Wydarzenia

clipping

Recenzja: Clipping Visions of Bodies Being Burned

Clipping

Clipping

Visions of Bodies Being Burned

Sup Pop

Jak pisaliśmy w 2016 roku, kiedy Clipping wydało album Splendor & Misery, „cechą definiującą twórczość tego pochodzącego z Los Angeles tria jest nieustanne eksperymentowanie oparte na bawieniu się hip-hopowymi konwencjami oraz łączeniu różnorodnych, często kontrastujących ze sobą dźwięków”. Co więcej, dwie kolejne płyty — There Existed an Addiction to Blood oraz tegoroczne Visions of Bodies Being Burned — potwierdziły słuszność przywołanej tezy i udowodniły, że w tym szaleństwie może być metoda.

Clipping nie poprzestaje jednak na wypracowaniu intrygującej koncepcji, z każdym materiałem proponując słuchaczom coraz bardziej ambitne przedsięwzięcia, przepełnione błyskotliwymi odniesieniami do popkultury. W tym roku doszło natomiast do pewnego przełomu. Owszem, Visions of Bodies Being Burned to nadal mroczny, odnoszący się do horrorcore’u album, ale mniej chaotyczny, może nawet mniej spektakularny, za to coraz mocniej skręcający w stronę muzyki improwizowanej. Choć Clipping tym razem nie dostarczają wyłącznie soundtracku idealnego na Halloween — ich najnowszy album potrafi naprawdę przerazić. Klimat zawarty na Visions of Bodies Being Burned jest gęsty, klaustrofobiczny, złowrogi. Tyle, że demony nie pojawiają się tuż przed nami, a ciągle obserwują nas z ukrycia.

To Clipping, więc oczywiste, że mamy tu sporo eksperymentu, ale nie jest on aż tak nachalny, jak momentami bywało na There Existed an Addiction to Blood. Atmosferę budują tu drobne elementy — zgrzyty, trzaski, szumy — przepuszczone przez noise’owe walce i umiejętnie dokręcane tempo. Storytelling nie jest już tak abstrakcyjny, jak czasem bywało, za to mocno nawiązuje do rzeczywistości, co wypada zdecydowanie na plus, bowiem udowadnia, że panowie nie tylko z popkultury potrafią czerpać pełnymi garściami. Tym, co jest zaś najciekawsze w odniesieniu do tegorocznego wydawnictwa, jest jego… oszczędna formuła. Trio nie rezygnuje z solidnych uderzeń i mocniejszych fragmentów, ale stanowią one jeden z wielu środków wyrazu, a nie motyw wiodący. Interesujące, że tak awangardowe przedsięwzięcie może być jednocześnie tak przystępne, a tak precyzyjnie zaplanowany album — tak otwarty na wchłanianie kolejnych patentów.

Clipping znów zaskoczyło, rozszerzając przez lata wypracowywaną konwencję. To już nie tylko trio kojarzące się z kinem grozy, a szalenie kreatywni awangardowi twórcy, którzy wnoszą sporo świeżości do samego hip-hopu. Nie wiem, co wymyślą na następnych płytach, ale po wysłuchaniu Visions of Bodies Being Burned nie zdziwi mnie, nawet jeśli okażą się wybornymi jazzmanami. Trudna muzyka na trudne czasy, ale przy tym z dużym komercyjnym potencjałem.

#FridayRoundup: Anna Wise, clipping., Kash Doll, Floating Points i inni

Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Tym razem znajdziecie tu zarówno świetne wokalistki (Anna Wise, Tawiah, Nicole Bus), muzyczne eksperymenty (clipping. Piernikowski), trap Kash Doll, wyszukaną elektronikę (Floating Points), awangardowy jazz (Matana Roberts) czy też klasyczny hip-hop (Temzki, Smoke DZA & Benny the Butcher, Gucci Mane). Wszystko to poniżej, a jeszcze więcej nowości znajdziecie na naszej zbiorczej playliście.


