Wydarzenia

z innej miski

Z Innej Miski: Tomasz Mreńca Peak

Tomasz Mreńca

Peak (2018)

Nowe Nagrania

Pionierka muzyki elektronicznej i twórczyni konceptu percepcyjnego deep listening, Pauline Oliveros, namawiała do wsłuchiwania się w dźwięki przyrody, technologii i własnych myśli w celu lepszego zrozumienia świata i siebie samego. Ów koncept realizują z niemałym powodzeniem twórcy stawiający za punkt wyjściowy ambient, eksperymentalizm i muzykę konkretną; również w Polsce. Możemy śmiało zaliczyć w ich poczet multiinstrumentalistę Tomasza Mreńcę.

Mreńca zadebiutował w 2016 roku albumem Land ogniskującym wokół elektronicznego minimalizmu, gdzie rzadkie skrzypcowe motywy towarzyszyły syntezatorowym dronom i ambientalnym strukturom. Nie bez przyczyny w kontekście Land wspominano muzykę ilustracyjną; kompozycje Mreńcy przejawiały mocny potencjał do pobudzania wyobraźni. Mimo wszechobecnej melancholii, debiutancką płytę artysty cechowała pewna łagodność i pobrzmiewające tu i ówdzie poczucie nadziei. Koncepty nakreślone na Land Mreńca rozwijał w późniejszych projektach, między innymi z Bartoszem Dziadoszem, kierując je w stronę o wiele gęstszej atmosfery.

Druga płyta Mreńcy, Peak, to album nagrywany w izolacji i skupieniu nad Bałtykiem, co prawdopodobnie silnie wpłynęło na jego strukturę. Tym razem skrzypce, pierwszy instrument Mreńcy, pełnią o wiele większą rolę niż na debiucie. Ich dźwięk jest obecny już od pierwszych sekund albumu: „Man in the Fog” rozpoczynają ambientowe smyki korespondujące z mrowiącymi trzaskami i odgłosami wiatru. W niektórych utworach skrzypce transformują od łagodnych form do bardziej natarczywych, kulminacyjnych, żeby powrócić w stonowanym finiszu. Często podkreślają nastrój danej kompozycji. W lynchowskim „White Garden” potęgują uczucie niepokoju — rozpoczynają rozedrgane, następnie przechodzą z pulsacji w jednostajność, a zaraz później w dysharmonię.

Jeszcze innym (obok skrzypiec, trzasków i dźwięków danych z natury) motywem przewodnim albumu jest ten futurystyczno-technologiczny. W złożonym utworze „Canada” atakują nas dynamiczne, kosmiczne arpeggia, które napotykają między innymi dźwięki wydobywane z pomocą analogicznych pokręteł radia czy trzaski przypominające ognisko; tworzą tym samym nową przestrzeń, zapewne gdzieś w kosmosie („Bye Bye Butterfly” wspomnianej we wstępie Oliveros mimowolnie nasuwa się na myśl). W otoczeniu bogatej palety dźwięków Peak tworzy wielowątkowy dialog; czasem mocno wzburzony, innym razem spokojny i opanowany. Drugi solowy album Tomasza Mreńcy cechuje znacznie dojrzalsze i chyba też pokorniejsze podejście do brzmienia.

Peak może być fascynującą i pełną niespodzianek podróżą w głąb wszechświata – szerokiej kategorii pojęciowej, która kryje zjawiska ewoluujące w mgnieniu oka, z zapierających dech w niebezpieczne i wrogie. I choć natura nie jest bezpośrednią inspiracją Mreńcy (jak sam twierdzi), to Peak ładnie ilustruje spektrum jej możliwości. Przypomina, że stanowimy jedynie drobną część nieodgadnionej i potężnej całości. To jest ta muszla — pamiątka znad morza, którą jako małe dzieci z zainteresowaniem przykładaliśmy do ucha. Tu jednak w zupełnie innej, o wiele bardziej złożonej roli.

