jidenna
#FridayRoundup: Raphael Saadiq, Missy Elliott, Brockhampton, Rapsody i inni

Niewiarygodnie zasypał nas premierowymi wydawnictwami ostatni weekend sierpnia. Nie tylko po latach nowe wydawnictwa wypuścili Raphael Saadiq i Missy Elliott, ale ukazały się wypatrywane przez nas płyty Brockhampton, Rapsody i Olivii Nelson. Ponadto epka od Toro y Moi, kolejny krążek Jazzmei Horn, nieoczekiwany afrobeatowy album Jidenny i pożegnalna płyta Jeezy’ego. Słowem — jest czego słuchać!
Jimmy Lee
Raphael Saadiq
Columbia
Choć Raphael Saadiq nie zasypiał gruszek w popiele od wydania Stone Rollin’ w 2011 roku, osiem długich lat zajęło mu wypuszczenie nowego kolejnego krążka. W międzyczasie zawitał do Polski na koncert, zapowiedział drugą część kultowego Ray Ray, której premiera nie doszła finalnie do skutku, czy otrzymał nominację do Oscara. Dziś w internecie pojawiła się jednak nareszcie wyczekiwana od dawna nowa płyta Jimmy Lee, na której 53-letni już artysta przepracowuje rozmaite traumy, których nie miał okazji poruszyć na wcześniejszych krążkach i patrzy z dystansem na swoją karierę sceniczną, jednocześnie gotów stawić czoła przyszłości. To być może najbardziej osobista płyta w dyskografii Saadiqa. Muzycznie prym wiedzie oczywiście neo-soul, ale umiejętnie przyprawiony progresywnymi inklinacjami od trip hopu, przez rock, muzykę taneczną, aż po bluesa. To płyta, nad którą zdecydowanie trzeba pochylić się w nadchodzącym tygodniu! — Kurtek
Iconology
Missy Elliott
Atlantic
Missy Elliott wzięła nas wszystkich z zaskoczenia! Gdy w lipcu pisaliśmy, że raperka wygląda i czuje się znakomicie i jest gotowa, by wypuścić nową muzykę, nie przypuszczaliśmy, że stanie się to przed końcem wakacji. Epka Iconology to co prawda zaledwie cztery nowe tracki, ale to wciąż najbardziej obszerne wydawnictwo w karierze artystki od krążka The Cookbook z 2005 roku. Jednocześnie rozpoczynający wydawnictwo numer „Throw It Back” zrealizowano kolorowym teledyskiem przywodzącym na myśl klasyczne klipy Misdemeanor. Niestety, nie jest aż tak różowo — wielu może odstręczyć surowe brzmienie wydawnictwa i powtarzalność fraz zapożyczona z trapu. Nie są to produkcje ze złotej ery Timbalanda, z jakimi kojarzyliśmy Missy i które w dużej mierze zbudowały jej barwną legendę. Brakuje earwormowych refrenów i charyzmatycznych, quirkyrapowych zwrotek. Niemniej, na pewno damy nowej inkarnacji Elliott szansę i wam radzimy zrobić to samo! — Kurtek
Ginger
Brockhampton
Question Everything / RCA
Nie ma wątpliwości, że Brockhampton to jeden z najmocniejszych składów hip-hopowych. Przy okazji Iridescence pisaliśmy, że pomimo zmian w zespole i bardziej eksperymentalnego brzmienia niż tego znanego z trylogii, Brockhampton wciąż pozostają sobą. Wydaje się, że tym razem wśród szorstkich bitów znajduje się więcej przestrzeni, a na albumie zdecydowanie więcej miejsca zajmują piosenkowe, lżejsze momenty. Jak zapowiadał Kevin Abstract, Ginger nastrojem porównać można do „Hey Ya” OutKast – chłopaki tematy depresji, miłości czy trudnej przeszłości wykładają w pozornie weselszy, lecz wciąż poruszający sposób. — Klementyna
Eve
Rapsody
Jamla / Roc Nation