As If It Were Forever

Anna Wise

Anna Wise

Trudno mi jeszcze śledzić Annę Wise z powodu innego niż ciekawość (uzasadniona wiadomymi względami; mniej oczywisty tu). Na moje szczęście As If It Were Forever, figurujące w portfolio wokalistki jako pełnoprawny debiut, nie odbiega gabarytowo od standardowo rozumianej epki. Debiutancka Anna Wise próbuje zaś nieco odbiec od aż nazbyt impresyjnych i cierpiących na brak ukierunkowania tropów, cechujących jej poprzednie lata wydawnicze. Chwilami nawet mam wrażenie, że jej się to udaje. Przeboju na miarę „Go” na As If It Were Forever raczej nie znajdziecie; jest tu za to trochę udelikaconego, intymnego alt-art-R&B, podbitego rytmicznym (chyba zbyt wczesnym momentem kulminacyjnym) na „Nerve” i finałowym, odważniejszym harmonijnie od reszty „Juice”. Nadal jednak Anna Wise potrzebuje więcej produkcyjnej odwagi, by chciało się ją wspominać równie dobrze, co z gościnnego występu u Kendricka Lamara. — Maja Danilenko


There Existed an Addiction to the Blood

clipping.

Sub Pop

Nie czekałem na nowe clipping. Brzmi to jak mała spowiedź, ale przyznam szczerze, że formuła trio zaczęła się dla mnie powoli wyczerpywać i zjadać swój własny ogon, a zmierzenie jej z formułą ambicjonalnego albumu narracyjnego na Splendor&Misery pokazało, że ma swoje ograniczenia, które czasami są nie do przeskoczenia. Do There Existed an Addiction to the Blood podchodziłem zatem z dystansem, który coraz bardziej topniał w miarę słuchania albumu. Najnowszy krążek to, póki co, najlepsze ich dzieło. Wspaniałe instrumentale nie tylko czerpią z muzyki noise, concrete music i tape music, ale także w obrębie samego hip hopowego beatmakerstwa kombinują, w przeciwieństwie do poprzednich nagrań, z nieoczywistymi brzmieniami i podziemnym sznytem. Brzmienie krążka jest gęste, ale narracyjnie dostajemy dużo miejsca na oddech, a dźwięki mają przestrzeń na, dosłownie, wyszumienie się. Moje ambientowe serce kupił także pomysł na zakończenie krążka 18-minutowym trackiem z zapisem dźwięku płonącego pianina. Brzmi jak pretensjonalne silenie się na oryginalność, ale outro daje za to mnóstwo czasu na medytacje i ochłonięcie po noiserapowym znęcaniu się nad słuchaczem.– Wojtek


Stacked

Kash Doll

Republic Records

„Doświadczenie z ulicy bez jego wychwalania” plus unikalny styl, niezłe rymy i drapieżność to główne zalety Kash Doll. Po zeszłorocznych mixtape’ach Brat MailThe Vault Kash Doll powraca tymczasem ze studyjnym krążkiem. Związana z labelem Republic Records – wytwórni, z którą współpracowali m.in. Nicki Minaj, Drake, The Weeknd czy Ariana Grande – raperka prezentuje najnowsze wydawnictwo Stacked. Na płycie znalazło się 17 numerów, w tym single: trapowe „Kitten” z Lil Wayne’em, imprezowe „Ready Set” z Big Seanem i „Mobb’n” z zabawnym nawiązaniem do „Pass That Dutch” Missy Elliott. Znalazł się tu też znany wcześniej banger „Ice Me Out”, duet z Teyaną Taylor, parodia pop rapu („So Amazing”) i outro pierwsza klasa („KD Diary”). Kash Doll ma wszystko ułożone. Nie bez powodu zaprosił ją na wspólne występy Drake, a Rihanna wymienia ją jako ulubioną raperkę. Przy tworzeniu Stacked pomagał jej André 3000. I to jest chyba najlepsza rekomendacja. Odpowiedź na Cardi B z Detroit? Być może. — ibinks


