album
Recenzja: Josh Berman & His Gang There Now

Josh Berman & His Gang
There Now (2012)
Delmark
Wyobraźcie sobie, że Art Ensemble of Chicago bierze na warsztat klasyczne big bandowe melodie Louisa Armstronga. Co następuje? Harmonijne brzmienie zostaje brutalnie zakłócone i rozerwane na drobne strzępy przez szaleńczą free jazzową improwizację. To właśnie czyni na swojej ostatniej płycie There Now amerykański kornecista Josh Berman wraz z grupą siedmiu współpracowników, których nazywa staromodnie swoim gangiem.
Berman robi to, co ostatnio jest dość powszechne na wszelkich płaszczyznach muzyki rozrywkowej, czyli pożycza stare i po swojemu miesza je z nowym. O ile jednak nierzadko efekty takich połączeń bywają niezręczne i odtwórcze, na There Now wszystkie dźwięki układają się swobodnie, przez co płyta jako całość brzmi bardzo adekwatnie, nawet jeśli wciąż, dla niektórych, niewystarczająco nowatorsko.
Grupa na potrzeby projektu pożyczyła kilka jazzowych standardów sięgających aż do lat 20. poprzedniego stulecia — wśród nich „Liza” i „Sugar” Eddiego Condona czy „I’ve Found a New Baby” spopularyzowane m.in. przez Benny’ego Goodmana — które niejako przetransponowała na warunki współczesnego jazzu, częstokroć zmieniając je nie do poznania dzięki pstrzącym się gęsto kunsztownym, nierzadko improwizowanym, solówkom i motywom. Te same zabiegi zastosowano zresztą w oryginalnych kompozycjach Bermana, co pozwoliło na wplecenie ich zupełnie niepostrzeżenie w bieg albumu, bez zakłócania jego misternej konstrukcji.
Prawdziwy jazz wcale nie umarł — ma się doskonale, właśnie dzięki takim płytom jak There Now. Usunął się jedynie gdzieś w cień, przytłoczony coraz szybszym biegiem czasu. Ale kto wie — być może za kilkadziesiąt lat jego współczesne owoce staną się równie legendarne, co płyty Mingusa, Monka czy Davisa obecnie? Szczególnie jeśli są tego naprawdę warte.
Recenzja: Keyshia Cole Woman to Woman

Keyshia Cole
Woman to Woman (2012)
Geffen
Aleksander Świętochowski mawiał kiedyś: „Rozumem kobiety jest miłość”. Słuchając piątego albumu Keyshii Cole, zatytułowanego w wolnym tłumaczeniu Kobieta kobiecie, nie sposób się z nim nie zgodzić.
Krążek to zbiór rozmaitych historii o wzlotach i upadkach płci pięknej. Historii, o których słyszała lub co gorsza, doświadczyła ich każda z nas. Mężczyzna, który oszukuje, zdradza, nie zapewnia odpowiedniej ilości czułości i namiętności, facet-świnia. Keyshia nie ma dla nich litości — w takich numerach jak „Enough of No Love” czy „Zero” z impetem rozlicza się z każdym napotkanym osobnikiem płci przeciwnej. Ból i frustracja wyrażone są także w emocjonalnych balladach „Trust and Believe” oraz tytułowej „Woman to Woman”. Gniew ten pozwolił uwolnić głęboko skrywane żale z przeszłości i sprawił, że Keyshia znów śpiewa na miarę swoich możliwości. Subtelne soprano wokalistki doskonale współgra z beatami utrzymanymi w średnim tempie.
A jeśli chodzi o nie, Woman to Woman niczym nie zaskakuje. W tej kwestii Keyshia pozostaje konsekwentna od lat — jej domeną jest konwencjonalne R&B z domieszką soulu czy ewentualnie kilku rześkich sampli. Łagodne, wyważone melodie „Hey Sexy” czy „Wonderland” dają nam jednoznaczny sygnał, że wszystko jest na swoim miejscu. Można odnieść wrażenie, że Cole z chęcią wraca do soczystych lat 90., czerpiąc inspiracje od div tamtych czasów – Faith Evans czy Mary J. Blige, powoli sama stając się jedną z nich.
Woman to Woman to solidny materiał, który udowadnia, że twórczości Keyshii można zaufać. To kolejny album do postawienia na jednej półce obok wielu pozycji sprzed lat, które pomagają podczas kłopotów z mężczyznami i towarzyszą płaczliwym rozmowom z przyjaciółkami.
Nowy album: Andy Allo Superconductor

