cok
Cok zaprasza do tańca

Funkujący Cok w tanecznej odsłonie
Za sprawą najnowszego singla „Wanna Dance” Cok namawia wszystkich do tańca, mimo że prawdopodobnie na każdej szkolnej dyskotece zwykł podpierać parapet. Otrzymujemy poruszającą i chwytliwą muzykę, która sprawia, że po przesłuchaniu pierwszych kilku taktów niepostrzeżenie kołyszemy biodrami. Producenta wspomógł Hnrkvsky, wzbogacając kompozycję o dźwięki odrobinę nostalgicznej trąbki. Cok oczywiście nie zrezygnował ze swoich ulubionych sztuczek, które stały się już niejako jego charakterystycznym znakiem — analogowe syntezatory, pulsujący bas, sample. Chyba jednak po raz pierwszy otworzył się na współpracę z innym muzykiem. „Wanna Dance” to utwór idealny nie tylko do tańca, ale i do zakopania wszelkich wojennych toporów.
Cok to producent z Sosnowca, który jest odpowiedzialny za klasyczny już album Parę spraw, wyprodukowany dla wrocławskiego MC — Rekorda. Ten lubujący się w afroamerykańskiej muzyce lat 70. twórca ma również kilka instrumentalnych albumów w swojej dyskografii — elektro-funkowy NuFunk czy oniryczny Sagala. Trębacz Hnrkvsky to absolwent szkoły muzycznej pierwszego stopnia, który grywał już niemal wszystko — jazz, swing i ska, ale i hip-hop nie jest mu obcy. Współpracował z JDRS, który niejednokrotnie produkował muzykę dla Młodego Wilka Popkillera — Karwela.
Pierwszy utwór Coka po niemal rocznej przerwie

Cok powraca po dłuższej nieobecności, prezentując utwór o zwodniczym tytule Pa Pa Pa Ra
Jesteś na imprezie z przyjaciółmi. Nagle przypomina ci się jakiś świetny utwór, lecz niestety nie pamiętasz jego tytułu. Kiedy proszą cię o wskazówki, potrafisz wydusić z siebie jedynie krótkie Pa Pa Pa Ra, które wpadło ci w ucho. Taki jest właśnie najnowszy utwór instrumentalny Coka i tak też się nazywa. Złożony z soulowych sampli i podszyty dźwiękami analogowego Korga numer chwyta za serce i wyzwala najbardziej skryte emocje. A kiedy już usłyszysz refren, oparty o wyszukaną funkową próbkę, pierwsza myśl, która będzie ci towarzyszyć to: gdzieś już to słyszałem? No, tak wpada w ucho. Jesteśmy pewni, że po zakończeniu utworu nie zaśniesz bez odśpiewania krótkiego Pa Pa Pa Ra do poduchy. Kto wie, może przyśni ci się kolejny poranek, w którym zamiast klawiatury i myszki na korporacyjnym biurku zastaniesz stół z syntezatorami i samplerami?
Podsumowanie 2016: Selekcja gości

