Wydarzenia

Andrzej Cała & Soulbowl: Press Play #19

Data: 6 grudnia 2015 Autor: Komentarzy:

calak

fot. Michał Mazurek

Przed Wami kilka propozycji w ramach kolejnej odsłony naszych płytowych rekomendacji. Możecie je traktować jako antidotum na wszechobecne świąteczne dzwoneczki albo propozycje do nadrobienia w czasie urlopowo – feryjnym.
Nasz dzisiejszy Gość jest współautorem trzech najważniejszych wydawnictw z pogranicza hip hopu i soulu w polskiej literaturze. Od kilkunastu lat aktywnie pisze o muzyce. Sumiennie i rzeczowo. Od Calaka wiedzieliśmy kim są Mark De Clive-Lowe i 4Hero oraz czemu warto grzebać w katalogu Naked Music. Obecnie Redaktor Naczelny serwisu Noisey.

Andrzej Cała

Common ‎– Like Water For Chocolate, MCA Records (2000)

Do Like Water For Chocolate powracam średnio raz na miesiąc i słucham od pierwszej do ostatniej sekundy. Teraz będę zresztą pewnie czynił to częściej, bo w końcu – z okazji Andrzejek (brawo ja!) – sprawiłem sobie to wydawnictwo na winylu.

Pomimo tego, że od premiery minęło już piętnaście lat, czekolada wciąż smakuje fantastycznie i można ją określić opus magnum w przypadku Commona. Wszystko co jest z nią jakkolwiek związane – od zdjęcia okładkowego i wydania, przez klipy promocyjnye, aż do gości, można ocenić wzorowo. Najważniejsza jednak w tym wszystkim jest oczywiście sama zawartość krążka. Jak ulał pasuje do niej przymiotnik – bogata. Bogata i niesamowicie klimatyczna jest na LWFC muzyka, której autorem jest w największym stopniu Jay Dee. Niezwykle bogate i inteligentne są teksty Commona. No i bogaty w nawiązania i brzmienia jest klimat tej płyty, w wybitny sposób łączącej klasyczny hip-hop z soulem, jazzem i rytmami rodem z Afryki.

To trzeba wysłuchać – za pierwszym razem najlepiej w samotności, usadzając się głęboko w fotelu z czymś dobrym do picia i słuchawkami stanowiącymi barierę przed światem zewnętrznym.

Chojny

Kate Bush – The Dreaming, EMI (1982)

Kate nie ma żadnych hamulców, żadnych oporów i organiczeń jeśli chodzi o artystyczną kreatywność. The Dreaming — pierwszy album wyprodukowany w stu procentach przez nią samą — świeżo po premierze szokował, a dzisiaj w sercach kolejnego pokolenia słuchaczy walczy o tytuł Bushowego magnum opus. Hounds of Love miało przeboje, ale to The Dreaming uświadomiło nas o najostrzejszych objawy muzycznego szaleństwa artystki. Solipsystyczne dylematy w zainspirowanym Steviem Wonderem „Sat In Your Lap”, biografia Harry’ego Houdiniego z nietypowej perspektywy, parodiujące staroszkolne filmy o napadach „There Goes A Tenner”, czy etniczny utwór tytułowy, który równie dobrze mógł zostać napisany przez M.I.A. dwie dekady później. No i wreszcie mroczne „Get Out Of My House” pełne obłędu, wrzasków i ryczących osłów (!). Takie wybuchowe mieszanki nigdy się nie nudzą, dlatego właśnie do tego albumu Kaśki dzisiaj wracam najchętniej.

Eye Ma

Dej Loaf ‎– #AndSeeThatsTheThing, Columbia (2015)
Pierwszy raz o Dej Loaf usłyszałam, gdy nagrała kawałek „Ryda” z The Game’em. Pomyślałam wtedy, że nie jest to duet zbytnio fascynujący, ale już biję się w pierś za tę zniewagę. Sięgnęłam po #AndSeeThatsTheThing z kilkumiesięczną obsuwą, ale lepiej późno niż wcale. Płyta przykuła moją uwagę z wielu powodów, ale najbardziej uderza lekkość z jaką Dej przekazuje nam swoją wiedzę o świecie. A wierzcie mi, Detroit nie rozpieszcza nikogo i zapewne nie inaczej jest w przypadku szeroko pojętego przemysłu muzycznego. Podobno do odniesienia sukcesu potrzebne są dwie cechy: ignorancja i pewność siebie. Już w „Desire” Dej Loaf udowodnia, że korzysta z nich bez najmniejszego problemu, a to dopiero początek. Nie wspominając już nawet o warstwie muzycznej bowiem nieważne czy jest to pulsujące „Back Up” z Big Seanem czy mgliste „Hey There”, w którym gościnnie wystąpił Future, dla mnie na tej epce zgadza się dosłownie wszystko.

