Travi$ Scott
Birds in the Trap Sing McKnight (2016)
Grand Hustle
W 2016 roku granice między mainstreamowym a niezależnym hip-hopem wyraźnie się zacierają: raperzy nowej fali pokroju Young Thuga czy trio Migos forsują nowoczesne brzmienie pełne efektów wokalnych i melodyjnego bełkotu, południowi weterani inspirowani twórczością Gucciego Mane’a nieprzerwanie inwestują w surową wizję cykającego trapu, tytani sceny w postaci Kanyego Westa i Kida Cudiego bawią się formą pełną przepychu i aranżacyjnych wariacji, a Kendrick Lamar, Danny Brown czy członkowie Odd Future nieustannie odkrywają nowe możliwości hip-hopowego eksperymentu, swobodnie realizując swoją wizję jako artyści głównego nurtu. Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi grupami w kłębach dymu lewituje Travi$ Scott — młody reprezentant Teksasu, którego świetne, debiutanckie Rodeo oraz poprzedzające mixtape’y Owl Pharoah i Days Before Rodeo zaniosły go na szczyt stawki, malując go jako jednego z najciekawszych artystów młodego pokolenia. Jego najnowszy krążek zatytułowany Birds in the Trap Sing McKnight kontynuuje rozpływający schemat debiutu, wzbogacając całą mieszankę o współczynnik przepastnych, chwytliwych popowych akcentów.
Jednym z największych atutów twórczości Scotta jest niesamowity talent do refrenów, których energia niejednokrotnie rozciągana jest na zwrotki, co sprawia że łatwo zatracić się w tych prostych, uzależniających wersach. Za najlepszy przykład może posłużyć osłupiające „Goosebumps” z niezawodnym Kendrickiem Lamarem, gdzie głęboki bas i sunący układ perkusyjny bezpośrednio i niemal niezauważalnie przenoszą charyzmatyczną melodię refrenu do fantastycznej śpiewanej zwrotki, aby zwieńczyć całość kaskadą linijek reprezentanta TDE. Singlowe „Pick Up the Phone” z Thuggerem i Quavo funkcjonuje na identycznych warunkach — rozhuśtane zwrotki na moment nie tracą impetu hooku, a wszystko przystrojone zostało niezwykle ciepłym instrumentalem autorstwa Vinylza, Franka Dukesa, Rittera i Mike’a Deana, którego nie sposób nie skojarzyć z „I Know There’s Gonna Be (Good Times)” Jamiego xx. Ogromną inspiracją obranej estetyki był również Kid Cudi, który pojawia się w kluczowych i najbardziej przebojowych utworach albumu. Następujące po sobie piekielnie mocne „Way Back”, „Coordinate” i „Through the Late Night” (nawiązujące do i jakościowo bijące na głowę przebój Cudiego) to definicje łączenia popu z hip-hopem po My Beautiful Dark Twisted Fantasy Westa.
Bogata, potężna produkcja koncentrująca w jednym miejscu futurystyczny południowy hip-hop, tradycję muzyki chopped & screwed z Houston oraz popową melodyjność opartą na pościelowym klimacie nowoczesnego R&B, a także ta zdecydowanie bardziej elektryzująca i przebojowa część płyty stanowią jej najmocniejszą stronę. Minimalnie gorzej prezentują się spokojniejsze, mniej radiowe pozycje z płyty. Z jednej strony dostajemy bezbłędne numery jak otwierające album „The Ends” z André 3000 czy rozpływające się na przestrzeni ponad pięciu minut, delikatne, ulotne „First Take” z Brysonem Tillerem, z drugiej zaś kilka wypełniaczy i łagodnie rzecz biorąc, nietrafioną końcówkę z zamykającym niewypałem w postaci „Wonderful” z The Weeknd. Ubiegłoroczne Rodeo było projektem bardziej spójnym i w konsekwencji lepszym jako całość, nawet jeśli te najbardziej przebojowe momenty Birds in the Trap Sing McKnight pokroju „Coordinate”, „Goosebumps”, „Pick Up the Phone” czy „Way Back” są najmocniejszymi punktami katalogu Travi$a Scotta. Miejmy nadzieję, że zwiastują kolejne lata hitów łączących południowy, hip-hopowy sznyt z wirusem popowej charyzmy.
Komentarze