Wydarzenia

angel haze

BBC Sound of 2013

Jak co roku na początku zimowego grudnia BBC ujawnia listę artystów rywalizujących o tytuły BBC Sound of. Tytuł ten to prestiżowe wyróżnienie, dla artystów dopiero stawiających kroki w muzycznym przemyśle i zapowiadającym się niezwykle interesująco. W przypadku tego rankingu mamy do czynienia z niezwykłą trafnością i wyczuciem tego co najlepsze, najciekawsze. Wśród tegorocznych nominowanych, debiutujących artystów znalazło się piętnaście nazwisk i nazw zespołów, które typowane są jako te najciekawsze muzyczne zjawiska najbliższych miesięcy m.in.: Angel Haze, A*M*E, Haim, Laura Mvula, Tom Odell, AlunaGeorge czy najbardziej znany z szerokiego grona The Weeknd. W poprzednich latach wśród laureatów i nominowanych byli tacy znaczący we współczesnej muzyce artyści jak chociażby: Frank Ocean, Adele, James Blake, Franz Ferdinand, Santigold, Florence + the Machine czy laureat ubiegłorocznej edycji Michael Kiwanuka. Zwycięzcę poznamy 4. stycznia, poniżej prezentujemy kilkoro z tegorocznych nominowanych bardziej przychylnych soulowej misce. Z pewnością niejedna z tych postaci zawojuje nadchodzący rok w muzycznym świecie. Pytanie tylko która?

moka-T i Makul & Soulbowl: Press Play # 14

Czternastą odsłonę Press Play urozmaica duet moka-T i Makul. Wybór ten jest nieprzypadkowy, gdyż panowie szykują kolejne produkcje, które powinny ponownie narobić zamieszania. W 2009 roku, mając za sobą kilkanaście lat działalności w podziemiu, wydali własnym sumptem klasyczny winylowy singiel. Zarówno estetyka, jak i zawartość dwunastki przysporzyła im szereg środowiskowych pochwał, zwracając uwagę m.in. Druha Sławka. Trzymając kciuki za ich kolejne ruchy zapraszamy do zapoznania się z naszymi wspólnymi rekomendacjami.

 

moka-T

VA – Payday Representin’ The Streets, Payday (1996)

Puk puk! Kto tam? To tylko me 30 lat wpada z hukiem wzbogacając moją kolekcję o kolejny wosk, tym razem Payday Representin’ the streets ( urodzinowe yo StressIzo). Ku mej radości wymieszanej z gorzką żołądkową, nośnik zabiera mnie do magicznych lat 90-tych. Podążam spojrzeniem za igłą, która zaczyna maraton. Na wstępie wypiję moje zdrowie z Jeru the Damaja i Afu-Rą przy klasyku „Mental Stamina”, by po niespełna 2,5 minuty wejść na kolejny poziom. Znów polewa Dj Premier tyle, że z Show & AG „Next Level”. Gruuubo! Pięć groszy dorzuca J.Dilla na First Down „Front Street”, by znów wpuścić na głośniki Primo z Group Home da da da da….„Tha Realness”. Brudne brzmienie bez przepity wyhamowuje koniec strony A – cukierek Gabrielle z O.C. „Give me a little more time”.  Idąc za kawałkiem, daję odrobinę czasu na toast za zdrowie moje i za B side.

Goodfellas… znów Show & AG z jakże wybujanym „Got the flava”, gdzie z utęsknieniem czekam na zwrotkę Methoda, którą tłukłbym w nieskończoność. Druga strona, drugi numer, na drugą nóżkę Jay-Z, który w moim życiu (na szczęście) zapisał się z takimi hitami jak „In my life time”. Płynąc ku trzeciemu kawałkowi poświęcam żołądkową kolejne 3 minuty z pijakiem Christopherem Martinem. „I’m just sayin’ fuck you”, czyli „Sacrifice” Group Home. Kolega ze strony A – Jeru, wpada jeszcze na rozchodniaka ze wspomnianym wcześniej Christopherem – “Brooklyn took it”. Co dobre, szybko się kończy. Żołądkowa nie zamula jak i ten LP z zamykającą krążek produkcją Ice Cube’a dla ekipy z ELEJ – WC & The Maad Circle „Home sick”.

