Wydarzenia

„Mam dużo dystansu do siebie” – Zeus dla soulbowl.pl

Data: 21 stycznia 2010 Autor: Komentarzy:

z-9368

Reprezentant łódzkiej sceny Zeus w listopadzie 2009 roku wydał swój drugi solowy krążek Album Zeusa. Z racji tego, że znalazł chwilkę czasu na wywiad postanowiłem go zapytać o parę ważnych spraw związanych z jego nową płytą. O jego inspiracje muzyczne, o deklarowaną miłość do Jill Scott i o to jaki muzycznie był 2009 rok. Kamil jak zwykle udzielił wyczerpujących odpowiedzi, a więc tym bardziej zachęcam do lektury.

Na nowym albumie mówisz, że się zakochałeś. Na początku chciałbym Cię zatem spytać o Twoją miłość do Jill Scott. Czy to miłość od pierwszego usłyszenia i co Jill Scott ma czego nie mają inne artystki/kobiety?

Jill Scott jest tylko metaforą. Mówiąc, że się w niej zakochałem, mam na myśli miłość do muzyki. Mógłbym zastąpić ją każdą inną artystką. Jill Scott wykorzystałem w utworze, bo bardzo mi się podoba to co ona robi. Śledzę jej karierę od 4-5 lat; podoba mi się jej podejście do życia, śledzę wywiady z nią, które ukazują się na stronie Hidden Beach. Obserwuję jak się ustosunkowuje do hejterów i do tego typu nieprzychylnych rzeczy. Ma pozytywny stosunek do ludzi. Śmieszy mnie trochę jej sposób zachowania bo jest taka pozytywna, a kiedy mówi o swoim facecie to jest władcza… taka czarno-władcza. To też między innymi wzbudza moją sympatię. Poza tym nie ukrywajmy, że ona ma parę dodatkowych kilogramów a jednak widać, że sama czuje się z tym dobrze. I to też mi się podoba. Jest pewna siebie mimo wszystko. Mógłbyś mi teraz wskazać kogoś, kto jest w tym momencie synonimem kanonu piękna, ale ona i tak będzie mi się bardziej podobać mimo, że nie jest idealna. Odbiega od ogólno przyjętego kanonu, i w zasadzie właśnie dlatego wybrałem ją.

Poza Jill Scott jakimi artystami z szeroko rozumianej czarnej muzyki inspirujesz się najbardziej?

Słucham bardzo dużo muzyki z lat 60-tych i 70-tych. W tamtej muzyce wszystko się przenika – jest funk, soul, r’n’b. Samo r’n’b przestało mi się podobać w okolicach połowy lat 90-tych. Teraz znowu jest powrót do tamtych brzmień. Bębny zaczynają surowiej brzmieć, itd. Ale takie rzeczy z lat 90-tych jak np. R. Kelly totalnie do mnie nie trafiają. Chociaż uwielbiam też soul wykonywany przez mężczyzn. Słucham bardzo dużo starych rzeczy m.in. Diany Ross i The Supremes, Barry’ego White’a, Isaaca Hayesa. To są takie sztampowe przykłady, ale poza nimi lubię np. Sylvię Robinson. Słyszałem jej 3-4 nagrania w życiu i jestem zakochany. Nagrała taki utwór “Sunday”. Ghostface Killah użył tego w skicie “The Letter” na The Pretty Toney Album. Tam to usłyszałem pierwszy raz i rozwaliło mnie na łopatki. Niezwykle spokojny utwór, ale naprawdę niesamowity. Bardzo dużo jest takich wykonawców, którzy podobają mi się po usłyszeniu jednego utworu. Poza tym słucham dużo współczesnej muzyki, podoba mi się np. Jamiroquai. Ale nie zamykam się tylko na czarne brzmienia. Słucham też piano rocka; The Fray i jakieś takie historie. Podoba mi się muzyka takich wokalistek jak Sia czy Duffy. Generalnie wszystko co mi wpadnie w ucho.

Jeśli miałbyś porównać to co było kiedyś; jakichś klasycznych dla Ciebie artystów, utwory do tego co dzieje się obecnie, to jak oceniłbyś kondycję współczesnej muzyki?

