Eric Benét
The One (2012)
Jordan House
Jeśli męczą was artyści r’n’b, którzy brzmią, jakby chcieli zostać raperami, sięgnijcie po album Erica Beneta. Tam czeka na was – solidne niczym mur – klasyczne r’n’b. Eric nigdy nie fascynował się rapem – od półtorej dekady pozostaje wierny dojrzałym, statecznym dźwiękom. Jego siódmy krążek, The One to kolejna część jego podróży po romantycznej stronie życia.
Dowodem na to jest choćby pierwszy singiel, „Real Love”. Ciepły, poruszający utwór to istna celebracja najczulszych emocji. Bardziej intymne i erotyczne „News for You” opowiada o poszukiwaniu tej właściwej osoby, igły w stogu siana, jednej-na-milion. Drugi singiel, „Harriett Jones”, to historia kobiety zdradzanej przez mężczyznę, która ostatecznie wyrzuca go za drzwi. I choć wszystkie te kawałki są całkiem przyjemne dla ucha, czuć w nich monotonię oraz brak muzycznego i lirycznego zróżnicowania.
Uszom uważnego słuchacza nie umkną jednak dwa utwory, które można uznać za niecodzienne – w pierwszym z nich, „Hope That It’s You” usłyszymy nutkę lekkiego reggae, z Shaggy’m we własnej osobie. W drugim, „Red Bone Girl”, pojawia się Lil Wayne, który dodając od siebie kilka wersów, drastycznie obniża loty w utworze.
The One to dość tendencyjna, miejscami nawet lekko nużąca płyta średniej półki R&B. Wierni fani Beneta na pewno nie będą zaskoczeni, ani zawiedzeni.
Komentarze