a tribe called quest
Plash oddaje hołd ekipe A Tribe Called Quest, tworząc wyjątkowy mix


Mixtape poświęcony ATCQ ukaże się już na początku czerwca.
Zespół A Tribe Called Quest wychował wielu fanów klasycznego hip-hopu. Jednym z nich jest również Plash, czyli DJ i producent reprezentujący ekipę FLUE, ale znany równie dobrze z solowych wydawnictw oraz setów. Przygotował on wyjątkowy mixtape, który jak sam twierdzi, był dla niego „sprawą honoru”. Na wydawnictwie zatytułowanym A Tribute Called Plash usłyszymy zarówno rzadkie numery od Q-Tipa i spółki, covery z różnych stron świata, oryginalne sample, które artyści użyli przy tworzeniu nagrań, oraz remixy i edity. Wszystko to stworzone zostało na bazie albumów, jakie Plash zebrał podczas wielu lat swojej fascynacji tym zespołem. Materiał, nad brzmieniem całości czuwał Dj Eprom, ukaże się już w przyszłym tygodniu. Zamówienia na fizyczne wydanie mixu limitowanego do 300 sztuk składać możecie na maila plashrocks@gmail.com. Poniżej zajawka video.
Nowy teledysk: A Tribe Called Quest „Dis Generation”


Minęło kilka miesięcy od premiery We Got It from Here… Thank You 4 Your Service, a panowie z A Tribe Called Quest wypuścili klip do „Dis Generation”. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego reżyser wpadł akurat na taki pomysł. Po pierwsze, obraz jest czarno-biały, a do utworu celebrującego nową generację raperów chyba wypadałoby zrobić coś bardziej kolorowego. No i samo to jak przedstawieni są Q-Tip i reszta, ma też zupełnie nijak do treści.
Wiemy już, kto wystąpi podczas zbliżającego się rozdania nagród Grammy


Rozdanie nagród Grammy już za niecałe dwa tygodnie, a tymczasem wiemy już, kto zaszczyci ten wieczór swoimi występami. Obok wykonów takich artystów jak Adele, Bruno Mars, Metallica, John Legend czy Keith Urban zobaczymy również trzy kolaboracje. Tą najmniej zaskakującą będzie duet The Weeknd oraz dosyć rzadko pojawiających się na scenie Daft Punk, którzy wykonają utwór zatytułowany nomen omen „I Feel It Coming” z ostatniego albumu Kanadyjczyka. Kolejne zestawienie nie jest już tak oczywiste, gdyż na scenie staną obok siebie Alicia Keys oraz wschodząca gwiazda muzyki country — Maren Morris. Najbardziej oczekiwanym przez nas momentem gali, oprócz szykowanego z dosyć dużym rozmachem hołdu dla Prince’a, jest jednak wspólne show, jakie zaserwują nam A Tribe Called Quest, Andreson .Paak oraz… Dave Grohl. Znając dokonania sceniczne całej trójki, wiemy już, że może być ciekawie.
A Tribe Called Quest zagrali u Kimmela


A Tribe Called Quest zaliczyli kolejny występ na żywo promujący ich rewelacyjny ostatni krążek We got it from Here… Thank You 4 Your service. Wcześniej zagrali dwa utwory w prowadzonym przez Dave’a Chappelle’a odcinku Saturday Night Live. Teraz Q-Tip, Ali Shaheed Muhammad i Jarbobi zagrali „Dis Generation” i „We The People…” w programie Jimmiego Kimmela. Gościnnie na scenie pojawił się z nimi Busta Rhymes. Niestety całość nie została udostępniona i możemy tylko sprawdzić jak wypadł pierwszy z numerów, ale to zawsze coś. Wersy zmarłego niedawno Phife Dawga zostały puszczone dla publiczności, a wtedy chłopaki podnieśli ręce do góry i Busta krzyczał „Get’em Phife”. Świetny pomysł i doskonały występ pokazujący, że mimo długiej bytności w rap grze ATCQ (i Busta) wciąż potrafią wykrzesać z siebie ogień na żywo.
Recenzja: A Tribe Called Quest We Got It from Here… Thank You 4 Your Service