Wydaje mi się, że wzrasta tendencja by nagrywać muzykę do radia, ale tak było chyba zawsze. W latach 70-tych czy 80-tych też musiały być single do radia i też musiała być muzyka popularna. Wydaje mi się, że kondycja muzyki się nie zmienia. Zawsze jest coś co jest popowe (nie ujmując popowi) i zawsze jest coś co idzie za tymczasowym nurtem. Jakbyś mnie zapytał jak ja oceniam współczesny rap, to odpowiem Ci tak: nie można oceniać rapu jako całości. Tak jak nie można było go oceniać w latach 90-tych. Teraz wszyscy uwielbiają rap powiedzmy z lat 94-95 i ogólnie lata 90-te wszyscy gloryfikują. Fakt, to były wspaniałe lata. Ale jak prześledzisz wszystkie produkcje, które wtedy wychodziły to chały też było mnóstwo. Tylko, że tego już się po latach nie pamięta bo do ludzi dociera tylko to co zostało, takie klasyki. Ja na przykład uważam, że obecnie rap jest w super formie. Są komercyjne rzeczy, z których sporo nagrań mi się podoba, ale są też takie rzeczy które totalnie odbiegają stylistycznie od ogółu i brzmią jakby były tworzone w innej galaktyce. Zupełnie inne brzmienia, inne próbki bębnów, inne sample albo w ogóle brak sampli. Dziś dużo ludzi może tworzyć muzykę nie mając właściwie żadnych przeszkód, a to sprawia, że jest dużo chały i większości rzeczy nie chce się człowiekowi nawet sprawdzać bo są tak oklepane. Widząc samą okładkę i czytając tytuł kojarzący się z czymś co już było, z miejsca ocenia się to jako niewarte uwagi. Ludzie powielają schematy, bo większość w pewnym okresie nagrywa takie kawałki jakie są modne. Wszyscy w pewnym okresie swojego życia przechodzą przez podobne zmiany hormonalne i wszystko jest siłą rzeczy schematyczne. Nagrywają utwory, że nienawidzą świata itd. To wszystko nie trafia do szuflady tylko od razu umieszczane jest w Internecie. To jest minus tej dzisiejszej łatwości tworzenia i udostępniania muzyki. Ale plus jest taki ze każdy może być kreatywny i dużo osób zaczyna robić rzeczy eksperymentalne. Jest większe prawdopodobieństwo, że pojawi się coś ciekawego i wydaje mi się, że dużo takiej muzyki się teraz ukazuje. Są i minusy i plusy, ja staram patrzeć się na plusy. Jest dużo fajnego rapu na pewno, a jeżeli chodzi o inne gatunki muzyczne wydaje mi się, że jest dokładnie tak samo.

W zeszłym roku odszedł od nas król popu, a wiem że Michael Jackson w Twoim życiu był istotną postacią. Na Twoim debiucie można było usłyszeć kilka ważnych wersów o nim. Jak odebrałeś jego śmierć i to całe późniejsze zamieszanie, było to godne pożegnanie Króla?

