devin the dude
Devin The Dude zachowuje dystans pełen duszy


Już jutro ukaże się nowy solowy album Devina The Dude’a. Soulful Distance będzie jedenastym krążkiem w karierze najbardziej wyluzowanego rapera na południu Stanów. Niedawno pojawił się singiel promujący wydawnictwo zatytułowany „To Each His Own”. To całkiem przyjemny track o tym, że nie dla Devina kupowanie drogich ubrań, życie gangstera i stylizowanie się na kogoś, kim nie jest. Omija to szerokim łukiem, ale jak mówi tytuł, co komu pasuje.
#FridayRoundup: Dreamville, Jaden, Kadeem Tyrell i Devin the Dude

Ewidentnie rozpoczynamy wydawniczy sezon ogórkowy, co widać dobitnie po tegotygodniowej liście premier. Wśród głośnych nowości hucznie zapowiadany krążek muzycznej rodziny J. Cole’a Dreamville oraz Erys, prawowity następca Syre Jadena Smitha. Ponadto epka Kadeema Tyrella, longplay Devina the Dude’a, a na plejliście także nowa Ms Nina dla fanów latynoskiego R&B, Westside Gunn dla konserów rapu, dwugodzinny live od Williama Parkera dla miłośników jazzu i Machine Gun Kelly, dla kogokolwiek, kto uzna z jakiegokolwiek powodu, że warto tej płyty posłuchać. Nie oceniamy.
Revenge of the Dreamers III
Dreamville
Dreamville/Interscope
Pierwsza część Revenge Of The Dreamers miała być początkiem wydawniczej działalności labelu J. Cole’a. Druga powstałą zaraz po tym, gdy w jego szeregach pojawiło się kilka świeżych ksywek. Przez niecałe cztery lata skład ponownie się rozrósł, a wytwórnia Dreamville ma już na swoim koncie kilkanaście wydawnictw. ROTD3 to już nie tylko J. Cole i jego podopieczni, każdy z młodych artystów pojawiających się na albumie zdążył wyrobić już sobie markę. Ponadto do współpracy nad projektem zaproszono kilkudziesięciu raperów i producentów z zewnątrz. W efekcie podczas sesji nagraniowych miało powstać około stu utworów. Ostatecznie trzeba było przeprowadzić ostrą selekcję, na finalnej wersji znalazło się 18 kawałków. T.I., Vince Staples, Ty Dolla $ign oraz… Kendrick Lamar – to tylko niektórzy z gości pojawiających się na krążku. Czy ROTD3 będzie jednym z najlepszych rapowych wydawnictw tego roku? Przekonajcie się sami. — Mateusz
Erys
Jaden
MTFTS/Roc Nation
Zapowiadany od dawna Erys to kontynuacja i jednocześnie odpowiedź na wydany półtora roku temu Syre. Skonstruowany podobnie do niego, nowy album oparty jest na tej samej filmowej koncepcji, jednak Jaden prezentuje na nim przeciwną stronę swojego alter ego. Tym razem materiał wydaje się nieco bardziej spójny — młody raper postawił przede wszystkim na inspirowany charakterystyczną, balladową estetyką Kid Cudi’ego trap, dzięki czemu nareszcie sprecyzował swój artystyczny kierunek. Z tym, jak album wypada względem poprzednika, jeszcze się wstrzymamy, niemniej jednak Erys to jedna z ciekawszych premier tego roku. — Klementyna
Elements
Kadeem Tyrell
Open Your Mind
Jeśli nadal macie zajawkę na neo-soul i R&B z poprzedniej dekady, nowa epka Kadeema Tyrella powinna koniecznie trafić na wasze plejlisty. Elements podobnie jak zeszłoroczne Feels zawiera zarówno ostatnie single piosenkarza, jak i nowe numery utrzymane w stylistyce oscylującej od inspiracji Craigiem Davidem, Bilalem czy D’Angelo po znajomo brzmiące wzorce z amerykańskiego radia adult R&B lat zerowych. Tyrell doskonale miesza znane z nowym i ponadczasowe z aktualnym, nie oglądając się jednak zbytnio na obecnie panujące trendy. — Kurtek
Still Rollin’ Up: Somethin’ to Ride With
Devin the Dude
Coughee Brothaz/Empire
