jednocześnie sprzeda bardzo dużo płyt, to takie rzeczy się dzieją i udają, no ale nie mi – ja nie jestem na tym etapie, jestem bardziej niszowym artystą. Bardzo bym chciał, żeby ta płyta dotarła do różnych ludzi i uważam, że to się po prostu samo nie wydarzy. Poza tym też nie jest moją ambicją, żeby sprzedać jak najwięcej, bo gdyby tak było, to nagrałbym inną płytę. Najwięcej w Polsce sprzedaje się hip hopu publicystycznego, ciemnego, jeżeli chodzi o energię. On nie potrzebuje takie promocji, a ja chciałem dotrzeć ze swoją muzyką jak najszerzej. To samo będziemy robili, mam nadzieję, przy płytach naszych innych artystów, ponieważ nie czujemy się tak pewnie, że zrobimy sobie bardzo oszczędną, minimalistyczną promocję, a ludzie i tak to kupią czy o tym usłyszą. Tak naprawdę to o to chodzi, żeby jak najwięcej osób nas usłyszało. To nie jest billboard, który promuje proszek do prania i tak zawsze wypierzesz w czymś swoje majtki, bez względu na to jakiej marki będzie proszek, raczej efekt będzie ten sam. Natomiast ten billboard promuje coś nad czym pracowaliśmy długo i jest to dobra muzyka. Chciałbym więcej billboardów dotyczących kultury czy zjawisk społecznych, jakichś kampanii. Takie też się zdarzają, ale są w mniejszości.
Skąd pomysł na felietony dołączone do specjalnego wydania płyty?
Zaprosił mnie do bycia felietonistą T-Mobile music redaktor Jarosław Szubrycht z Polityki. Było to dla mnie bardzo uwznioślające, bo jestem czytelnikiem Polityki od zawsze. Tych felietonów do dzisiaj powstało dużo, pewnie z 70. Postanowiłem je wydać na papierze, żeby się na przykład nie zdematerializowały. Może ktoś z T-Mobile stwierdzi, że nie inwestuje w kulturę, zamknąć tę stronę i te felietony odeszłyby w niebyt. My chcieliśmy mieć je na papierze. Niektórzy mi sugerowali „Piotrek, może byś to zrobił”, tak że chciałem mieć to na papierze. I mam. I mają też ci, którzy kupili płytę w edycji limitowanej, ale nie muszą czytać felietonów, one nie są tak dobre jak płyta, więc mogą sobie zrobić z tego serwetki. Jest to dalej opakowanie od płyty.
Na płycie pojawiają się dość nietypowi goście — jest Michał Tomaszczyk, Piotr Szmidt, Andrzej Dąbrowski. Podejrzewam, że to Twoje wcześniejsze inspiracje, bardzo się otworzyłeś w kwestii jazzu, ale ja mam ciągle wrażenie, że hip hop jest takim zamkniętym kręgiem?
Myślę, że jest tylko troszkę bardziej zamknięty niż inne gatunki same w sobie. Jak są popowi ludzie, żyją w swoim popowym świecie. Patrycja Markowska może siąść do stołu z Dodą, Bogdanem Kondrackim, Dawidem Podsiadło, nawet z Moniką Brodką, to są ludzie, którzy mają tak naprawdę bardzo wspólny świat. To jest świat fanów, którzy kupują muzykę trochę z przypadku, kochają zdjęcia tych ludzi, ich teledyski. Wszystkie te osoby, które wymieniłem, nie mają w zasadzie żadnych poglądów na swoich płytach. To są wszystko utwory o niebie i tęsknocie i o tym, że musisz być silny, kiedy rano wstajesz, to jest wszystko lanie wody.
Brodka mi się jakoś nie zgadza w tym opisie.