Bardzo ważna była dla mnie muzyka Jacksona, bo w pewien sposób zaszczepiła we mnie brzmienia, które przemycam na swoich albumach. Mam dużo fajnych wspomnień związanych z jego muzyką, ale nie lubię robienia z czegoś cyrku, nie lubię z pewnych rzeczy robić sensacji. Nie podoba mi się jak nagle wszyscy komentują śmierć Jacksona. Tyle lat ich przy nim nie było, nie mówili o nim i nagle wszyscy go żałują, nagrywają kawałki dla niego itd. Na pewno wielu osobom jest przykro, ale ja osobiście nie chciałem się na ten temat wypowiadać. Każdy kto słyszał moją płytę wie, że to było dla mnie ważna postać. Personalnie jego śmierci nie odczułem. Dla mnie to była jakaś abstrakcja, podobnie było z papieżem powiedzmy. Oczywiście nie porównuje działalności tych dwóch osób. Chodzi mi o to, że odszedł ktoś ważny ale jednocześnie ktoś z kim nigdy nie miałem kontaktu. W jakiś sposób wiedziałem o jego egzystencji i ciężko mi jest po prostu wyobrazić sobie świat bez tej osoby. Czy to, że jego nie było w moim życiu od paru lat – bo słuchem tylko jego starszych płyt, a nowsze mi się mniej podobały – to czy to dla mnie coś zmienia? Chyba nie bardzo. Ludzie robią teraz na tym pieniądze, kręcą film “This is it” etc. (Chociaż słyszałem opinie, że ten film jest akurat ciekawy, że pokazuje nie tylko to, że on jest perfekcjonistą, ale że też się potrafi pośmiać i że nie był jakiś odklejony strasznie od rzeczywistości.) Dla mnie niesmaczne jest wydawanie pośmiertnych płyt. Tupac na przykład wydał więcej albumów pośmiertnych niż za życia. Nie pamiętam jak się nazywała ta jedna płyta, ale to była jakaś trzecia z kolei pośmiertna.. To był dwupłytowy album na którym w jednym z utworów leciała trzy razy ta sama zwrotka. Nie było nawet refrenu! Był zapętlony bit i trzy razy ta sama zwrotka!! Jeśli on nagrał przed śmiercią jedną zwrotkę to mogli ją tak zostawić, a nie w ten sposób to prezentować. To już jest chała na maxa. Chociaż fajnie by było jakby wydali dla fanów te starsze nagrania Jacksona. Ale patrząc z mojej perspektywy – kogoś kto chce kontrolować to co robi – to myślę, że on nie do końca byłby tym faktem zachwycony. Nie zawsze wszystko wychodzi artyście, są jakieś powody tego, że pewne utwory nie zostały wydane. A oni pewnie teraz jakieś chłamy będą wrzucać. Trochę kiepsko. No, ale z tego co wiem, to rodzina też ma jakieś długi po nim za to jego ranczo i muszą to pospłacać. To jest po prostu życie…

Niedługo rozdanie nagród Grammy Awards i muszę Cię o to zapytać. Flo-Rida jest nominowany w kategorii Best Rap Album obok Q-Tipa, Commona i Mos Defa. Dla wielu to wygląda jak jakiś żart, a Ty co o tym sądzisz? Zasłużona nominacja dla niego w tej kategorii?

Wiesz ja właściwie chyba słyszałem tylko jeden jego singiel i widziałem, że ma jakieś zdjęcie z 50 Centem więc trochę ciężko mi się jest wypowiadać nie słysząc jego płyty. Myślę, że Grammy powinien otrzymać Q-Tip. Bardzo lubię Commona, bardziej nawet chyba niż Q-Tipa , ale to on zrobił z nich wszystkich najlepszy album. W ogóle Flo-Rida i Grammy… widzisz tu są ocenianie płyty, które mają się sprzedawać. Ludzie, którzy przyznają tego typu nagrody, oni się raczej nie zagłębiają w muzykę, po prostu słyszą to w radiu i oceniają czy się im podoba czy nie. Ja się w ogóle nie wczuwam w takie nagrody. Dla mnie płytą roku może być coś co znalazłem gdzieś w Internecie. Nigdzie indziej nie musi być o tym wspomniane, napisane. Nie musi być nominowana do nagród. To nie ma dla mnie znaczenia – to nie jest to dla mnie wyznacznikiem wartości tej płyty. Kariera artysty polega na tym, że regularnie przybywa mu fanów i bez względu na to jak dobre jest to co robi obecnie, to pierwszej płyty i tak nie sprzeda tyle ile sprzeda piątej. To zależy od tego w jakim punkcie kariery jest dany artysta. Nie da się powiedzieć, że czyjaś piąta płyta jest lepsza od pierwszej bo teraz dostał nagrodę, a za tą pierwszą nie. Wtedy akurat był nieznany, a teraz jest i inaczej się to wszystko rozgrywa. Osobiście nie wczuwam się w ogóle w takie nagrody.

Porozmawiajmy teraz trochę o Twojej nowej płycie. Dużo w niej optymizmu, wiary w swoje możliwości i energii. Odniosłem wrażenie, że chciałbyś pokazać ludziom, którzy mają jakieś problemy z motywacją w życiu, że warto realizować swoje marzenia. Ta płyta ma nieść nadzieję ludziom? Jaki jest jej motyw przewodni?

