Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że zeszłego lata polski rynek fonograficzny wzbogacił się o jedną z „najbardziej czarnych” płyt ostatnich lat. Rzadkością jest bowiem, by wśród rodzimych artystów znalazł się ktokolwiek, kto chciałby z takim zaangażowaniem oraz dbałością o szczegóły zabrać się za soul i funk, nie kopiując przy tym jeden do jednego patentów z zagranicy. Tym przywoływanym wydawnictwem jest album Za Wysoko, którego autorem jest Jarosław Kubów, szerzej znany jako Jarecki. Na wspomnianym krążku artysta skutecznie wymieszał funkowy groove z soulem i hip-hopem, w wyniku czego otrzymaliśmy bardzo różnorodny materiał, zarówno jeśli chodzi o brzmienie, jak i warstwę tekstową. Nieco ponad rok po wydaniu Za Wysoko spotkałem się z Jareckim, by odbyć z nim krótką, ale bardzo przyjemną rozmowę.
Przy okazji, poniższy wywiad jest moim ostatnim tekstem w blisko 7-letniej działalności dla Soulbowl. Dziękując, kłaniam się i zapraszam do zapoznania się z zapisem mojego spotkania z Jarkiem.
Soulbowl: Za Wysoko jest z pewnością twoją najdojrzalszą i muzycznie najbardziej spójną płytą.
Jarecki: A dziękuję ci bardzo, że masz o niej takie zdanie.
Bo do tej pory to była raczej żonglerka – trochę rapu, trochę dancehallu, trochę funku, a tutaj słychać zdecydowanie przemyślany i konsekwentnie zrealizowany materiał.
Ta różnorodność, o której mówisz, wynika z tego, że nie chce się ograniczać w twórczości do żadnego gatunku muzycznego. Mi się w ogóle wydaje, że cierpię na schizofrenię muzyczną.
Rozwiń. (śmiech)
(śmiech) Cierpię na nią, ponieważ chciałbym uszczknąć po trochu z każdego gatunku, być eklektycznym. Trochę dla siebie i trochę dla ludzi. Wiadomo, na końcu najważniejsze jest, żeby ktoś tego słuchał, dlatego zdaję sobie sprawę, że do tej pory mój odbiorca miał może problem z właściwą identyfikacją mnie. Dlatego z czasem zrozumiałem, że będzie trzeba to wszystko, co robię, porozdzielać na różne projekty, np. rzeczy tworzone solo i te, które chodzą po głowie mi i BRK. Z kolei, z drugiej strony, ciężko mi osadzić to, co tworzę, w stricte jakimś jednym gatunku czy brzmieniu.
A propos projektów, jak rozmawiałem z GrubSonem, to wspomniał mi, że planujecie we trzech siąść do wspólnego materiału, który będzie wypadkową waszej zajawki na soul i blues. Czy działacie już w tym temacie?
(uśmiech) Tak, mieliśmy już takie pierwsze spotkanie i wyszło bardzo zadowalająco. Natomiast pewnych rzeczy musimy nauczyć się na nowo, ponieważ dotychczasowe numery były tworzone głównie w studio, a tu działamy poza nim, gdzieś z dala od wszystkiego, skupiając się tylko na tym, co siedzi w nas tu i teraz. To taki bardzo spontaniczny jam session, z zupełnie innym flow niż to, które czujemy przebywając w studio. Ogólnie to bardzo cieszę się z tego momentu, że coś takiego się dzieje i mam nadzieje, że powstanie z tego coś fajnego.
A w takich planach pomaga własna wytwórnia, czy w sumie niezależnie od tego, gdzie byście to chcieli wydać, to i tak byście próbowali?
Owszem, własna wytwórnia daje ten komfort, jednak myślę, że niezależnie od tego ktoś by nas wydał (śmiech). Poza tym wspomniałeś o wytwórni, której ja bym jeszcze stricte wytwórnią nie nazwał. To w tej chwili twór, który skupia wokół siebie konkretnych ludzi i pozwala nam na pełną kontrolę. Wiesz, mamy to po prostu w swoich rękach. W ogóle wydaje mi się, że w życiu artysty przychodzi w końcu taki moment, kiedy chce być na swoim, poznać to wszystko od kuchni i mieć nad tym pełen nadzór.
