tamia
#FridayRoundup: Masego, Yves Tumor, Seinabo Sey, Lenny Kravitz i inni

Kolejny weekend obfitujący w ciekawe premiery płytowe. Jak zwykle mamy dla Was przekrój przez różne gatunki i z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Zaczynajmy!
Lady Lady
Masego
EQT Recordings
Czy wam też okładka Lady Lady wydaje się wyrafinowaną wariacją na temat okładki Take Care Drake’a? Ale spokojnie. Micah Davis na debiutanckim albumie dostarcza nam wszystkiego tego, czego się po nim spodziewaliśmy. W pełni rozwija tu autorską koncepcję „żywej”, soulowo-jazzowej muzyki, podszytej hip-hopem czy trapem. Znajdziemy więc na Lady Lady subtelne utwory, ale w bogatych i bezpretensjonalnych aranżacjach. Album jest oczywiście poświęcony kobietom, które muzyk przedstawia jako najważniejsze źródło inspiracji. Na płycie gościnnie m.in. Tiffany Gouché, SiR czy FKJ w dobrze już znanym „Tadow” (w obu wersjach). Nie tylko posiadacze biletów na warszawski koncert powinni być zadowoleni. — Maja Danilenko
Safe in the Hands of Love
Yves Tumor
Human Re Sources
Bezpieczny w rękach miłości. Miłość u Yvesa Tumora to pojęcie złożone, które przetwarza w swojej obecnej twórczości na własny użytek. Traktowane ironiczne wzniosłe uczucie posiada w jego eksplikacji wiele aspektów. Zanurzając się w Safe in the Hands of Love podążamy wraz z Tumorem po najgłębszych zakamarkach jego umysłu i poznajemy kolejne aspekty miłości. Wiara w zbawienie, wolność, szczerość, paranoja, nadzieja – tworzą to finalne pojęcie. Klasyczne instrumentarium współgra z glitchową eksperymentalną estetyką, przynosząc ekscentryczny wytwór artystycznej wyobraźni eskapisty-ekstrawertyka. Uwolnijcie Wewnętrznego Lwa i odlećcie z nową muzyką Yvesa Tumora! — ibinks
I’m a Dream
Seinabo Sey
Saraba AB
Szwedzka wokalistka o afrykańskich korzeniach zadebiutowała mocnym albumem Pretend, który odniósł znaczący komercyjny sukces. Druga płyta Seinabo Sey może nie zawiera radiowych hitów, ale jest dojrzałym i świadomym zapisem ostatnich lat artystki. Podróż do rodzinnych stron, przemyślenia i obcowanie z tamtejszą kulturą, pozwoliły Szwedce zrozumieć swoje pochodzenie, w pełni je zaakceptować i podążać wyznaczoną przez siebie ścieżką, nie uginając się pod naciskami zachodnich trendów. Słychać to na krążku I’m a Dream, na którym mniej jest popu, przeważającego na debiucie, a więcej R&B, soulu i naleciałości muzycznych z Afryki. Słychać również świadome wyrażanie własnych myśli, bez zbędnych obaw i strachu przed ewentualną cenzurą, dzięki czemu z albumu bije wolność liryczna i dźwiękowa, tak potrzebna w obecnych czasach. — Forrel
Raise Vibration
Lenny Kravitz
Roxie / BMG
Lenny Kravitz ogłosił wrześniowy termin premiery jedenastego już studyjnego krążka Raise Vibration jeszcze w maju i honorowo go dotrzymał. Trzy promujące płytę single klimatycznie i tematycznie nie miały wielu stycznych punktów, ale stylistycznie zazębiały się w jednym — wszystkie stanowiły mocny powrót Kravitza do brzmienia połowy lat 90. Szukając potwierdzenia we wczesnych płytach artysty, po 12 nowych utworach można więc spodziewać się zarówno gitarowych popisów, jak i soulujących ballad.— Kurtek
Dancehall
The Blaze
Animal 63
Jeśli marzy wam się Young Fathers w bardziej klubowej odsłonie, to klaustrofobiczny house francuskiego duetu The Blaze ma szanse się wam spodobać. Po dobrze przyjętej zeszłorocznej epce Territory bracia Alric przekładają swoją minimalistyczną, ale niezwykle intensywą wizję muzyki na długogrający projekt Dancehall. Jako że zwiastujące projekt single niczym nie ustępowały ich wcześniejszemu materiałowi, z pełną odpowiedzialnością polecamy.— Kurtek
