ibeyi
Recenzja: Ibeyi Ash

Ibeyi
Ash (2017)
XL Recordings
Gdybym miała w przypadku Ibeyi sugerować się wyłącznie tagami: Yoruba, Buena Vista Social Club (zmarły ojciec sióstr grał tam na perkusji), symbolizm, eklektyzm — byłabym chyba odrobinę uprzedzona. Postanowiłam jednak dać osobliwym bliźniaczkom szansę. Eksperyment udał się połowicznie — drugi w dorobku album Ibeyi, Ash, jest niezły, ale trochę miejsca zostało również dla uprzedzeń. Przy zbyt małej dawce cierpliwości może być ciężko przebić się przez warstwy niedociągnięć tej płyty.
Siostry Lisa-Kaindé i Naomi Diaz na debiucie zatytułowanym Ibeyi doprowadziły do fuzji kubańskich tradycji i nowoczesnych wpływów. Wizerunek bliźniaczek oparty był o żywe instrumenty (między innymi cajón i pianino) zestawione z nowoczesnymi beatami, soulem, downtempem i jazzem w ledwie wyczuwalnych dawkach. Wszystko to okraszone tekstami dotykającymi tematów trudnych, jak np. śmierć najbliższych. Ibeyi tym samym (mimo że ze spójnym materiałem) utkwiły jako jedna z mnóstwa pozycji w szufladce world music, gdzieś obok takich artystów jak Nneka.
W dwa lata później siostrzany duet gotów jest ruszyć dalej — tak tematycznie, jak i muzycznie. Już nie opłakuje rodzinnych tragedii, co nie znaczy, że zamyka się na istotne kwestie. Tym razem na tapecie jest wątek tożsamości (co nietrudno zresztą wywnioskować z okładki) i trzeba przyznać, że czasem wypada on na Ash całkiem zgrabnie — na przykład w utworach-kolażach jak „No Man Is Big Enough For My Arms” z mantrowym zaśpiewem i fragmentami feministycznej przemowy Michelle Obamy (niewątpliwie czerpiący z „Flawless” Beyoncé) czy na rozległym i podniosłym „Transmission/Michaelion”. Nie gorzej jest w lirycznym „Valé”, gdzie słodkie „Our voices will hug you / Music will be our arms” rozbrzmiewa kojąco w tle rytmicznego podkładu. Zupełnie jakbyśmy znaleźli się nagle w plemiennym kręgu kobiet, przesiąknięci niewytłumaczalnym poczuciem siły i spokoju — i nie ma w tym absolutnie nic złego.
Czasem jednak próby podejmowania ważnych zagadnień życiowych kończą się na atrakcyjnych wizualnie, bardzo plastycznych teledyskach. Jeden z niewątpliwych muzycznych highlightów płyty — „Deathless” z dobudowaną historią o nieporozumieniu z policją niepotrzebnie mnoży wątki. Nie inaczej jest z „I Wanna Be Like You”, przy którym wizualizacja porywa znacznie bardziej niż dość nijaka kompozycja flirtująca z R&B lat 90.
Pomysłów siostrom Diaz nie brakuje. Płytę rozpoczyna kawałek z zaskakującym samplem chóru Le Mystère des Voix Bulgares, który wzbudza ciekawość co do dalszego ciągu. Na zamknięcie mamy z kolei elektroniczne „Ash”, jakby nieco oderwane od całości (i szkoda, bo zamiast przysłowiowej „kropki nad i” zostajemy z uczuciem nieadekwatności). Dodatkowo dostajemy bardzo skromnego Kamasiego, szczyptę world music, wspomniane już utwory-kolaże, reggaeton w „Me Voy”, a nawet zahaczający o trip-hop „Numb”. Jest o wiele nowocześniej niż dwa lata temu. Ibeyi zdecydowały się mocniej poeksperymentować z Auto-tunem, ale brzmi to raczej jak kaprys niż celowy zabieg artystyczny.