E LEJ raz jeszcze po bańce, mamy czas by przesłuchać tą płytę drugi raz z rzędu i trzeci i…. Powyższy wywód ma na celu promowanie dobrych wydawnictw winylowych oraz zdrowego trybu życia, gdyż wspomniana gorzka była oczywiście bezalkoholowa.

Makul

Imhotep – Blue Print, Delabel (1998)

Pochodzący z Algierii Imhotep (Pascal Perez) jak może nie każdy wie to przede wszystkim producent i kompozytor legendarnej francuskiej grupy hip-hopowej IAM. Jego twórczość nie ogranicza się jednak w żadnym razie do rapu; zajmuje się (pod różnymi pseudonimami) tworzeniem muzyki filmowej, elektronicznej czy instrumentalnej.

Blue Print to album jedyny w swoim rodzaju. Album, do którego wracam regularnie aż po dziś dzień. Powstawał podczas podróży artysty po (powiedzmy) rodzinnych stronach, a konkretnie Maroko. W zasadzie sam longplay jest swoistego rodzaju muzyczną podróżą po tych regionach. Monotonne arabskie motywy folkowe okraszone tajemniczymi, głębokimi, trip-hopowymi bębnami to coś, za czym ja osobiście przepadam najbardziej. Co jakiś czas wkradają się przerywniki stricte folkowe, grane najprawdopodobniej przez napotkanych przez Imothepa lokalnych muzyków.

Wydawnictwo ukazało się w 1998 nakładem zasłużonej francuskiej wytwórni Delabel nie tylko na CD, ale także na limitowanym winylu, którego cena dziś niestety oscyluje wokół 100 EUR.

Teofil Niedziałka

Roy Ayers Ubiquity – He’s Coming, Polydor (1972)

He’s Coming z 1971 roku Roya Ayersa to istny meisterstück w jego wykonaniu. Pod szyldem projektu Roy Ayers Ubiquity zaserwowano nam cudowną mieszankę jazzu, soulu i funku. Przebogate instrumentalne kompozycje i aranżacje sprawiają, że słucha się tego naprawdę z ogromną przyjemnością. Bardzo wyraziste brzmienie, które wybija się na czoło muzycznego dorobku Ayersa. Kopalnia sampli dla współczesnych dj-i i producentów. Groovu jest tu tak dużo, że można go kroić na kawałki. Ulubiony utwór: „We Live in Brooklyn, Baby” – czyli Roy Ayers w pigułceczyli tworzenie utworu z pietyzmem, dbałosć o szczegóły, estetyka jedyna w swoimr odzaju i innowacyjność brzmienia. Jeden z najwybitniejszych wibrafonistów w szczytowej formie!

DZESI

KEATS//COLLECTIVE – KEATS//COLLECTIVE vol. 2 (2012)

KEATS//COLLECTIVE vol.2 to całkiem pokaźny, bo 25-kawałkowy zbiór bitów, które zaserwowali między innymi Kaligraph E, Haz Solo, Lindsay Lowend, Booty Thrill, Imprintafter, sloslylove czy Vanilla. Co tu usłyszymy? Na przykład pięknie wymieszaną w jednej misce elektronikę, chill wave i future funk z pięknym vibe’m z lat 80’. Jedna z lepszych kompilacji, na jaką trafiłam w ostatnim czasie. A jak zapewniają: This is only the beginning.

Estrella Q

 

VA – Dreamgirls: Music From The Motion Picture, Sony (2006)

Przynajmniej raz w roku trafia na mój ekran musical Dreamgirls, po czym zostaje przez jakiś czas w głośnikach, w postaci ścieżki dźwiękowej. Nie tylkoBeyonce sprawia, że ten soundtrack należy do mych ulubionych – choć niewątpliwie „Listen” każdorazowo powoduje dreszcze. Jennifer Hudson zarzuca się, że przekrzyczała większość utworów, lecz „And I Am Telling You I’m Not Going” udowadnia, że w tejże surowości i nieokiełznanym wokalu tkwi jej urok. Wisienką na tym Broadwayowskim torcie jest rapujący Eddie Murphy w „I Meant You No Harm/Jimmy’s Rap”. Antyfanów musicali może nie zachwycać, ale miłośnicy lat 60tych i 70tych powinni znaleźć coś dla siebie.