Od paru lat staram się robić taką energetyczną muzykę. Sam lubię takiej muzyki słuchać jak chodzę po ulicach i to wpłynęło na to co zacząłem robić. Strasznie mnie zmobilizowały opinie [odnośnie pierwszej płyty], że kogoś to pozytywnie nakręca, że np. jedzie do szkoły słuchając mojej muzyki i ma pozytywną energię na początek dnia. To dało mi dużo do myślenia i zacząłem się zastanawiać nad tym, czy czegoś takiego nie przemycić więcej i może zrobić taką płytę. Ja mam dużo dystansu do siebie i lubię się z siebie śmiać. To pozwala mi to przełamywać kompleksy. Przegadanie pewnych rzeczy pozwala mi mieć pewność, że nikt nie zaatakuje mnie czymś, z czym sam już wyszedłem. Czuje, że pewnych rzeczach się przełamałem. Są takie stereotypy, że pewnych rzeczy faceci nie powinni mówić. A prawda jest taka, że nie ma co się napinać. Różne sytuacje są w życiu i różni są ludzie. Nie możemy zawsze być sztywni i spięci. Ja też wiele sytuacji przechodziłem w życiu. Zaczynałem sam od robienia hardcorowego rapu. Byłem młody, latałem po imprezach i wydawało mi się że jest to takie naturalne. Po pewnym czasie człowiek zaczyna jednak inaczej patrzeć na pewne rzeczy w życiu. Ja doceniłem moich rodziców na przykład. Zacząłem myśleć o tym ile oni mi dali, że chciałbym, żeby moja mama była ze mnie dumna, itd. Taki właśnie jestem jak na tej płycie, miałem gorsze i lepsze momenty, nie byłem od początku mistrzem klasy w sporcie czy gwiazdą szkoły. Nareszcie dorosłem do tego, żeby się do tego przyznać i czuć się z tym dobrze. A jeśli jeszcze komuś mój przekaz z tej płyty da pozytywną energię to super. O to też mi chodziło.

Kawałek „Im bliżej tym dalej…” – uważasz, że ludzie wpadli w internetowy nałóg? Widzisz w tym poważne zagrożenie dla relacji międzyludzkich? Co było inspiracja do napisania takiego utworu?

Internet moim zdaniem ma plusy i minusy, podobnie jak udostępniana w nim muzyka. Ja na przykład nigdy bym się tak muzycznie nie rozwinął gdyby nie było internetu. Nie wyczytałbym jakichś rzeczy, nie wyszukał, nie sprawdził. Dzięki internetowi mogłem też poznać ludzi i współpracować z osobami z którymi nigdy w życiu bym się nie zobaczył. Trochę mnie jednak martwi jak zmieniają się ludzie pod wpływem Internetu. To chyba ze względu na to, że masz dystans do kogoś, nie patrzysz mu prosto w oczy i przez to zmienia się kultura osobista i stosunek pewnych ludzi. Wydaje im się, że mogą powiedzieć/napisać wszystko. Stąd też ten cały hejting. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że jak wychodziłem jako mały szczyl na osiedle to jakbym do jakiegoś starszego coś powiedział nie tak to bym dostał po mordzie. Przez to ja mam dzisiaj szacunek dla starszych i jakiś hamulec, że pewnych rzeczy nie powiem komuś starszemu bo nie wypada, nie wolno. Sama metoda może była zła ale wydaje mi się, że to dobrze, że to coś takiego było kiedyś wpajane młodym ludziom. Teraz młodzież uczy się komunikacji między ludźmi też przez internet i to chyba nie zawsze wychodzi. Niektórzy zachowują się jak odklejeni od rzeczywistości. Podajmy jako przykład sytuację, która była dosyć głośna – tą awanturę z Peją. Przyjdzie ci taki 15-latek, pokazuje Ci fucki.. Nie można do kogoś podchodzić, kto gra koncert, pokazywać mu takich rzeczy i nie być gotowym na konsekwencje. Chyba że jesteś wielkim schabem i jesteś gotowy na to, że będziesz się z nim bił no to fajnie… Jeżeli to robisz i myślisz, że to jest spoko zachowanie to znaczy, że jesteś oderwany od rzeczywistości.

A Ty miałeś taką sytuację na koncercie?

Oczywiście, że miałem… byłem w obcym mieście, grałem support i stał koleś przede mną, jakiś z metr ode mnie przy scenie. Cały koncert wyzywał mnie i coś tam robił nie takiego jak trzeba. Był taki moment, że ściskałem mikrofon i już myślałem o tym żeby go po prostu trzepnąć w łeb. Powstrzymał mnie mój przyjaciel z którym gram koncerty. Takich rzeczy nie powinno się robić i trzeba mieć więcej rozumu od takiego idioty.