Crush

Floating Points

Ninja Tune

Na nowy album Floating Points fani musieli czekać aż 4 lata. Zdecydowanie było warto, bo Crush to jedna z ciekawszych propozycji okołoelektronicznych ostatnich lat. Kompozycje muzyczne Sama Sepherda od zawsze miały w sobie coś tajemniczego i nostalgicznego. Czuć w nich brytyjską aurę i tęsknotę. Elektroniczne brzmienia Floating Points to idealny soundtrack na jesień. Crush wyszło w doskonałym momencie, wydaje się stworzone na ponure, październikowe wieczory. Album kontynuacja mrocznego klimatu Eleani, ale tym razem częściej poza smyczkowymi czy jazzowymi wstawkami, muzyk zdecydował się na szczyptę szaleństwa. Miejscami Crush nawiązuje do tradycyjnych klubowych brzmień, czego kulminacją jest energiczne „LesAlpx”. Floating Points znowu udowadnia, że jest nie tylko DJ-em otwartym na różne gatunki, ale i prawdziwym muzykiem chcącym eksperymentować i zmieniać oblicze muzyki elektronicznej. — Polazofia


Starts Again

Tawiah

First Word Records

Starts Now to debiutancki krążek brytyjskiej artystki, ale jej postać na scenie widoczna jest już od dawna. Dwie świetne przyjęte epki, mixtape oraz wiele gościnnych udziałów m.in. u tak znaczących postaci, jak Cinematic Orchestra, Blood Orange, Mark Ronson, Kindness, Cee-Lo, Wiley, Zed Bias czy Eric Lau, świadczyć mogą o jej statusie oraz niezwykłym talencie. Album jest bardzo osobistą eksploracją tożsamości jako kolorowej kobiety, wychowanej w rodzinie zielonoświątkowców, która chce wyrazić swoją muzykalność w całej jej okazałości, wolną od ograniczeń wielkich wytwórni. — efdote


Coin Coin Chapter Four: Memphis

Matana Roberts

Constellation

Prawie pięć lat po trzecim rozdziale projektu Coin Coin eksperymentalnej saksofonistki jazzowej Matany Roberts wreszcie doczekaliśmy się czwartej odsłony dzieła. Na Memphis, podobnie jak we wcześniejszych częściach, Roberts po raz kolejny eksploruje tematy związane z afroamerykańską historią, pamięcią i dziedzictwem, łącząc awangardowy jazz z formułą spoken word, by stworzyć nietuzinkowy muzyczny dokument. Tym razem Roberts przywraca pamięć swojej babci (na okładce płyty) pochodzącej z tytułowego Memphis. — Kurtek


The best of Moje Getto

Piernikowski

Asfalt Records

The best of Moje Getto owiane było duchem dużych zmian. Na płycie po raz pierwszy pojawia się tak wielu gości i to o tak dużym kalibrze (Brodka, Adam Repucha, Kacha Kowalczyk z Coals, Hades), a obecność Piernikowskiego w Asfalt Records mogła budzić kontrowersje i niepewność pośród fanów zarówno jednego i drugiego. Finalny owoc tej współpracy to jednak nadal przede wszystkim primeshitowa piernikowszczyzna najwyższych lotów. W stosunku do poprzedników, nagrywanych zarówno solowych jak i w duecie z 88, dużo więcej jest tutaj ciepła i harmonii. Tęskną, świnoujską melancholię zastąpiły nostalgiczne pasaże syntezatorów o nieco duchologicznym wydźwięku, a nihilistyczne trwanie przekute zostało w medytacyjne mantry, zwieńczone pojawieniem się na krążku numeru „Abhajamudra”. W tle szumią inspiracje elektronicznym brzmieniem spod znaku takich graczy jak Gaika, po raz pierwszy czuć też na krążku lepkie, psychodeliczne ciepło przebijające się tu i ówdzie. Piernikowski/Dziecko z Polski/Emce specjalnej troski nagrał najwrażliwszy swój album do tej pory i jeżeli to najlepsze, co przynosi jego Getto, to niech ono trwa. —Wojtek


Lift Ep

Pete Philly

B.U.