Indigo
Kandace Springs
Blue Note / UMG
Przed dwoma laty dość szeroko rozpisywaliśmy się o długogrającym debiucie wokalistki jazzowej Kandace Springs Soul Eyes, który przenosił jej soulowe inspiracje w świat subtelnego jazzu. Teraz piosenkarka wraca z drugą płytą Indigo i wraca do soulowych inspiracji, które na pierwszym albumie zostały dość zaskakująco stłumione. Indigo kontynuuje drogę inspirowanego jazzem soulu po śladach takich piosenkarek jak Lizz Wright, India.Arie czy Amel Larrieux. — Kurtek
Mothe
Kilo Kish
Human Re Sources
Gdyby Lana del Rey chciała rozpocząć karierę hip-hopowej księżniczki, brzmiałaby jak Kilo Kish. Po zaliczeniu udanych featuringów u Gorillaz i jej starego kolegi Vince’a Staplesa, Lakisha Kimberly Robinson powraca z mini-albumem Mothe. Po intrygującym „Elegance” Kish wyskakuje ze stroju baletnicy, by przeobrazić się w ćmę i sięgnąć po inteligentne disco, wyeksplorowane przez jej koleżanki Kelelę, Ojerime czy Abrę. Na Mothe delikatność jak u Rey przyćmiewa miks bassu, ambient popu i elektroniki z barokowymi wstawkami. Zwolnione tempo w stylowym „San Perdo”, duszne „Like Honey” oraz pozostałe kompozycje tworzą playlistę do wypadów do klubów i sennych powrotów autobusem. — ibinks
Language
MNEK
Digital Teddy
Powiedzieć, że MNEK przespał swój moment sławy to nie powiedzieć nic. W końcu jednak doczekaliśmy się premiery jego debiutanckiego krążka pt. Language. Hity takie jak „Every Little Word” czy „Ready for Your Love” to niestety echo zamierzchłych czasów, jednak w rekompensacie brytyjski wokalista przygotował dla swoich fanów aż 16 świeżych utworów. Single „Colour”, „Crazy World” czy „Correct” zwiastują dużą różnorodność i sporo pozytywnej energii. Miejmy nadzieję, że na płycie nie zabraknie jednak popowych ballad, które są idealnym tłem dla imponujących popisów wokalnych artysty. Liczę na naprawdę porywające wydawnictwo i powrót MNEKa w formie sprzed lat — Adrian
Love, Loss, and Auto-Tune
Swamp Dogg
Joyful Noise
Już za chwilę minie 10 lat od wydania 808s & Heartbreak, po którym Kanye West musiał się tłumaczyć z nadużywania auto-tune’a, a to narzędzie wciąż wzbudza silne emocje. Soulowy tytan Jerry Williams Jr., czyli Swamp Dogg, wykorzystuje auto-tune jako pretekst do swoistej dekonstrukcji czystej krwi rhythm and bluesa. Niby nic imponującego, ale chyba jeszcze nie było nikogo, kto z taką ostentacją przedstawiałby to urządzenie jako jednego z głównych bohaterów albumu. Niepotrzebna fanaberia czy ciekawy zabieg stylistyczny? Zachęcamy do sprawdzenia na własną rękę, bo Love, Loss and Auto-Tune łatwo przeoczyć w natłoku premier, a to zdecydowanie pozycja, którą szkoda przegapić. — Maja Danilenko
Lover’s Rock
Estelle
VP Records
O najnowszym albumie Estelle napisaliśmy wcześniej już wiele słów, mało pochlebnych. Wokalistka z każdym kolejnym projektem schodzi w dół artystycznej drabiny. Jej najlepszemu krążkowi Shine wciąż nic nie dorównuje z dotychczasowej dyskografii. Lovers Rock również nie podoła temu zadaniu. Nowy wakacyjny kierunek muzyczny, który Estelle obrała na wydawnictwie, wpasowuje się w popularny wciąż nurt reggae, ale z pewnością nie dorasta do pięt największym płytom tego gatunku. Lovers Rock pozostaje daleko w tyle, a za nim jest tylko wspólna płyta Syleeny Johnson i Musiq Soulchilda. Nie bez powodu album był wielokrotnie przekładany, a single ginęły gdzieś w eterze. Wierzę jednak, że longplay Brytyjki znajdzie fanów, którym jej rytmy przypadną do gustu. — Forrel