A Tribe Called Quest
We Got It from Here… Thank You 4 Your Service (2016)
Epic
Piątek, 11 listopada 2016 roku. Polacy wyszli na ulicę uczcić swoją niepodległość interpretowaną na tyle sposobów, ile można sobie tylko wyobrazić. W Stanach eskalują właśnie uliczne protesty związane z wyborem Sami-Wiecie-Kogo na być może najważniejsze stanowisko świata, oczywiście kontrowane głosami typu „może Sami-Wiecie-Kto nie będzie taki zły, dajmy mu szansę”. Jeśli coś może w choćby ułamkowym stopniu zjednoczyć ten wrzący tygiel osobowości i ich opinii, to musi to być kawał cholernie dobrej muzyki i nie mówię tu nie tylko o pożegnalnych odtworzeniach płyt Leonarda Cohena. Powracający po osiemnastu latach Trajbowie zapewnili nam — obywatelom świata — uczucie, że cała ta Ameryka właśnie stała się znów trochę bardziej wspaniała. Wielkość We Got It from Here… Thank You 4 Your Service można rozpatrywać na co najmniej kilku płaszczyznach, podzielmy je zgodnie z klasyczną nomenklaturą na: bity, rymy i życie.
Bity… muzycznie album spełnia oczekiwania, a nawet mocno ponad nie wykracza. Niektóre podkłady żywcem wyrwane zostały ze złotej ery zespołu, jak i całego muzycznego gatunku, inne uznać można za wędrówki ścieżkami do tej pory zupełnie prze grupę nieprzetartymi. Jedne chwytają nas w sidła lo-fi, drugie lśnią rozmachem i dopracowaniem, na jaki dekady temu nie można było sobie do końca pozwolić. To kolejny naturalny etap rozwoju produkcyjnej strony Q-Tipa i załogi — mówię tutaj nie tylko o dyskografii A Tribe Called Quest, ale również o solowej twórczości ich nieformalnego lidera. Jeśli się mylę, powiedzcie, na której płycie usłyszelibyśmy coś tak awangardowego na hiphopowe warunki jak „Solid Wall of Sound” i czy wsparliby ich w tak ambitnych dążeniach Elton John i Jack White? Nawet te wspomniane powiewy oldschoolu potrafią przerodzić się w coś mniej spodziewanego. Oszczędnie, ale z głową dobrane sample, żywe drgania strun basowych, gęste cuty DJ’a Scratcha, inteligentnie rozbudowane outra — wszystko to brzmiałoby świeżo piętnaście lat temu, brzmi świeżo dzisiaj i sądzę, że i za piętnaście nic by się w tym względzie nie zmieniło.
Rymy… pod tym względem panuje tutaj podejście konserwatywne i bardzo dobrze. Wprawdzie Q-Tip wydaje się wymagać mniej przerw na oddechy niż kiedykolwiek, a i Phife Dawg potrafi wykroczyć ponad przeświadczenie wielu słuchaczy o istnieniu jako dynamiczna opozycja dla kolegi. Jeśli spojrzy się na całość, na wierzch wybija się stara szkoła hiphopowego flow, bynajmniej nie wynikająca z obrzydzenia współczesnym rapem (w końcu The Abstract w jednym z wersów przekazuje pochodnię czwórce reprezentantów nowej fali), a ze szczerej potrzeby zamknięcia pewnego kręgu muzycznej historii. Nie powiem, moje receptory nostalgii szalały w momentach, kiedy to raperzy odnosili się do klasycznej szkoły naprzemiennego wymieniania się wersami. Mówię o na przykład duecie Q-Tipa ze wszędobylskim obecnie André 3000, ale przede wszystkim o kipiącym kolektywną pasją „Dis Generation”. Tutaj przechodzimy do tematu Busty Rhymesa, który pojawiając się w czterech utworach powrócił do korzeni i wyzwolił swego „podziemnego smoka”. Spłacił dług wdzięczności grupie i przy okazji przyćmił pozostałych gości, a mówimy o takich postaciach jak Kendrick Lamar, Talib Kweli, Anderson .Paak czy zaliczającym ważne z symbolicznego punktu widzenia cameo Kanye’m Weście. Pojawia się w tym wszystkim jeszcze Jarobi, o którym najwięcej co można powiedzieć to to, że jest na płycie. O dziwo jakoś mi to nie przeszkadza, może dlatego że w generalnym rozliczeniu bardziej zasila niż stopuje grupę, podobnie jak dopełniacz w osobie Consequence’a.
Życie… tyle zachwytów, a jeszcze nic nie napisałem o warstwie tekstowej. Album mógł być, idąc za panującymi na scenie trendami, jeszcze bardziej polityczny, ale na szczęście nie jest. Kiedy chwyta się za tematykę społeczną, robi to z pomysłem i humorem, jak w „The Space Program”, albo z artykułowanymi beastieboysową energią emocjami, jak w „We the People”. Szpilki wbijane w Trumpa w co najmniej kilku utworach stłamszone zostały przez szarżującą rzeczywistość, na szczęście inne poruszone na płycie, zaiste życiowe tematy to treści bardziej ponadczasowe, uniwersalne i przy okazji nie tak w pełni oczywiste. „Kids” nagłaśnia dysonans między oczekiwaniami wobec życia a zderzeniem z rzeczywistością podczas wchodzenia w dorosłość, „Melatonine” pyta nas, czy kontrolowana ignorancja może być lekiem na część zła tego świata, a „Ego” to zbiór własnych hipotez Q-Tipa dotyczących ludzkich motywacji życiowych, opracowanych na przykładzie swoim i otoczenia. Pożegnalny album A Tribe Called Quest nie mógł również obyć się zwrotek dotyczących smutnej przyczyny zakończenia działalności zespołu. Pożegnanie Phife’a skumulowane zostało w dwóch utworach — wzruszająco osobistym wynurzeniom Abstracta dotyczącym przyjaciela w „Lost Somebody” i pozytywnym, celebrującym wyłącznie dobre wspomnienia i trynidadzkie korzenie zmarłego rapera „The Donald”.
We Got It from Here… Thank You 4 Your Service to satysfakcjonujące w pełnym tego słowa znaczeniu zamknięcie jednego z najważniejszych rozdziałów hip hopu. To także instrukcja — nie tylko dla artystów rapowych — jak zaliczyć udany powrót po bezprecedensowo długiej przerwie. Po pierwsze, idealnie wyważyć to, co aż za dobrze znane z tym co nieznane. Po drugie, zręcznie odnaleźć się w kontekście zupełnie innych czasów i zupełnie innych widoków za oknem. Po trzecie, nigdy-przenigdy nie stracić miłości do tego, co się robi. A Tribe Called Quest, dziękujemy za służbę.
Phife Dawg uhonorowany własną ulicą w Nowym Jorku