Kiedy w 2017 roku wyszedł numer „Power”, na którym obok Rapsody pojawił się Kendrick Lamar , będący wówczas w swojej szczytowej kondycji, raperka nie tylko nie przygasła przy gościu, ale charyzmą i surowością linijek zdarzało jej się dominować. Już wtedy czułem, że w artystce tkwi olbrzymi potencjał, ale to najnowszy krążek, zatytułowany Eve, pozwala jej jak nigdy wcześniej rozwinąć skrzydła i popisać się wszechstronnością. Z jednej strony zatem „Cleo” atakuje nas z zaskoczenia wściekłymi, chłodnymi linijkami położonymi pod instrumental samplujący „In the Air Tonight” Phila Collinsa, z drugiej „Ibithaj” to próba ożenienia Wutangowego olschoolu ze smukłym R’nB (za które na tracku odpowiada sam D’Angelo), zaś „Ryena’s Interlude” to miniatura w klimacie poezji spoken word. Tropów brzmieniowych jest jeszcze więcej, ale w tym wszystkim esencją dalej pozostają przesycone afroamerykańskim feminizmem teksty, które sięgają zarówno po bigbootypraising i radosne body positive, jak i (znacznie częściej) po bardzo bezpośrednie, agresywne próby rozliczenia się z Ameryką za krzywdy wyrządzone czarnoskórym kobietom. Nie bez powodu nazwy tracków na albumie to kobiece imiona. Rapsody celuje nie tylko w solidnie skonstruowany rapowy krążek, ale przede wszystkim w wyraźny manifest. — Wojtek
Back to You
Olivia Nelson
Hear This
Autorka jednej z naszych ulubionych epek z zeszłego roku wypuszcza kolejny minialbum (tym razem bardziej zbliżony do standardowego rozmiaru). Back to You po raz kolejny zgrabnie łączy R&B z popem. Połączenie to poddaje tym razem dominacji minimalistycznych bassowych aranży przywodzących na myśl Kelelę. Olivia Nelson nadal jednak stawia na klasyczne, można by rzec — staromodne, piosenki. Brak aranżacyjnych plot twistów może zniechęcić. Jeżeli jednak przedkładacie ładne melodie nad fajerwerki, to na nowym wydawnictwie Olivii z pewnością kilka takich melodii znajdziecie. — Maja Danilenko
Smartbeats
Toro y Moi
Toro y Moi
Toro Y Moi zaprezentował nowe EP zatytułowane Smartbeats. Projekt został wydany we współpracy z firmą Smartwater i zawiera kolaboracje z Nosaj Thing, Empress Of, Washed Out i Madeline Kenney. Wszystkie utwory inspirowane są zasadą „smartwater” i zostały napisane jako uzupełnienie aktywności fizycznej, do których lubisz się spocić. Artyści zaangażowani w projekt, to podobno głęboko wierzący bio zwolennicy, szukający alternatywnych sposobów odnowy biologicznej. Temat od długiego czasu na topie, ale ja jednak wolę poćwiczyć przy swojej playliście, a nie do wodno-elektrycznych dźwięków napisanych na potrzeby konkretnej firmy, która próbuje zwiększyć swoją popularność poprzez uruchomienie nowego programu kulturalnego, mającego na celu połączenie muzyki popularnej z najnowszymi osiągnięciami w nauce i technologii. — Forrel
Love and Liberation
Jazzmeia Horn
Concord Jazz
Debiutancki album Jazzmei A Social Call zapewnił jej w ubiegłym roku nominację do Grammy. Wokalistka z Teksasu dołączyła tym samym do grona najbardziej wyróżniających się jazzowych głosów młodego pokolenia. Jednocześnie wsłuchując się w jej najnowsze dzieło – Love and Liberation, słychać dojrzałość i świadomość kierunku, w jakim chce ona podążać. Na krążku znajdziemy zarówno autorskie utwory, jak i covery, wśród których są m.in. „No More” Jona Hendricka i „Green Eyes” Erykhi Badu. Macie ochotę na trochę jazzu w tradycyjnym wydaniu? Odpalcie album Jazzmei Horn. W końcu takie imię zobowiązuje. — Mateusz
85 to Africa
Jidenna
Epic
