Wydarzenia

Amplituda tempa, emocji i reakcji – King Krule na World Wide Warsaw 2018

Data: 19 lutego 2018 Autor: Komentarzy:

zdjęcie: Paweł Zanio / World Wide Warsaw

World Wide Warsaw w tym roku koncertowo pozamiatało okres wczesno- i późnowiosenny. King Krule na festiwalowym plakacie widnieje obok takich artystów jak Kelela, Rejjie Snow czy Playboi Carti. Już taki zestaw odmiennych, aczkolwiek ciekawych osobistości, mógł zdziwić. W ten weekend wreszcie doczekaliśmy się pierwszego koncertu w ramach tegorocznej edycji. Archy Marshall, Zoo Kid, Edgar The Beatmaker — człowiek o wielu twarzach i talentach. Do stolicy przyjechał jako King Krule, autor doskonałego The Ooz, zdumiewająco subtelnego i wyrafinowanego materiału, który faktycznie (nawiązując do jednej z wielu ksywek muzyka), zapiera dech w piersiach. Wyprzedany koncert Krule’a poprzedził występ warszawskiego zespołu Eric Shoves Them In His Pockets, którzy podobnie jak główna gwiazda wieczoru, w swojej twórczości nie skupiają się ostatnio wyłącznie na rocku — chętnie sięgają po hip-hop czy folk.

Po raz pierwszy charakterystyczny, niski głos Archiego zabrzmiał w piosence „Has This Hit?”, znanej z 6 Feet Beneath the Moon. Preludium do materiału z The Ooz był singlowy „Dum Surfer” w nieco przedłużonej wersji. Powoli rozkręcającą się, nieco ociężałą pierwszą część koncertu odmienił kawałek „A Lizard State”, który dał również początek trwającemu niemal do końca występu pogo pod sceną. Wsytęp Krule’a był amplitudą — tempa, emocji i reakcji publiki. Leniwie snujące się numery z ostatniego albumu czy energicznie riffy znane z poprzednich wydawnictw Londyńczyka — w każdym wydaniu Krule sprawdził się bardzo dobrze, nawet mimo dosyć ograniczonego kontaktu z fanami. Perełką występu (być może subiektywną) było emocjonalne „Baby Blue”, które poprzedziło między innymi zagrane na bis „Out Getting Ribs”. Kingowi na scenie towarzyszyło aż pięciu muzyków, co nieraz ratowało nieco przydługie ballady, a ascetyczne kompozycje czyniło rozbudowanymi koncertowymi kompozycjami (szczególnym plusem był urozmaicający utwory saksofon). Band nadrabiał więc wokalną nonszalancję Krule’a i trzymał w ryzach postpunkowe riffy, które rozgrzewały publikę. Dodatkową gratką dla fanów był nowy, niegrany dotąd utwór, który na razie na setlistach figuruje jako „Unknown”.

Nic dziwnego, że koncert Krule’a został tak szybko wyprzedany — jego wrodzona, nieprzeszkadzająca jednak arogancja i luz, z jakimi gra, ma w sobie coś niezwykle przyciągającego. Z pewnością sprostał wymaganiom publiki — wyspiarski rock i subtelne bity brzmią na żywo po prostu świetnie. Czekamy na resztę koncertów w ramach World Wide Warsaw, bo początek podsycił nasz koncertowy apetyt, a jutro gra przecież kolejna gwiazda — Kelela we własnej osobie!

Bilety na kolejne koncerty w ramach WWW możecie kupić w aplikacji i na stronie going.app.

Komentarze

komentarzy