Ringo’s Desert
ZHU
Mind of a Genius
Przedsmak drugiego longplaya jednego z najbardziej tajemniczych, ale również utalentowanych producentów muzyki elektronicznej, został zaprezentowany w kwietniu tego roku. Ringo’s Desert Pt. 1 zawierał siedem kompozycji i wszystkie znalazły się na płycie Ringo’s Desert. Oprócz wspomnianych kawałków z epki, do grona unikalnych i hipnotyzujących melodii, dołączyły między innymi kawałki z gościnnym udziałem TOKiMONSTA, Majid Jordan czy Karnaval Blues. ZHU przenosi słuchacza tym razem na pustynię, na której hipnotyzujące „brudne” synthy mieszają się z wyrazistymi elektronicznymi dźwiękami, przywołującymi na myśl pustynny pejzaż, z dującym wiatrem na czele. Wybierzcie się w muzyczną podróż z ZHU, podczas której będziecie tylko wy, muzyka i pustynny krajobraz. — Forrel
The Difference Between Me & You
Black Joe Lewis & The Honeybears
self released
Choć Black Joe Lewis i jego grupa The Honeybears nie stawiają już w centrum swojej twórczości klasycznego rhythm & bluesa, ale raczej garażowy rock, w ich żyłach nadal płynie ciekły funk, a dusze aż kipią soulem. Wydany dziś piąty długogrający album zespołu The Difference Between Me & You to uduchowione gitarowe granie stawiające duży nacisk na wyrazistą rytmikę i emocjonalne wokale. Dla sympatyków The Black Keys i The Dirtbombs.— Kurtek
Young Sick Camellia
St. Paul & The Broken Bones
Records
St. Paul & The Broken Bones zachwycili miłośników klasycznego soulu w 2014 roku niezwykle natchnioną i wyważoną wizją południowego odłamu gatunku na debiutanckim Half the City. Teraz amerykański kolektyw wraca z trzecim krążkiem Young Sick Camellia, przełamując swoje organiczne brzmienie klasycznym funkiem i disco. Miłośnicy złotej ery Motown nie będą zawiedzeni.— Kurtek
Passion Like Fire
Tamia
Puls1
Na swoim siódmym albumie Tamia niezmiennie kroczy wyznaczoną wcześniej ścieżką celebracji szczęśliwego małżeństwa. Tematyka Passion Like Fire, zaczerpnięta z prawdziwego życia artystki, obraca się między bezgraniczną miłością do męża, pasją, seksem i – jak bywa w każdym związku – kłótniami, które w konsekwencji umacniają relacje. Krążek zawiera dwanaście kompozycji spod znaku R&B, wyprodukowanych przez długoletnich przyjaciół Kanadyjki Salaama Remi, Lil Ronnie’go oraz Shepa Crawforda, a szczyptę latino dodali Andres Torres i Gray Hawken. Na Passion Like Fire Tamia zdecydowanie zaprasza do sypialni na romantyczny wieczór wśród świec. Jej długoletnie małżeństwo z Grantem Hillem tylko potwierdza, że wokalistka wie jak nieustannie rozpalać i podsycać uczucie. — Forrel
Even More
Major.
BOE / Empire
Jeśli pseudonim Major. mówi wam niewiele, śpieszymy wyjaśnić, że to mniej więcej ta sama kategoria piosenkarza R&B, co Musiq Soulchild, Dwele czy Raheem DeVaughn, który robi swoje po cichu i niekoniecznie należy spodziewać się po nim świeżego brzmienia czy innowacyjnych rozwiązań. Może za to liczyć na to, że będzie grało go radio. Tak było przed dwoma laty z „Why I Love You” z debiutanckiego krążka piosenkarza. Teraz wrócił z nową płytą Even More, która z pewnością nie odkryje Ameryki, zwłaszcza jeśli macie już pojęcie o współczesnej scenie R&B.— Kurtek
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
Wale wspomaga singiel Tamii „Leave It Smokin'”


