Cholernie tęsknie za czasami, kiedy włączając stacje muzyczne spodziewaliśmy się szeregu teledysków, konkretnych notowań, ciekawych wywiadów itp. Wiadomo – to, czym nasiąknęliśmy za młodu, chcąc nie chcąc wpłynęło na nasze późniejsze wybory i gusta. Błogosławiony YouTube daję mi możliwość odgrzebania wszelkich hitów, które w jakiś sposób głęboko zakorzeniły się w mojej korze mózgowej. Zapraszam zatem do cyklu, który będzie miał za zadanie prezentować mniej lub bardziej zapomniane single z pogranicza popu (który de facto wiele czerpał z soul’owych interpretacji) z ostatniej dekady XX wieku. Dedykowane wszystkim, którzy mieli szczęście dorastać w latach dziewięćdziesiątych oraz tym, którzy nie przechodzą obojętnie wobec dobrych dźwięków.
Na pierwszy ogień leci George Michael i jego „Fastlove” – numer, który po dziś dzień wielbię, chociaż zdaję sobie sprawę, że do fana George’a i jego ogólnego dorobku brakuję mi stu lat świetlnych. „Fastlove”, jako jedne z sześciu singli z albumu Older z 1996 r. wędrował na szczyty list światowych, budząc kontrowersje i (po raz kolejny) burząc wizerunek grzecznego chłopca z Wham.
Teledysk…, co tu dużo mówić, jest mistrzowski. Kipiący seksualnym uniesieniem idealnie współgra z zadziornym tekstem położonym na piekielnie bujający bit. Oglądając go wówczas, nie miałem bladego pojęcia, że nasz bohater jest ciepły, więc byłem przekonany, że dopada te piękności ze swoich teledysków na potęgę (wybaczcie, dla dwunastolatka to wielka sprawa!). Tak czy owak, przed Wami śmiały manifest G. Michaela, oceńcie sami.
P.S. Tytuł cyklu, tj. 90º (dziewięćdziesiąt stopni), pozwoliłem sobie przechwycić od szanownej Pani Prezes soulbowl.pl – Siostry, która niegdyś prowadziła tego typu dział (sprawdź). Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i co piątek będziecie mogli się spodziewać kolejnych wypraw w przeszłość.
Komentarze