Nie ma tam tekstów. To jest wspaniała muzyka bez tekstów. Uwielbiam skillsy Brodki. Producenci, którymi ona się otacza są świetni, ale nie ma w tym tekstu. Wszyscy wielcy polscy tekściarze przewracają się w grobach, a ci, którzy żyją smucą się, że nikt się do nich nie odezwał. Myślę, że oni mogą sobie usiąść przy jednym stole. Są totalnie w jakimś zawieszeniu pomiędzy nowymi meblami, samochodem w leasingu, który wezmą i diller da im dużą zniżkę celebrity discount, graniem dla korporacji, dla banków. To jest ich świat. Wydaje mi się tak bardzo obcy od świata jazzowego, muzyki niezależnej, punk-rockowej, gitarowej i tak bardzo różny od hip hopu. Jak zrobisz sobie zoom na każdy z tych światów, które wymieniłem, to tak samo będzie gdzie indziej pop, hip hop, zupełnie gdzieś indziej jazz, bo jazzmani grają koncerty ze względów dotacyjnych, a bilety są tylko symboliczną kwestią. To też są bardzo zamknięte, dziwne światy. I ja lubię je łączyć, lubię wyciągać jazzmanów. Jak będę miał tylko dostęp do kogoś z popu, nawet do tych ludzi, których wymieniłem, to też będę ciągnął za uszy i pokażę „a słuchaj, to może być też tak”, a oni mi powiedzą „możesz grać dla banku na przykład za 35 koła” a ja powiem „suuuuuuper, kiedy? Ustaw mnie”. Łączmy te światy.
Przyszła mi do głowy jeszcze Ania Dąbrowska…
Ania Dąbrowska ostatnio zrobiła mi wyrwę w tezie, że właśnie pop jest taki bez tekstów. W każdym wywiadzie nawijam o tym, bo w tym utworze patrzy na synka jak on jeździ na rowerze, ona mu kupi rower i on na tym rowerze kiedyś od niej odjedzie. Tak się wzruszyłem jak słyszałem ten numer. To jest pierwszy kawałek Ani Dąbrowskiej, który może być właściwie tylko Ani Dąbrowskiej. Wydawało się, że po Amy Winehouse coś się otworzy w światowym popie chociaż na początek, a potem w rodzimym, ale nie. Światowy pop to jest ciągle Lana Del Ray „Summertime saddness”, dwa słowa przez cały utwór, summertime saddness, summertime saddness, no gitara, jest summertime i jest saddness. Myślałem, że po Amy, wiesz, „chcą żebym poszła na odwyk, ale ja mówię nie” albo „kiedy się ze mną ustawiałeś to wiedziałeś, że oznaczam kłopoty”. Kur…, naprawdę, to jest aż tak alternatywny tekst żeby się nie dało więcej piosenek na dany temat stworzyć? Czy po Aloe Blaccu, który potrzebuje dolara? To są ciągle dwie postacie rolujące się przez 7 lat muzyki światowej popowej, które mają tekst o czymś. Niewiarygodne.
Mam wrażenie, że w Polsce mamy taki problem, że u nas się nie wraca do korzeni, że Doda nie mówi na przykład „Zdzisława Sośnicka była super, chcę tak śpiewać”, gdzie na przykład w Stanach Beyoncé otwarcie się przyznaje, że jej inspiracją jest Diana Ross, The Supremes. I o ile nie jesteś dzieckiem artysty tworzącego w latach 60., 70 czy 80., mam tu na myśli Kukulską i Rusowicz, to tych powrotów praktycznie nie ma.
To prawda. Trochę znam piosenkarki z lat 60., 70., bo trochę samplowałem, żeby robić dobry hip hop. Ja jestem człowiekiem od literek, dla mnie ważniejsze jest to kto im pisał teksty. Jak się dowiedziałem, że zespół Bajm zadebiutował na jakimś Opolu czy innym Sopocie w ’75 lub ’77 roku z piosenką, którą napisała Beata, Pani Beata Kozidrak, o której odkąd to wiem, wyrażam się z najwyższym szacunkiem, sieknęła taki tekst! Czy na przykład w filmie „Hardkor Disko” jest taki numer Bajmu, w którym ona śpiewa o waleniu wódki w gardło. Beata Kozidrak napisała ten tekst. Jest tam numer, który mógłby zostać zrobiony elektronicznie przez dwóch hipsterów na klawiszu i parapecie, a tekstowo jest po prostu miazga. I to jest numer Bajmu. W Bajmie było więcej mięsa niż w polskim popie przez ostatnie 10 lat.
Widziałeś może ostatni hit internetu „Hera, koka, hasz, LSD”?
Widziałem fragment tego nagrania, długo nie wytrzymałem. To jest męcząca piosenka aktorska, zaśpiewana z tą emfazą, której jak widać nie da się wyzbyć nawet jak śpiewasz o młodzieżowych rzeczach, to dalej jest to takie Michał Bajor style. Oczywiście nie chcę krytykować tej dziewczyny z góry do dołu, bo zapewne dużo profesorów kazało jej śpiewać w ten sposób, a ona gdyby nie śpiewała w ten sposób, to zostałaby wyrzucona ze szkoły czy coś takiego; to jakieś tragiczne historie o wyborach pewnie za tym stoją, ale dla mnie nawet nano-mini-akcent ujawnia sztuczność. Przynajmniej tekst jest o czymś, może też za bardzo wkręciłem się w narzekanie. Po prostu słowa hasz nie śpiewa się z tym teatralnym SZ. Ale w porządku, dziewczyna wypromowała tekst o czymś, cofam marudzenie z początku.