Jidenna, wokalista, producent, gentleman o afrykańskich korzeniach wraca z drugim albumem w swojej karierze. Po bardzo umiarkowanym sukcesie krążka The Chief muzyk zdecydował się zamienić R&B w radiowym wydaniu na soczysty afrobeat. Jego nowe wydawnictwo to 11 utworów promowanych takimi singlami jak „Tribe” czy „Sufi Woman”. Wśród gości pojawili się m.in. GodlLink czy Seun Kuti. Czy muzyczna podróż do Afryki to aby dobry pomysł na wskrzeszenie kariery? Nie mówię nie — Adrian
TM104: The Legend of the Snowman
Jeezy
YJ / Def Jam
Ostatnia część serii Thug Motivation może być zarazem ostatnią płytą Jeezy’ego. To już jedenasty krążek w jego dyskografii i jeżeli rzeczywiście miałby być tym pożegnalnym, to lepszego momentu nie mógł sobie wybrać. Dziś jest tylu młodych raperów z Atlanty, którzy wyznaczają trendy w amerykańskim i światowym hip-hopie, że właśnie teraz jest czas na zawieszenie mikrofonu na kołku i ostateczne przekazanie im pałeczki. Być może Jeezy właśnie tak sobie pomyślał, tego nie wiem. Wiadomo tyle, że dostajemy osiemnaście tracków, gościnnie między innymi CeeLo Green, Meek Mill i John Legend, a produkcyjnie gospodarza wspierają np. Lex Luger i J.U.S.T.I.C.E. League. — Dill
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
Recenzja: Jidenna The Chief

Jidenna
The Chief (2017)
Wondaland / Epic
Kiedy Janelle Monáe sprawia wrażenie zainteresowanej bardziej graniem w pretendujących do lub wygrywających Oscary filmach niż tworzeniem muzyki, przychodzi odpowiednia pora na przyjrzenie się artystom zrzeszonym w prowadzonej przez nią wytwórni. Promująca Wondaland Arts Society epka z 2015 roku potwierdziła, że muzyków stać na dobrze zagraną nutkę ekscentryzmu, ale brakuje im elementarnej zdolności do tworzenia wielkich rzeczy. Wszelkie środki i nadzieje pokierowane zostały w stronę Jidenny — pierwszego oficera labelu namaszczonego jednocześnie na faktyczną gwiazdę wypromowaną przez panią Archandroidkę.
Gwiazda błyszczała niewątpliwie dwa lata temu przy premierze pokrytego już podwójną platyną „Classic Man” — jadącego na patencie DJ-a Mustarda okrutnego earworma. Na The Chief nie usłyszycie „Pana Klasycznego” ani nawet niczego w takiej stylistyce. W zamian dostajemy wszystko i nic. Debiut Jidenny to kolejny album w rosnącym ostatnio gronie pogromców gatunkowych szufladek. Dzielenie udziałów hip hopu i R&B fifty/fifty już nikogo nie dziwi, ale podsycanie ognia pierwiastkiem nigeryjskiej (rodzinne strony ojca artysty) muzyki już może rozbudzić uwagę. Kiedy śpiewa, próbuje być Harrym Belafonte, chwilę później na autotunie pójść tropem Travi$a Scotta, by ostatecznie chwycić się niedzisiejszych technik rapowania. Eklektyzm, który na albumach jego przełożonej olśniewa skalą i ponadczasowością, w jego przypadku kojarzy się z jakimś bytem obok osi czasu. Jego wszechstronności brakuje fundamentów i bardziej przypomina zabawę w muzykę z płyt Macklemore’a niż faktyczne jej tworzenie.
Cały ten dysonans nie sprawia oczywiście, że The Chief jest krążkiem jednostajnym pod względem poziomu, składają się na niego bowiem i wzloty, i upadki. Do wzlotów zaliczyć można antycypujący powiew świeżości w otwierającym materiał „A Bull’s Tale”, hipnotyzujące „Adaora” albo konkretne w zastosowanych środkach „Long Live the Chief”. Standouty te neutralizowane są przez małe spektakle miałkości jak straszące obciachowym refrenem „Trampoline” czy reggaetonowe „Little Bit More”. Sesję z debiutem Jidenny niewątpliwie można nazwać przygodą — ale taką, którą raczej szybko zdążymy spowić mgłą zapomnienia, zostawiając w pamięci miejsce na bardziej opromieniające wojaże.