Drugie „życie” otrzymał singiel promujący najnowsze wydawnictwo Tamii. Do „Leave It Smokin'”, czyli pierwszego kawałka z nadchodzącej płyty Passion Like Fire, dołączył raper Wale. Sam remiks nie różni się niczym od pierwotnej piosenki, oprócz kilku wersów dodanych przez Wale’a. Przypominam, że nowy album Kanadyjki ukaże się 7 września nakładem 21 Entertainment Group/Plus 1 Music. Znajdzie się na nim dwanaście kompozycji, z których poznaliśmy do tej pory „Leave It Smokin'”, „Today I Do” oraz „Deeper”. Poniżej posłuchajcie omawianego remiksu.
Tamia niezmiennie celebruje potęgę miłości


Tamia od długiego czasu w swoich utworach porusza temat miłości i wierności małżeńskiej. Sama jest w szczęśliwym związku, który pielęgnuje i szczyci się nim na zewnątrz. Po ostatnim nazbyt przesłodzonym singlu „Today I Do”, który został wydany z okazji rocznicy ślubu, tym razem artystka prezentuje kompozycję „Deeper”, która traktuje o miłości, stracie i dojrzałości emocjonalnej. Tym razem Kanadyjka również pozostała przy balladowej konwencji, ale już nie tak mdłej, a bardziej podniosłej.
Nowy album Tamii Passion Like Fire ukaże się 7 września nakładem 21 Entertainment Group/Plus 1 Music. Znajdzie się na nim dwanaście kompozycji, z których poznaliśmy już trzy — dwie powyżej wspomniane oraz pierwszy promujący krążek singiel utrzymany w wakacyjnym klimacie – „Leave It Smokin'”. Zapoznajcie się z okładka oraz pełnym spisem utworów i cierpliwie czekajcie na premierę.

Spis utworów Passion Like Fire:
1. „If I Had To Choose”
2. „Leave It Smokin’”
3. „It’s Yours”
4. „Lost in You”
5. „Today I Do”
6. „When the Sun Comes Up”
7. „Tell Me How”
8. „Deeper”
9. „Stay”
10. „Not For Long”
11. „Better”
12. „You Are Loved”
Tamia świętuje publicznie swoją rocznicę ślubu


Tamia przygotowuje się do premiery swojego kolejnego albumu Passion Like Fire. Jego premiera została zapowiedziana na 7 września, a tematycznie artystka porusza się niezmiennie po obszarach miłosnych, zaczerpniętych z własnego życia. Niedawno Kanadyjka świętowała dziewiętnastą rocznicę ślubu i z tej okazji podzieliła się swoją radością, prezentując teledysk do nowego utworu. „Today I Do” jest niestety nadzwyczaj przesłodzoną balladą, opowiadającą o sakramentalnym „Tak”, które wypowiedzieli małżonkowie podczas swojego ślubu. Jakby mało było ociekającej słodyczy, kawałek został zobrazowany scenami z tamtego wydarzenia. Uwielbiam Tamię, ale nową kompozycją rozczarowałem się mocno, głównie z powodu mdłego tematu oraz jękliwych sekcji wokalnych. Oliwy do ognia dolał teledysk. Mam tylko nadzieję, że „Today I Do” znajdzie się na końcu płyty, aby można było za wczasu wcisnąć stop.
Tamia pobudza zmysły i rozpala namiętność