Biorąc pod uwagę tematykę i sposób podania można wywnioskować, że jeżeli chce się znaleźć coś interesującego na Ash, należy wyłączyć racjonalizację, a zamiast tego włączyć emocje i instynkty. Jest to jednak doraźne narzędzie, bo prawdopodobnie i tak zostaniemy z mieszanymi odczuciami. Nie zżymałabym się całkiem na Auto-tune i na eksperymentowanie z różnymi środkami wyrazu. Ferment jest potrzebny, choćby po to, żeby inspirować innych artystów. Mimo to jest trochę tak jak chce okładka — mnóstwo różnych elementów, które nijak nie mogą dać spójnego obrazu.
Nowy teledysk: Ibeyi „I Wanna Be Like You”

Siostry z duetu Ibeyi postanowiły, że w kolejnym singlu z drugiej płyty Ash zacytują Talking… Zaraz, wróć. Czy to tylko ja, czy są też na sali osoby, które słysząc wers „take me to the river”, od razu myślą o Talking Heads? To na pewno nie jest trop interpretacyjny dla miniatury „I Wanna Be Like You”. Są za to inne, nie mniej ciekawe. Wizualnie Ibeyi po raz kolejny grają z kolorem i formą, żeby znów podjąć wątek tożsamościowy. Muzycznie romansują z R&B lat 90. Nie jest to może najlepsze, co wyszło od bliźniaczek, ale dla samego teledysku warto poświęcić chwilę.
#FridayRoundUp: Kamasi Washington, Ibeyi, Natalia Kukulska i inni.

W tym tygodniu najbardziej ucieszą się fani jazzu, bo nowe albumu od Kamasiego Washingtona czy zespołu Blue Note All-Stars, w skłąd którego wchodzi m.in. Robert Glasper, to z pewnością smakowite kąski. Powodów do narzekania nie będa mieli również wszycy ceniący ciekawe wokale i z pewnością sprawdzą nowe rzeczy od duetu Ibeyi, Torii Wolf czy Natalii Kukulskiej. W oczekiwaniu na nowy krążek od Wu Tang Clanu, sprawdzić warto co na swojej solowej płycie przygotował Masta Killa, a fani zakręconej elektroniki spod znaku Brainfeeder, nie mogą przegapić debiutanckiego albumu od Iglooghost.
Harmony of Difference
Kamasi Washington
Young Turks Recordings
Na swojej nowej epce, będącej następcą monumentalnego The Epic, Kamasi stara się przeanalizować filozoficzne możliwości techniki muzycznej znanej jako „kontrapunkt”, którą muzyk określa jako „sztukę balansującą pomiędzy podobieństwami i różnicami w celu stworzenia harmonii między osobnymi melodiami”. Harmonia stworzona przez połączenie różnych melodii, pomóc ma ludziom zrozumieć piękno w naszych własnych różnicach. Promujące to wydawnictwo, powalające nagranie „The Truth” to jedna z najlepszych rzeczy, jakie słyszeliśmy w ciągu ostatnich miesięcy, liczymy więc na kolejną znakomitą rzecz od jednego z najciekawszych jazzmanów młodego pokolenia. – efdote
Ash
Ibeyi
XL Recordings
Jeżeli jakimś cudem przyjdzie wam na myśl, żeby słuchać przyśpiewek w języku joruba, to błagam — nie róbcie tego, zanim nie posłuchacie sióstr z duetu Ibeyi. W innym wypadku moglibyście je zignorować (w końcu joruba pojawia się i u nich), a nie ma ku temu najmniejszego powodu. W dwa lata po debiucie francusko-kubańskie bliźniaczki Lisa-Kaindé Diaz i Naomi Diaz wydają się być dojrzalsze muzycznie i jeszcze bardziej skłonne do eksperymentów (singlowy „Me Voy” już zdążył wywołać kontrowersje przez wzgląd na użycie AutoTune’a). Wśród gości Kamasi Washington, Mala Rodriguez, Chilly Gonzales i Meshell Ndegeocello. Na pewno będzie ciekawie. — MajaDan
Halo tu ziemia
Natalia Kukulska
Agora S.A.