Jidenna gra na żywo „Bambi” u Colberta


Jidenna wziął się za intensywną promocję swojego debiutanckiego albumu The Chief. Ostatnio zagrał singlowe „Bambi” u Colberta, a wszystko z lekką pomocą żywego bandu i chórków. Piękny występ i właśnie końcówka acapella ze śpiewającymi w tle chórkami wyszła chyba najciekawiej. Sprawdźcie sami.
The Roots z koszykarskim musicalem – zobacz cały występ


W sobotę i niedzielę mieliśmy okazję śledzić kolejną edycję All-Star Weekend NBA. Nieważne której drużynie kibicowaliście, trzeba przyznać, że było to świetne widowisko na miarę tej ligi. Swój wkład w show mieli także The Roots, którzy zaprezentowali koszykarski musical. Gościnnie w projekcie wzięli udział m.in. Jidenna, Michael B. Jordan i DJ Jazzy Jeff. Całość można sprawdzić poniżej.
#FridayRoundUp: Future, Fat Joe & Remy Ma, Robert Randolph, Jidenna, Flume

Future
Future
Epic
Trapowy Astronauta ląduje na Ziemi z piątym oficjalnym albumem. Siedemnaście utworów w tym jeden jedyny do tej pory poznany przez nas singiel — „Poppin’ Tags”. Wydawanie self-titled materiału na tak zaawansowanym etapie kariery do czegoś niewątpliwie zobowiązuje. Oby Future było to przynajmniej tak dobre jak bezkompromisowe DS2 z 2015 roku. — Chojny
Plata o Plomo
Fat Joe & Remy Ma
Empire
Fat Joe i Remy Ma (oraz reszta spółki) udowodnili już, że potrafią sieknąć banger zapamiętany na długie lata i pomimo wielkiego sukcesu „Lean Back”, udało im się skroić numer jeszcze większy komercyjnie. „All The Way Up” nakreśla brzmienie Plata O Plomo – będzie mocno, z nawiązaniem do rapu i r&b lat 90. Nie zabraknie także kilkunastu gości, którzy urozmaicą brzmienie wydawnictwa. Fajna rozgrzewka przed kolejnym solo Remy Ma. — Eye Ma
Got Soul
Robert Randolph & The Family Band
Sony Masterworks
Cztery lata po premierze Lickety Split Robert Randolph i jego rhythm & bluesowa formacja The Family Band prezentują nowy długogrający materiał. Jeśli dawać wiarę tytułowi Got Soul tym razem poza sygnaturową dla grupy mieszanką blues rocka i funku naczelne miejsce na krążku zajmie soul, którego przecież, choćby na poziomie ekspresji, Randolphowi i reszcie nigdy nie brakowało. Gratka dla miłośników bagiennego rocka inspirowanego muzyką Howlin’ Wolfa i soczystego południowego soulu w klimacie Mavis Staples. — Kurtek
The Chief
Jidenna
Epic
O dwa lata za późno Jidenna wreszcie wydaje debiutancki longplay, na który nikt już zdaje się nie czekać. Niespodziewany sukces klasycznego już „Classic Man” można będzie po tej premierze z całą pewnością sklasyfikować jako klasyczny (bang!) przykład one hit wonder. Tymczasem Jidenna próbuje utrzymać się na powierzchni, serwując niezbyt oryginalną, ale angażującą mieszankę oldschoolowego i nowoczesnego hip hopu i R&B gdzieś spomiędzy trapu a chopped’n’screwed. — Kurtek
Skin Companion EP II
Flume
Future Classic
Druga i ostatnia z serii epek od australijskiego producenta, zbierająca utwory powstałe w czasie sesji do wdanego w 2016 roku i nagrodzonego niedawno nagrodą Grammy w kategorii Best Dance/Electronic Album, krążka zatytułowanego Skin. Gościnnie pojawiają się tutaj takie postacie jak będący ciągle w niesamowitej formie, król Pusha T, znakomity Moses Sumney, który na co dzień porusza się w klimatach folkowych, oraz wokalista indie rockowego bandu Glass Animals — Dave Bayley. Jak udało się to wszytko połączyć w jedną, spójną całość? Przekonajcie się sami. — efdote