Devin The Dude, legenda z Houston, powraca z dziesiątym albumem zatytułowanym „Still Rollin’ Up: Somethin’ To Ride With”. I choć na jego koncie można znaleźć co najmniej kilka klasyków, to jego ostatnie projekty spotykały się raczej z mieszanym odbiorem. Niemniej jednak Devin się nie zatrzymuje i wciąż poszukuje sposobu na to, by zadowolić swoich fanów. Na jego najnowszym krążku znalazło się 12 premierowych numerów nawiązujących stylistycznie do współczesnych brzmień z pogranicza rapu i R&B. Świetny sposób na zakończenie weekendu. — Mateusz
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
Recenzja: Devin the Dude Acoustic Levitation

Devin the Dude
Acoustic Levitation (2017)
Coughee Brothaz Entertainment
Niestety. Mimo niezmiennie najsympatyczniejszej prezencji i kilku naprawdę powalających momentów na albumie trudno nie wymagać więcej niż schematycznej poprawności od artysty, który zaliczył jedną z najbardziej imponujących serii wydawniczych przełomu tysiącleci. Od solowego debiutu w postaci The Dude z 1998 roku po To Tha X-Treme z 2004, pierwsze trzy krążki w katalogu Devina to pokaz jedynej w swoim rodzaju najszczerszej, upalonej, melodyjnej kreatywności jednej z najbardziej oryginalnych postaci na scenie hip-hopowej; pulsującej p-funkiem, R&B i dubem. Dodajmy do tego bardzo udane projekty grupowe pod szyldem Odd Squadu, Facemobu czy Coughee Brothaz i nadal bardzo dobre Landing Gear z 2008 roku, a dostajemy obraz pięknej kariery i wielu godzin kultowej dyskografii. Jednakże jeszcze przy okazji Waitin’ to Inhale z 2007 roku Devin zdradzał tendencję do eksplorowania nowych pomysłów na swój wyjątkowy funk, zdominowany tym razem przez zbytnio gospelowy i pościelowy sznyt. Z jednej strony to rzecz jasna sygnał pozytywny, świadczący o nieustannych poszukiwaniach artystycznych. Z drugiej zaś nie udało się do dziś odnaleźć tych właściwych rozwiązań, co słychać również na jego najnowszym, dziewiątym solowym albumie zatytułowanym Acoustic Levitation.
Co wyróżniało Devina spośród wszystkich artystów to koncepty jego utworów. Za pomocą nieskomplikowanych i bardzo plastycznych obrazów raper potrafił nakreślać wprost niezwykle ważne i uderzające wartości, stawiając na istotę tak fundamentalnych spraw jak poszukiwanie szczęścia, miłość, przyjaźń, luz, radość z tworzenia, seks, równość czy wielokulturowość, robiąc to w bardzo niesztampowy i przede wszystkim szczery do bólu sposób. Mając w pamięci takie utwory jak (chronologicznie) „Write & Wrong”, „Boo Boo’n”, „Lacville ’79”, „Who’s That Man, Moma”, „Go Fight Some Other Crime”, „Anythang”, „Unity” czy „In My Draws”, trudno nie zniechęcić się wtórnością numerów na jego najnowszym wydawnictwie. Najlepszym utworem na Acoustic Levitation jest zdecydowanie „Are You Goin’ My Way” z Tonym Maciem i Lisą Luv, gdzie obserwujemy flirt na przystanku autobusowym, na którym kobieta z czwórką dzieci po dwunastogodzinnym dniu pracy czeka na swój autobus. Zresztą, słowa porywającego refrenu Tony’ego Maca najlepiej definiują ten utwór – „Hey lady, is your bus runnin’ late? / I see your kids walkin’ by with a bag full of groceries / I know you don’t know me / but are you goin’ my way?„. Wysublimowany dowcip w zwrotce Devina, kapitalny śpiewany back and forth pomiędzy Tonym Maciem i Lisą Luv w drugiej zwrotce i urzekający podkład pełen dętych smaczków i lounge’owej przestrzeni składają się na jeden z najlepszych numerów bieżącego roku. Jeśli chodzi o wymyślne koncepty czy utwory sytuacyjne to tyle. I to jest zdecydowanie największą bolączką albumu.