Od momentu wydania płyty Sexi Flexi muzyka Natalii Kukulskiej zaczęła przechodzić ewolucję. Od słodkich popowych piosenek o miłości, przeszła przez funk i disco, aż po elektroniczne eksperymentalne brzmienie w CoMixie i Ósmym planie. Jak stwierdziła sama artystka kompozycje, które obecnie powstają wraz z jej mężem Michałem Dąbrówką, nie są dla wszystkich i nie wszystkim muszą się podobać. Tak też było po ukazaniu się pierwszego kawałka z płyty Halo tu Ziemia. „Kobieta” znacznie odbiega kompozycyjnie od dotychczasowych dokonań Kukulskiej, co nie wszystkim przypadło do gustu. Mocno elektropopowy singiel może drażnić swoją nachalnością, ale jednocześnie zaskakuje oryginalnością. Taki również jest cały album — innowacyjny, eksperymentalny, ale również swobodny i miejscami dowcipny. Złośliwi twierdzą, że z muzyką Natalii zatrzymali się na płycie Natalia Kukulska z 2003 roku. Jednak czy można przez całe życie śpiewać typowe historie o miłości dla nastolatków? – Forrel
I Tell a Fly
Benjamin Clementine
Universal Music France
Jeden z bardziej kreatywnych muzycznych ultrawrażliwców znów przymierza się do dekonstrukcji oswojonych gatunków współczesnych w połączeniu ze sporą dawką klasyki. Benjamin Clementine twierdzi jednak, że na drugim albumie w dorobku o wiele bardziej niż wcześniej zbliży się ku eksperymentom. Wydane do tej pory single, na czele z doskonałym „Phantom of Aleppoville”, wskazują na to, że brytyjski muzyk-poeta o przeszywającym tenorze będzie nie tylko eksperymentował, ale też będzie dużo czarował. — MajaDan
Flow Riiot
Torii Wolf
TTT
Torii Wolf to nowy nabytek DJ’a Premiera. Wokalistka podpisała kontrakt z jego nową wytwórnią To The Top i właściwie tyle można o niej napisać, bo w zasadzie o samej Torii niewiele wiadomo poza tym, że nagrywa eksperymentalny pop. W jej twórczości czuć trochę inspiracje Bjork, a to w połączeniu z produkcjami samego Premiera, który odpowiada za większość bitów na płycie, może dać naprawdę ciekawy efekt i po współpracy z Christiną Aguilerą jeszcze bardziej pokazać, że jeden z najbardziej szanowanych producentów w grze potrafi wychodzić poza swoją strefę komfortu. – Dill
Our Point Of View
Blue Note All-Stars
Blue Note Records
Robert Glasper, Derrick Hodge, Ambrose Akinmusire, Lionel Loueke, Kendrick Scott i Marcus Strickland to obecnie najmocniejsze nazwiska związane z Blue Note Records, a zarazem muzycy stojący na czele nowej fali amerykańskiego jazzu. Każdy z nich ma na koncie świetne płyty autorskie, ale połączyli siły i wspólnie nagrali album jako Blue Note All-Stars. Krążek Our Point Of View zawiera jedenaście kompozycji, a wśród znane już z solówek utwory takie jak „Freedom Dance” Lionela Loueke, czy „Message Of Hope” Derricka Hodge’a. Znalazło się jednak również miejsce na nowy materiał i reinterpretacje klasycznych kawałków Wayne’a Shortera – „Witch Hunt” i „Masquelero”, w którym gościnnie w tej wersji pojawiają się sam Shorter i Herbie Hancock. – Dill
Loyalty Is Royalty
Masta Killa
Nature Sounds
