jarecki
#FridayRoundup: Yves Tumor, Jarecki, Baby Meelo i inni
Jak co tydzień w cyklu #FridayRoundup dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Tym razem mamy dla Was pięć konkretnych rekomendacji w artykule i całą feerię okołosoulowych barw na plejliście. Wśród polecajek: Yves Tumor, Jarecki, Baby Meelo, Genesis Owusu i Pop Smoke. Na plejce zaś ponadto: Chet Faker, Willow, Stimulator Jones, James Vickery, Phabo, Kenneth Whalum i inni.
Asymptotical World
Yves Tumor
Warp
Yves Tumor powraca z nową EPką. The Asymptotical World to sweet spot między dwoma poprzedniki albumami – Heaven to a Tortured Mind, które brylowało w naszych zeszłorocznych podsumowaniach i Safe in the Hands of Love, uważanego za najpełniejszą fuzję tumorowskich zapędów w postindustrialne, rdzawe sprzężenia i dream popową wrażliwość. Najnowsza EPka czerpie garściami z obu światów, czy to w hypnagogicznym noisie w duecie z NAKED czy w przyjemnie gęstej, szeleszczącej neopsychodelii singlowego „Jackie”. EPka zdaje się także chwilami sięgać po nowe, niebadane jeszcze przez artyście tropy, jak choćby postpunkowa taneczność. Blichtr, glam i brokat są dalej, płoną tylko płomieniem psychotropowej ekstazy.— Wojtek
Totem
Jarecki
Def Jam Polska
Jarecki oraz DJ BRK powracają z trzecim studyjnym krążkiem, na którym jednej strony słyszymy to, do czego panowie nas już przyzwyczaili, czyli przepełnione soulem i funkiem produkcje, a jednocześnie czuć tu ciągły progres. Ten słyszalny jest przede wszystkim w warstwie tekstowej, nieco bardziej osobistej i emocjonalnej, niż na poprzednich płytach. Świetnie wypadają równie goście, wśród których znaleźli się Vito Bambino, Skip, Miodu oraz Martyna Szczepaniak. Muzycznie album dopracowany jest niemal w każdym calu. Ciepłe brzmienia, żywe instrumenty, świetne chórki oraz cała paleta klimatów od chillowego soulu, po bardziej taneczne brzmienia, tworzą vibe, który nie łatwo jest uzyskać, a obcowanie z nim sprawi Wam przyjemność od pierwszej do ostatniej minuty tego wydawnictwa. Więcej o krążku, który polecamy całych sił, dowiecie się z wywiadu, który Jarecki udzielił naszemu portalowi. — efdote
Heavyweight ż00lrap
Baby Meelo
Regime Brigade
Na najnowszym krążku Baby Meelo Heavyweightż00lrap, który pomimo stylistycznego podobieństwa okładki, trudno ogłosić bezpośrednim następcą którejkolwiek z wcześniejszych pozycji w dyskografii wrocławskiego producenta, artysta z juke’owego wariata przeistoczył się w rapowego rzeźnika. Psychotyczne post-oldschoolowe bity, enigmatyczna rapowa poza, mimo gęstego klimatu produkcji Meelo charakteryzuje duża doza dystansu do rzeczywistości i swojej twórczości, a może nawet lekko humorystyczne zabarwienie. Juke pozostaje kompontentem progresywnej całości, ale jak Meelo sam deklaruje — jest raperem i obowiązki ma rapera. Gdzieś w jego ostatniej kreacji pobrzmiewa mi duch-orędownik Earla Sweatshirta, ale jak zawsze u Meelo transkrypcja chicagowskiego ghetta na wrocławskie blokowisko nie jest nijak oczywista czy prostolinijna.— Kurtek
Missing Mollars (Swnt deluxe)
Genesis Owusu
House Anxiety
Jeszcze przed miesiącem, przy okazji premiery „Same Thing”, Genesis Owusu odgrażał się, że sesja nagraniowa do kapitalnego Smiling with No Teeth, które ujęło nas bezpretensjonalnymi salwami funk punku, objęła sześćdziesiąt godzin muzyki, nagrane w zaledwie sześć dni. W efekcie tej zapowiedzi wyłuskano dodatkowy materiał, oficjalnie wersję deluxe materiału zasadniczego, a nieoficjalnie odrębny byt zatytułowany wymownym Missing Mollars. Tytułowe brakujące trzony zębowe to najwyraźniej konstrukcja z żelbetu, jeżeli wziąć pod uwagę jej industrialne i lekko zaostrzone fundamenty. Zupełnie słusznie opatrzono ten zestaw okładką z linorytowym negatywem, bo koresponduje z już nie tak żwawą i optymistyczną energią dodatku do SWnT. I nawet mimo lekko stłumionej przebojowości, czy też piosenkowości, rześki duch Genesis Owusu unosi się nad jego starym-nowym materiałem, przypominając nam o sile rażenia tego bezzębnego uśmiechu.— Maja