Z innej miski: Katarzyna Borek Space in Between

Katarzyna Borek

Space in Between (2016)

BITTT Records

Dobrze jest czasem wyjść poza swoją muzyczną strefę komfortu — zamiast poruszać się doskonale znanymi sobie utartymi już ścieżkami, skręcić w ciemną uliczkę i trochę pobłądzić. Dla większości miłośników muzyki popularnej, takim zaułkiem będzie najpewniej muzyka klasyczna, która wbrew temu, co niektórzy zapamiętali ze szkolnych lekcji, wcale nie jest ani nudna, ani nieprzystępna, a nierzadko potrafi słuchacza zahipnotyzować i oderwać od codzienności znacznie efektowniej i efektywniej niż jakikolwiek pop.

Katarzynę Borek możecie kojarzyć jako połowę związanego z wrocławskim Teatrem Muzycznym Capitol duetu Tempus Fantasy mieszającego kompozycje klasycznych mistrzów z szeroko pojętą elektroniką. Borek, wykształcona pianistka, podobny schemat zastosowała też na solowym krążku Space in Between wypuszczonym w maju nakładem BITTT Records. Akcenty rozkładają się jednak inaczej — na pierwszym planie zawsze pozostaje fortepian, choć oczywiście jest on jeszcze na swój sposób preparowany w postprodukcji. Spoiwem całości pozostaje tytułowa przestrzeń, tu objawiająca się w postaci samplowanych fragmentów Symfonii Planet — zaprezentowanych światu ćwierć wieku temu przez agencję NASA nagrań kosmosu zarejestrowanych przez sondy Voyager. Borek patronuje zresztą także inny symfoniczny utwór z planetami w tytule — Planety romantycznego kompozytora Gustava Holsta, który choć nieobecny na płycie per se, jest na swój sposób protoplastą zastosowanej tutaj koncepcji podzielenia większej kompozycji na części poświęcone konkretnym planetom. U Borek sprawa przedstawia się nieco inaczej — pianistka przetwarza oryginalne utwory rozmaitych kompozytorów, które tytułuje wedle własnego uznania, układając jednocześnie tracklistę Space in Between. Utwory symbolizują planety, a tytułową przestrzeń wypełniają prawdziwe dźwięki kosmosu. Trudno ocenić, co było kluczem dla takiego, a nie jakiegokolwiek innego rozkładu krążka. Można natomiast, nie zaprzątając sobie tym głowy, potraktować projekt jako gwiezdną mapę myśli.

Zestaw jest bezpieczny — mamy Craiga Armstronga, Johna Adamsa, Takashiego Yoshimatsu czy Ludovico Einaudiego — plejadę twórców reprezentujących przyjemną zachowawczość w muzyce współczesnej. Mamy reinterpretacje utworów kompozytorów hiszpańskich Joaquina Rodriga i Manuela de Falli, których cechowało specyficzne połączenie melancholii i beztroski. Pod „Jupiterem” odnajdziemy dość wiernie oddany fragment sztandarowej, ale też z całą pewnością całkiem wyrazistej kompozycji „Für Alina” estońskiego tytana świętego minimalizmu — Arvo Pärta. To nie wykonania, które wpłyną na odbiór twórczości któregokolwiek z wymienionych panów. Bardziej niż oni liczy się tu koncepcja Borek, która postawiła na doznania stricte estetyczne, zręcznie zasłaniając oryginalne intencje i konteksty własnym układem słonecznym. No i jest John Cage, tu przykryty tarczą Neptuna w blisko trzynastominutowej odsłonie kompozycji In a Landscape, która pomimo porzucenia jej oryginalnego charakteru, obok wieńczącego krążek, odrobinę eksperymentalnego zamknięcia („Planet X”), i tak stanowi najciekawszy punkt tego, nie da się ukryć, przyjemnego, ale koniec końców niezbyt angażującego słuchacza krążka.

To ładna płyta. Pokazuje wszystkim niedowiarkom, że muzyki klasycznej nie trzeba się bać, bo nie gryzie. I chyba właśnie w tym tkwi cały szkopuł — po tym spotkaniu słuchaczowi nie zostanie żadna blizna.