Lato czuć w powietrzu juz od dawna, a wakacyjny okres dopiero przed nami. Tamia również jest w słonecznym nastroju i z tej okazji wypuściła teledysk do swojego ostatniego singla. Duszny, namiętny i eteryczny klip do „Leave It Smokin'” przedstawia artystkę głównie na klubowej scenie. Podczas wykonywania utworu ludzie poddają się seksownym wibracjom i śmiało sobie poczynają. Takie właśnie jest lato, gorące, odważne i nieprzewidywalne. Koncepcja wideo przypomina nieco pomysł z obrazka „That’s the Way Love Goes” Janet Jackson, a i sama kompozycja utrzymana jest w podobnym klimacie. That’s hot!
Tamia przygotowuje się do wydania siódmego studyjnego albumu. Passion Like Fire będzie zawierał dwanaście kompozycji R&B, wyprodukowanych przez długoletnich przyjaciół artystki Salaama Remi, Lil Ronnie’go oraz Shepa Crawforda, a szczyptę latino dodadzą Andres Torres i Gray Hawken. Wszystko wyśpiewane będzie oczywiście anielskim głosem Kanadyjki. Premiera po wakacjach, 7 września.
Tamia na żywo ku czci Yolandy Adams


Kanadyjska artystka Tamia jest na tyle znana, że to jej można powoli oddawać cześć podczas koncertów typu tribute. Jednak to właśnie ona zaśpiewała jeden z hitów Yolandy Adams i oddała jej hołd podczas gali A Celebration of Legends w National Museum of African American Music w Nashville. Tamia zaśpiewała utwór gwiazdy gospel „Open My Heart” w sposób oczywiście zjawiskowy i uczuciowy, co potwierdziły reakcje publiczności.
Yolanda Adams jest uznawana za największa artystkę gospel, która skomercjalizowała ten gatunek i pomimo krytyki, która wylała się na nią za ten czyn, kolejni artyści z powodzeniem zaczęli ją naśladować. Aż trudno uwierzyć, że na gatunku muzycznym, wychwalającym Boga, który z kolei nawoływał do skromnego życia, można z powodzeniem zbijać kokosy. To jednak osobista sprawa danego artysty, któremu zapewne kasa nie śmierdzi. Odbiegając od wspomnianego, Tamia przygotowuje się do premiery swojego najnowszego albumu Passion Like Fire. Szczegóły nie są jeszcze znane. W sieci można znaleźć rozbieżne informacje, że krążek ukaże się albo latem, albo dopiero jesienią. Pozostaje tylko czekać na oficjalne informacje.

Nowa retro-soulowa propozycja od Tamii „Leave It Smokin'”


Bez szumnych zapowiedzi i wielkich bilbordów, bo i po co, Tamia zaprezentowała swój nowy singiel „Leave It Smokin'”. Retro kawałek w stylu lat dziewięćdziesiątych opowiada o ognistej miłosnej pasji bohaterki. Mid-tempo zmysłowa kompozycja, która idealnie wpasowuje się w klimat nadchodzącego lata, powstała przy współpracy artystki z jej długoletnim partnerem muzycznym Salaamem Remi. Często wyśpiewywana fraza passion like fire jest jednocześnie tytułem nadchodzącego albumu Kanadyjki. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wydawnictwo ujrzy światło dzienne jeszcze tego lata, a wydawcą będzie Entertainment One (eOne)/21 Entertainment Group. Jak dobrze, że Tamia jest jedną z tych wokalistek, które regularnie raczą fanów nową muzyką, bo chociaż jej teksty nadmiernie ociekają słodyczą, to i tak jej wokal jest miodem na uszy.
Recenzja: Tamia Love Life


