Wydarzenia

Recenzja: Mark Ronson Uptown Special

Data: 16 lutego 2015 Autor: Komentarzy:

Mark-Ronson-Uptown-Special

Mark Ronson

Uptown Special (2015)

Columbia/RCA

Mark Ronson w świecie muzyki zasłużył się i to bardzo. To on jest odpowiedzialny w dużej mierze za sukces Amy Winehouse. To On również wyprodukował hit „Ooh Wee” z filmu Honey. Wielki muzyk nagrywa z wielkimi muzykami. Tak, krótko mówiąc, można opisać ostatnie dzieło Brytyjczyka. Pytanie brzmi jedynie: co z tego wyszło? Duża porcja hitów, czy klapa? A może pół na pół? Przewidywania były różnorakie, ale po singlu z Bruno Marsem wyobrażenie tego, co usłyszeć możnaby na Uptown Special, napęczniało.

Na krążku z głośnikiem na okładce znalazły się wśród gości solidne nazwiska. Jeff Bhasker, Bruno Mars, Andrew Wyatt to tylko wierzchołek góry lodowej. Na pierwszy rzut oka, wrażenie robi Stevie Wonder w utworze rozpoczynającym oraz w outro. Kolaboracja z legendą R&B polegała co prawda jedynie na tym, że Wonder zagrał na harmonijce muzykę, którą napisał Ronson, lecz to i tak, jak sam artysta stwierdził, „spełnienie jego marzeń”. Szkoda tylko, że zarówno w pierwszym, jak i ostatnim kawałku usłyszeć można tę samą melodię (ze zmienionym tempem). Pozostałe dziewięć numerów to przekrój spokojnego soulu, R&B, przez pop, aż po szaleńczy funk. Najlepszym tego przykładem jest singiel „Uptown Funk” z Marsem, który okazał się być strzałem w dziesiątkę, gdyż najwidoczniej takiego kopniaka potrzebował dzisiejszy mainstream. Gorący, brzmiący niczym w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych czysty funk roztańczył cały świat, ale to nie wszystko. Kolejną bombą na liście utworów, która zaraża pozytywną energią jest „Feel Right” z Mystikalem, z którego wyszedł prawdziwy James Brown. I tutaj chciałoby się wymieniać dalej, lecz niestety na tychże dwóch utworach zachwyt się kończy. Przyjemnym dla ucha jest również „I Can’t Lose”, które podchodzi klasyczną Chaką Khan, dzięki czemu nie jest to tylko „zjadliwe”, a dobre. Uważam, że błędem była współpraca z Kevinem Parkerem, wokalistą Tame Impala. Na płycie są aż trzy utwory, na których wokal należy do Cracka Ronsona. I faktycznie, psychodeliczny śpiew Australijczyka, przeplatany syntezatorami, może sprawiać wrażenie odpłynięcia w inny świat, ale niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Nie leży mi łączenie dwóch aż tak odległych gatunków i niechętnie słucham tego typu muzyki. Warto wspomnieć o Bhaskerze, współautorze wielu wszystkim znanych albumów (między innymi The Documentary, 808 & Heartbreak czy My Beautiful Dark Twisted Fantasy). Współpraca z tym nazwiskiem zawsze będzie oznaczać sukces. Gdyby tylko Jeff bardziej się postarał…

Po „Uptown Funk” spodziewałem się czegoś więcej, niż nijakiego przytupywania do jęczenia Kevina Parkera. Rozczarowaniem był brak głosu Steviego Wondera, ale to akurat jest do wybaczenia, gdyż jego harmonijka za każdym razem brzmi doskonale. Jestem wdzięczny Markowi za „Feel Right”, idealny kawałek na gorsze dni, który podnosi na duchu, a nawet i bawi przekleństwami Mystikala. Z drugiej strony, nie jestem w stanie zanucić połowy utworów — to źle. Ronson, stać Cię na więcej. Dajesz materiał, choć przyzwoity, to mimo wszystko z brakami. A szkoda, bo był potencjał.

Komentarze

komentarzy