Faith
Pop Smoke
Republic Records/UMG/Victor Victor
So in a sense, Bashar is bringing the good news, telling you to believe in yourself / He believed in himself with an understanding that greatness was his to manifest / He had a vision, a plan, and he made it work – tymi słowami dumna ze swojego syna Audrey Jackson otwiera jego drugi pośmiertny album. Choć zasoby pozostawionego przez Pop Smoke’a materiału powoli się wyczerpują, to dzięki intensywnej pracy producentów oraz udziałowi wielu gości Faith finalnie składa się aż z 20 utworów. Sęk w tym, że iście radiowe „Demeanor” z Duą Lipą czy angaż Chrisa Browna nie mają nic wspólnego z kontynuowaniem jasno określonej wizji rapera. Na szczęście nie zabrakło soczystych drillowych kawałków będących swoistym powrotem do korzeni, z których właśnie te solowe w największym stopniu unaoczniają stratę kolejnego młodego talentu stojącego u progu wielkiej kariery.— Katia
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
„Chorujemy na schizofrenię muzyczną” – Jarecki dla Soulbowl.pl
Mało kto na polskiej scenie muzycznej łączy ze sobą czarne brzmienia tak, jak Jarosław Kubów. 16 lipca artysta powraca z trzecim już solowym projektem Jareckiego, a Totem, czyli jego pierwszy materiał wydany przez polski oddział Def Jam, będzie bardziej soulowy od pozostałych. Nigdy nie pomyślałbym, że będę dążył do tego, żeby być piosenkarzem, a nie raperem – mówi, wspominając czasy, w których zainteresował się kulturą hip-hopową.
Czego obecnie słuchasz?
Ostatnio mam fazę na delikatne rzeczy, więc wleciała na przykład Lion Babe. Lubię też wracać do staroci, dlatego non stop lata po moich playlistach D’Angelo. No i cały czas namiętnie słucham Fugees.
„The Score” jest płytą, która kiedyś pośród innych mocno się wyróżniała. Jest bardzo melodyjna. To jedna z rapowych perełek. Wiadomo – Lauryn Hill, Wyclef Jean… Ta produkcja była dla mnie przełomowa, dużo pozmieniała mi w bani. Razem z Bartkiem [BRK – przyp. red.] dzięki niej znaleźliśmy wspólny mianownik.
Jak wspominasz przełom lat 90. i 00. pod względem muzycznym w Polsce?
Wtedy rap zaczął mocno wybrzmiewać. Był chyba rok ’97, gdy poszedłem na mój pierwszy rapowy koncert – Grammatik. To w ogóle był chyba pierwszy rapowy koncert w Opolu. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dlatego bardzo się cieszę, że udało mi się zaprosić Eldo na moją poprzednią płytę, bo to on mnie wkręcił w tę zajawkę.
W tamtych czasach grało może 10 składów. Wiadomo, nie było internetu, tylko kilka gazet, z których można było się czegoś dowiedzieć. W wieku 16 lat już wiedziałem, co lubię. Miałem swoje 10 kaset, których słuchałem na okrągło. Przewijałem je na ołówku. Tak to wyglądało. Dzisiaj natomiast jest tyle różnorodnej muzyki, że młodzi ludzie mają pewnie problem, żeby określić, czego słuchają.
Jak zainteresowałeś się muzyką hip-hopową?
Wtedy informacje roznosiły się pocztą pantoflową. Mnie akurat hip-hop zainteresował przez jakiś pierwszy dokument o graffiti, który zobaczyłem w telewizji. Poza tym u mnie w rodzinie wszyscy mają coś wspólnego z plastyką. Zaczynałem więc od malowania graffiti – hip-hop miał wówczas pięć filarów [rap, DJ-ing, b-boying, graffiti, wiedza – przyp. red.]. Miałem swój skład na osiedlu.
Dopiero później napisałem pierwszy tekst. Wtedy nie widziałem nic poza hip-hopem. W życiu nie pomyślałbym, że teraz będę dążył do tego, żeby być piosenkarzem, a nie raperem.
Jak to się w takim razie stało?