Na fali ostatniego teledysku purpurowego Księcia do singla „RNR Love Affair” zainteresowanie pojawiającą się w nim piękną Andy Allo znacznie wzrosło. Umieszczenie jej w teledysku oraz zaprezentowanie go światu w ostatnich dniach jak się okazuje miało ukryty zabieg promocyjny. A to dlatego, iż 20. listopada odbyła się premiera wyczekiwanego przez wielu albumu Superconductor. Singiel promujący całe wydawnictwo prezentowaliśmy w soulowej misce, teraz przyszła pora na tracklistę i niestety bardzo przeciętną okładkę. Całość zapowiadana jest jako powrót do soulu i funku z lat 70, do dokonań mentora Prince’a i Steviego Wonder’a. Brzmi obiecująco!
1. “Superconductor”
2. “People Pleaser”
3. “Long Gone”
4. “The Calm”
5. “Yellow Gold”
6. “Nothing More”
7. “If I Was King”
8. “Story of You & I”
9. “When Stars Collide”
Nowy teledysk: Avant feat. KeKe Wyatt „You & I”

Są duety à la Marvin Gaye i Tammi Terrell, Ike, i Tina Turner czy Roberta Flack, i Donny Hathaway. Są też duety mniejszego formatu np. Avant i KeKe Wyatt. Ten pierwszy szykuje się do wydania nowego albumu 5 lutego przyszłego roku pt. Face the Music, zaś towarzysząca mu w tym utworze Wyatt jest obecnie uczestniczką programu R&B Divas. Współpraca obojga artystów sięga 2001 roku i debiutanckiego albumu KeKe. Kiedy w sierpniu sieć obiegła informacja o ich wspólnym kawałku na nowej płycie Avanta, fani byli podekscytowani. Poziom ich zadowolenia zwiększy z pewnością fakt, że właśnie wypuszczono teledysk do „You & I”. Klip do tej miłosnej ballady nie powala na kolana, można również mieć za złe nadmierną gestykulację obojga piosenkarzy, jednakże nie powinno to przesłonić wyraźnej chemii, jaka łączy tych dwoje na scenie. Dają z siebie naprawdę wszystko. Przekonajcie się sami oglądając teledysk.
Recenzja: Amy Winehouse At the BBC

Amy Winehouse
At the BBC (2012)
Universal Music Group
Amy Winehouse kochała występy na żywo. Choć mało kto mógł mieć tego świadomość w ostatnich latach jej życia, kiedy materiały z koncertów przedstawiały zataczającą się i niepamiętającą tekstów własnych piosenek kobietę w opłakanym stanie. Kolekcja At the BBC może to zmienić i przypomnieć, że przed wpadnięciem w szpony nałogów, mieliśmy do czynienia z jedną z najbardziej utalentowanych wokalistek naszych czasów.
Nie jest to zwyczajny album na żywo, ale zbiór wybranych występów Winehouse, jakie dała dla brytyjskiej rozgłośni BBC. Otrzymujemy zatem kilka nagrań z festiwali, programów radiowych i telewizyjnych. Może się wydawać, że dosyć długi okres czasu, jaki obejmują nagrania (2004–2009), a przez to swojego rodzaju eklektyzm nie jest w stanie stworzyć całości. Wspólny mianownik znajduje się jednak w osobie samej Amy. Live at the BBC to Winehouse w najlepszym okresie koncertowym jej życia.
W głosie piosenkarki słychać zaangażowanie, pasję, miłość do muzyki. Dokładnie to, czego zabrakło, gdy uzależnienie wzięło górę nad jej życiem. Największy skarb Amy brzmi silnie i czysto – w szczególności w nagraniach z 2004 roku, kiedy młoda wokalistka bawi się głosem – w doskonałym, jazzowym „Lullaby of Birdland” czy przebojowym „Best Friends, Right?”. Ogromną zaletą wydawnictwa jest właśnie nieograniczenie się do stałego koncertowego setu Winehouse sprzed kilku lat i umieszczenie utworów z debiutanckiego Frank (który wokalistka po wydaniu Back to Black prawie całkowicie pomijała) czy niewydanych wcześniej coverów.
W czasach gdy pośmiertnie albumy gwiazd często budzą kontrowersje dotyczące jakości i poziomu nagrań, At the BBC ukazuje wokalistkę z najdoskonalszej strony i przypomina, za co tak naprawdę pokochaliśmy Amy Winehouse.
Recenzja: Rihanna Unapologetic