Wróćmy do gości na płycie — Peja jest jedynym gościem z kręgu hip hopowego. Dlaczego Rychu? Umówiliście się już wcześniej na kolaborację czy nagrałeś ten numer i stwierdziłeś „o, tu pasuje Peja!”? W utworze Pariasów, który był zresztą dissem na Rycha, Eldo rapował „No tak, Rysiu, dobry prezent dla dziecka, nie lepiej uczyć je uśmiechu, a nie jak się wściekać? — wasz wspólny numer to jakieś przedłużenie tych wersów?
Może podświadomie mi to zostało w głowie, nie myślałem o tym beefie z Pariasami. Mam nadzieję, że się chłopaki nie obrażą, bo to moje ziomki. Ja tą płytą chciałbym łączyć, a nie dzielić. Chciałem z Rychem nagrać numer, który nie odniesie się do jego antagonizmów, do jego beefów z TDF’em czy Pariasami i w ogóle nie będzie miał z tym nic wspólnego. Nagrałem utwór pod tytułem „Uśmiechnij się” i zastanowiłem się, kto pozornie nie pasuje do tego utworu. Potem stwierdziłem, że o ile znam człowieka, nie znam go jakoś bardzo dobrze, to jednak pasuje. To człowiek o bystrym poczuciu humoru. To większy as, niż niektórzy mogliby przypuszczać. Wiedziałem, że można się z nim uśmiechnąć, ale ludzie myślą, że się nie da. Chciałem pokazać, że się da. I się da, to jest najważniejsze. Dużo wymieniliśmy informacji na ten temat, że beat jest za dziwny, ale nie musiałem go długo namawiać, on to wziął jako wyzwanie, któremu chce podołać. Jego sztywna zaciętość, bojowość, objawiła się nie w tematyce, tylko w tym, że on ten beat poskromił.
Nie chcieliście wrzucić tego kawałka na wersję podstawową?
Nie udało się czasowo, za późno mi to Rychu wysłał. Miałem już tracklistę rozpisaną na atomy.
Pogadajmy teraz o Młodych Żbikach, co u nich? Widziałam Theodora prowadzącego freestyle w Harendzie, Wdowa robi świetne wywiady dla portalu Orange, a co jeśli chodzi o nagrywki? Możesz zdradzić szczegóły nadchodzących projektów?
Wszyscy pracują. Gosia wydała epkę Listopad. Bardzo dobrze, że taka zamknięta całość się pojawiła od Gośki. Młodzi robią, ale nie zamykają tego w całości tak jakbym chciał. Kuba Knap zaraz zamknie płytę. Będzie fantastyczna. Mam wrażenie, że artyści, dotyczy to także artystów z mojej wytwórni, zachłysnęli się potęgą YouTube. Nagrywasz, wrzucasz muzykę, klip, jest odbiór, zajawa fanów, to wszystko jest szczere, to jest dobra muzyka, ale nie zapominajmy o tym, że fajnie jest jednak wydać płytę na winylu, która ma początek, środek, koniec, można tę płytę wziąć do ręki, komuś rozciąć głowę. Poważna sprawa! YouTube jest nie do końca poważną sprawą.
Jesteś producentem wykonawczym każdej płyty wydanej w Alkopoligamii?
Nie, nie jest tak, że ktoś chce taki singiel i taki teledysk, wchodzę ja i mówię „nie, na pewno tak nie będzie”. Czasem doradzę coś w stylu „fajnie byłoby tu zrobić chórki” albo „te chórki są trochę wieśniackie, to je popraw”, ale to są wszystko takie ciepłe uwagi, które nie mają za zadanie komuś podcinać skrzydeł. Jak Wdowa chciała nagrać płytę Listopad z jednym producentem, to jest rozwiązanie, na które ja bym się nigdy nie zdecydował, no to sobie to zrobiła. Wydała w Alkopoligamii na takich zasadach, bo dajemy przestrzeń artystom.
Wierzysz w damski polski rap? Bo odnoszę wrażenie, że mamy ciągle deficyt pod tym względem na scenie.
