30.
AlunaGeorge
Island
Spośród utworów na I Remember „Mediator” jest zdecydowanie tym, przy którym słuchacz zatrzymuje się na dłużej, zamyka oczy, uśmiecha delikatnie i rozpływa w otulających go dźwiękach. Niezwykle udane połączenie chłodnej i surowej elektroniki z ciepłym wokalem Aluny oraz równie przyjemnym brzmieniem warstwy instrumentalnej zawieszonej gdzieś w przestrzeni współczesnego R&B, sprawia, że każda jego sekunda jednocześnie koi i intryguje. — KarolinaBo
29.
A Tribe Called Quest
Epic
Q-Tip i reszta pisząc ten kawałek, zapewne nie przypuszczali, że osoba mogąca być autorem pogardliwie cytowanych w refrenie ignoranckich treści zostanie naprawdę wybrana na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jako że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, „We the People…” w dniu premiery nabrało tylko mocy i znaczenia. Utwór przypomina nam o tym bardziej bangerowym obliczu muzyki Trajbów, a dodatkowo niesie w sobie energię Beastie Boysów i gniew Public Enemy. Coś złego dzieje się z cywilizacją zachodu i należy się jej głębsza diagnoza niż wytknięcie palcem jednego i drugiego rasistowskiego policjanta. Wspomniana projekcja nienawiści w refrenie śpiewana głosem Q-Tipa brzmi jak nomen omen abstrakcja i wywołuje dreszcze — podobnie jak fakt, że Phife Dawg już nigdy więcej nie wypowie się w żadnej tak istotnej sprawie. Raz jeszcze dziękujemy za służbę. — Chojny
28.
Mura Masa feat. A$AP Rocky
Polydor
„Love$ick”, zeszłoroczny numer Mury Masy z albumu Someday Somewhere w 2016 odświeżony został przez gościnne zwrotki A$AP Rockiego. Choć w samym bicie londyńczyk nie wprowadził praktycznie żadnych zmian, ten już sam w sobie genialny podkład zyskał drugie życie i zdecydowanie szersze audytorium dzięki znakomitemu występowi rapera. Tropikalną energię numeru Rocky z łatwością absorbuje swoim nienagannym flow i charakterystyczną stylówką, kanalizując ją w opowieść o własnych miłosnych doświadczeniach. — Emes
27.
Jordan Rakei
4101
Choć Jordan Rakei już od jakiegoś czasu rezyduje na stałe w Londynie, wciąż doskonale pamięta, jak się robi typowy, ciepły australijski soul. Jego debiutancki album Cloak dostarczył wielu wspaniałych utworów, ale jednym z najbardziej skuteczniejszych wytrychów do dusz słuchaczy była kompozycja „Tawo”, która oczekuje od odbiorcy nie tylko skupienia, ale i dogodnych warunków do odsłuchu. Wiem co mówię, bo zupełnie inaczej słuchało mi się jej w zatłoczonym autobusie, a zgoła odmiennie podczas pokonywania górskich szlaków w Bieszczadach. Jordan dzięki „Tawo” stworzył idealne muzyczne dopełnienie kontemplacji i głębszych przemyśleń — bezbłędnie nadające się na chwilową pauzę i złapanie głębokiego, orzeźwiającego oddechu. — Dźwięku Maniak
26.
Corinne Bailey Rae
Virgin
Corinne Bailey Rae nadal czaruje i uwodzi słuchacza powabem i subtelnością jak mało kto. W aluzyjnie zaaranżowanym „Been to the Moon” po sześcioipółletniej przerwie Corinne Bailey Rae odradza się w baśniowej międzygwiezdnej aurze, muzycznie i tekstowo zmyślnie mieszając quietstormową wrażliwość z ujmującą nierzeczywistością odległych wyśnionych światów. Pewną ręką kreśli całą panoramę brzmień, w której bez trudu odnaleźć można inspiracje nie tylko klasycznym smooth soulem, ale także ostatnimi poczynaniami kosmicznego kolektywu pod wodzą Flying Lotusa i Thundercata. — Kurtek
25.