Dźwięku Maniak

Xavier – Hearts & Daggers EP (2012)

Xavier… czyli kto? Jak to możliwe, że w dobie wszędobylstwa i powszechnej inwigilacji wciąż można pozostać całkowicie anonimowym. Przeszukałem cały internet i nic, zero konkretów. Milczą blogi i serwisy muzyczne. Człowiek zagadka. Odrzućmy jednak wątki biograficzne, skupmy się na muzyce – a warto, gdyż bostońskiego artystę z pewnością cechuje nieszablonowe podejście do rnb, które zawiera w sobie wiele naturalnej przestrzeni i niewymuszonej zmysłowości. Materiałem zawartym na Hearts&Daggers Xavier wpisuje się w obraz wielu współczesnych wokalistów z pogranicza soul/rnb, którzy słuchaczy przyciągają przede wszystkim wdziękiem i lekkim brzmieniem, unikając przy tym chwytliwych melodii, przyozdobień i innych plastikowych sztuczek. Na debiutanckim wydawnictwie Amerykanina, oprócz ciekawego wokalu, wyróżniają się dodatkowo aranżacje, które – co bardzo dobrze słychać – zostały skomponowane z głową, z uwzględnieniem wieku detali pozwalających się rozmarzyć i unieść tych 30 cm ponad. Osobiście najciekawszym (i przez to najlepszym) utworem na tym mini-albumie jest „Memory Loss” z motywem bliźniaczo podobnym do legendarnego numeru 2Paca „Temptations”. Jak to często bywa przy okazji takich releasów całość jest do pobrania za friko!

K.Zięba

Naked Music NYC ‎– What’s On Your Mind?, OM Records (1998)

Gdy zbierałem się do redagowania dzisiejszego zestawienia włączyłem kupioną na allegro za niecałą dychę kompilację wyprodukowaną przez Jaya Denesa — jednego z założycieli Naked Music. Wytwórni, w której na przestrzeni lat świetne płyty nagrały Aya, Lisa Shaw czy Gaelle. Nie wspominając o kilkudziesięciu składankach oprawionych fantastycznymi okładkami.

Pomimo, że świat zna Denesa głównie za sprawą subtelnych house’owych produkcji sygnowanych pseudonimem Blue Six, What’s On Your Mind wydane w OM Records powinno być absolutnym pewniakiem do dumy w karierze Jaya. Najwyższej próby neo–soul w wykonaniu Catheriny Russell i Ady Dyer, których maniery mogłyby być lekcją dla większości dzisiejszych wokalistek. Ciepłe, rhodesowe brzmienia nie nużą, przywołując skojarzenia do poczynań Organized Konfusion na albumach Sleepy’s Theme i Society of Soul.

Kapitalna, niedzielna płyta. Słucham szósty raz pod rząd.

Rafał Kulasiński

kossisko

Kossisko – Red White n Cruel EP, Cutcraft Music Group (2015)

Doskonale pamiętam jak rok temu przed wakacjami wypuścił pod szyldem 100s epkę Ivry, która była symbolem ówczesnego lata. Rapowy świat oszalał w zachwycie nad wajbem, lekkością i pimperskim klimatem. Po roku tenże jegomość wraca już jako Kossisko (jego prawdziwe imię) i w zupełnie innej konwencji ponownie zamiata grą. Teraz to bardziej rap nie śpiewanie, zawieszone gdzieś między Prince’em, a Rickiem Jamesem, którzy z resztą są inspiracją Kossisko Konana. Epka porywa, ma niesamowitą energię i chce się do niej wracać. Życzyłbym sobie, żeby każda zmiana konwencji przez artystę wyglądała właśnie w takie sposób. Ostrzegam, jeżeli nie chcecie się uzależnić to nawet nie próbujcie jej odpalać choćby raz.