Piękna sprawa — Phife Dawg dostał własną ulicę w Nowym Jorku. Mówiło się o tym już od jakiegoś czasu, ale wreszcie doszło do tego, że róg pomiędzy Linden Boulevard i 192nd Street został przemianowany na Malik ‚Phife Dawg’ Taylor Way. Na uroczystym odkryciu tablicy z nazwą ulicy obecna była między innymi rodzina Phife’a oraz członkowie A Tribe Called Quest — Q-Tip i Jarobi. Ten drugi przed odsłonięciem wygłosił krótkie przemówienie na tle murala Tribe’ów:
Widzę kilku swoich ludzi, z którymi spędziłem wiele godzin na tym rogu, przed tym sklepem. To jest niesamowite. Ludzie mają wszędzie murale i składane im hołdy, ale mieć mural na tym bloku, na tej ulicy, po której codziennie chodziliśmy? Pisaliśmy rymy w tym bloku, battlowaliśmy się z ludźmi, ludzie przychodzili z innych osiedli żeby battlować się ze mną i z Phifem, wiecie działy się różne rzeczy.
Natomiast już po odsłonięciu wszyscy bawili się w rytm „Scanerio”, co wyraźnie słychać na jednym z filmików. Rest In Peace Phife!

A Tribe Called Quest apelują o jedność w najnowszym klipie z ich ostatniego albumu