Masta Killa to chyba najbardziej tajemniczy członek Wu-Tang Clanu. Rzadko udziela wywiadów i też najpóźniej z całej grupy wydał debiutancki album. Teraz wraca z trzecią płytą, pięć lat po Selling My Soul, prequelu do płyty, która dzisiaj ma swoją premierę. Wszystkie poprzednie krążki Masty trzymały wysoki poziom właśnie poza tym ostatnim, który zrobiony został chyba trochę na odczepnego, a w końcu przydało by się jakieś porządne solo z rodziny Wu, bo ostatnio cierpimy na deficyt. Single były całkiem niezłe, więc jest szansa na dobry materiał. Smaczkiem są gościnne udziały między innymi Seana Price’a i Prodigy’ego. – Dill
Neō Wax Bloom
Iglooghost
Brainfeeder
Dwa lata po debiucie w wytwórni Brainfeeder, producent Iglooghost, powraca ze swoim pierwszym długogrającym krążkiem, na którym zaprasza nas do swojego zakręconego świata. Czego więc możemy spodziewać się po płycie, która opowiada historię bajkowych postaci, jakimi są, chociażby Mr. Yote, Cuushe, Lummo czy Uso? Jeżeli mieliście kiedykolwiek kontakt z jego twórczością, z pewnością nie zdziwiliście się, że pod swoje skrzydła wziął go sam FlyLo, bo muzyka ta to szalony kolaż jazzu, elektroniki oraz kilka innych gatunków, przefiltrowanych przez ciekawą osobowość młodego artysty. – efdote
Antydyskoteka z siostrami Ibeyi

Siostrzany duet Ibeyi przedstawia kolejny (po „Away Away” i po przejmującym „Deathless”) singiel promujący Ash. Utwór „Me Voy” jest utrzymany w rytmie reggaeton i zaśpiewany w całości po hiszpańsku. Gościnnie udzieliła się w nim raperka Mala Rodriguez. Siostry użyły też Auto-Tune’a, ale nie ma się co obawiać na wskroś tanecznego i nieznośnego kawałka — wszystkie dodatkowe elementy zostały przefiltrowane przez szczególną wrażliwość duetu. Utwór traktuje o wydobywaniu kobiecej siły poprzez zmysłowość. Piosence towarzyszy barwny teledysk, przepleciony florystycznymi motywami i dyskotekowymi światłami. Premiera Ash już niedługo, bo 29 września, w labelu XL recordings.
Nowy teledysk: Everything is Recorded „Mountains of Gold”


Nowy teledysk: Ibeyi „Deathless” feat. Kamasi Washington

Z okazji nowego roku szkolnego przygotowaliśmy dla was lekcję z cyklu: nadrabianie zaległości. Tym razem przedstawiamy „Deathless” — singiel promujący drugi album siostrzanego duetu Ibeyi. Miłośnicy bliźniaczek nie będą zawiedzeni; znów dostają przejmujący tekst opatrzony adekwatnym, refleksyjnym teledyskiem. Cała reszta też nie powinna narzekać — rytmiczna i podniosła pieśń, lekko muśnięta saksofonem Kamasiego Washingtona, ma za zadanie dodać siły każdemu, kto tego potrzebuje. Warto się zapoznać, choćby dla rewelacyjnego teledysku, który minimalistycznymi środkami wyraża mocne i uniwersalne przesłanie.
Drugi album Ibeyi Ash ukaże się 29 września nakładem XL Recordings. Tego samego dnia wyjdzie epka Kamasiego Washingtona Harmony of Difference (ta w labelu Young Turks). Czekamy!
„Śpiewanie i granie jest sztuką chwili, teraźniejszości” — Ibeyi dla Soulbowl.pl


Soulbowl: Jak wszyscy wiemy, jesteście bliźniaczkami, stąd pochodzi zresztą wasza nazwa „Ibeyi”. Nie jesteście jednak identyczne. Pierwsza różnica, którą można zauważyć, to włosy. Lisa-Kande, nosisz ogromne afro, podczas gdy Naomi ma piękne, lśniące fale. Druga różnica to kolor oczu. Co jeszcze dołożyłybyście do tej listy?