Molotov
Saga & Thelonius Martin
Saga 718
From Out of the Shadows. Połączenie sił przez obu panów zapowiada się soczyście. Na potwierdzenie przywołać może singlową „Karmę” z gościnnym udziałem Freddiego Gibbsa i „Yesterday”, w którym swoją zwrotkę dostarczył wspomniany już Fashawn. Dla miłośników J Dilli i szeroko rozumianego boom bapu. — Dill
Rap Album Two
Jonwayne
The Order
Patrzysz na niego i widzisz informatyka, który prawdopodobnie nie odrywa się od klawiatury przez 24 godziny na dobę, a sylwestra spędza, grając w grę. Tymczasem ten 26-letni reprezentant Kalifornii, to jeden z najzdolniejszych reprezentantów podziemnego hip-hopu, mający na koncie współpracę z legendarną Stones Throw Records. Na najnowszym albumie wjeżdża ze stylówą przypominająca połączenie MF Dooma z Notoriusem B.I.G., a wszytko to na klasycznych, bujających głową produkcjach. Pozycja obowiązkowa. — efdote
In It to Win It
Charlie Wilson
RCA
Wujek Charlie wraca z kolejną odsłoną swojego ujęcia współczesnego (ale już dość klasycznego) R&B. Śpiewa o Bogu, miłości, zabawie, zapraszając do współpracy połowę amerykańskiej sceny rapowej poprzedniej dekady — od Snoopa, T.I.’a, Wiza Khalifę, po Pitbulla. — Kurtek
Nowy teledysk: Jidenna „Knickers”


Niewątpliwy sukces singlowego „Classic Man” spowodował, że Jidenna śmiało wkroczył w 2016 z nieskromną zapowiedzią, że rok ten będzie należał do niego. Trochę pracy go zatem czeka, gdyż nowy singiel — chociaż konsekwentnie trzymający się stylu i image’u muzyka — na kolana nie powala. Nie wiem, czy utwór ten jest faktycznie hołdem dla oldskulowego elementu garderoby, czy zawoalowanym sposobem w wymówienie słowa na „n” w refrenie, zapewne się nie dowiem. Zapraszamy do sprawdzenia roztańczonego klipu i samodzielnej oceny, czy Janelle Monae i jej wytwórnia stawiają na dobrego konia. Konia w pumpach.
Nowy teledysk: Jidenna „Long Live the Chief”

Hipnotyzujący singiel oparty na autotunie, musztardopodobnym podkładzie, przyprawiony remiksem Kendricka Lamara — oto wszystko czego potrzeba było Jidennie, by zostać zapamiętanym jako jedna z twarz muzyki rozrywkowej 2015 roku. Przy okazji zdobyć też nominację do Grammy i rozbudzić zainteresowanie w związku z nadchodzącym solowym debiutem. Odłóżmy wiec „Classic Man” na bok i posłuchajmy „Long Live the Chief”. Pan klasyczny w najnowszym singlu jednoznacznie określa się jako raper, a koniunkturalny bit zamienia na coś znacznie bardziej interesującego. Nie tak interesującego jednak jak teledysk, w którym możemy wziąć udział w roztańczonej procesji. Nie wiem jak, ale jakoś to wszystko razem działa.
Recenzja: Wondaland Presents: The Eephus

Wondaland Records
The Eephus (2015)
Wondaland Records
Mleko się rozlało. Kości zostały rzucone. Słowo się rzekło. Co się stało, to się nie odstanie. Zastanawialiście się kiedyś co zrobi Janelle Monáe, gdy zakończy sagę Metropolis? Ona pewnie też o tym myślała, bo przed dwoma laty przy okazji The Electric Lady przedłużyła serię o kolejne dwie suity. Na odejście od międzygalaktycznej stylistyki i progresywnej nowatorskiej fuzji R&B z innymi gatunkami zdecydowała się jednak już teraz.