Tamia
Love Life (2015)
Def Jam
Na rynku muzycznym pozostało niewiele piosenkarek wiernych tradycyjnemu brzmieniu R&B. Jedną z nich jest niewątpliwie Tamia. Kanadyjka od momentu swojego debiutu w 1998 roku nie uległa modzie i ewentualnym naciskom ze strony wytwórni fonograficznych. Teraz wokalistka powraca z nowym materiałem, na którym prezentuje swoje zmysłowe oblicze i miłość do życia.
Ostatni album ukazał się zaledwie trzy lata temu. To niewiele, patrząc na przedostatnią płytę Between Friends wydaną w 2006 roku. Jednak w przypadku Tamii nawet najkrótsze oczekiwanie na nową muzykę zdaje się być wiecznością. W przeciwieństwie do Beautiful Surprise, który został wydany niezależnie, projekt Love Life wspomógł label należący do grupy Antonio „LA” Reida — Def Jam. Jak stwierdziła sama artystka, rozchodziło się przede wszystkim o sprawy finansowe, bo wypuszczając krążek samodzielnie, inwestuje się w niego pieniądze, ale nie dostaje gwarancji zysku. W większej wytwórni budżet jest (w miarę) bezpieczny, a na domiar szczęścia Tamii udało się wynegocjować swobodę tworzenia, co słychać na najnowszym albumie.
Być może część słuchaczy zapomniała już, jak szeroką skalę głosu posiada wykonawczyni hitu „So Into You”. Jednak zdaje się, że na najnowszym krążku sama Tamia nie chciała o tym przypominać. W utworach nie słychać dominacji wysokich tonów nad niskimi. Wręcz przeciwnie — przeważa zestaw uwodzicielskich i sensualnych dźwięków okraszonych dusznym i ponętnym wokalem. Wersy utworów w większości nie są nawet wyśpiewane, tylko wyszeptane, jak w „Stuck With Me” czy „Lipstick”. Podkreśla to charakter wydawnictwa, w którym miłość przeplata się z pożądaniem. Pani Hill znalazła przepis na podtrzymanie ognia w dojrzałym związku — trzeba zrozumieć, że mężczyźni postrzegają miłość wzrokowo, a kobiety oczekują czułych słów. Artystka porusza drażliwe, a zarazem cenne kwestie dotyczące relacji damsko-męskich. Bawi się słowem i swobodnie, z dużą dozą dystansu, podchodzi do tematu miłości i związku. Na uwagę zasługuje lekki jam stworzony przez The Dreama — „Like You Do”, który powinien zostać wylansowany na hit nadchodzącego lata. Jednak prawdziwą magię albumu ukazuje kawałek „Nowhere”, w którym galopujący bit w parze z eterycznym wokalem pokazuje niespotykaną jak dotąd odsłonę muzyczną Kanadyjki. Całość projektu zamyka cover klasyku Deniece Williams — „Black Butterfly”, który otrzymał nowe życie dzięki oryginalnemu brzmieniu i odmienionej aranżacji, a wokal Tamii wybucha, wystawiając świadectwo jej niezwykłemu talentowi.
Love Life nie jest przełomowym albumem, nie wyróżnia się niczym szczególnie odkrywczym. Pomijając kilka komercyjnych utworów (m.in. „Sandwich and a Soda”) i kilka wręcz przesłodzonych kompozycji, krążek można bez skrępowania porównać do innych wydawnictw z gatunku współczesnego R&B. Owszem, słucha się go całkiem przyjemnie, ale wyjątkowości nabiera dopiero dzięki nieprzeciętnemu głosowi Tamii oraz tekstom, które w wyniku użycia metafor i zabawy słowem, ukazują kobiecą dojrzałość i zdrowe, zdystansowane podejście do życia. Muzyka spod znaku tej artystki to połączenie aksamitnego i zalotnego wokalu i melodyjnych nut, obok którego nie powinno się przejść obojętnie.
Tamia u Jamesa Cordena w The Late Late Show


Nowy utwór: Tamia „Stuck With Me”


Tamia przygotowuje się do wydania już szóstego albumu w swojej karierze. Premiera krążka Love Life już w czerwcu, zatem artystka ruszyła z jego promocją. Ukazał się do tej pory jeden utwór: „Sandwich And A Soda”. Drugi wybór to „Stuck With Me”. Są to podobne stylistycznie piosenki, zarówno muzycznie, jak i tekstowo — oczywiście dominuje wątek miłosny. Jak zwykle nie można przyczepić się do wokalu, jest po prostu miło i przyjemnie.