 

Chojny

Angel Haze – Reservation (2012)

Kobiecy hip hop ma niby ostatnio swój renesans, jednak prawie zawsze jest coś nie tak. Nicki Minaj poszła w electropop, Azealia Banks bardziej celuje w hip house. Iggy Azalea zadziwia wtórnością, Rapsody męczy swoim sentymentalnym tonem, a Kreayshawn sumiennie nie pozwala siebie poważnie traktować. Na szczęście jest też Angel Haze – raperka mająca wszystko na miejscu: świetne flow, ucho do zarówno klasycznych jak i świeżych podkładów, odważne braggadocio, talent do poruszania w odpowiedni sposób ciekawych tematów. Na debiutanckim Reservation Angel postarała się zaprezentować z każdej mocnej strony. Mamy więc tutaj lekki chaos, ale z drugiej strony mamy świadomość, że w jakimkolwiek z wybranych kierunków nie pójdzie, to zajdzie daleko. Po tym jak sprawdzicie mixtape, koniecznie zapoznajcie się z jej wstrząsającą wersją „Cleaning Out My Closet” Eminema.

Eye Ma

 Little Mix – DNA, Syco (2012)

Od razu zaznaczam, że nie jestem fanką programów typu Idol, Mam Talent itd. Skąd więc moje zainteresowanie zespołem, który wygrał brytyjskiego X-Factora? Wszystko to za sprawą T-Boz, która podjęła współpracę z Little Mix nad piosenką „Red Planet”. Pop-rockowe wykonanie w przypadku członkini TLC może nieco zaskakiwać, ale piosenka doskonale pasuje do naiwnego tonu tej płyty. Mamy tu istny festiwal przesłodzonego popu, R&B i dance’u – co w przypadku debiutu artystów, którzy ledwo co zdążyli podpisać kontrakt z dużą wytwórnią, nie dziwi w ogóle. Odbiorcami DNA będą zapewne zakochane, szczęśliwie bądź nie, nastolatki, które nabiorą się na płaczliwe ballady i wesołe melodyjki. Wbrew pozorom, nastolatką już nie jestem, ale zwróciłam uwagę na przyjemne „Wings” czy podnoszące na duchu „We Are Who We Are” i Wam również polecam te numery. Debiut LM można uznać za poprawny.

K.Zięba

The Internet – Purple Naked Ladies, Odd Future Records (2011)

Chodzą słuchy, że najnowszy materiał od The Internet ma ukazać się jeszcze w bieżącym roku.  Oczekiwanie na Feel Good EP studzę zeszłorocznym albumem Syd i Matta. Kokainowy singiel narobił zamieszania w 2011 roku, wbijając mi się do głowy na długie miesiące. Resztę albumu poznałem zaledwie kilka tygodni temu i muszę stwierdzić, że pomimo kilku niewielkich minusów, spośród ekipy Odd Future – właśnie The Internet przyciągają zdecydowanie najmocniej.

 

moka-T i Makul w sieci:

Facebook / Soundcloud

Nowy utwór: Angel Haze & Lunice „Gimme That”

Po tym jak kilkanaście dni temu raperka i producent grupy TNGHT poznali się w jednym z londyńskich studiów, od razu wzięli się do pracy. W związku z organizowaną przez Adidas serią Song From Scratch mieli okazje wspólnie stworzyć utwór od podstaw. „Gimme That” to energiczny numer przepełniony charakterystycznymi dla Lunice’a syntezatorami oraz agresywnym flow Pani Haze. Duet mimo, że bez większego stażu – z pewnością stanął na wysokości zadania. Poniżej możecie posłuchać utworu w całości oraz sprawdzić proces twórczy obojga artystów podczas pracy w studio.