Wydarzenia

Recenzja: The Man With the Iron Fists OST

Data: 17 listopada 2012 Autor: Komentarzy:

Various Artists

The Man With the Iron Fists (2012)

Soul Temple

The Man With the Iron Fists to klasyczny film o sztuce walki zwanej kung-fu. To również debiut na srebrnym ekranie RZA jako reżysera i współscenarzysty. Wydaje się, że nikt inny nie nadawałby się lepiej do tego, żeby nakręcić taki film i stworzyć do niego muzyczne tło. To prawda. Robert Diggs jest w tym przypadku właściwą osobą na właściwym miejscu. Efekt?

Okazuje się, że będąc producentem wykonawczym, sam Bobby Digital maczał palce tylko w czterech kawałkach, dbając jednak o utrzymanie wyjątkowego klimatu. Resztę pracy scedował na zaproszonych gości. Jest ich sporo, dzięki czemu dostarczają nam interesującą mieszankę hip-hopu, neo-soulu, bluesa i R&B. Rzarector przyznał, że przy tworzeniu muzyki filmowej do tego obrazu, a także klasycznych projektów spod znaku Wu-Tang Clanu, inspirował się muzyką takich postaci jak William Bell, David Porter, Isaac Hayes, Booker T. & The M.G.’s.

Wydawnictwo otwiera zgrabna kolaboracja RZAThe Black Keys „Baddest Man Alive” w rap rockowym stylu, której świadkami byliśmy już na albumie Blakroc. Dalej mamy jeden z kilku hip-hopowych numerów osadzonych w atmosferze starożytnych Chin i wojen klanów oraz mrocznych alejek z typami spod ciemnej gwiazdy. „Black Out” wypada z nich najlepiej, choć „Rivers of Blood” czy „Tick, Tock” są warte uwagi i trzymają odpowiedni poziom. Niemałym zaskoczeniem w świetle ostatnich produkcji jest numer Kanyego Westa. W intymnym, soulowym, wyjętym niczym z 808s & Heartbreak „White Dress” Weezy brzmi o niebo lepiej, niż w wieloosobowych kolaboracjach na podkładach sklejonych na kolanie. Ponad przeciętność, choć może docenicie to dopiero po więcej niż jednym odsłuchu, wznoszą się takie utwory jak nastrojowe „Get Your Way (Sex as a Weapon)” Idle Warship (Talib Kweli i Res), minimalistyczny i piwniczny „The Archer” Killa Sin, bluesowe „Chains” Corinne Bailey Rae czy emocjonalne „Your Good Thing (Is About To End)” Mable John. Perełką od samego RZA jest „Just Blowin’ in the Wind” z Flatbush Zombies.

Być może The Abbot mógł się bardziej zaangażować i stworzyć do swojego upragnionego i wymarzonego filmu muzyczne arcydzieło. Nie stworzył. Zamiast tego dostaliśmy przyzwoity soundtrack, adekwatny dodatek, który będzie towarzyszył filmowi. Zagorzali fani Wu-Tangu będą usatysfakcjonowani, ale przypadkowy słuchacz też znajdzie coś dla siebie.

Komentarze

komentarzy