Naturalnie, z czystej ciekawości, eksploracji nowych rewirów muzycznych i przekraczania własnych barier. Po prostu nie chcę stać w miejscu. Chcę rozwijać swoją pasję.
Myślisz, że dziś Polska jest bardziej otwarta na funkowe, soulowe brzmienia niż te 20 lat temu?
Myślę, że jak najbardziej, ponieważ dzięki internetowi mamy dostęp do muzyki z całego świata i możemy słuchać wszystkiego. Siłą rzeczy więc jesteśmy otwarci na wszystkie gatunki.
Kiedy pojawił się soulowy zespół Sistars, to był przełom. Młodzi ludzie mieli w końcu siłę przebicia i mogli powalczyć na naszej rodzimej scenie, która tak naprawdę z soulem ma mało wspólnego. Żyjemy jednak w takiej szerokości geograficznej, która na samym początku nie sprzyjała temu, żeby te nurty muzyczne przebijały się do szerszego grona odbiorców.
Słuchasz nowoszkolnego polskiego rapu?
Zdarza mi się. Bardzo podoba mi się np. OIO, który uważam za najlepszy boysband w Polsce, oraz Bitamina. Jesteśmy związani z chłopakami. Czujemy bardzo dobry vibe z tymi wspaniałymi ludźmi. Mocną komitywę mamy też z zespołem Miętha. Kibicuję im. Popełniłem ze Skipem numer na ich nadchodzącą płytę, a on dograł się na moją.
Pytam, ponieważ jeden z twoich nowych kawałków, „Ponad niebem”, jest trapowy. Czym się inspirowałeś?
Właśnie tym, co dzieje się teraz na rynku. Ale tak naprawdę to nawet nie chodzi o te czasy, bo my już popełnialiśmy takie trapowe numery w przeszłości. Były takie kawałki już na pierwszej płycie Jareckiego, tylko że – wiadomo – były one potraktowane żartobliwie. „Łap ten bit”, później „Sos” czy „Daj to głośniej” są mocno osadzone w takich właśnie nowoczesnych brzmieniach. Mimo, że mieliśmy do nich humorystyczne podejście, zawsze gdzieś nas w tę stronę ciągnęło, bo lubimy te cykacze.
Chorujemy na schizofrenię muzyczną. Trudno jest się odnaleźć w jakimś konkretnym nurcie. Z jednej strony to może źle, bo ludzie lubią szufladkować, a z drugiej strony myślę sobie, że to, co robimy na skalę naszego rodzimego rynku jest unikalne. Totem to płyta tak różnorodna, że trzeba być bardzo otwartym muzycznie, żeby ją przyjąć na klatę.
Chcielibyście trafiać również do młodszych odbiorców czy nie przejmujecie się tym, kto was słucha?
Dla mnie ważne jest to, czy ktoś jest otwarty na muzykę – czy jest świadomym słuchaczem, czy czuje ten groove. A to, ile ma lat, w ogóle mnie nie interesuje, bo sam mam cztery dychy, a czuję się jakbym miał 25 lat! (śmiech)
Dlaczego właściwie Totem? Co on dla ciebie oznacza?
Płyta nosi taki tytuł od numeru, który się na niej znajduje. Kawałek ten traktuje o przywiązaniu do natury, zmaganiu się z własnymi słabościami i tak naprawdę jest o górach. To bardzo mistyczny temat, jak sam totem zresztą. „Totem” odnosi się też do tego, jak bardzo ta płyta jest eklektyczna.
Mówisz, że Totem jest twoją najważniejszą płytą. Ale to samo mówiłeś, gdy wydawałeś poprzednią.
Każda płyta jest moją najważniejszą, bo jest kolejnym kamieniem milowym. Tak można mówić za każdym razem.
Dlaczego więc akurat teraz podkreślasz, że jest to nowy początek?
Część kawałków została zrobiona podczas pandemii, więc siłą rzeczy życie napisało te numery. Chciałem dać nimi trochę nadziei ludziom w świecie, w którym się nagle znaleźliśmy.
Kolejna płyta będzie kontynuacją czy również „nowym początkiem”?
Jeszcze nie wiem. Zastanawiamy się, czy następnej płyty nie zamknąć bardziej w stylistyce soulowej, ponieważ dużo ludzi – co jest dla mnie ważne – mówi mi, że bardzo fajnie sprawdza się moje wyczucie tematu muzycznego właśnie deep soulowych rewirach. Dzięki tego typu kawałkom można wydobyć emocje z głębi duszy, to jest niesamowite. Na Totemie pojawią się trzy takie numery, na poprzedniej był jeden – „Kochanie”.