Z innej miski: Thom Yorke z nową płytą

82cf2c78

Thom Yorke, znany doskonale z zespołu Radiohead i licznych projektów wydał właśnie swoją drugą, solową płytę. Po wyjątkowym debiucie albumu The Eraser w 2006 roku, artysta postanowił po raz kolejny zaszokować swoich fanów. Informacje o nowej płycie Tomorrow’s Modern Boxes wypłynęły nagle, a sama produkcja została udostępniona dla użytkowników… torrentów! Oczywiście, nie jest tak zupełnie kolorowo i pięknie. Pobrać darmowo można jeden utwór i klip (tak, jestem maniakiem obrazków, więc z tego miejsca mówię-klipy Thoma Yorke w każdej konfiguracji są genialne!). Za cały album, który zawiera osiem kawałków, trzeba zapłacić sześć dolarów. Krążek możecie ściągnąć tutaj. Pamiętajcie, że za dobrą muzykę warto płacić!

Z innej miski: Röyksopp & Robyn Do It Again

Image1

Zwykle piszemy o Ameryce, opcjonalnie o deszczowym funky z Wysp, a tymczasem nie da się ukryć, że muzyka europejska zasadniczo wyrasta z trochę innych korzeni niż blues i gospel (może pomijając szwedzką Fatimę, pilną uczennicę filozofii Eryki Badu). Ale właśnie kompletnie niesoulowy, jest inny świeży skandynawski projekt, wydana wczoraj, wspólna epka królów norweskiego downtempo i wizytówki szwedzkiego electropopu. Röyksopp i Robyn połączyli siły, by zrobić to znowu (bo wcześniej współpracowali ze sobą już kilkakrotnie z bardzo udanymi rezultatami), czego efektem jest Do It Again. Pięć, utworów rozciągających się od konceptualnego downtempo po coś, co z powodzeniem można by nazwać maksymalistycznym art electro house’m. Tak musi brzmieć dobry europejski electropop w 2014 roku. Poniżej dwie singlowe propozycje — utwór tytułowy i wykorzystane w kampanii H&M „Sayit”.


Z innej miski: My Bloody Valentine m b v

Jeśli myśleliście, że dzisiejszy dzień będzie należał do Beyoncé (która wystąpi w przerwie Super Bowl), musicie koniecznie zweryfikować tę opinię. Od kilku godzin oczy całego muzycznego internetu zwróciły się bowiem w zgoła przeciwnym kierunku. Oto bowiem wczoraj w godzinach wieczornych, legenda shoegaze’u My Bloody Valentine oznajmiła, że jeszcze tego samego dnia trafi do sprzedaży ich trzeci studyjny album, wyczekiwany od 22 lat następca genialnego Loveless. Album zatytułowany m b v w istocie pojawił się w sieci, choć przez kilka kolejnych godzin w jego istnienie wciąż wątpiło wielu, z powodu ogromnego ruchu, który skutecznie zablokował oficjalną stronę grupy, gdzie można było krążek nabyć. Nowa płyta zawiera 9 kompozycji, które rozpoczynają się dokładnie tam, gdzie grupa skończyła w 1991 roku. m b v na fizycznych nośnikach (CD i winylu) ma ukazać się 22 lutego. W ramach zajawki utwór rozpoczynający krążek – „She Found Now”. Całości odsłuchać można na oficjalnym profilu zespołu na Youtube, do czego bezwzględnie zachęcam!

Z innej miski: Bjӧrk „Mutual Core”

Tego jeszcze nie było! Bjӧrk w soulowej misce, czyżby świat się totalnie pomylił? Niezupełnie czasem naprawdę warto oderwać się od codziennych przyzwyczajeń i upodobań i zerknąć w zupełnie innym kierunku. I choć Bjӧrk miała niewielki romans z czarniejszymi dźwiękami parę lat temu, na albumie Volta wyprodukowanym przez m.in. Timbalanda dzisiaj powraca z zupełnie innym brzmieniem. Całe to dzisiejsze moje zamieszanie, spowodowane jest premierą nowego, czwartego już teledysku promującego genialny projekt muzyczno-artystyczny Biophila wydany na krążku w zeszłym roku. Nie od dziś wiadomo, że Bjӧrk kręci jedne z najbardziej oryginalnych i najlepszych teledysków. Dopracowane w każdym calu, pełne pomysłów i niebanalnych rozwiązań. Tak jest i tym razem, artystka wybrała na singla kawałek „Mutual Core”, do którego klip powstał przy pomocy The Museum of Contemporary Arts z Los Angeles. Mamy zatem wybuchające wulkany, magmy, ruchome piaski, deszcz pyłu wulkanicznego czy wreszcie twarz Bjӧrk w gorącej lawie. Fenomenalny obrazek! Tak powinno robić się teledyski. Zatem niech zagra dziś w soulowej misce Bjӧrk!