Nowy album A Tribe Called Quest jest już z nami od tygodnia i chyba nikt nie ma już chyba wątpliwości, jak bardzo udane jest to wydawnictwo. Pierwszym singlem promującym krążek jest samplujący “Behind The Wall Of Sleep” Black Sabbath, numer “We the People”. To mocno zaangażowane nagranie wykonane zostało najpierw podczas występu w Saturday Night Live, a następnie wypuszczone wraz z rysunkowym klipem. Dzisiaj ukazał się oficjalny obrazek, na którym widzimy wszystkich członków zespołu oraz osoby najbliżej z nim związane uczestniczące w powstaniu We got it from Here… Thank You 4 Your service. Na ekranie pojawia się również rysunkowy Phife rymujący z olbrzymiego murala. Podobnie jak sam numer także i teledysk ma bardzo silny przekaz, bardzo pasujący do czasów, w których żyjemy i nawołuje do jedności wśród wszystkich ras. Warto wiedzieć też, że w jednym z ostatnich wywiadów Q-Tip zapowiedział ostatnią światową trasę zespołu, więc trzymamy kciuki, żeby zahaczyli również o nasz kraj. Sam liczę po cichu na Gdynię.
Nowy teledysk: A Tribe Called Quest „We The People…”


Nowy album A Tribe Called Quest wyszedł dosłownie wczoraj, a jeszcze tego samego dnia ukazało się lyric video do mocno naładowanego politycznie „We The People…”. Świetny numer, mocne przesłanie i klip z charakterystycznymi tribe’owymi grafikami, w stylu tych jakie znamy z okładek ich płyt. Zdecydowanie warto sprawdzić.
Ulubione numery A Tribe Called Quest: selekcja gości i redakcji