Bartek puścił podkład, przyjechał do nas do studia kolega, który przekazał w nasze ręce stare organy Hammonda. Bartek położył parę akordów, a ja zamiast pisać do tego numeru tekst, odpalałem sobie go po kawałku i nagrywałem partię odrazu na ścieżki. Później okazało się, że w piosence są tylko dwa zdania. Emocje za to są takie, że ludzie co miesiąc wysyłają mi filmiki, jak tańczą do tego pierwszy taniec. To jest dla nas mega wyróżnienie. Nigdy bym nie pomyślał, że popełnimy numer, który stanie się szlagierem na weselach!
Mówi się, że nikt w Polsce nie łączy funku i soulu tak jak ty.
Oczywiście, że tak! Jarecki jest jeden. (śmiech) A tak na poważnie – nie chciałbym stawiać się ponad kimkolwiek. Cieszę się, że mogę być po prostu w gronie najlepszych. Wczoraj wpadł do nas do studia Mrozu. I to jest dla mnie najważniejsze – że mogę się obracać w kręgu topowych muzyków w Polsce, czerpać od nich inspiracje, wymieniać się informacjami i się od nich uczyć.
Rozmawiała Klementyna Szczuka
Galaktyczny funk Jareckiego
Jarecki wynosi funk na orbitę okołoziemską
Jarecki od lat z żelazną konsekwencją wyciąga Polskę z okowów szarości, rockizmu i sztampy w stronę funkowego odlotu! Od jego ostatniego longplaya Za wysoko minęły już ponad dwa lata, ale wokalista przygotowuje się do wydania kolejnej płyty. Na razie o projekcie wiemy jednak tylko tyle, że materiał promowany przez niesamowicie funkujący singiel „Galaktyczny” wyprodukuje DJ BRK. Zwiastunem brzmienia i stylistyki krążka jest nowy teledysk, który wynosi Jareckiego i jego brzmienie na orbitę okołoziemską, gdzie czas płynie zupełnie inaczej, a lata 70. nigdy się nie skończyły. Zobaczcie i posłuchajcie koniecznie, jeśli chcecie wpuścić w swoje życie funk. Wiemy, że chcecie!
„Dzięki muzyce podróżuję w kosmos” – Jarecki dla Soulbowl.pl
Nie będzie przesadą, jeśli stwierdzę, że zeszłego lata polski rynek fonograficzny wzbogacił się o jedną z „najbardziej czarnych” płyt ostatnich lat. Rzadkością jest bowiem, by wśród rodzimych artystów znalazł się ktokolwiek, kto chciałby z takim zaangażowaniem oraz dbałością o szczegóły zabrać się za soul i funk, nie kopiując przy tym jeden do jednego patentów z zagranicy. Tym przywoływanym wydawnictwem jest album Za Wysoko, którego autorem jest Jarosław Kubów, szerzej znany jako Jarecki. Na wspomnianym krążku artysta skutecznie wymieszał funkowy groove z soulem i hip-hopem, w wyniku czego otrzymaliśmy bardzo różnorodny materiał, zarówno jeśli chodzi o brzmienie, jak i warstwę tekstową. Nieco ponad rok po wydaniu Za Wysoko spotkałem się z Jareckim, by odbyć z nim krótką, ale bardzo przyjemną rozmowę.
Przy okazji, poniższy wywiad jest moim ostatnim tekstem w blisko 7-letniej działalności dla Soulbowl. Dziękując, kłaniam się i zapraszam do zapoznania się z zapisem mojego spotkania z Jarkiem.
Soulbowl: Za Wysoko jest z pewnością twoją najdojrzalszą i muzycznie najbardziej spójną płytą.
Jarecki: A dziękuję ci bardzo, że masz o niej takie zdanie.
Bo do tej pory to była raczej żonglerka – trochę rapu, trochę dancehallu, trochę funku, a tutaj słychać zdecydowanie przemyślany i konsekwentnie zrealizowany materiał.
Ta różnorodność, o której mówisz, wynika z tego, że nie chce się ograniczać w twórczości do żadnego gatunku muzycznego. Mi się w ogóle wydaje, że cierpię na schizofrenię muzyczną.