Z innej miski: Hyuna „Ice Cream”

Przeciętny słuchacz może kojarzyć Hyunę głównie jako obiekt zainteresowań Psy w teledysku do jego międzynarodowego przeboju „Gangnam Style”. W Korei Południowej jest jednak znana już od dawna czy to jako liderka jednego z najpopularniejszych obecnie girlsbandów 4Minute, czy z też zeszłorocznej przebojowej epki Bubble Pop. Dziewczyna idzie za ciosem i dwa tygodnie temu wydała drugi mini album Melting, który promuje bijące rekordy popularności na Youtubie, nagranie „Ice Cream” – rzecz oscylująca w okolicach R&B i pop rapu, jaką spokojnie mógłby wyprodukować Timbaland circa 2004. Oczywiście nie można odmówić piosence pewnej naiwności czy uciekania się do nieco sztampowych, sprawdzonych lata temu na gruncie amerykańskim rozwiązań, ale dla odbiorcy lubiącego mainstreamowe R&B, jakiego już się obecnie nie robi, to z pewnością dobry numer. W klipie gościnnie pojawia się Psy.

Z innej miski: Kamp! „Sulk”

Nareszcie! Wielkie odliczania do długo oczekiwanego fonograficznego debiutu jednego z najciekawszych polskich zespołów rozpoczęte. Kamp! na listopad zaplanował premierę wyczekiwanego przez wielu albumu, którego zwiastunem jest singiel „Sulk”. I choć nieco daleko im do soulowej miski, to jednak takie muzyczne podróże są jak najbardziej wskazane. Za jej produkcję płyty odpowiadają muzycy zespołu oraz Bartosz Szczęsny. W ich utworach można usłyszeć nawiązania zarówno do disco z lat 80-tych i elektroniki lat 90-tych. Leniwy, wakacyjny oddech w postaci tanecznych dźwięków jest zupełnie nową kartą na rodzimym podwórku, a jak się okazuje, także obecnie najważniejszą kartą eksportową. Naprawdę warto zanurzyć się w muzykę jaką tworzą chłopaki również tą z wydawanych od kilku lat epek. Singiel do odsłuchu jak i do darmowego, legalnego pobrania poniżej. Tak, na ten moment czekaliśmy latami!

Z innej miski: Sky Ferreira „Everything Is Embarrassing”

Jeśli uwiódł Was ostatni singiel Solange lub zwyczajnie uważacie, że współczesny pop jest nudny i pozbawiony powabu, mam coś dla Was. Rasowy pop w stylu wczesnej Janet Jackson z chwytliwym refrenem i mnóstwem stylistycznych odniesień do lat 80. – „Everything Is Embarrassing”, zaledwie 20-letniej Sky Ferreiry, amerykańskiej piosenkarki, która choć w ciągu ostatnich trzech lat zdążyła wydać aż sześć singli, wciąż czeka na swój debiutancki krążek. „Everything”, wyprodukowane przez Deva Hynesa (współproducenta ostatniej płyty Theophilusa Londona) zwiastuje jej drugą epkę Ghost, która ukaże się 16 października.

Z innej miski: Bob Dylan „Duquesne Whistle”

W czasach szerokopasmowego Internetu i upadku potęgi MTV, na palcach jednej ręki można policzyć wykonawców, których kolejne teledyski wciąż wzbudzają zachwyt na twarzach widzów. Obok Kanyego Westa i M.I.A., do tej wąskiej grupy bez wątpienia należy także… Bob Dylan. Niegdysiejszy król protest songów, uliczny poeta, głos kilku ubiegłych pokoleń może nie skorzystał z telewizyjnej potęgi teledysku i obecnie także ze świecą szukać jego piosenek na playlistach kanałów muzycznych, ale „Duquesne Whistle”, klip do jego najnowszego singla (promującego jego nadchodzący trzydziesty piąty album Tempest), jednoznacznie potwierdza – sztuka dobrego teledysku nie umarła, dopóki żyje Bob Dylan. O co tyle zamieszania? Koniecznie zobaczcie poniżej!