Co odpowiesz na krytykę, której Cię poddano (głównie w sieci) w związku z arafatką, którą założyłeś do teledysku?

Ludzie komentują to co widzą. Na wsi jak kobitki widzą, że jakaś babka idzie w dziwnym ciuchu, to ją obgadują. To jest normalne, to jest zachowanie ludzkie. Tylko że w Internecie jak wspomniałem, to nie ma granic i to jest nie fajne. Nie przejmuję się tym. Czytam praktycznie wszystkie komentarze na swój temat. Jakieś 2 – 3 lata temu jak założyliśmy z Wojtkiem Pierwszy Milion i zaczęły się pojawiać pierwsze komentarze na nasz temat to zacząłem je systematycznie czytać. Robiłem i robię to, żeby sobie wykształcić swego rodzaju odporność. Po to żeby po jakimś czasie mnie to już nie wkurzało. Kiedy czytałem pierwsze komentarze i dowiedziałem się na przykład, że według kogoś jestem największym burakiem w Łodzi, to myślałem, że mnie rozniesie. Czy ten ktoś mnie zna i co on wie, żeby o mnie ten sposób mówić? – tego typu myśli miałem. A teraz czytam dwa razy gorsze komentarze i spływa to po mnie, więc to hartowanie się dało jakiś efekt. Nadal interesują mnie opinie ludzi bo wśród tych krytycznych komentarzy, można znaleźć coś co faktycznie sprawi, że się rozwiniesz. To będzie jeden taki konstruktywny komentarz na sto bezużytecznych. Ale naprawdę interesuje mnie to jak ludzie do mnie i mojej muzyki podchodzą i co o tym myślą.

W drugim utworze na Twojej płycie słyszymy taki wers „wczoraj miasta miały styl, a teraz czuje się jakby była tu znów wspólna scena”. Łódzkiej scenie nie możemy jednak zarzucić, że nie ma stylu, jesteście też bardzo aktywni na legalu, wasze brzmienie jest charakterystyczne dla słuchaczy… a więc w czym tkwi siła waszej sceny?