W 2014 roku wraz z BRK udzieliliście dla Gazeta.pl wywiadu, w którym przekonywaliście, że jesteście zbyt alternatywni na duże festiwale. Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że przez te cztery lata – a zwłaszcza w ostatnim roku – wiele się w tym temacie pozmieniało.
Również tak myślę. W chwili obecnej nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyśmy się mieli pojawić gdziekolwiek. Niemniej, to zawsze będzie zależało od tego, czy ktoś będzie potrzebował naszej muzyki i czy nas po prostu zaprosi. Na pewno ja jestem na to jeszcze bardziej otwarty niż kiedyś.
A myślisz, że na tę przychylność ze strony organizatorów ma bardziej wpływ brzmienia twojej ostatniej płyty, czy jednak to zasługa publiczności – coraz bardziej świadomej i łaknącej dobrej muzyki na żywo?
(chwila zastanowienia) Ciężko powiedzieć (śmiech). Natomiast bardzo cieszy mnie, że coraz częściej spotykam ludzi, którzy mają konkretne, ukierunkowane potrzeby – i mówię tu zarówno o organizatorach, jak i samych słuchaczach. Do tego zacierają się coraz bardziej podziały gatunkowe, co również działa na korzyść artystów. Poza tym ja od dawna twierdzę, że nie ma gatunków muzycznych, są tylko dobre zespoły.
W takim razie mógłbyś wskazać takie dobre zespoły, którymi osobiście się jarasz?
Jest mnóstwo takich zespołów! Chociażby mój ulubiony zespół w ostatnim czasie, czyli Bitamina, których swoją drogą poznałem dzięki Soulbowl. Do tego chociażby Dawid Podsiadło, Rosalie., Daria Zawiałow…
…a myślisz, że teraz jest popyt na brzmienia, które jeszcze do niedawna były nieco bagatelizowane i marginalizowane? Piję chociażby do wspomnianej Rosalie. i jej dobrze przyjętego pomysłu na R&B, czy też do ciebie i P.Unity, dzięki którym szerzej mówi się o funku.
Są plusy i minusy tej sytuacji. Plusem jest to, że ludzie mają coraz większą świadomość. Zaczynają szukać, odkrywać, chcą więcej. A minusem jest to, że jest taki nawał muzyki, jest taki przesyt na rynku, że mimo wszystko nie dotrze się do każdego ciekawego artysty.
Chciałbym wrócić do Za Wysoko. Wiele sufitów udało ci się przebić tym wydawnictwem?
Przede wszystkim mój własny sufit został przebity. Dzięki muzyce podróżuję w kosmos i w sumie o tym jest ta płyta. Że udaje mi się oderwać od rzeczywistości, zwłaszcza za pomocą muzyki. Do tego na albumie dużo wątków jest związanych z relacjami międzyludzkimi, z tym, jak przekazujemy sobie informacje i funkcjonujemy ze sobą. Ja na przykład mam tak, że lubię jeździć w góry. Ale zdecydowanie lepiej czuję się, kiedy jestem tam z kimś bliskim i mogę podzielić się swoimi wrażeniami, tym co widzę, tym co w danym momencie czuję. To są te emocje, o które mi chodzi i które chcę przekazywać dalej.
Zostając przez chwilę w tym temacie, to czy masz takie swoje ulubione miejsca? Zakładam, że tak, w końcu śpiewasz o tym w numerze „Obok”, ale gdybyś mógł je wymienić z nazwy.
Tak, oczywiście, mam swoje miejsca. W momencie, kiedy odkryłem vibe z górami, to staram się tam jeździć jak najczęściej. Uwielbiam Karkonosze, a w Karkonoszach też mam swoje ulubione miejsca, np. Ścieżka nad Reglami. Ja się tam czuje jak na innej planecie. Takie miejsca odkryłem też dzięki wspinaczce, czyli mówię tu o Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, czy też o okolicach Lądka Zdrój. Jest ogólnie tego sporo, gdzie czuję, że mam tę moc. W ogóle śmiało mogę powiedzieć, że chodzenie po górach i wspinaczka zmieniły mi życie. Pozwoliły otworzyć głowę i uwrażliwiły na wiele aspektów, w tym takie symboliczne pojednanie z naturą. Poza tym w górach poznałem swoją żonę, tam się jej oświadczyłem, w górach też mój syn zaczął mówić swoje pierwsze słowa. Także wydarzyło się tam dla mnie wiele magicznych rzeczy.
Dzięki za rozmowę!
Komentarze