Jeden z najlepszych europejskich raperów (który swoją drogą jest też znakomitym wokalistą) powraca na scenę po dłuższej przerwie spowodowanej problemami ze zdrowiem. Tematem przewodnim epki zatytułowanej Lift, jest właśnie „uzdrowienie”. Artysta, aby wrócić do pełnej funkcjonalności, musiał przez kilka lat badać swoje ciało, umysł oraz ducha, co doprowadziło do jego głębokiej przemiany. Dużej przemiany nie uświadczymy na szczęście w muzyce, która jest nadal na wyśmienitym poziomie, a sam artysta porównuje proces jej tworzenia, do tego, co czuł, nagrywając wraz z Prequisite genialne Mindsate. Na epce tej odnajdziemy również sporo wpływów afro-karaibskich, bo takie korzenie ma właśnie holenderski muzyk, a w otwierającym całość utworze „Here” usłyszymy ponadto elementy folku oraz gospel. — efdote


Statue of Limitations

Smoke DZA & Benny The Butcher

RFC Music Group / Cinematic Music Group

Prawie trzy lata od wypuszczenia udanego Don’t Smoke Rock, Smoke DZA ponownie łączy siły z legendarnym producentem – Pete Rockiem. Tym razem dołącza do nich jeszcze reprezentant Griselda Records, Benny The Butcher. Efektem współpracy tej trójki jest epka Statue of Limitations. Duet świetnie się sprawdza na klasycznych boom-bapowych bitach. Gościnnie dołączają do nich stali współpracownicy – Conway the Machine, Styles P i Westside Gunn. It’s Smoke and Butcher, You can get smoked and butchered! —Mateusz.

T La Soul

Temzki

Temzki

Grupa De La Soul miała niepodważalny wpływ na twórczość wielu artystów wychowanych na hip-hopie z lat 90. Jedna z takich postaci jest bez wątpienia raper Temzki, o którym dłuższy czas nie było słychać, ale właśnie powrócił ze swoim nowym projektem, będącym niczym innym niż hołdem dla wyżej wymienionego zespołu. Na T La Soul zaprosił on kilku znakomitych producentów (m.in. Soulpete, Spinache, Roux Spana), którzy do stworzenia swoich beatów, posłużyli się samplami wykorzystanymi już na klasycznym krążku Stakes Is High. Dodatkowo usłyszeć możemy tu kilku gości, którzy doskonale wpasowali się w pozytywny i bujający vibe całości, tworząc znakomity materiał, nie tylko dla fanów De La. — efdote


Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.

Recenzja: clipping. Splendor & Misery

clipping.

Splendor & Misery (2016)

Sup Pop

Ci, którzy znają twórczość clipping. pewnie się zgodzą, że jeśli istnieje jakakolwiek cecha definiująca muzykę tego zespołu, to jest nią nieustanne eksperymentowanie oparte na bawieniu się hip-hopowymi konwencjami oraz łączeniu różnorodnych, często kontrastujących ze sobą dźwięków. Szczególnie ciekawa pod tym względem jest ich pierwsza oficjalna płyta CLPPNG, na której pochodzące z Los Angeles trio czerpało inspiracje równocześnie z rapowych tradycji, jak i muzyki industrialnej i noise’u. W podobnym tonie utrzymana była wydana w czerwcu epka Wriggle, co mogło wskazywać, że ich następny oficjalny projekt będzie kontynuacją obranej już wcześniej drogi. A jednak clipping. po raz kolejny postanowili zrobić coś nieszablonowego, świeżego i stojącego w opozycji do oczekiwań słuchaczy.