Oni wrócili. Naprawdę. To nie żart. We Got It from Here… Thank You 4 Your Service jest z nami od wczoraj, a niech o poziomie krążka świadczy jeden z komentarzy w naszej redakcji, a w zasadzie pewna zagwozdka, która szła mniej więcej tak: czy ten album przypadkiem nie popsuje nam już jakiejś tam wstępnej koncepcji na podsumowanie roku? Ano, popsuje. Ale kochamy, gdy rozpraszają nas takie rzeczy.
Niezależnie od tego czy sprawdziliście już We Got It from Here… Thank You 4 Your Service czy ta przyjemność dopiero przed wami, przygotowaliśmy dla was zestawienie naszych ulubionych numerów A Tribe Called Quest. My jako redakcja oraz specjalnie zaproszeni goście: Golden, Spisek Jednego, Duit i Bitykradne. Zapraszamy na podróż z najlepszymi momentami Q-Tipa i spółki. Przeżyjmy to jeszcze raz!
„8 Million Stories”
Midnight Marauders
Jive (1993)
Od zawsze miałem słabość do nieco bardziej nostalgicznych tracków. „8 Million Stories” ze swoją minimalistyczną produkcją i kontrastującym przełamaniem w refrenie urzeka mnie niebywale. Początkowo brzmienie bębnów wydawało mi się nieco zbyt płaskie, w odniesieniu do pozostałych tracków z płyty, ale z wiekiem i każdym kolejnym odsłuchem wszystko siedziało na swoim miejscu coraz solidniej. To kolejny dowód pokazujący, że mniej znaczy więcej, a prosty i klimatyczny loop potrafi zatrzymać przy głośniku na bardzo długo. Mój osobisty top! — Golden
„Scenario”
The Low End Theory
Jive, BMG Records (1991)
„Scenario” to według mnie jeden z kamieni milowych w historii muzyki. Gościnnie rapuje tu Busta Rhymes, dla którego był to przełom w karierze (Heel up, wheel up, bring it back, come rewind). Nagrywałem kiedyś w ciemno na kasety VHS teledyski z Vivy Zwei. Przy oglądaniu nagle natrafiam na „Scenario” i zbieram szczękę z podłogi. Z ciekawostek: potężnie brzmiące bębny to Jimmy Hendrix. — Spisek Jednego
„Can I Kick It”
People’s Instinctive Travels and the Paths of Rhythm
Jive, BMG Records (1990)
Czasy A Tribe Called Quest mnie nieco ominęły, więc nie znam na wylot ich dyskografii, w zasadzie nie znam jej niemal wcale. Więc skupmy się na „Can I Kick It”, który nawet pomimo mojej skromnej wiedzy o zespole, jest niepodważalnym klasykiem. Wielbię go pewnie za mistrzowski bit, który został oparty o sampel z piosenki „Walk on the Wild Side” pana Lou Reeda. Nieraz grywałem go na imprezach, ale i również często towarzyszył mi w domu. — Duit
„Electric Relaxation”
Midnight Marauders
Jive (1993)
Moim faworytem twórczości ATCQ pod względem produkcji jest zdecydowanie numer „Electric Relaxation”. Uwielbiam klasyczne breaki, połączone z kilkoma samplami, które układają się w dobrze brzmiącą całość. Bit jest klimatyczny i idealnie pasuje do wieczornego spaceru ze słuchawkami na uszach. Całość dopieszczają trzaski z wosku, które dodają produkcji niepowtarzalnego klimatu. — Bitykradne
„Oh My God”
Midnight Marauders
Jive (1993)
Rok 1998, piąty numer kultowego magazynu Klan. Pośród kilkunastu newsów głównie z rodzimej sceny, jest też kilka artykułów o wykonawcach z zagranicy. Jako fan mocniejszego hip-hopu, kompletnie zignorowałem jeden z nich. Czterech kolesi poubieranych w kolorowe dziwne stroje przypominające pidżamy, było czymś, na co chyba nie byłem wtedy mentalnie gotowy. Kilka tygodni później, podczas odwiedzin lokalnego sklepu muzycznego w celu zakupu drugiego albumu Xzibita, w głośnikach usłyszałem coś, co raz na zawsze odmieniło moje życie. Stałem jak wryty pośrodku pomieszczenia, wpatrzony w powieszony u góry telewizor, gdzie jedna z muzycznych stacji puściła właśnie klip, na którym dwóch raperów biegnąc ulicą, wyrzuca swoje pełne luzu wersy na delikatnym, ale jednocześnie bardzo bujającym i innym od tego co do tej pory słyszałem bicie. Gdy tylko pozbierałem z ziemi swoją szczękę, a sprzedawca (który był typowym fanem metalu, o dziwo bardzo dobrze znającym się na amerykańskim hip-hopie) poinformował mnie, że akurat tej płyty nie posiadają, ruszyłem czym prędzej do domu, w głowie mając już tylko cztery słowa wykrzykiwane przez Busta Rhymesa, aby jak najszybciej nadrobić informacje o zespole A Tribe Called Quest za pomocą wcześniej wymienionego czasopisma. Jakiś czas później ten sam klip, do jak się okazało zremiksowanej wersji numeru „Oh My God” wrócił do mnie, na zajechanej do granic możliwości kasecie VHS. Mam ją nawet do dziś. — efdote
„1Nce Again”
Beats, Rhymes and Life
Jive, BMG Records (1996)
Beats, Rhymes and Life. 1996. Co prawda byłem za mały, żeby słuchać tej płyty od razu po premierze, ale nie zrobiłem też tego w wieku zwyczajowo odpowiednim. A Tribe Called Quest poznałem dopiero mając 19 lat, a ich pierwszym utworem, który zapętliłem było „1Nce Again”. To do niego właśnie mam największy sentyment — słuchałem go na okrągło głównie dzięki temu, że ma ten charakterystyczny dla Tribe’ów klimat, stworzony z fuzji hip hopu i soulu (no i dzięki wpadającemu w ucho refrenowi Tammy Lucas). Dla mnie to ten utwór jest najważniejszy w całej twórczości grupy, a gdy myślę o Phife’ie, na myśl przychodzą mi od razu jego wersy z „1Nce Again”. Klasyk. — Kuba Żądło