Wierzę, pewnie. Jeżeli będziemy zawsze nazywali rapowe utwory kawałkami rapowymi czy zawsze będziemy postrzegali wszystko przez pryzmat rapu, to po prostu zawsze będziemy zamknięci. Jest taka panna, nazywa się M.I.A., szczerze jej nie znoszę. Średnio rapuje, kiedyś rapowała bardzo słabo, bardzo średnio śpiewa albo wcale, ale otaczając się wybitnymi producentami jest w stanie wmówić całemu światu, że jest super kozakiem na majku. To jest po prostu złe, jeżeli chodzi o skillsy. Ale ona nie postrzega siebie jako raperki, tylko jest po prostu rewolucyjną panną, która ma spójny wizerunek, wchodzi z buta, jakkolwiek ten but nie jest jakimś idiotycznym kolorowym trampkiem. No to jej się udało i wydaje mi się, że jeśli ktoś chce być raperką w Polsce, to nie powinna ta dziewczyna myśleć przede wszystkim, że „ja jestem raperką, współtworzę kulturę hip hop”. Zawsze sobie możesz pójść zrobić graffiti czy pójść potańczyć breaka, nikt ci nie broni, ale może warto pomyśleć o tym „jestem artystką, która wchodzi i rozpierdala”. Nieważne czy robi to za pomocą hip hopu. Jeżeli poświęci dwieście czy dwadzieścia swoich kawałków, pierwsze dwa single temu, że ona robi rap i ona jest raperką, robi to mimo tego, że są raperzy, którzy są bardziej rapowi niż ona, ile można? Niech ona zrobi kawałek o tym, że jej facet przynosi kwiaty, a ona tych kwiatów nie znosi i uważa swojego faceta za kryptogeja z tego powodu. Niech zrobi taką piosenkę, żeby nie pierd… o tym, że jest taką raperką, że robi rap. Podać to, że jesteś super można podać na sto różnych sposobów, błyskotliwych, śmiesznych, groźnych.
Jarasz się nową falą rapu? A$AP Rocky, Kendrick Lamar?
Kendrickiem tak, A$AP’em nie. Ab-Soulem się jaram, Curren$ym bardzo. Nie ma tak, że ktoś jest nowy, młody i nosi modne ubrania to jest taki sam. To czasami są po prostu debile, ze słabym flow, którzy mają też dobrze dobudowaną otoczkę, a czasami są to utalentowani poeci ze skillsami, których wrzuca się do jednego wora z tymi wszystkimi osłami. Poza otoczką to niczym się to nie różni od głupiego rapu z końca lat 90. czy z 2005 roku. Schoolboy Q jest trochę napompowany, nie jest tak, że on jest jakiś wyjątkowy. Ma dobrą muzykę, ale rapowo to jest przeciętniakiem w opór. Jeśli chodzi o Drake’a, „Started From The Bottom”, taki stricte rapowy numer, to już spoko. Nie udało mi się przesłuchać jego płyty dalej niż do 3 utworu. VNM ciągle mi tłumaczy, że to jest bardzo wszechstronny artysta, że kto jak kto, ale ja się powinienem nim jarać, że potrafi bardzo dobrze rapować, śpiewać na kilka sposobów i tak dalej. Te śpiewy… to nie tak, nie tędy droga. Jest to ciekawe i oryginalne, ale na tej samej zasadzie Lil’ Jon był oryginalny. Krzyczał „yeah”, w ogóle dużo krzyczał z taką wręcz metalową manierą, ale na tym patencie długo nie pojechał.
I na koniec jeszcze takie pytanie, gdybyś mógł się przenieść w czasie, co trzydziestojednoletni Mes powiedziałby dwudziestoletniemu Mesowi? Jakiej rady byś sobie udzielił, biorąc pod uwagę ostatnią dekadę? Rzuć ten rap w cholerę czy brnij w to dalej?
Powiedziałbym, że wiele dobrych rzeczy przyjdzie do życia tego młodego Mesa wraz z miłością. Natomiast wszystkie rzeczy, które go spotkają przez najbliższe dziesięć lat będą cenną nauką, która w swojej samotniczej konwencji będzie miała bardzo dużą wartość. Mimo, że wszyscy będą starali się mu wmówić, że jest tylko jakimś etapem przepotwarzania, niedojrzałością, czymś takim, a to nieprawda.
Dziękujemy za rozmowę.
Komentarze