Ibeyi: Jesteśmy różne w każdym aspekcie. Mogłybyśmy nawet powiedzieć, że jesteśmy przeciwieństwami. Yin i yang, refleksyjna i impulsywna, melodia i rytm, itp.
Jesteście w trasie od ponad roku. Jak zmieniło się wasze życie po świetnie przyjętym debiutanckim albumie? Jak wcześniej wyglądała wasza codzienność?
Jesteśmy w trasie po całym świecie od ponad 18 miesięcy. Strasznie tęsknimy za domem, ale jednocześnie odwiedziłyśmy kraje, do których nigdy byśmy się nie wybrały gdyby nie Ibeyi. Spotkałyśmy świetnych ludzi, wspaniałych artystów. Naprawdę nie możemy narzekać. Przed powstaniem grupy jedna z nas studiowała muzykologię, a druga nie wiedziała co ma zrobić ze swoim życiem.
Gracie i śpiewacie tylko we dwie, poświęcacie dużo miejsca na różne emocje i interpretacje. W tym samym czasie mieszacie tak wiele stylów, jak np. przyśpiewki Yoruba, rytmy latynoskie i nowoczesny hip-hop. To wszystko sprawia, że wasza muzyka jest niezwykła i trudno ją zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku. W jednym z wywiadów podsumowałyście swoją twórczość jako contemporary negro spirituals. Rzeczywiście w waszych piosenkach jest wiele duchowości. Sprawiacie, że ludzie czują swoje dusze – jak to robicie?
Cóż, nie możemy odpowiedzieć na to pytanie, to coś, co powinna powiedzieć wam publiczność. (śmiech) Jesteśmy szczere, myślę, że ludzie to czują. Duchowość to coś, co czujesz w danym momencie, łączy się z tobą tu i teraz.
Potraficie mówić w kilku językach, jednak wasz album nagrany jest po angielsku i w języku Yoruba. Czy zamierzacie śpiewać po hiszpańsku i francusku?
Mamy taką nadzieję. Do teraz nasze piosenki wychodziły tylko po angielsku, ale z pewnością inspirujemy się francuskimi i hiszpańskimi tekstami.
Jakie są wasze plany na przyszłość, w którą stronę chcecie pójść na następnej płycie? Czy będzie to coś innego czy będziecie kontynuować ścieżkę, którą podążałyście na debiucie?
Będziemy to dopiero odkrywać. Zobaczymy jak wyjdzie.
Oczywiście nie możemy nie zapytać o wasze największe inspiracje, zarówno w muzyce, jak i w życiu.
Największy wpływ na nas ma sztuka generalnie, wszystkie formy muzycznej ekspresji, muzyka, malarstwo, poezja, fotografia, rzeźba… Sztuka daje nam życie.
Moim zdaniem obecnie trwa reaktywacja w szukaniu nowej muzyki, artystów, dźwięków. Na pewno wciąż są duże grupy ludzi, które są zainteresowane tylko i wyłącznie swoimi „bogami” i ignorują to, co nowe, ale popatrzmy tylko na was, Kelelę, Sainabo Sey, Nao… Jesteście inne. Macie „to coś”, coś specjalnego i naprawdę poruszającego. Myślicie, że ludzie są zmęczeni starymi trendami, komercyjnymi hitami? Czy ludzie czują i myślą bardziej w tych czasach?
Potrzebujemy więcej niż jednego gatunku muzyki. Różnorodność jest bogactwem, w każdym aspekcie człowieczeństwa. Potrzebujemy czegoś więcej niż tylko biznesu i siły. Potrzebujemy wibracji, nadziei, radości.
Dziękujemy, dziewczyny!
Wywiad przeprowadzony przez Jana Kuźmę oraz dżesi