Rozwiń. (śmiech)
(śmiech) Cierpię na nią, ponieważ chciałbym uszczknąć po trochu z każdego gatunku, być eklektycznym. Trochę dla siebie i trochę dla ludzi. Wiadomo, na końcu najważniejsze jest, żeby ktoś tego słuchał, dlatego zdaję sobie sprawę, że do tej pory mój odbiorca miał może problem z właściwą identyfikacją mnie. Dlatego z czasem zrozumiałem, że będzie trzeba to wszystko, co robię, porozdzielać na różne projekty, np. rzeczy tworzone solo i te, które chodzą po głowie mi i BRK. Z kolei, z drugiej strony, ciężko mi osadzić to, co tworzę, w stricte jakimś jednym gatunku czy brzmieniu.
A propos projektów, jak rozmawiałem z GrubSonem, to wspomniał mi, że planujecie we trzech siąść do wspólnego materiału, który będzie wypadkową waszej zajawki na soul i blues. Czy działacie już w tym temacie?
(uśmiech) Tak, mieliśmy już takie pierwsze spotkanie i wyszło bardzo zadowalająco. Natomiast pewnych rzeczy musimy nauczyć się na nowo, ponieważ dotychczasowe numery były tworzone głównie w studio, a tu działamy poza nim, gdzieś z dala od wszystkiego, skupiając się tylko na tym, co siedzi w nas tu i teraz. To taki bardzo spontaniczny jam session, z zupełnie innym flow niż to, które czujemy przebywając w studio. Ogólnie to bardzo cieszę się z tego momentu, że coś takiego się dzieje i mam nadzieje, że powstanie z tego coś fajnego.
A w takich planach pomaga własna wytwórnia, czy w sumie niezależnie od tego, gdzie byście to chcieli wydać, to i tak byście próbowali?
Owszem, własna wytwórnia daje ten komfort, jednak myślę, że niezależnie od tego ktoś by nas wydał (śmiech). Poza tym wspomniałeś o wytwórni, której ja bym jeszcze stricte wytwórnią nie nazwał. To w tej chwili twór, który skupia wokół siebie konkretnych ludzi i pozwala nam na pełną kontrolę. Wiesz, mamy to po prostu w swoich rękach. W ogóle wydaje mi się, że w życiu artysty przychodzi w końcu taki moment, kiedy chce być na swoim, poznać to wszystko od kuchni i mieć nad tym pełen nadzór.
W 2014 roku wraz z BRK udzieliliście dla Gazeta.pl wywiadu, w którym przekonywaliście, że jesteście zbyt alternatywni na duże festiwale. Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że przez te cztery lata – a zwłaszcza w ostatnim roku – wiele się w tym temacie pozmieniało.
Również tak myślę. W chwili obecnej nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyśmy się mieli pojawić gdziekolwiek. Niemniej, to zawsze będzie zależało od tego, czy ktoś będzie potrzebował naszej muzyki i czy nas po prostu zaprosi. Na pewno ja jestem na to jeszcze bardziej otwarty niż kiedyś.
A myślisz, że na tę przychylność ze strony organizatorów ma bardziej wpływ brzmienia twojej ostatniej płyty, czy jednak to zasługa publiczności – coraz bardziej świadomej i łaknącej dobrej muzyki na żywo?
(chwila zastanowienia) Ciężko powiedzieć (śmiech). Natomiast bardzo cieszy mnie, że coraz częściej spotykam ludzi, którzy mają konkretne, ukierunkowane potrzeby – i mówię tu zarówno o organizatorach, jak i samych słuchaczach. Do tego zacierają się coraz bardziej podziały gatunkowe, co również działa na korzyść artystów. Poza tym ja od dawna twierdzę, że nie ma gatunków muzycznych, są tylko dobre zespoły.
W takim razie mógłbyś wskazać takie dobre zespoły, którymi osobiście się jarasz?
Jest mnóstwo takich zespołów! Chociażby mój ulubiony zespół w ostatnim czasie, czyli Bitamina, których swoją drogą poznałem dzięki Soulbowl. Do tego chociażby Dawid Podsiadło, Rosalie., Daria Zawiałow…
…a myślisz, że teraz jest popyt na brzmienia, które jeszcze do niedawna były nieco bagatelizowane i marginalizowane? Piję chociażby do wspomnianej Rosalie. i jej dobrze przyjętego pomysłu na R&B, czy też do ciebie i P.Unity, dzięki którym szerzej mówi się o funku.
Są plusy i minusy tej sytuacji. Plusem jest to, że ludzie mają coraz większą świadomość. Zaczynają szukać, odkrywać, chcą więcej. A minusem jest to, że jest taki nawał muzyki, jest taki przesyt na rynku, że mimo wszystko nie dotrze się do każdego ciekawego artysty.
Chciałbym wrócić do Za Wysoko. Wiele sufitów udało ci się przebić tym wydawnictwem?
