Zapewnie niewiele z Was oglądało reality show „The Pussycat Dolls Present: Girlicious”, w którym założycielka i twórczyni PCD – Robin Antin – postanowiła stworzyć nową, żeńską grupę wprowadzającą dużo świeżości do muzyki urban zapewniając im kontrakt z wytwórnią Geffen Records. A jeśli już coś słyszeliście/czytaliście o tym zespole to pewnie były to komentarze w stylu „gorsza wersja Danity Kane” itd. Czy tak faktycznie jest? Tiffanie, Chrystina, Nichole i Natalie wydały właśnie swój debiutancki album prezentując swój własny materiał, przy którym pracowali m.in. Marsha z Floetry, J.R. Rotem oraz Jazze Pha.
Robin będąc pytana o swój pomysł na zespół mówiła:
Po stworzeniu The Pussycat Dolls, chciałam zrobić to od początku jeszcze raz z lekkimi różnicami. PCD zaczęły jako taneczna grupa i Nicole była główną wokalistką – reszta dziewczyn jest rewelacyjna, ale to tancerki. Nicole potrafi śpiewać i tańczyć i jest niesamowita, więc teraz chciałam stworzyć grupę z czterema odbiciami Nicole.
No i w końcu po finale programu, jak emocje opadły nadszedł czas na pierwsze samodzielne kroki w branży i promocję. Nie chwycił mnie absolutnie singiel „Like Me„, brzmiał jak odrzut z płyty „Goodies” Ciary. Potem pojawił się kawałek „Stupid Shit” – od razu myślę sobie „Co to za tytuł?!”. Obejrzałem teledysk i było jeszcze gorzej – każda z dziewczyn wyglądała jakby się urwała z planu jakiegoś filmu pornograficznego. To jest dziewczęce, sexy i girlicious? Nie sądzę.
No ale gdy pojawił się album postanowiłem dać dziewczynom jeszcze jedną szansę. I okazało się, że to całkiem nieźle wyprodukowany i zaśpiewany krążek. Uwierzcie mi, jakie było moje zdziwienie jaką rangę wokalną te dziewczyny pokazały w niektórych piosenkach na płycie. I tak „Liar Liar” nagrane z Flo Ridą to bardzo dobry kawałek R&B, którego nie powstydziłaby się Mya czy Amerie i naprawdę dziwię się, że to nie ten kawałek został wybrany na kolejny singiel promujący cd. Zamiast tego na trzecim małym krążku zostanie wydana piosenka „Baby Doll„, która owszem, ma w sobie duży potencjał, ale nie sądzę, żeby w Stanach to kupili. „Still In Love„, w którym można usłyszeć Seana Kingstona to zdecydowanie jeden z lepszych utworów w zestawie – bujający reggae’owy bit, prosty tekst i nienachalne wokale dziewczyn zapewniłyby im duży hit wakacyjny. „I.O.U.1.” z Kardinalem Offishalem z kolei czerpie trochę z modnego ostatnio crunku i zdecydowanie pasuje do stylu Ciary.
Nie do końca przekonują mnie wolniejsze piosenki – czyli „Save The World” i „Already Gone„. Dobrą popową balladę też trzeba umieć zrobić, a powyższe piosenki niczym się nie wyróżniają i pozostają niezapamiętywalne.
Konkluzją, którą chciałbym zawrzeć na końcu tej notki będzie zdecydowanie fakt, że dziewczynom nie można odmówić talentu – mają dobre głosy i są świetnymi tancerkami. Niemniej to wszystko już było – na płytach Rihanny czy jakiejś innej JoJo. Do tego szkoda, że cały wizerunek zespołu wygląda jakby zamykał się w budżecie dwóch dolarów. More to come from Girlicious!
Komentarze