Rihanna
Unapologetic (2012)
Def Jam
W czasach cyfrowej rewolucji, mamy do czynienia z dwiema niepokojącymi tendencjami przy ocenianiu wydawnictw muzycznych. Z jednej strony postępuje radykalizacja opinii przeciętnych słuchaczy, którzy coraz częściej mają skłonność czy to do popadania w zachwyt, czy do ochoczego i niewyszukanego manifestowania swojej niechęci, z drugiej — muzyczni krytycy, kierowani pragmatyzmem i nadzwyczaj uodpornieni na rzeczy zarówno mierne, jak i rewelacyjne, wykształcili sobie na własne potrzeby nienaturalnie szeroką skalę przeciętności. A gdzie w tym całym bałaganie jest Rihanna?
Tam, gdzie są aktualne trendy. Od kilku lat, bez żadnych skrupułów, ideałów, bajek o artystycznej samorealizacji, jej płyty są konsekwentnie poligonem twórczym dla chmary songwriterów i producentów. Ona sama też wydaje się nie być specjalnie przejęta brakiem koherencji i wartości artystycznej materiału, który sygnuje swoim nazwiskiem. Cel jest jeden — utrzymać się na topie.
Unapologetic to płyta pełna kół ratunkowych — piosenek, które nagrano w nadziei, że w momencie gdy zostaną wydane jako single, nadal będą brzmiały modnie i staną się przebojami. Szansa na powodzenie jest duża, bo album Rihanny to nie inwestycja długoterminowa — dla wytwórni cykl trwa niecały rok (aż do wydania singla promującego kolejny album), dla słuchaczy nawet krócej, bo to zestaw piosenek, które są w stanie zaintrygować i znudzić się już podczas pierwszego odsłuchu.
Na swojej siódmej płycie Rihanna robi szybki przegląd playlist współczesnych mainstreamowych radiostacji: electropopowe (czy nawet house’owe, nie wspominając o zbyt wielu brostepowych wtrąceniach) generyczne bangery mieszają się z wokalnie emocjonalnymi, ale pozbawionymi treści power balladami i monotonnym R&B urozmaiconym gdzie niegdzie kosmicznymi efektami specjalnymi (Ginuwine niedorzecznie zestawiony ze Skrillexem; Brown udający Jacksona). W tym wątpliwej jakości zbiorze, nadzwyczaj korzystnie wypada, wyprodukowany przez The-Dreama, podwójny, niemal 7-minutowy teatralny opus „Love Without Tragedy”/”Mother Mary” subtelnie nawiązujący do lat 80., stanowiący kreatywny pomost między popową przeszłością i teraźniejszością, a także następujące po nim niespotykanie dyskretne „Get It Over With”, sprawiające wrażenie raczej akustycznego interludium niż pełnoprawnej odrębnej piosenki.
Nie ma do tej mieszaniny żadnego określonego klucza — to tylko resztki muzycznego fastfoodu, którymi od dobrych kilku lat Rihanna karmi swoich słuchaczy — z tym, że zręcznie przemielone przez maszynkę do robienia pieniędzy hitów i przyprawione produkcyjnymi niuansami tak, by skutecznie zabić nieświeży posmak. Ale nie trzeba wcale być smakoszem by zauważyć, że coś tu nie gra.
Nowy utwór: Lady „Money”