Przede wszystkim mój własny sufit został przebity. Dzięki muzyce podróżuję w kosmos i w sumie o tym jest ta płyta. Że udaje mi się oderwać od rzeczywistości, zwłaszcza za pomocą muzyki. Do tego na albumie dużo wątków jest związanych z relacjami międzyludzkimi, z tym, jak przekazujemy sobie informacje i funkcjonujemy ze sobą. Ja na przykład mam tak, że lubię jeździć w góry. Ale zdecydowanie lepiej czuję się, kiedy jestem tam z kimś bliskim i mogę podzielić się swoimi wrażeniami, tym co widzę, tym co w danym momencie czuję. To są te emocje, o które mi chodzi i które chcę przekazywać dalej.
Zostając przez chwilę w tym temacie, to czy masz takie swoje ulubione miejsca? Zakładam, że tak, w końcu śpiewasz o tym w numerze „Obok”, ale gdybyś mógł je wymienić z nazwy.
Tak, oczywiście, mam swoje miejsca. W momencie, kiedy odkryłem vibe z górami, to staram się tam jeździć jak najczęściej. Uwielbiam Karkonosze, a w Karkonoszach też mam swoje ulubione miejsca, np. Ścieżka nad Reglami. Ja się tam czuje jak na innej planecie. Takie miejsca odkryłem też dzięki wspinaczce, czyli mówię tu o Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, czy też o okolicach Lądka Zdrój. Jest ogólnie tego sporo, gdzie czuję, że mam tę moc. W ogóle śmiało mogę powiedzieć, że chodzenie po górach i wspinaczka zmieniły mi życie. Pozwoliły otworzyć głowę i uwrażliwiły na wiele aspektów, w tym takie symboliczne pojednanie z naturą. Poza tym w górach poznałem swoją żonę, tam się jej oświadczyłem, w górach też mój syn zaczął mówić swoje pierwsze słowa. Także wydarzyło się tam dla mnie wiele magicznych rzeczy.
Dzięki za rozmowę!
Akant Good Vibe Festival zdradza artystów tegorocznej edycji!
Już po raz szósty w Koszalinie rozbrzmi Akant Good Vibe Festival. W dniach od 30 maja do 2 czerwca zaprezentują się młode, niezwykle zdolne zespoły, reprezentujące takie gatunki jak: jazz, hip-hop, funk, soul i elektronika. Od początku istnienia Festiwalu, jego ideą jest prezentowanie najzdolniejszych przedstawicieli młodej sceny muzycznej.
To w Koszalinie w jednych ze swoich pierwszych koncertów wystąpili tacy artyści jak EABS, Flue, Bitamina, Hubert Tas & The Small Circle, Moo Latte czy Kroki. Festiwal w swojej historii gościł także artystów zagranicznych, takich jak The Green House Expansion czy Miles Bonny. W tym roku szykuje się kolejna, przełomowa edycja. Wystąpi siedem zespołów, w tym gwiazda światowego formatu. Patronem honorowym imprezy jest już po raz drugi Hirek Wrona, jeden z najbardziej uznanych redaktorów muzycznych, prowadzący autorskie audycje w radiowej Trójce.
Od tej edycji głównym i tytularnym partnerem wydarzenia jest koszalińska firma Akant – producent rolet, żaluzji i verticali.
Festiwal otrzymał nagrodę Made In Koszalin za rok 2017 w kategorii Kultura i design. Przedstawiciel wydarzenia został także zaproszony jako juror na Hitch On Music Exchange (dawne Jazz Juniors) do Krakowa.
Kto i gdzie?
Festiwal rozpocznie się niezwykłym, wydarzeniem kulturalnym o randze ogólnopolskiej. 30 maja w Filharmonii Koszalińskiej, po raz pierwszy w naszym kraju wystąpi wielka sensacja brytyjskiej sceny jazzowej – Nubya Garcia. Artystka otrzymała 1 maja na gali Jazz FM w Londynie statuetkę za debiut roku! Nubya Garcia ma na koncie album Nubya’s 5ive oraz EP-kę When We Are. Jej utwór znalazł się także na kompilacji We Out Here prezentującej najciekawsze zjawiska brytyjskiej sceny jazzowej. Gra w zespołach Nerija, Maisha Theon Crioss Trio i grupie Joe
Armon-Jonesa. Obecnie przygotowuje się do tourne po Australii i do nagrania drugiego albumu. W Koszalinie ta saksofonistka wystąpi w kwintecie razem z Sheila Maurice-Grey – trąbka, Joe Armon-Jones – piano, Daniel Casimir – kontrabas, Femi Koloeso – perkusja.