Nie mam wątpliwości, że Splendor & Misery to pod względem konceptualnym najambitniejsza, ale też najbardziej wymagająca rzecz, jaką do tej pory zespół stworzył. W telegraficznym skrócie akcja albumu osadzona jest w kosmosie i opiera się na historii człowieka (nazwanego Cargo 2331), który jako jedyny zdołał ocaleć na skutek przewrotu, jaki miał miejsce na statku kosmicznym transportującym niewolników. Wraz z kolejnymi utworami poznajemy dalsze losy naszego bohatera oraz stany emocjonalne towarzyszące mu w jego podróży – od początkowego lęku związanego z uzyskaną wolnością, przez poczucie przytłaczającej samotności, aż po finalną decyzję, aby uciec od opresyjnego społeczeństwa i lecieć w nieznane.

Jednym z aspektów tego albumu, który wybija się na pierwszy plan jest jego filmowy klimat. Nie tylko chodzi tu o sposób, w jaki Daveed Diggs opowiada całą historię, ale również o warstwę brzmieniową, która różni się znacznie od tego, co mogliśmy usłyszeć choćby na midcity, czy wspominanym już CLPPNG. Podczas gdy podkłady zawarte na poprzednich projektach grupy mieściły się w ramach szeroko pojętego eksperymentalnego hip-hopu, tak brzmienie Splendor & Misery skonstruowane jest niemal w całości z ambientowych stukotów i szmerów, dzięki czemu zdecydowanie bliżej mu do soundtracków rodem z filmów sci-fi. Całkiem możliwe, że spory wpływ na taki, a nie inny kształt tego albumu miało doświadczenie, jakie wokalista Daveed Diggs zdobył, grając główną rolę w głośnej sztuce Hamilton, za którą zdobył Grammy oraz nagrodę Tony. Warto też wspomnieć, że Jonathan Snipes, czyli jeden z dwóch producentów zespołu, zajmuje się zawodowo komponowaniem muzyki filmowej.

Nie ulega wątpliwości, że clipping. wykazali się sporą ambicją i kreatywnością podczas tworzenia tej płyty. Problem z nią pojawia się jednak z momencie, kiedy podchodzimy do każdego utworu indywidualnie, nie patrząc na historię, której jest częścią. Okazuje się wtedy, że najlepszymi numerami są właśnie te, które przywołują na myśl brzmienie z ostatniej długogrającej płyty kalifornijskiej grupy. Za przykład niech posłuży „True Believer”, które świetnie łączy industrialny, mechaniczny bit z refrenem zawierającym fragment niewolniczej pieśni z XIX wieku. Z kolei „Air ‚Em Out” jest interesujące nie tylko ze względu na stukoczący, przestrzenny podkład, ale również dlatego, że jest jednym z nielicznych utworów, gdzie Diggs otwarcie pokazuje swoje wysokie umiejętności techniczne i wypluwa kolejne wersy z charakterystyczną dla siebie energią i swobodą. Warto też zwrócić uwagę  na bardzo optymistyczne, chwytliwe „A Better Place”, które stylistycznie jest nieco oderwane od reszty utworów, a mimo to stanowi udane zamknięcie całej historii.

Splendor & Misery to płyta zdecydowanie inna od poprzednich projektów clipping. Brudne, czasem nieco chaotyczne, ale jednak wciągające i angażujące słuchacza bity zostały tu zastąpione przez stonowane, wręcz ekstremalnie minimalistyczne podkłady, które z pewnością mogą być dla niektórych słuchaczy przeszkodą nie do przejścia. Ciekawe, czy album ten jest jednym z wielu muzycznych i konceptualnych eksperymentów zespołu, czy może jednak stanowi zapowiedź jakiegoś nowego kierunku w ich twórczości. Bez względu na to warto śledzić ich następne ruchy, bo kto jak kto, ale oni zaskoczyć potrafią.