Wydarzenia

Recenzja: A$AP Rocky Long.Live.A$AP

Data: 12 lutego 2013 Autor: Komentarzy:

A$AP Rocky

Long.Live.A$AP (2013)

Polo Grounds

Gdy myślę o nowym pokoleniu raperów zza oceanu, do głowy przychodzi mi kilka ciekawych postaci. Nie trzeba się zbyt natrudzić, by dojść do wniosku, iż obecnie obserwujemy wielu niezłych MC, którzy w ostatnich dwóch-trzech latach wdarli się w rapowy biznes i konsekwentnie się w nim utrzymują. Spośród tych kilkunastu niezłych możemy wychwycić kilku wyjątkowych, mających „to coś”. Ciężko im cokolwiek odebrać – robią dobrą muzykę i zarabiają zasłużone pieniądze. Ponadto mają świetny flow, piszą dobre teksty i trudno ich krytykować za selekcję bitów. Istnieje jednak pewna rzecz, której im wyraźnie brak – żaden z nich nie nazywa się A$AP Rocky.

Wydając swój debiutancki longplay, nowojorski raper stanął na wysokości zadania, choć nie było to wcale tak oczywiste jakby się mogło wydawać. Po kilkukrotnym przekładaniu premiery płyty wątpliwym stało się czy krążek spełni oczekiwania publiczności i przebije mikstejp z 2011 roku LiveLoveA$AP, którym muzyk postawił sobie poprzeczkę dość wysoko. Jak się okazało, powodem opóźnienia były ambicja i perfekcjonizm artysty.

Artystyczny rozwój rapera jest na Long.Live.A$AP mocno zauważalny i wyraźnie słyszalny. Muzycznie nowe wydawnictwo jest naturalnym następcą mikstejpu, który w 2011 roku wprowadził Mayersa na rynek. Brzmienie znów skupione jest wokół przeplatających się spowolnionych wokali, które stały się znakiem charakterystycznym artysty. W niektórych momentach albumu pojawia się także dużo ambientu, tak jak w wyprodukowanym przez Clams Casino utworze „LVL”. Wszystko to przypomina nam koncept poprzednich działań artysty – jednak to, co rzuca się w oczy teraz, to umiejętna żonglerka stylem i różnymi rodzajami rapu w najlepszym tego słowa znaczeniu. Z jednej bowiem strony utwory takie jak „Goldie”, „Fuckin’ Problems” czy szalone i nagrane wspólnie ze Skrillexem „Wild for the Night” pokazują nam na czym polega podgatunek braggadacio, natomiast już kilka tytułów potem słyszymy klasyczny sampling i pełen soulu „Suddenly”, gdzie raper w fantastyczny sposób opowiada jak nagle i szybko jego życie uległo zmianie. Wraz z przyśpieszeniem bitu życie A$APa nabiera rozpędu i w momencie, gdy po prawie trzech minutach samego samplowanego wokalu i rapu artysty linia perkusyjna uderza nas po głowie, raper jest już na szczycie i powolutku upomina się o tron coraz pewniej spoglądając w kierunku obecnie rządzących rap-grą. Nie sposób nie wspomnieć także o jednym z najlepszych fragmentów całego albumu – kawałku „Phoenix”, produkcji Danger Mouse’a, w którym przepełniony pianinem i smyczkami piękny instrumental idealnie zlewa się w jedną całość ze szczerym do bólu tekstem Rakima, który rozprawia się ze wszystkimi zarzucającymi mu braku głębi i sensu w jego twórczości.

Młody nowojorczyk to dżentelmen, który oprócz wszystkich czynników charakteryzujących świetnego rapera posiada coś wyjątkowego. Kilka jego cech sprawia, że wyróżnia się na tle tłumu. Jest muzykiem uniwersalnym – mało kto potrafi zaprezentować się tak płynnie i naturalnie w jednym momencie rapując o modzie i zamiłowaniu do sztuki („Fashion Killa”), po czym zaraz przejść do tematu ciężkiego dorastania i Harlemu – przy tym wszystkim pozostając prawdziwym i unikając tandety. Ostatnim podobnym przypadkiem będzie pewnie Kanye West. Porównanie wcale nie jest przesadzone. Artysta obdarzony jest bowiem niesamowitym potencjałem, i może pochwalić się czymś więcej niż tylko dobrym rapem – jego prezencja i pewność siebie sprawiają, że ma wszystko co potrzebne, by zostać ikoną muzyki rap oraz gwiazdą świata pop, a to w żadnym wypadku nie świadczy o nim źle.

Komentarze

komentarzy