Jeśli chodzi o Łódź to wydaję mi się, że to od iluś lat utrzymuje się u nas coś takiego, co zostało po Thinkadelicu, po Obozie Ta czyli te wszystkie funkowe bujające rzeczy. Bardziej pozytywny stosunek do życia niż jest w innych miastach. Właściwie nie wiem dlaczego, bo to miasto nie jest najczystsze, najmilsze i najwspanialsze. Tak naprawdę zauważyłem to jak zacząłem jeździć po innych miastach, hahaha! Wiesz pojechałem np. do Torunia na koncert. Na drugi dzień sobie poszliśmy nad rzekę, usiedliśmy, ludzie sobie jeżdżą na rowerkach. No bajka po prostu. W Łodzi też są fajne miejsca, tylko to miasto jest mocno zaniedbane. Ale jest tu bardzo dużo osób, które się ocierały o różne historie i środowiska. Kiedyś Wojtek czyli Joteste wymyślił jak rozmawialiśmy o tym, że to jest może spowodowane tym, że ludzi ciągnie do przeciwieństw. Że to dlatego, że w Łodzi nie masz tak fajnie, więc ciągnie Cię do tej pozytywnej energii, czy też żeby się stad to wyrwać bo dosyć masz dołowania się. To też nie jest tak, że jesteśmy tutaj w piekle i chcemy do nieba, bez przesady. Chodzi mi tylko o to, że bardziej nas tu ciągnie w pozytywne strony. Zauważ na przykład, że dużo osób z dobrych domów często ciągnie do gangsterskiej muzyki, do takiej przewózki. A ludzie, którzy zajmują się jakimiś podejrzanymi historiami najczęściej o tym nie mówią. Ja generalnie w tym kawałku (“Wracam Tu Bo Nagrałem Drugi Album”) jak i w innych kawałkach, mówię też o tym co dzieje się na świecie. To może się wydać komuś abstrakcyjne, ale jeżeli ja spędzam wiele czasu czytając w internecie newsy odnośnie zachodniej sceny i oglądając wywiady o artystach z Ameryki, to ciężko mi mówić tylko o Polskiej scenie. Obserwuje też jak się pewne trendy przeszczepiają na naszą scenę. Wszystkie rzeczy, które ja wiedziałem, że istnieją jakieś dwa czy trzy lata temu, takie np. fotorelacje fotorelacji z fotorelacji itd. teraz są obecne też u nas. W zasadzie nie denerwuje mnie to, tylko troszkę mnie dziwi, że nie ma czegoś takiego, że miasta mają swoje brzmienie. Bardzo dużo osób idzie na łatwiznę, i robi to co jest aktualnie modne. Teraz są modne takie bity, teraz są szybkie hihaty i clapy, no to wszyscy robią szybie hihaty i clapy. Jeżeli wszyscy robią soulowe sample to musi być stopa i werbel (coś w stylu 9th Wondera) i nagle wszyscy robią takie bębny. To jest jakaś makabra. Na poprzedniej płycie zrobiłem utwór “Jeszcze Więcej”, który jest przykładem na pocięcie takiego sampla z lat 70-tych, ale jest on zrobiony całkiem inaczej niż to robią producenci w Polsce. Pokazałem, że umiem zrobić bit w takim stylu, a na nowej płycie podszedłem do tego z innej strony, ponieważ te sample można było zupełnie inaczej ugryźć. Wydaje mi się, że ludzie nie powinni tak łatwo poddawać się modzie. Bez względu na to czy są artystami, czy to jest muzyka czy jakaś inna dziedzina. Wiadomo, że jak widzę coś nowego i mi się to jakoś podoba, to mnie to inspiruje. Ale nie można tego tak prostu kserować. Gdzie w tym jakaś ambicja? To wpływa na wszystkich. Naturalnie, że zajarasz się raz bardziej tym, a potem tamtym, ale też trzeba pomyśleć jak zrobić to po swojemu. Myślę, że oryginalność jest jedną z głównych cech jakie bronią artysty przed upływem czasu. Ludzie będą pamiętać te wyraźne postacie. Hip-hop to jest oryginalność. Musisz się wybijać, musisz mieć pomysł na siebie. Bardzo cenie Wallesa, jeśli chodzi o łódzką scenę, chociaż mnóstwo ludzi go nienawidzi. Bo on nosi okulary, on zje banana na wizji, myślą chyba, że to jest jakiś idiota. Ale on siebie wymyślił. Ja go znam bardzo dobrze, bo wiesz spotykamy się co tydzień i rozmawiamy ze sobą przez dwie godziny kiedy robimy audycję. Bardzo go szanuje jako człowieka. Podoba mi się to, że wymyślił siebie i świadomie stworzył postać, która istnieje obok tego Marcina, którym jest w domu. Jest oryginalny. I o to chodzi. To jest fajne…

Można powiedzieć, że jako jedyny realizujesz w pełni przesłanie z kawałka Łony „Żadnych gości”. Zresztą sam nawinąłeś, że obecnie na płytach jest więcej zwrotek kolegów niż samych gospodarzy. Powiedz czy kiedyś na Twojej płycie pojawią się jednak jacyś goście czy dalej na solówkach chcesz być odpowiedzialny w stu procentach za wszystko?

Jeżeli chodzi o raperów to raczej nie będę zapraszał gości. Jedynym, który może się pojawić będzie Wojtek czyli Joteste, mój przyjaciel. Innych raperów raczej nie zamierzam zapraszać z tego względu, że po pierwsze: mam ambicje samemu robić solowe płyty, a po drugie sam lubię takich płyt słuchać. Lubię płyty zespołów bez gości, płyty solistów bez gości. Lubię jak projekt trzyma się kupy i lubię widzieć, że dany wykonawca umie utrzymać wszystko sam w ryzach i sprawić, że album się nie nudzi. Nie przepadam za całymi albumami z gośćmi, chociaż wydaje mi się, że koncepcja takiego materiału jest też jakimś pomysłem na wydawnictwo. Jeżeli chodzi o kwestie produkcyjne to nie wiem czy zawsze będę produkował sam płyty. Myślę, że mogę pokombinować w tej kwestii. Bardzo chętnie powspółpracuję z wokalistami, wokalistkami, z muzykami sesyjnymi. Jeśli jednak chodzi o teksty to wolę, żeby to były moje płyty bo one są bardzo osobiste. Chociaż to wynika też z moich ambicjonalnych pobudek i tego, że jako jedynak chcę być numerem jeden na płycie, hahaha!