„Find a Way”
The Love Movement
Jive (1998)
To zabawne, że w miarę upływu lat nie nudzi mi się atmosfera niedopowiedzeń, niezauważalnej dla innych przepychanki na gesty, uśmiechów i ulotnego flirtu. W pracy, w knajpie czy kolejce przy kasie. Możliwe, że to efekt uzależnienia od numerów typu „Find a Way”, który z kolei wielokrotnie nastrajał przed i asystował w trakcie wszelakiego kontaktu z kobietami. Popisowy przykład możliwości grupy producenckiej The Ummah i definicja bezbłędnej symbiozy Phife’a i Q-Tipa. — k.zieba
„Award Tour”
Midnight Marauders
Jive (1993)
Pamiętam, jak na początku studiów przy okazji jakiejś supermarketowej promocji „klasyczne płyty za bezcen” przyniosłem do domu Midnight Marauders A Tribe Called Quest. Znałem i wcześniej, owszem, a i zawartość tego krążka była mi dobrze znana, ale był to mój pierwszy namacalny kontakt z twórczością grupy. Paradoksalnie dzięki fizycznemu obcowaniu z oldschoolowym cedekiem udało mi się zawiązać z Tribe’ami głębszą relację (w istocie pewnie jednostronną, choć wówczas byłem przekonany o pewnej niemal metafizycznej wzajemności). Płyta, jak podejrzewam przypadkiem, a przynajmniej szczęśliwym zrządzeniem losu, znalazła się w centrum mistycznego doznania kilka tygodni później, gdy pewnego ciemnego zimowego wieczoru, gdy byłem sam w domu postanowiłem spędzić go w towarzystwie Tribe’ów, Calledów, Questów. Niewiele myśląc, pogasiłem wszystkie światła, zapaliłem świecę i w tym absurdalnym, jakby spojrzeć na to z boku, kontekście wysłuchałem Midnight Marauders w pełnym skupieniu od A do Z. Nigdy więcej nie powtórzyłem tego ani z ATCQ, ani właściwie z jakimkolwiek innym cedekiem. Można rozwodzić się o historycznym i teoretycznym wpływie grupy na muzykę i słuchaczy, ale nie jest to w stanie nijak oddać bezpośredniego kontaktu z ich muzyką. — Kurtek
„Scenario”
The Low End Theory
Jive, BMG Records (1991)
„Scenario” zdecydowanie nie trzyma się scenariusza, jakiego trzymałby się utwór definiujący styl i charakter muzyki A Tribe Called Quest, ale w jakiś sposób stał się dla mnie ich flagowym singlem. Może dlatego, że był moim pierwszym. Może to energia podkładu zbudowanego na muzycznych sprzecznościach. Może ikoniczny, kipiący autoironią na parę lat przed „What They Do” Rootsów teledysk. Może po prostu to, że nigdy wcześniej i nigdy później nie powstał hiphopowy posse cut tak idealnie obrazujący czym jest posse cut. Q-Tip i Phife Dawg wraz z kolegami z Leaders of the New School prześcigają się w nawijaniu o lekach na przeziębienie, Bobie Marleyu i podziemnych smokach. Kładą na wersy wszystko i nic, a jednak każda linijka ma swoją wagę. No i Busta Rhymes… po prostu nie znam drugiego rapera, który dobitniej pokazałby co to znaczy wejść z buta na scenę. Powerful impact! Boom! From the cannon! Uwaga: prawie doskonały jest również oficjalny remix „Scenario”, będący w zasadzie zupełnie osobnym tworem muzycznym. R.I.P. Kid Hood. — Chojny
„Midnight”
Midnight Marauders
Jive (1993)
Czasy świetności A Tribe Called Quest przypadają na moment, w którym prawdopodobnie uczyłam się korzystać z nocnika. Czasy mojego zachwytu grupą to jakoś ostatnie miesiące w liceum i powolne odkrywanie czegoś więcej niż Biggie Smalls czy 2Pac. Gdy ktoś puszcza mi „Midnight”, natychmiastowo przed oczami mam korytarze szkoły i upojne noce spędzone gdzieś na zadymionych imprezach. Nikt nie potrafił zrobić takiego oldschoolowego klimatu jak ta ekipa. Ten numer w szczególności podkreśla miłość do podziemia. — Eye Ma
Ostatni album kultowego A Tribe Called Quest dostępny do odsłuchu!


Od momentu, kiedy pierwsze informacje na temat tego wydawnictwa trafiły do sieci, przez wszystkie kolejne etapy promocji ujawniające tytuł, gości, okładkę, tracklistę, ale przede wszystkim wkład, jaki Phife Dawg miał w nagrania tego krążka, żyliśmy w ogromnej niepewności. Mając ogromne oczekiwania, ale jednocześnie obawiając się, żeby tak kultowy zespół nie poszedł przypadkiem na żadne kompromisy i dostosowując swoje charakterystyczne brzmienie do wymagań dzisiejszych słuchaczy, nie stracił w oczach ich wieloletnich fanów. Na szczęście tak się nie stało. Macie przed sobą album godnie zamykający pewien ważny rozdział. Brzmiący jak za starych dobrych czasów, z charakterystycznym vibem i pogodnymi nawijkami gospodarzy, jak i zaproszonych gości, wśród których znaleźli się m.in. Busta Rhymes, André 3000, Talib Kweli, Anderson .Paak czy Kendrick Lamar. Odpalajcie to wyjątkowe dzieło, mając jednocześnie świadomość, że jest to ważny dzień dla hip-hopu, jak i całej ogólnie pojmowanej muzyki.