All colors, no genres – taka myśl przyświecała założycielom słynnego dziś kanału na YouTube o nazwie ColorsxStudios (5,62 milionów subskrybentów), kiedy to w 2016 roku do swojej berlińskiej siedziby zaprosili pierwszego gościa, folkowego artystę z Australii. Od tego czasu w jej minimalistycznej przestrzeni zawitało kilkaset artystów z różnych stron świata, by mając do dyspozycji tylko mikrofon dać kilkuminutowy popis swoich wokalnych umiejętności. Zdając sobie sprawę, że wysłuchanie ich wszystkich stanowi nie lada wyzwanie (regularnie aktualizowana playlista liczy już kilkaset pozycji), podsuwamy Wam dziesięć najlepszych występów, z których każdy urzekł nas na swój własny sposób. Jednocześnie zachęcamy do dalszej eksploracji.
10.
Rush
Jeshi
Chociaż wykonany tu numer nosi tytuł „Rush”, to oparte na samplu z repertuaru zespołu Submotion Orchestra nagranie, jest totalnie wolnym jamem, na którym swój niebanalny talent pokazał na żywo Jeshi, czyli jedna z największych nadziei brytyjskiego hip-hopu. Aż ciężko uwierzyć, że chłopak ten jeszcze jakiś czas temu nagrywał w domowych warunkach, używając mikrofonu od konsoli Nintendo Wii, by dziś współpracować, chociażby z takimi postaciami, jak Mura Masa. Wystarczy jednak zobaczyć pełne pasji nagranie z serii Colors, by dostrzec, że jego świetna stylówa zawieszona gdzieś pomiędzy reprezentującym barwy Ninja Tune — Delsem, oraz równie zdolnym Loylem Carnerem jeszcze sporo namiesza, nie tylko na rodzimej, londyńskiej scenie. — efdote
9.
I Laugh When I’m With Friends But Sad When I’m Alone
070 Shake
Shake wypłynęła na szersze wody dzięki Kanye, ale coś szybko szum ten ucichł. Co prawda Balbuena wydała w zeszłym roku długogrający solowy album, ale poza singlem „Guilty Conscience” przeszedł on raczej bez echa. To nie zmienia faktu, że w 2018 roku pochodząca z New Jersey wokalistka była na językach wszystkich. A tuż za nią cały kolektyw 070. Ówczesny singiel „I Laugh When I’m With Friends But I’m Sad When I’m Alone”, pochodzący z materiału Glitter, doczekał się wykonu w Colors. To smutny numer, który opowiada o problemach Shake z lat nastoletnich, problemach życia codziennego, z którymi starała się sobie radzić. Do tego niestabilna i miewająca ubytki kondycja psychiczna, ostatecznie doprowadzająca do depresji. To problem nie tylko Shake, ale wielu innych młodych ludzi i tym też chciała się podzielić ze światem. — Kuba
8.
Bordeaux
BRKN
Drobny kontrast w naszym zdominowanym angielszczyzną wszelakich odcieni rankingu wprowadza BRKN — niemiecki romantyk lecący w Colorsach na fali trapowego donżuaństwa. Raper wykonując „Bordeaux” przez długi czas swojego występu próbuje mamić nas, zgrabnie balansując gdzieś na granicy niepoprawnego playboya pod burgundową marynarką, romantyka oprowadzającego nas po najbardziej przaśnych, kiczowatych i wyświechtanych kliszach walentynkowej pościelówy i gwiazdą rocka lecącą na pełnej stadionowej. Pod koniec jednak porzuca zupełnie estetyczną pruderię i wjeżdża na pełnej w full „Careless Whisper” mode i esencjonalną dla takiej pozowanej romantyczności solówkę na saksofonie. Ta urocza, kiczowata sensualność wyciąga z niemieckiego języka cały jego erotyczny, uwodzicielski charakter i, damn, tym zalotom trudno dać się oprzeć. — Wojtek
7.
Three Hour Drive
Alicia Keys, SiR
Zdarza się i tak, że w studiu Colors lądują światowe gwiazdy o długim stażu pracy. Jakkolwiek trudno w to uwierzyć, promieniejąca Alicia Keys już od 20 lat gości na najważniejszych muzycznych scenach, zawsze w towarzystwie swojego ulubionego instrumentu. W tej kameralnej przestrzeni pojawiła się nie tylko z czerwonym pianem Rhodesa, ale i z wokalistą SiR-em, który z nieznanych powodów zastąpił współautora i współwykonawcę albumowej wersji utworu, Samphę. Z całym uwielbieniem dla oryginału, nie mamy nic przeciwko takim niespodziankom. Podczas tego czterominutowego występu czas płynie wolniej, a nasza wyobraźnia sięga daleko poza ściany pomieszczenia — gdzieś na bezkresną drogę, kiedy to niebo przybiera pastelowe odcienie. Duetowi wystarczyła niezwykle prosta choreografia, by odzwierciedlić słowa o poszukiwaniu bratniej duszy i potrzebie jej bliskości. Zważywszy na doświadczenia, z których zrodziły się dźwięki „Three Hour Drive”, można śmiało stwierdzić, że tkwi w nich życiodajna moc, ale to już historia opowiedziana w jednym z odcinków programu Song Exploder… — Katia
6.