Jakbyś sam miał ocenić to co z czego na tej płycie jesteś najbardziej zadowolony i czy zrealizowałeś wszystkie cele, które sobie postawiłeś podczas jej nagrywania, to jak to teraz postrzegasz?

Płytę nagrałem bardzo szybko bo zaledwie w dwa tygodnie. Bardzo długo myślałem nad tematami na płytę. Nie pisałem tekstów, właściwie składałem sobie tylko muzykę. Brzmi tak jakbym chciał, chyba nic bym w niej nie zmienił w tym momencie. Najbardziej jestem zadowolony z muzyki, z kilku kawałków jeśli chodzi o teksty. Zawsze znajdę sobie coś do zarzucenia. Był numer, który wyleciał z płyty bo był najsłabszy i w zamian za niego nagrałem “Piosenkę dla ofiar mody”. Ten, który odpadł był muzycznie najsłabszy i strasznie złośliwy. Kiedy miałem już nagrany album, po dwóch miesiącach słuchania dema nagranego w studiu doszedłem do wniosku, że ten kawałek jest słaby i mi się po prostu znudził. Trzeba było nagrać coś nowego przed zamknięciem sesji i po wakacjach ostatecznie nagrałem “Piosenkę dla ofiar mody”. To było wszystko. Album powstawał szybko i powiem Ci, że jestem bardziej zadowolony niż z pierwszego. Jest jakaś taka spójność w nim. Ona też oczywiście dla jednych może być minusem a dla innych plusem. Może komuś ta płyta się będzie zlewać w jedno. Ja z kolei lubię jak album jest spójny i wydaje mi się, że ta płyta taka jest. Widać, że całość się trzyma kupy i to mnie cieszy.

Poranek z Zeusem to dość ciekawa forma promocji i wzbudzenia zainteresowania płytą. Powiedz planujesz na przyszłość zaskakiwać nas podobnymi ciekawymi akcjami przed wydaniem kolejnych materiałów?

Bardzo bym chciał mieć takie patenty, tylko ja nie wiem czy wystarczy mi pomysłów. „Poranek z Zeusem” powstał kiedy znaliśmy już datę premiery, ale jeszcze nam się to wszystko trochę przeciągało. Najpierw premiera miała być 1 listopada, ale okazało się, że będzie 21. Zostały więc dwa dodatkowe tygodnie do premiery i ludzie zaczęli mi mówić, że trzeba coś powiedzieć, że jakaś płyta jest, coś się ukaże. W zasadzie nie było przecież żadnej promocji. Zamieściliśmy tylko okładkę, bez żadnego opisu, na myspace i nie robiliśmy wokół tego żadnego szumu. Któregoś dnia zasypiałem i zacząłem się śmiać do siebie rozmyślając nad amerykańską koncepcją, kiedy to powstaje video zapowiedź do fotorelacji z making offu teledysku. A naprawdę takie rzeczy powstają! Potem ogląda się screenshooty z teledysku przed jego premierą i tak dalej. Chodzi tylko o to, żeby było mnóstwo newsów o artyście, żeby byle jak zaistniał w mediach. Śmiałem się do siebie z tego i zacząłem sobie myśleć, że było by zabawnie gdyby ktoś zrobił program telewizyjny o mnie. I doszedłem do wniosku, że jednak można coś takiego zrobić. Mogę pożyczyć kamerę, mogę polatać troszkę, trochę mnie to będzie kosztowało siły i energii, ale może być śmiesznie. Robiłem to z zajawki. 7 rano pociągiem do Koluszek po kamerę. Zabrałem kamerę, statyw, przyjechałem do Łodzi. Jednego dnia zrobiłem cztery wywiady, nagrałem czternaście odcinków, czternaście prognoz pogody. Na drugi dzień obudziłem się, zrobiłem następne cztery wywiady, poszedłem na imprezę, wróciłem o 2 w nocy i do 4 składałem pierwszy odcinek. A w sobotę była premiera hahaha. Generalnie jak Markowi Dulewiczowi powiedziałem, że będę robił program to nie za bardzo w to uwierzył, hahaha.. Mówił tylko “rób…no rób”. I zrobiłem.

Mes, Tede czy Sokół weszli już jakiś czas temu w biznes odzieżowy tworząc własne marki ciuchów. Od Ciebie też mogliśmy dostać koszulki. Czy to oznacza, że planujesz w przyszłości wejść w taki interes i tworzyć własną linię na wzór chociażby Alkopoligmii czy Prosto?