Oczywiście nie brakuje tu kilku zwyczajnie bardzo udanych kompozycji. Otwierające album „Can I” czaruje basem i gitarowymi akcentami, trapowe „We High Right Now” z pozytywnie karykaturalnym refrenem Roba Questa to sztandarowy stonerski hymn, a genialny utwór tytułowy to kolejny w dorobku Devina numer, w którym w bardzo osobisty sposób rozlicza się ze swoją rzeczywistością i ucieka od problemów na poruszającym podkładzie rodem z Underground Kingz UGK. Brzmienie i miks płyty, za które odpowiada zespół złożony z gospodarza, wspomnianego Roba Questa, Yosuke Azumy oraz Jamesa Hoovera to kolejny z atutów projektu. Jest nim także tytułowa akustyczna lewitacja — masa gitar, niezwykle żywo wybrzmiewających sampli i bardzo naturalnych układów perkusyjnych zwiastuje konkretny kierunek rozwoju artysty; nawet jeśli niejednokrotnie przypłacono to jakimś nietrafionym brzmieniem czy nadto uproszczoną harmonią.
Mimo wszystko za dużo tutaj nudnych i niepotrzebnych numerów o miłości, nieudanego śpiewania (co w przeszłości nigdy nie było problemem albumów Devina) i przeciętnych linijek, a dodatkowo znane już wcześniej galaktyczne podróże (otwierając swoje Just Tryin’ To Live z 2002 roku, raper przedstawił się nam jako Zeldar z planety Beldar) są tu raczej jedynie groteskowymi wypełniaczami. Gdyby ten materiał wydał ktokolwiek inny, wrażenia byłby zdecydowanie bardziej pozytywne, bo choćby dla wymienionych poprzednio „Are You Goin’ My Way”, „Can I”, „We High Right Now”, „Acoustic Levitation” czy „Please Pass That to Me” warto go sprawdzić. Jednakże mając na uwadze dorobek i potencjał wiecznie uśmiechniętego Pana Copelanda, ciężko nie wrócić z tej godzinnej wycieczki ze sporą dozą rozczarowania.
#FridayRoundUp: Onra, Devin the Dude, Murs, Jacques Greene i inni

W tym tygodniu odbędziemy wyprawę od klubowych parkietów, gdzie DJ-em będzie znakomity Jacques Greene, przez historie z nowojorskiego Brooklynu opowiedziane przez Your Old Drooga, aż po daleki wschód, na muzyczne eksploatowanie którego po raz trzeci zabierze nas Onra. Do zestawu dorzucamy dwie młode wokalistki, przebojowy album Mursa, aby na koniec zrelaksować się przy wydanym nieco z zaskoczenia, nowym albumie Devina the Dude.
Chinoiseries Pt. 3
Onra
All City Dublin
Finałowa, trzecia część zapoczątkowanej 10 lat temu, muzycznej podróży mającej na celu połączenie starannie wybranych dźwięków z dalekiego wschodu z tradycyjnymi hip-hopowymi bębnami. Tym razem Onra zapuszcza się głębiej niż na poprzednich dwóch częściach i za pomocą 32 instrumentali, tworzy mroczną i nieco zadymioną atmosferę pokazującą zupełnie inne oblicze tej nieznanej nam do końca kultury. Z pewnością warto udać się z nim na tą nietypową wyprawę. — efdote
Acoustic Levitation
Devin the Dude
Coughee Brothaz Enterprise/EMPIRE
Najbardziej wyluzowany raper wszech czasów trochę niespodziewanie powraca z nowym, dziewiątym już albumem. Acoustic Levitation było zapowiedziane jeszcze w lipcu zeszłego roku klipem do singlowego „Do You Love Gettin’ High”, które niestety, nie wiedzieć czemu, przeszło bez echa. Zupełnie niesłusznie, bo to bardzo przyjemny numer ze świetnym basem. Nowy krążek zawiera czternaście utworów, a że to Devin, więc można się spodziewać… wysokich lotów. — Dill
Captain California
Murs
Strange Music Inc.