Lady – najnowsza propozycja wytwórni Truth & Soul Records. Duet tworzą dwie wokalistki – Nicole Wray (Atlanta, USA) i Terri Walker (Londyn, UK). Obydwie mają za sobą udane debiuty w swoich krajach. Pierwszy raz spotkały się w 2009 roku w Nowym Jorku. Od razu połączyła je miłość do soulowych klasyków i hip-hopu. W ten sposób dwie odważne i silne kobiety o bardzo wyrazistych wokalach postanowiły stworzyć muzyczny projekt. Nadchodzący, debiutancki album będzie mieszanką soulu lat 60, hip-hopowych bitów i melodii współczesnego r&b. W założeniu ma to być powiew świeżego brzmienia, gdzie dwie powierzchownie złe kobiety o dobrych sercach, poruszać będą tematy miłości, przyjaźni, nie poddawania się. Dajmy szansę dziewczynom wysłuchując ich nowego nagranie.
Nowy singiel i szczegóły drugiej płyty Autre Ne Veut

Autre Ne Veut nigdzie się nie śpieszy. Od jego jedynego jak dotąd, debiutanckiego krążka minęły już ponad dwa lata. Dobra wiadomość jest taka, że artysta zapowiedział już wydanie jego długogrającego następcy – Anxiety, który do sklepów ma trafić 12 lutego 2013 nakładem wytwórni Software. Żeby jednak nie być gołosłownym swoją zapowiedź należycie poparł bardziej rzeczowymi dowodami w postaci okładki płyty (powyżej), tracklisty (poniżej) i pierwszego singla promującego rzecz – „Counting”, który przenosi R&B w zupełnie inny wymiar, eksplorując senne wokale i syntezatorowy beat przywodzący na myśl bardziej freakowe produkcje Animal Collective.
Tracklista:
1. „Play by Play”
2. „Counting”
3. „Promises”
4. „Ego Free Sex Free”
5. „A Lie”
6. „Warning”
7. „Gonna Die”
8. „Don’t Ever Look Back”
9. „I Wanna Dance With Somebody”
10. „World War”
Big Sean przesuwa premierę drugiej płyty

Gwiazda G.O.O.D. Music, jedno z większych nazwisk mainstreamowego rapu – Big Sean przesuwa premierę swojej drugiej płyty. Hall of Fame: Memoirs of a Detroit Player początkowo miało ukazać się przed świętami – 18 grudnia, ale 24-latek woli się nie śpieszyć i dokładnie przemyśleć każdy krok, bo jego debiutancki Finally Famous niekoniecznie był tym, co sobie zaplanował. Trzymajmy kciuki, aby drugi album faktycznie był bardziej udany. Tymczasem płytę promuje już pierwszy singiel „Guap”, który jak dotąd przeszedł nieco bez echa.
Nowy album: Dionne Warwick Now

Legendarna wokalistka Dionne Warwick w związku z częścią obchodów pięćdziesiątej rocznicy wydania pierwszego singla przyszykowała dla fanów specjalne wydawnictwo. Autorka takich klasycznych soulowych kawałków jak „Walk on by”, „Heartbreaker” czy „I Say a Little Prayer” 22. października wydała krążek Now. Nie jest to do końca zupełnie premierowy materiał raczej zbiór wielkich przebojów, na szczęście wzbogacony o cztery, zupełnie premierowe nagrania. Co zastanawia, a zarazem martwi przy okazji tak pokaźnego zbioru jakim może pochwalić się Warwick to fakt, iż sporo naprawdę ważnych i legendarnych kawałków została tu pominięta.
1. “There’s Always Something There To Remind Me”
2. “Are You There With Another Girl”
3. “Don’t Make Me Over”
4. “Love Is Still The Answer”
5. “99 Miles From LA”
6. “Be Aware”
7. “Reach Out”
8. “Is There Anybody Out There”
9. “I Just Have To Breathe”
10. “It Was Almost Like A Song”
11. “Make It Easy On Yourself”
12. “I Say A Little Prayer”