To jest tak, że chciałbym, żeby była firma z którą mogę współpracować ale taka, która nie tylko specjalizuje się w odzieży hip-hopowej. To jest jedna rzecz. Druga rzecz, że chciałbym mieć taką firmę, ale niekoniecznie projektować dla niej, bo ja się na tym nie znam. Mi się coś może podobać, ale ja się na tym nie znam generalnie. Kiedyś zrobiliśmy we współpracy z pewną osobą koszulki związane ze mną, ale tak naprawdę moim punktem docelowym nie byłoby nigdy robienie koszulek związanych z moją osobą. Te koszulki nie powstały dlatego, że taki ze mnie narcyz. Chodziło o to, że są ludzie, którzy chcą je nosić i chcą się identyfikować ze mną. Osobiście jeśli miałbym się zająć branżą odzieżową i być związanym z jakąś konkretną marką, to wolałbym żeby nie był to brand stricte hip-hopowy. Dlatego też kiedy wychodziły nasze koszulki to wydaliśmy je w normalnej rozmiarówce, a nie jakieś do kolan czy coś w tym stylu.

Skończył się już rok 2009, jak oceniasz to był dobry rok dla hip-hopu na świecie i w Polsce? Coś Cię zaskoczyło pozytywnie albo rozczarowało?

Chyba rok 2008 był lepszy. Wydaje mi się, że więcej tych ciekawych płyt wyszło. W tym roku wyszedł Q-Tip Kamaal/The Abstract. Świetna płyta. Tylko, że ja ją słyszałem 3 lata temu, więc może nie było takiej rewelki. Bardziej mi się podoba The Renaissance. Większość tych płyt, którymi się obecnie jaram wyszła jednak w 2008 roku. Ale ten rok w sumie też był dobry. Lata 1999 – 2000 to był taki okres, że po prostu wszystko zaczęło strasznie brzmieć. Wtedy Swizz Beatzz tak mocno wypłynął. Wszędzie słychać było cykacze, i to tak naprawdę źle brzmiące. Teraz z kolei dużo ludzi łapie zajawki na brudne brzmienia i fajnie to wychodzi. Jeśli chodzi o polski rap to za mało się nim interesuje, żeby siedzieć i przesłuchiwać całe albumy. Czasem sobie sprawdzam na youtube jak brzmi dana płyta i albo do niej wracam albo nie. Nie chciałbym, żeby to tak wyszło, że jestem jakimś chorym patriotą, ale uważam, że płyta Wallesa, której nie zna jej 99,9% słuchaczy polskiego rapu, to jest jeden z lepszych albumów jeśli chodzi o rap w Polsce. Została wydana w digipacku. Właściwie teraz jesteśmy w takim punkcie, że legal i nielegal nie różni się wiele. To jest normalnie wydany album. Tym bardziej, że można go kupić. Jest profesjonalnie zrealizowany, ma okładkę itd. Stylistycznie mnie po prostu zmiażdżył. Tego się nie spodziewałem, bo współpracowałem z Wallesem przy poprzedniej płycie, która nie została do końca zmasterowana i w takiej formie on ją wypuścił do internetu, żeby się zająć następnymi świeżymi rzeczami.

A co powiesz o debiutanckiej płycie Miuosha na której przecież się udzieliłeś?

Płyta Miuosha mi się podoba. Jest ciężka, agresywna ale dobrze zrealizowana. To jego koncepcja, jego pomysł na siebie i album. Jak ktoś ma fajny pomysł to nawet mogę się nie zgadzać z jego przekonaniami, ale przez samą koncepcję patrzę na to z zaciekawieniem. Myślę, że Miuosh miał takową przy nagrywaniu swojego albumu. Najbardziej podoba mi się nasz kawałek i „Daleko” idealnie opisujący zmęczenie po kilku dniach koncertów i tęsknotę za rozwaleniem się we własnym łóżku / fotelu, przed telewizorem.

Chciałbyś na koniec jeszcze coś powiedzieć czytelnikom soulbowla?

Życzę Wam wszystkiego najlepszego w 2010 roku. Abyście i w tym roku odkryli dużo świetnej muzyki, chociażby dzięki portalowi Soulbowl.

Wzajemnie i dzięki za wywiad.

Również dziękuję.

Komentarze

komentarzy