Koncert Nubyi zostanie poprzedzony występem grupy Vibe Quartet. Ten młody jazzowy skład z Katowic zajął drugie miejsce w konkursie Hitch On Music Exchange w Krakowie (dawny Jazz Juniors). Mateusz Prus, juror w konkursie, jako przedstawiciel Good Vibe Festivalu zaprosił ten zespół do Koszalina na koncert otwarcia.
31 maja w klubie Jazzburgercafe wystąpi zespół Smutne Piosenki. Wokalistką tej formacji jest koszalinianka Iza Polit. Grupa wykonuje nastrojowe, lekko jazzujące kompozycje. Smutne Piosenki mają na koncie liczne sukcesy, m. in. na festiwalu FAMA 2017 i w zeszłorocznych eliminacjach do opolskich Debiutów. Biorąc udział w Projekcie 5 zmysłów – Imaginarium zespół akompaniował takim artystom, jak Wojciech Waglewski i Novika. Premierę ich debiutanckiej pyty Dziki Ogród zaplanowano na 26 maja. Będzie to więc jeden z koncertów promujących to nowe
wydawnictwo.
1 czerwca w Teatrze Variete Muza wystąpią zespoły P.Unity oraz Jarecki. Obydwa składy prezentują nowoczesne podejście do muzyki funk. Ich koncerty są niezwykle żywiołowe. Składy są rozbudowane o chórki i sekcję dętą. P.Unity po EP-ce Mango nagrał niedawno album, który obecnie jest w fazie postprodukcji i niebawem ukaże się na rynku. Zespół został zaproszony przez Michała Urbaniaka na swój ostatni album Urbanator Days. Jarecki to bardziej doświadczony artysta, który w tym roku wydał niezwykle ciepło przyjęty przez krytyków i odbiorców album Za wysoko. Wydawnictwo jest przełomowe dla tego artysty. Na krążku można znaleźć zróżnicowane kompozycje
poruszające się jednak w „czarnej”, funkującej stylistyce.
Ostatniego dnia festiwalu, czyli 2 czerwca w Teatrze Variete Muza wystąpi skład The Blu Mantic x HAARPAGANS oraz Rosalie. Blu Mantic to amerykański raper mieszkający obecnie w Warszawie. Wraz z czwórką muzyków tworzących skład HAARPAGANS wydał album Rune, który przynosi połączenie żywego grania z rapem przywołujące skojarzenia z grupami takimi jak Digable Planets czy The Roots. Rosalie. to artystka, która przebojem wdarła się na polski rynek muzyczny. Jej album Flashback to z jednej strony hołd kobiecemu R&B w stylu TLC a z drugiej podążanie za trendami przypominającymi dokonania Keleli czy FKA Twigs.
Plan i bilety
Od początku Good Vibe Festival przyświeca idea dostępności koncertów. Stąd ceny biletów są na minimalnym poziomie.
30 maja, godz. 20:00, Filharmonia Koszalińska – Vibe Quartet, Nubya Garcia
Bilety w cenie 25zł (II strefa) i 30zł (I strefa) dostępne w serwisie kupbilecik.pl oraz kasie Filharmonii
31 maja, godz. 21:00, Jazzburgercafe – Smutne Piosenki
Wstęp bezpłatny
1 czerwca, godz. 20:00, Teatr Variete Muza – P.Unity, Jarecki
Bilety w cenie 15zł dostępne w serwisie GoOut.pl
2 czerwca, godz. 20:00, Teatr Variete Muza – The Blu Mantic x HAARPAGANS, Rosalie.
Bilety w cenie 15zł dostępne w serwisie GoOut.pl
Uwaga! Karnety na 1 i 2 czerwca w cenie 25zł dostępne w serwisie GoOut.pl
Jarecki po raz pierwszy w Warszawie na imprezie Digital Meditation!
Koncerty w ramach Digital Meditation powracają i to w naprawdę grubym wydaniu! Tym razem organizatorzy wydarzenia – w komitywie z U Know Me Records i CORD Poland – zapraszają w muzyczną podróż wraz z Jareckim i jego live bandem, duetem Night Marks oraz DJ-em Karmasound.