Nasze zdanie w sprawie najlepszych tegorocznych albumów, piosenek i epek już znacie, ale podsumowania nie byłyby kompletne gdyby nie głos zaprzyjaźnionych artystów. Ich wybory to doskonały dodatek do tego, co już zostało napisane przez naszą redakcję. W tym roku solidna reprezentacja gwiazd zza granicy i kilka polskich nazwisk. Ich wybory niejako pokrywają się z selekcją prezentowaną przez nas, co tylko dowodzi, że ten rok był naprawdę dobry i różnorodny dla słuchaczy czarnej muzyki.
kanadyjska wokalistka; w tym roku wydała płytę Hidden Gems
A Seat at the Table
Solange
Saint
Jeśli muszę wybrać jeden ulubiony album tego roku, będzie to A Seat at the Table. Ten krążek nie tylko brzmi dobrze, on sprawia, że to ty czujesz się dobrze. Melodie Solange i teksty są nieporównywalne z niczym, co ujrzało światło dzienne. Mogę puszczać tę płytę od początku do końca, bez żadnych przerw. Solange nie ma co prawda najmocniejszego czy najbardziej kontrolowanego wokalu, ale jest tak zaangażowana i śpiewa każdą nutę bardzo namiętnie. Jej vibrato również opowiada pewną historię.
nowojorska wokalistka; autorka tegorocznego wydawnictwa Mirrors Volume 1
Starboy
The Weeknd
XO, Republic
Mój ulubiony album z 2016 roku to Starboy The Weeknda. Został wydany stosunkowo niedawno, ale od tego czasu nie mogę przestać go słuchać. The Weeknd znowu był w stanie zaserwować nam to z czego był znany — ciemne, ambientowe melodie z doniosłym basem i głębokie teksty — ale dodał do tego chwytliwe, popowe rytmy. To trudna rzecz dla artysty, ale jemu się udało to połączyć i brzmi wyśmienicie. Mogę śmiało napisać, że słychać tu wpływy Michaela Jacksonsa przez całą długość krążka, ale to wciąż The Weeknd. Kocham tę płytę!
polska producentka dostrzeżona przez radio BBC i Okayplayer; zadebiutowała epką Private Joy
Malibu
Anderson .Paak
Steel Wood
Mój ulubiony album to Malibu Andersona .Paaka, ponieważ to perfekcyjne połączenie tego, co stare i nowe. Wielu przed nim próbowało mieszać oldschool z newschoolem, ale moim zdaniem to właśnie na tym krążku zrobiono to najlepiej. To płyta skomplikowana i wyluzowana jednocześnie, kocham to. Produkcje są trafione w punkt, a wokal Andersona jest niepowtarzalny. Tej wiosny i tego lata non stop odtwarzałam tę płytę w samochodzie.
wschodząca gwiazda brytyjskiego rapu; autor singla „Take Me Away”; koncertował m.in. z Talibem Kweli
Blank Face LP
Schoolboy Q
Top Dawg Entertainment
Mój ulubiony tegoroczny album to Blank Face LP Schoolboya Q. Dlaczego? Powód jest prosty — raper potrafił odtworzyć oldschoolowe brzmienie zachodniego wybrzeża i jakimś sposobem zmiksował je z nowoczesnymi elementami trapu. Jeśli znacie choć trochę mojej twórczości, wiecie, że jestem całkowicie zachwycony taką różnorodnością.
polski producent; laureat beatbattle poznan; członek El Quatro; autor tegorocznej płyty NuFunk
Changes
Charles Bradley
Daptone Records, Dunham Records
Nie będę kłamał, że skrupulatnie śledzę teraźniejszą muzykę. Większość z osób, które mnie znają wie, iż dawno zamknąłem swoje poszukiwania w obrębie lat 70. Mimo to istnieje garstka artystów, których z zaciekawieniem wciąż weryfikuję. Jednym z takich wokalistów jest chociażby przebojowy Charles Bradley, który w roku 2016 wydał bardzo udany album Changes. Szczery, charyzmatyczny, iście korzenny. Być może w przypadku kogoś innego miałbym problemy z przesłuchaniem w całości kolejnego, nieco podobnego do poprzednich albumu (choć ta droga jest zdecydowanie zasadna), lecz Bradley ma u mnie jednak fory. Składa się na to kilka czynników, za sprawą których zachwycił nie tylko moją osobę ale także cały świat. Changes to pozycja obowiązkowa dla każdego fana czarnych brzmień, czerpiących garściami z macierzy gatunku!
londyńska wokalistka; wydała niedawno epkę Blue Moon
untitled unmastered
Kendrick Lamar
Aftermath, Interscope, TDE
Moim ulubionym tegorocznym albumem będzie prawdopodobnie untitled unmastered Kendricka Lamara. Kocham jego surowość i te inspiracje jazzem. Również Solange wydała świetną płytę A Seat at the Table. No i album Drake’a. To był naprawdę fantastyczny rok w muzyce.