Dżesi

D’Angelo And The Vanguard ‎– Black Messiah, RCA (2014)

Za 9 dni minie równo rok od jednego z najpiękniejszych poranków w ostatnich latach — premiery Black Messiah. Od tamtego dnia wiele się zmieniło, zarówno w moim życiu, jak też życiu milionów (chyba nie przesadzam?) na całym świecie. Jako, iż Czarny Mesjasz po piętnastu latach oczekiwania był nie lada zaskoczeniem — wywołał lawiiinę radości. Nie była ona jednak wynikiem tylko W KOŃCU doczekania się nowej płyty D’Angelo, ale także (albo przede wszystkim) jej ogromnej jakości i, jak to bywa w przypadku D’, ponadczasowości. Dla mnie prywatnie stała się też początkiem nowej kosmicznej podróży oraz niebywałym doświadczeniem koncertowym (występ w berlińskim Columbia Halle i tym samym najlepsze Walentynki życia), dzięki którym uśmiech na mojej twarzy zaczął gościć znacznie częściej. Album na dziś, jutro i na kolejnych piętnaście lat.

Antkovsky

Jeremih ‎– Late Nights: The Album, Def Jam (2015)

Gdy już światła gasną, a dzieciaki zasypiają, dorośli baraszkują. I tak, w początek tegorocznej zimy wchodzimy z gładkim, przyjemnym i niesamowicie seksownym, wielokrotnie opóźnianym albumem Jeremiha. Trzyletni okres oczekiwania oraz zmiany tytułu sprowadziły się do stworzenia poniekąd kontynuacji mixtape’u o tym samym tytule z 2012 roku. I choć premiera miała miejsce w piątek 4 grudnia, a dzień później pojawiła się u nas recenzja, tak ciągle album ten odtwarzam w zapętleniu. Dlaczego? Bo to kawał dobrego R&B i hip-hopu. Mało kto zna tak naprawdę Jeremiha. To pochodzący z Chicago wokalista, który choć mocnego głosu nie posiada, to dysponuje natomiast talentem tworzenia hitów. Gdziekolwiek nie pojawia się jego osoba, utwór ten staje się komercyjnym hitem — podobnie jak w przypadku Chrisa Browna. Co sprawia taki efekt? Chwytliwe kompozycje, proste teksty i unoszący wokal. Aż biodra same zaczynają bieg. Polecam, szczególnie na te chłodne wieczory.

Forrel

Tomasz Makowiecki ‎– Moizm, Sony (2013)

Długo zwlekałem z zakupem tego krążka. Średnio raz na miesiąc wracałem do odsłuchu urywków, żeby w końcu przekonać się do nabycia wydawnictwa Tomasza Makowieckiego Moizm. Początkowo uważałem, że jest nudno i monotonnie, ale nabyłem płytę i szybko przekonałem się, że był to jeden z lepszych zakupów. Ten chilloutowy krążek jest idealną propozycją w obecnym jesienno-zimowym okresie. Mocny bas oraz kojące dźwięki syntezatorów i instrumentów elektronicznych w ejtisowym stylu fantastycznie wypełniają pomieszczenie. Znany z pop-rockowego brzmienia Makowiecki sięgnął tym razem po hipnotyzujące i wzruszające aranżacje, które stworzył w sposób indywidualny i radykalny. Znajomi twierdzą, że albumu przyjemnie słucha się podczas prasowania, ja polecam ją albo wczesnym rankiem, kiedy za oknem świat jeszcze śpi, albo późnym wieczorem, kiedy światła gasną i w spokoju można delektować się zbiorem dojrzałych i osobistych kompozycji.

Dill

Kandace Springs – EP, Blue Note Records (2014)

Kandace Springs to młoda wokalistka, która dopiero debiutuje na muzycznej scenie. Do tej pory mogliście ją kojarzyć z 36 Ghostface Killah, gdzie udzieliła się w dwóch numerach. Ostatnio zainteresowało się nią Blue Note Records, które wypuściło jej pierwszy materiał – czterokawałkową epkę pod tytułem… EP. Polecam z całych sił to krótkie wydawnictwo. Wszystko zrobione jest tu z wielkim smakiem — klasyczny soul miesza się z funkiem, muzyką latynoską i jazzem, a sama Kandace mimo młodego wieku prezentuje się jako wyjątkowo dojrzała artystka. Przyznam, że po wysłuchaniu tej epki nie mam dość i czekam na pełen album, który zbliża się wielkimi krokami bo podobno niedawno był ostatni związany z nim dzień nagrywek w studio. Póki co, sprawdźcie EP. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak jak mnie.

Komentarze

komentarzy