26 kwietnia zapowiada się jako muzyczna dawka funkowo-hiphopowych brzmień, o które zadba 9-osobowy band Jareckiego, a także spotkanie futurystyczno-soulowych dźwięków od Night Marks. Osoby, które tego wieczora pojawią się na Jasnej 1, będą mogły jako pierwsze posłuchać ich w tym repertuarze, ponieważ zarówno Jarecki, jak i Night Marks zagrają materiał ze swoich najnowszych płyt. Jarecki pojawi się w Warszawie pierwszy raz od premiery Za Wysoko, a Night Marks pierwszy raz od maja, czyli opublikowania albumu Experience.
Uwaga! Liczba miejsce w klubie jest ograniczona, dlatego polecamy nie zwlekać z zakupem biletu. Te można nabyć poprzez aplikację Going.
Ras, Jarecki i Chloe Martini w kolejnym singlu zapowiadającym czwartą część Heartbreaks & Promises
“Melodramat” to drugi singiel zapowiadający czwartą część kompilacji Heartbreaks & Promises, która ukaże się w kwietniu 2018 roku nakładem Flirtini Records (sublabel Asfalt Records). Za utwór od strony wokalnej odpowiedzialni są Ras oraz – odnajdujący się świetnie na refrenach – Jarecki, z kolei za warstwę muzyczną zadbała niezawodna Chloe Martini.
Heartbreaks & Promises to kompilacja, która promuje najświeższe nurty w rodzimej muzyce miejskiej. Odpowiedzialny za nią duet Flirtini (Jedynak i Ment XXL) – związany jest z polską sceną muzyczną od ponad dekady. Do projektu zapraszają już po raz drugi najlepszych (wybór subiektywny) polskich wokalistów oraz producentów muzyki elektronicznej nowej fali. W efekcie otrzymujemy album złożony z kilkunastu numerów – luźno nawiązujących do tematyki “złamanych serc i obietnic”. W aktualny, 4. wolumin Heartbreaks & Promises zaangażowanych jest ponad 30 artystów. Partnerem wydawnictwa jest Ballantines True Music.
Odsłuch: Grubson Gatunek L
Grubson udostępnia swój szósty i zapewne najbardziej przystępny dla soulbowlowego odbiorcy album. Gatunek L to podsumowanie całej dotychczasowej kariery i życia śląskiego artysty, który we wspomnianym materiale stawia na mieszankę jego ulubionych stylów i gatunków, jak również mocnych tekstów – pisanych w oparciu o sumę doświadczeń w trasie i poza nią. Co ważne, jest to pierwszy album nagrany i stworzony całkowicie niezależnie. Jaka jest więc jego zawartość? Na płycie znajdziemy 16 utworów, za które od strony produkcyjnej odpowiedzialni są DJ BRK, SoDrumatic, OER oraz sam Grubson, z kolei o mix i mastering zadbał niezawodny Dj Eprom. Na krążku nie zabrakło również gości. W dwóch numerach można usłyszeć – współpracującego już nie raz z Grubsonem – Jareckiego, a ponadto swoje zwrotki dorzucili zagraniczni MC’s – Promoe oraz Chip Fu aka Jungle Rock Jr. Gatunek L w wersji fizycznej dostępny jest w dwóch wersjach: normalnej i specjalnej. Edycja specjalna, zwana również limitowaną, jest wydana w formie książkowej, gdzie poza samą płytą znajdą się dopełniające całości zdjęcia, specjalne grafiki oraz nowela pod tym samym tytułem – napisania gościnnie przez Przemka Corso – specjalnie na premierę albumu. Wydawnictwo ukazało się nakładem nowej wytwórni Supa’High Music oraz wydawnictwa Agora.
Tyle faktów, czas na emocje. Śmiało odpalajcie poniższy materiał!
Nowy teledysk: Jarecki „Za wysoko”
Oj wstrzelił się nam ten Jarecki wraz ze swoim klipem w dobry czas. Długi weekend to okres, kiedy duże miasta pustoszeją i wiele osób postanawia spędzić je gdzieś na łonie natury, w miejscu, gdzie wszystko zwalnia i nie ma żadnej presji. I właśnie o tym w dużej mierze opowiada numer „Za wysoko”. Idealną odskocznią od codziennych problemów są dla muzyka góry (pamiętacie „Wspin”?), gdzie uwielbia przebywać wraz ze swoją rodziną. Mamy nadzieję, że nie zasiedzi się tam jednak zbyt długo i jak najszybciej dostarczy nam album zatytułowany tak jak prezentowany poniżej singiel. Dzięki akcji na wspieram.to, uzbierał jakiś czas temu całkiem spore fundusze, a biorąc pod uwagę fakt, że krążek jest już w całości gotowy, możemy spodziewać się go już niebawem. Prawda panie Jarku?