holenderska raperka; inicjatorka projektu FAM; wydała w tym roku płytę z Cookin’ Soul Passport Pimpin’
Yes Lawd!
Nxworries
Stones Throw
Mój ulubiony album to Yes Lawd! NxWorries. Kocham Andersona .Paaka, sposób w jaki śpiewa jest świeży i unikatowy. A te podkłady Knxwledge są ciepłe, soulowe i surowe jednocześnie. Uwielbiam je. Razem tworzą niezły funkowy duet i od pierwszej płyty to działa. W tym roku słuchałam bardzo często tego albumu, to perełka!
duet tworzony przez Yoshii Swdxn i Nelę; obiecujące, młode pokolenie, które dumnie reprezentuje polską, eksperymentalną elektronikę oraz łamie wszelkie powszechnie przyjęte muzyczne konwencje
Blonde
Frank Ocean
Boys Don’t Cry
Nela: Częściej się z Bartkiem nie zgadzamy, niż zgadzamy, ale w kwestii albumu roku IwasHomeAnyway mówi jednym głosem i jest to głos Franka Oceana. W moim przypadku o jego wyższości nad Beyonce, Jenny Hval, Blood Orange czy Jamesem Blake’iem zadecydowała koncepcyjność Blonde i jego strona wizualna (klip do „Nikes”). Przywiązuję do tego dużą wagę, co zresztą można zaobserwować na naszym instagramie. Obraz jest dla mnie nieodłączną częścią muzyki. Kiedy uzgadnialiśmy z Justyną Wierzchowiecką jak ma wyglądać klip do utworu „N WAR”, to właśnie zdjęcia z singla Oceana stanowiły dla nas główną inspirację. Jeżeli będzie dane nam wydać LP, to chciałabym, aby na wzór papierowego wydania Boys Don’t Cry był on dopełniony fotografiami, ilustracjami, wywiadami, czy istotnymi dla nas tekstami.
Bartek: Według mojej oceny, Frank Ocean wygrał rok 2016 za nienachalność i stworzenie albumu zaprzeczającego tendencjom współczesnych „wielkich” albumów R&B. To jedna z niewielu płyt tego roku, którą można odkrywać na nowo wiele razy.
niezależna wokalistka z Londynu; dostrzeżona m.in. przez MTV i Clash Music
A Seat at the Table
Solange
Saint
Najlepszy album tego roku nagrała Solange. Czuję, że to ważne, by jako artysta używać swojego głosu i platformy dla większego dobra. Czuję, że mogę rezonować z wieloma piosenkami pod względem tekstowym. Chociaż wszyscy jesteśmy różni, przeżywamy to same. To wspaniale usłyszeć nasze historie opowiedziane szerszej publiczności… aby móc oświecić innych radością i smutkiem, z którym mamy do czynienia. Produkcja na tej płycie jest świetna. Czasami mnie znaczy więcej i z pewnością tak jest w tym przypadku. Od długiego czasu nie byłam tak podekscytowana czyimś nagraniem. Wizualizacje są równie świetne. Dobre wokale, fajna produkcja, wyśmienicie dobrani goście.
jedyna skreczująca kobieta w Polsce; specjalistka od lat 90.; inicjatorka The Oldschool Elite
„Awaken, My Love!”
Childish Gambino
Glassnote
Na warsztat wzięłam album Childish Gambino „Awaken, My Love!”, wydany drugiego grudnia 2016. I ten album chciałabym wyróżnić.Donald Glover, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko artysty nie zwrocił dotąd mojej uwagi, aż do momentu kiedy usłyszałam numer „Redbone”. Zachwycił mnie i poruszył od pierwszej zwrotki. Nie sposób nie zauważyć mocnej inspiracji Bootsy Collinsem i utworem „I’d Rather Be With You”. „Awaken, My Love!” to w dużej mierze echa funku lat siedemdziesiątych. Prócz Bootsiego słychać wpływy George’a Bensona i Parliament Funkadelic w przypadku choćby „Boogieman’a”. Mam wrażenie, że Eddy Grant też gdzieś się pojawił jako inspiracja oraz oczywiście, a może przede wszystkim Prince. Odczuwam w tym albumie powiązania z Musicology. W mojej ocenie bardzo dojrzały i przemyślany. Nie zawiodą się ci, którzy szukają stylowego funkowego grania z post soulowym sznytem. Brudne esencjonalne brzmienia, oraz spójny, różnorodny, czasem krzykliwy wokal nadaje albumowi dość poważny charakter, momentami manifestacyjny z dozą przyjemnej nostalgii i tu wyróżnię mojego drugiego faworyta – „Stand Tall”. Donald Glover został obudzony w mojej fonotece właśnie tym albumem. Polecam na wieczór i do samochodu.
Odsłuch: Cok NuFunk