Murs zdecydowanie należy do grona tych niedocenianych raperów. Całkiem niesłusznie. Dobre albumy solowe, udane kolaboracje ze Slugiem jako Felt oraz płyty nagrane z 9th Wonderem. Na każdym z tych wydawnictw pokazywał świetne flow i ciekawe teksty, pełne zarówno celnych obserwacji społecznych, jak i specyficznego poczucia humoru. Nowy album zatytułowany Captain California, być może odmieni sytuację i raper nie będzie znany tylko z tego, że bił rekord, rapując nieustannie przez 24 godziny. Tym bardziej jest ku temu spora szansa, bo krążek brzmi bardzo przebojowo, wymykając się jednocześnie najnowszym trendom. Warto dać mu szansę! —efdote
Feel Infinite
Jacques Greene
LuckyMe
Na długogrający album kanadyjskiego producenta znanego jako Jacques Greene czekać trzeba było aż 7 lat. Od momentu, kiedy zadebiutował nagraniem „Baby (I Don’t Know What You Want)” zaserwował nam udane niezwykle udane epki oraz kilka świetnych remixów zrobionych m.in. dla takich wykonawców jak Radiohead, Ciara czy Jesse Boykins III. Niespodzianek nie ma, pełnoprawny debiut artysty, wydany dla wytwórni Lucky Me, to bardzo ambitna muzyka klubowa z kilkoma spokojniejszymi momentami. Jeżeli tęsknicie za odpoczywającymi chwilowo od sceny chłopakami z zespołu Disclosure, ten album z powodzeniem powinien pomóc Wam wypełnić tę lukę. — efdote
Packs
Your Old Droog
Droog Recordings
Your Old Droog stał się przez ostatnie trzy lata niezwykle ważną postacią na mapie nowojorskiego hip-hopu. Czasy, kiedy porównywano go do Nasa, a nawet podejrzewano, że jest to alter ego rapera z Queens, dawno już minęły (chociaż to dziwne uczucie podczas słuchania jego nagrań wciąż powraca). Packs jest drugim długogrającym albumem rapera, który nie obijał się i w międzyczasie poczęstował nas dwiema epkami oraz albumem nagranym ze znanym z zespołu Ratking, kolejnym zdolnym nowojorskim kotem o pseudonimie Wiki. Pojawia się on tu zresztą gościnnie obok takich postaci jak Danny Brown, Edan czy Heems. Głównie dla fanów klasycznego, brudnego hip-hopu. — efdote
The Order of Time
Valerie June
June Tunes Music Inc.
Countrysoulowa piosenkarka Valerie June (twórczyni m.in. zeszłorocznego singla Mavis Staples) wraca z nowym solowym krążkiem The Order of Time. Następca doskonale przyjętego Pushin’ Against a Stone z 2013 roku godzi tradycyjnie blisko siebie leżące, ale w ostatnich dekadach raczej zwykle unikające się stylistyki — folk, soul, country i rock. Tym samym June brzmi trochę jak Erykah Badu śpiewająca afrykański pustynny blues w akompaniamencie Gary’ego Clarka Jra. — Kurtek
Number 1 Angel
Charli XCX
Asylum Records UK
Charli XCX konsekwentnie podąża ścieżką kreatywnego elektropopu zabarwionego bubblegum bassem, na którą weszła przy okazji zeszłorocznej epki Vroom Vroom wyprodukowanej w całości przez Sophiego. Tym razem Charli łączy siły także z ekstraklasą PC Music — wśród producentów Number 1 Angel znaleźli się remiksujący już numery Charli w przeszłości A. G. Cook i Danny L Harle, a także EasyFun i Life Sim. Wśród gości natomiast same panie — Starrah, Raye, MØ, Uffie, Abra i Cupcakke. Tu nie można się pomylić — tu będzie się działo! — Kurtek
Nowy teledysk: Devin The Dude „I’m Just Gettin’ Blowed”

Rozumiem zajawkę Devina na quadcoptery, jednak klip do otwierającego One For The Road numeru „I’m Just Gettin’ Blowed” oczyma wyobraźni widziałem w zupełnie innej scenerii. Jako że sam kawałek to definicja stylu starego, dobrego Devina, którym przekonał mnie do siebie swoim debiutem z 1998 roku, nie mam problemu z tym, żeby zachęcić Was do jego odsłuchania, mimo nietrafionego, moim zdaniem, teledysku. Obrazek do tego numeru to drugi klip promujący zeszłoroczny, ósmy już solowy album przepalonego reprezentanta H-Town.
Nowa epka Devina The Dude

Autor kilku kultowych i bardzo ważnych dla mnie numerów udostępnił słuchaczom nowe produkcje zebrane pod nazwą Seriously Trippin EP. Całość można ocenić na trójkę, jednak nie ma powodów do narzekania. Otwierające „You’ll Be Satisfied” z refrenem-ukłonem dla Aretha’y Franklin oraz „Keep it Tight”, osadzony na cudnej g-funkowej melodii przypominają Devina z najlepszych czasów. W oczekiwaniu na kawałek słońca sprawdźcie, jaką formę prezentuje najbardziej wyluzowany Teksańczyk wszechczasów.