Kaytranada feat. Craig David
XL Recordings
Po latach wypuszczania doskonałych epek i remiksów Kaytranada wydał wreszcie debiutancki longplay i od razu zachwycił zarówno krytyków, jak i słuchaczy. Utwór z Craigiem Davidem to jedna z najmocniejszych propozycji na trackliście. Świetny podkład, do którego głowa sama zaczyna się bujać znakomicie dopełnił popowy Craig David, który znakomicie wpasował się w odbiegające od tego do czego nas przyzwyczaił, ambitniejsze elektroniczne brzmienie zaserwowane w utworze przez Kaytranadę. „Got It Good” pokazuje, że nie trzeba iść w bezbarwną radiową sieczkę, aby zrobić rasowy popowy przebój. — Dill
24.
Danny Brown
Warp
Singiel otwierający przygodę z genialnym Atrocity Exhibition to inspirowana elektroniką z Detroit produkcja Paula White’a, gdzie hiphopowy eksperyment spotyka się m.in. z muzyką jit gdzieś w środku narkotycznego transu Danny’ego Browna. Napięcie budowane jest nieprzerwanie od pierwszej do ostatniej sekundy utworu dzięki ciągle potęgowanej energii bębnów, mrocznej linii basu i szatańskiej melodii wygrywanej przez syntezatory. Sam Danny zaś wspomina Traxmana i DJ-a Assaulta, strzela seriami pocisków i zaprasza do tańca na piekielnym parkiecie. Zresztą, najlepsze podsumowanie tegorocznego krążka Browna to właśnie słowa refrenu „When It Rain” — „You ain’t heard it like this before / They don’t do ’em like this no more”. — Mleczny
23.
Rihanna feat. Drake
Westbury Road
Numer promujący pierwszy od czterech lat album Rihanny to dowód na to, że Barbadoska posiada receptę na megahity i z łatwością regularnie je kupuje. Nie jestem pewien, czy dodatkowo nie ma szóstego zmysłu, ponieważ doskonale przewiduje efekt domina, jaki towarzyszy wydawaniu jej singli. Każdemu słuchaczowi po kolei kawałki te wpadają w ucho, a (już teraz) artystka szybko zdobywa szczyty list przebojów. W przypadku „Work” główną rolę odegrał sepleniący, niewyraźny refren, który wtapia się w doskonały, minimalistyczny dancehall-owy podkład, a przy którym to reszta tekstu brzmi jak freestyle. To też piosenka, którą Riri pobiła Michaela Jacksona jeśli chodzi o liczbę hitów na 1. miejscu listy Billboardu. Może podziękować PARTYNEXTDOOR-owi. — Antkovsky
22.
Frank Ocean
Boys Don’t Cry
Cztery lata temu Frank Ocean powalił nas na kolana majestatycznym, ekstrawaganckim i kunsztownie wykonanym „Pyramids”, w tym roku zachwycił czymś zupełnie odwrotnym. „Ivy” to retrospekcja Franka na temat dawnej miłości/przyjaźni, ale wchodząca na wyższy niż zazwyczaj w R&B poziom intymności i ekspresji. Prawdziwie joyce’owski strumień świadomości, w którym autor wchodzi w buty niewiarygodnego narratora własnego życia. Łata ze sobą ulotne strzępy wspomnień, choć te nie zawsze do siebie pasują, ale wciąż go podtruwają jak tytułowy bluszcz. Jedynym komfortem jest tutaj komfort kozetki obitej aksamitnie gitarową tkaniną. Wszystko, włącznie z godnym Prince’a finałem, przypomina nam o tym, że doskonałość w muzyce — tak samo jak i wszędzie indziej — to nic innego jak wypadkowa niedoskonałości. — Chojny
21.
Kanye West
GOOD Music
Przez nowego Kanyego „nie-kontroluję-już-samego-siebie” Westa przemówił jeszcze na chwilę stary, dobry Kanye West, który swoją opowieścią o rozczarowujących go przyjaciołach i bliskich, którzy odzywają się do niego tylko w potrzebie, sięga nawet do czasów 808s & Heartbreak. I co uderza w tym numerze najsilniej, to fakt, że w tym niezwykle szczerym wyznaniu Yeezy nie jest oczywiście bez winy. „I guess I get what I deserve, don’t I?” — słyszymy w refrenie, gdzie gościnnie pojawił się także Ty Dolla $ign. Za takim właśnie, refleksyjno-gorzkim i przygnębiająco-prawdomównym Westem tęskniliśmy najbardziej. — Eye Ma
Komentarze