Ice Water
Loyle Carner
Brytyjczycy chyba czują się w Colors Show naprawdę dobrze, bo zdominowali nasz ranking. Loyle to kolejny przedstawiciel Londynu, który zapisał się jednym z bardziej pozytywnych, a zarazem spokojnych występów. „Ice Water” pochodzi z jego ostatniego albumu studyjnego Not Waving, But Drowing. Numer wyróżnia się ciepłym, soulowym samplem, który kontrastuje ze stonowanym głosem Londyńczyka. Poza niekwestionowanym talentem, osobiście urzekło mnie coś innego — rzadko spotykana wśród raperów szczerość oraz zaraźliwy uśmiech! — Polazofia
5.
Woman
Joel Culpepper
Ten numer pachnie satyną mdłych perfum i masłem kakaowym wtartym w ciało. Culpepper, ze swoją absurdalnie precyzyjną kontrolą balansu między klasyczną, soulową zadrą, a cudownie sensualnym, filigranowym falsetem, nadaję się jak nikt inny do reanimowania ducha vintage’owego soulu, uprawiającego (nomen omen) bezczelny flirt z bluesową tradycją. Przyjemnie zadziorny groove cały vibe utworu sytuuje w klimacie wieczornych zalotów, dzięki czemu zarówno wokalna charyzma artysty, jak i jego kocie ruchy w trakcie występu dostają wystarczająco przestrzeni, by czuć, że spod tych przyciemnionych okularów puszczane są do nas oczka o powalającej (a przynajmniej rozmiękającej kolana) sile rażenia. — Wojtek
4.
Until Morning
James Vickery
Miniaturka tego wykonania z sympatycznym Brytyjczykiem w czerwonym crewnecku totalnie nie zwiastuje tego co za moment się stanie. Już od pierwszych sekund zostajemy momentalnie otuleni ciepłym, nieco rozmarzonym wokalem, który przykrywa nas niczym gruby koc. Tło stanowi delikatne R&B z subtelną gitarą, a już po minucie James uchyla rąbka swoich wokalnych umiejętności, żeby niedługo potem zaatakować nas z pełną siłą swojego nieziemsko przyjemnego głosu. Czyżbyśmy mieli do czynienia z brytyjskim D’Angelo? Niesamowicie sensualne i wypchane co do sekundy emocjami wykonanie to coś, za co kochamy kanał Colors, a takie niespodzianki jak James Vickery ostrzą tylko apetyt na kolejne nieodkryte talenty. — Nixon
3.
Peng Black Girls Remix
ENNY, Jorja Smith
Chociaż Enny jest dopiero na początku swojej muzycznej drogi, zdążyła zapisać się w historii Colors Show. Zaprezentowała jeden z jej pierwszych oficjalnie wydanych numerów — „Peng Black Girls”. W oryginale na featuringu towarzyszyła jej nigeryjska piosenkarka, Amia Brave, ale do kolorowego boksu zaprosiła samą Jorję Smith, z którą wykonała remix utworu. Co ciekawe, to Jorja odkryła talent Enny i wydaje jej muzykę pod własnym labelem FAMM. Raperkę na pewno warto obserwować, jej występ przywodzi na myśl show Mahalii czy Iamddb, którym Colors pomogło w rozwoju kariery. — Polazofia
2.
Fake Names
Freddie Gibbs
Bezbłędna przewózka prosto z Gary, Indiana w wykonaniu na żywo nie zawodzi ani przez moment. Pełne ekspresji nagranie nie pozostawia wątpliwości, że Freddie jest jedną z najważniejszych postaci współczesnego gangsta rapu. Na misternie wyprodukowanym przez Madliba kawałku razem z Freddiem mierzymy się z brutalną rzeczywistością narkotykowego półswiatka, żeby tuż za beat switchem wspólnie rozkoszować się owocami tego trybu życia. Bandana na szczęście sprostała kosmicznym oczekiwaniom wobec legendarnej już Piniaty, a nam nie pozostaje nic innego jak delektować się kolejnym jej wykonaniem. ESGN for life! — Nixon
1.
Cut Me
Moses Sumney
Czy to małe biurko NPR czy Scena Trójki na OFF Festivalu — Moses Sumney na żywo to zawsze wyjątkowe przeżycie. Do swoich występów live artysta podchodzi jak na dobrego rzemieślnika przystało, czyli z głową, a co za tym idzie — z pełną świadomością tego, że występ dla publiczności nie polega na rzetelnym odśpiewaniu materiału z płyty. Nie inaczej jest w przypadku „Cut Me” nagranego w studiu Colors, co słychać już od zapętlonego intra. A dalej? Typowy Moses: w towarzystwie nieco zmodyfikowanej aranżacji, zachwycający w lekkości i wirtuozerii, z jakimi operuje własnym głosem, tworząc przy okazji zupełnie nową piosenkę. Niemożliwość skali wokalu artysty (który przecież nie samym falsetem żyje) jawi się tu w pełnej okazałości. Ma się wrażenie, że to nie jeden, a kilku Mosesów; aż chciałoby się zapytać: „jak oni śpiewają?”. I ja nie wiem, ale mogłabym tego słuchać w nieskończoność. — Maja
Komentarze