Na wstępie przepraszam wszystkich uczulonych na cukier. Niniejsza recenzja będzie zbiorem ochów i achów nad Jazmine i jej nowym albumem. Starałem się podejść do sprawy na zimno. Wytężałem wszystkie siły w poszukiwaniu cienia obiektywizmu. Niestety, obecnie „Fearless” skutecznie bombarduje moje uszy i serce. Przedstawiam recenzję na gorąco.
Po (pierwszym i na pewno nie ostatnim dzisiaj!) przesłuchaniu płyty stwierdziłem, że oto właśnie pojawił się kolejny żelazny argument za tym, żeby kochać soul całym soulem. W tej muzyce jest miejsce tylko dla tych, którzy mają coś do powiedzenia (przynajmniej tylko tacy mają szansę na zapisanie się w historii muzyki). Nieważne, czy ktoś ma chudy czy gruby tyłek, wielkie czoło, czy krogulczy nos – tu liczy się talent. Jazmine nie można odmówić urody, choć klasyczną pięknością – przyznajmy – nie jest. Ale wyjdźmy poza opakowanie, w środku jest równie oryginalnie!
Jak na prawdziwą kobietę przystało, Miss Sullivan ukazuje nam całą paletę i kolorową gamę swojej osobowości. Album jest właściwie tak różnorodny, że kompletnie nie wiem, od czego zacząć! Nie wiem, co mógłbym highlightnąć, by przedstawić najbardziej odstające kawałki. Każdy utwór to kompletnie inna historia.
Można obawiać się mściwej Jazmine z piosenki „Bust Your Windows” (lub popierać jej czyn). Słuchając pierwszego singla, bujającego po jamajsku „Need You Bad”, trudno nie uwierzyć, że jest tak bardzo zakochana. Można pokochać ją, gdy śpiewa o mniej i bardziej strasznych rzeczach, których się boi („Fear”) – przyznaje rozbrajająco szczerze, że boi się sławy, obawia się, że album flopnie, a refren „This may sound silly but it’s true / So don’t pretend it ain’t you too / We all afraid of something here / Cuz you ain’t human without fear” brzmi naprawdę rozczulająco. Mało? Znajdziecie tu kawałek „Dream Big”, najbardziej klubowy (ale nie we współczesnym timbalandowym stylu) track, który rozbuja chyba nawet największych sztywniaków. „One Night Stand” powinien wprawić w dobry humor każdego, kto usłyszy „You are my kriptonite, you take my powers away and if i stand the night, you’ll propably drive me insane (he ain’t my man, he was supposed to be a one night stand)„. „Lions & Tigers & Bears” chwyta za serce, kiedy Jazmine śpiewa, że nie boi się wspomnianych przedstawicieli fauny, za to większym przerażeniem napawa ją ulokowanie w kimś swoich uczuć. „Guilty” brzmi bardzo niepokojąco/agresywnie, już od samego początku wprowadzając słuchacza w nienajweselszą historię. Najbardziej odstaje chyba osadzony w lekko musicalowej stylistyce „Switch!”, który wg mnie jest jednym z najsłabszych momentów, zaraz obok „Live a Lie” (w którym Jaz brzmi prawie jak Alicia Keys, zwłaszcza w wyższych tonach).
Mógłbym pisać i pisać i najchętniej zacytowałbym Wam calusieńką płytę. Przyznacie, że mija się to z celem. Czekałem na ten album od pierwszego momentu, kiedy usłyszałem i absolutnie nie jestem rozczarowany. Protekcja Missy Elliott i słowa uznania od samej Jill Scott nie należą się byle komu. Trudno mi określić, do kogo Jazmine trafi na pewno, bo nie wyobrażam sobie póki co, że komuś „Fearless” może nie przypaść do gustu. Jest poważnie, ale i wesoło. Nowocześnie i retro. Jeśli jesteście zmęczeni płaskimi głosami nowych gwiazdek r’n’b, a z trudem akceptujecie harcząco-chrypiące głosy takich gwiazd jak Macy Gray, barwa wokalu Jazmine, którą nazwałem na własny użytek gładko matową, powinna rozbudzić w Was pozytywne uczucia.
Mam nadzieję, że obawy Jazmine co do wyników sprzedaży jej debiutu okażą się nieuzasadnienie, płyta zasługuje na jak najszersze zainteresowanie i uznanie. Nawiązując do tytułu albumu dodam, że wg mnie Jaz nie ma się absolutnie czego bać. Jeśli będzie trzymała się obecnego poziomu, jej pozycja w świecie muzyki powinna być nie do ruszenia. Na zakończenie wyrażę nadzieję, że „Dream Big” i „Guilty” (ew. „One Night Stand”) zostaną singlami i doczekają się pięknych videoclipów. Póki co, czekamy na teledysk do „Bust Your Windows”.
Team Sullivan!
Komentarze