Zapowiadaliśmy ostatnio nowe wydawnictwo producenta z Sosnowca, naturalną koleją rzeczy jest teraz fakt, że NuFunk śmiga już po sieci. Cok zainspirował się boogie, funkiem oraz disco z lat 80-tych i tym sposobem powstał świetny materiał, który jest niejako mostem pomiędzy tym co stare a nowe. NuFunk to idealna ścieżka dźwiękowa do przejażdżki po słonecznym Los Angeles z tym zastrzeżeniem, że… jesteśmy w Polsce. Ten fakt nie przeszkadza jednak by wychillować się przy lekkich i przyjemnych dźwiękach. Odsłuch płyty znajduje się poniżej, a zainteresowanych odsyłamy także do sklepu po zakup fizycznego wydania.
Nowy teledysk: Cok „NuFunk”


Cok nie przestaje zaskakiwać. Producent z Sosnowca pracuje nad licznymi projektami, ale dopiero teraz mamy zapowiedź większego projektu artysty. Sprawdźcie tytułowy singiel „NuFunk” oraz bardzo ciekawy teledysk, który został zrealizowany do rytmicznej piosenki, opartej na ciepłym klimacie, delikatnych melodiach pianina, połączonych z syntezatorem. Od razu w oczy rzucają się odniesienia i fragmenty do programu Soul Train. Zatem domyślacie się już w jakich klimatach będzie brzmiało nowe wydawnictwo. Więcej informacji podamy wkrótce!
Nowy utwór: Erykah Badu „Next Lifetime” (Cok Remix)

Sosnowiecki producent Cok zdaje się przekonywać, że nie taki Sosnowiec zły, jak go malują. Przerabianie klasyków to ciężka sprawa, bo generalnie rzadziej niż częściej wychodzi się z takich pojedynków zwycięską ręką. Z drugiej strony, będąc fanem geniuszu oryginalnej wersji, trudno jest polubić czy nawet zaakceptować inne interpretacje. Niemniej jednak w przypadku tego remiksu, jako zdeklarowany „baduista” mówię: Cok, zagrałeś to, zuchu! Naprawdę dobra i godna polecenia reinterpretacja jednego ze sztandarowych numerów królowej Badu, utrzymana w podobnie zmysłowym klimacie co i oryginał, jednak wprowadzająca wyczuwalny powiew świeżości. W ten upalny dzień jak znalazł.
Recenzja: Różni wykonawcy beatbattle.poznan VI

Różni wykonawcy
beatbattle.poznan VI (2013)
proporcja.com
Jest takie miejsce, gdzie raz w roku spotykają się doświadczeni i uznani producenci, a także ci mający dopiero zaznaczyć swoją obecność na scenie. To laboratorium muzyczne, w którym działają wszyscy zakochani w drganiach powietrza, to Mistrzostwa Polski Beatmakerów. Już za chwilę odbędzie się ich szósta edycja, a tymczasem wydana została składanka z próbkami umiejętności finalistów piątej beatbattle.
Na początek ukłon w stronę, nomen omen, producentów i wszystkich odpowiedzialnych za mastering płyty: jakość brzmieniową kawałków i — co ważne — ich odpowiednią kolejność, dzięki której tak różne osobowości, światy, estetyki łączą się w zróżnicowany, ale stanowiący spójną całość krążek. I tak proporcja.com zafundowała swoim słuchaczom podróż od stricte hip-hopowo bujających beatów (Cok), przez piosenkowe produkcje w stylu Sofy (Swington), do brzmień industrialnej dżungli, muzyki etnicznej, eksperymentującej w rejonach dotąd nieeksploatowanych na scenie polskiej muzyki elektronicznej (Odaibe).
To, co prezentują na składance finaliści zeszłorocznej edycji jest tylko teaserem, zajawką, zaostrzającą apetyt próbką umiejętności. Jednakże daje możliwość zweryfikowania werdyktu jury, które w kategorii Live Act nagrodziło Toucanstle, a w Beat Show — Random Trip. Tak wybrało szanowne gremium, ale — z osiemnastu kawałków zawartych na płycie wyróżniają się nota bene Odaibe, Oer i Soulpete: panowie proponują zupełny odjazd w rejony dotychczas nieodkryte, ale jakże wciągające.
Całą trójkę łączy ze sobą czerpanie, montowanie, odwoływanie się do tekstów kultury, do nadbudowywania historii wokół swoich utworów. Ta muzyka nie tylko brzmi — ona jest opowieścią. Soulpete, spryciarzu, czy naczytałeś się Derridy i Szymborskiej, że z wdziękiem, ironią, a jednocześnie z silnym kopem tworzysz kawałki, które poza czystym walorem estetycznym („Efekt motyla”? — stuprocentowy banger) bawią i cieszą całkiem wyrafinowaną intelektualną grą i odwołaniami do lawiny wytworów współczesnej kultury? A ty, Odaibe, czy możesz „opary alikwotowych brzmień piszczałek, fletów i ptasich śpiewów”, które wypełniają „Late Night Fitness Over Danube” i mniej znaną EP-kę Sechua Liaan, rozprzestrzenić i przepracować tak, by nie trzymały się ubocza polskiej sceny elektronicznej, ale stanowiły jej integralną część? Oerze, jak Ci się udało połączyć w „Słońcu nad Fordonem” dające groove hi-haty, ciężki, szorstki gitarowy riff i melodię prowadzoną w orientalnej, jak na polskie warunki, skali? Nieistotne — działajcie dalej!