Idea Wondaland Records (wcześniej Wondaland Arts Society) przewijała się w kuluarach twórczości Monáe właściwie od początku jej kariery, a przynajmniej od powstania kosmicznego konceptu Metropolis. Można było odczytywać je wówczas jako kreatywne zaplecze piosenkarki, która choć była mastermindem całego przedsięwzięcia, nie zaszłaby zbyt daleko bez enigmatycznych — Nate’a Wondera i Chucka Lightninga, którzy w różnych konfiguracjach są współautorami i producentami zdecydowanej większości piosenek artystki. Ci sami panowie zajęli się także songwriterską i produkcyjną stroną The Eephus, które rozszerza pojęcie Wondalandu na kilka nowych podmiotów wykonawczych — m.in. debiutującego z impetem Jidenny oraz znany z The ArchAndroid funkrockowy duet Deep Cotton. Na epce w nowej roli i pod własnym nazwiskiem pojawia się także także stały współpracownik Monáe — Roman GianArthur.
Podstawowe pytanie, jakie nasuwa się podczas odsłuchu tak naprawdę któregokolwiek z utworów na krążku to dlaczego. Monáe miewała na swoich dotychczasowych płytach niezbyt natchnione momenty, które jednak zawsze udawało się wpisać w koncept przedsięwzięcia na tyle naturalnie, że nie było problemu z ich legitymacją. The Eephus jest właściwie zbiorem właśnie takich nienatchnionych momentów odizolowanych od jakiejkolwiek sensownej myśli przewodniej — czy to ideologicznej, czy stylistycznej. Przeciętność można sprzedać prościej i liczniej, czego koronnym dowodem jest (o zgrozo!) największy komercyjny przebój w karierze Monáe — „Yoga”, drastyczny stylistyczny zwrot w stronę bezrefleksyjnej radiowości. Niewiele lepiej, choć jednak odrobinę bardziej wyraziście wypada partner w zbrodni Janelle — Jidenna — w narcystycznym „Classic Man”, które udało się wypromować w amerykańskim radiu na bazie nieortodoksyjnego imidżu wokalisty i generycznego bictu pożyczonego od Iggy Azalei, która z kolei wcześniej ukradła go Tydze. Koniec końców — seks i szpan to w czarnej muzyce nadal niepokonany oręż w walce o lokaty na listach sprzedaży. Z tego też powodu „Classic Man” pojawia się na ledwie 20-minutowej epce aż dwukrotnie, wieńcząc wydawnictwo niepotrzebnym featuringiem Kendricka Lamara. Ideałom wierne pozostaje jedynie Deep Cotton, które otwiera The Eephus pop-funkowym „Let’s Get Caught” w sferze wokalno-aranżacyjnej zawdzięczające wiele Prince’owi.
Dlaczego Wondaland z, wydawałoby się, przyczółku nieskrępowanej kreatywności na muzycznej mapie czarnej Ameryki przeistoczył się w kolejną kuźnię schematów? I jak wpłynie to na kolejne projekty Monáe i spółki? Ciąg dalszy na pewno nastąpi niebawem.
Okładka i tracklista epki Wondaland Records

Premiera epki wytwórni Wondaland Records przeciąga się już od kilku miesięcy, ale wygląda na to, że znamy już ostateczną datę. 14 sierpnia. Prezentujemy Wam zatem kosmiczną okładkę oraz tracklistę projektu zatytułowanego The Eephus. Będzie się on składał z sześciu utworów, z których niestety połowę już znamy („Yoga” oraz „Classic Man” w wersji bez Kendricka i z Kendrickiem). Drugie „niestety” jest takie, że nie usłyszymy tutaj już niczego więcej nowego od samej Janelle Monáe. Usłyszymy za to nowe utwory Deep Cotton, Jidenny, Romana GianArthura i St. Beauty. Materiał z pewnością spełni swoją rolę jako showcase składu wytwórni, ale z jakim efektem? Przekonamy się za dwa tygodnie.
1. Deep Cotton – „Let’s Get Caught (Ft. Jidenna)”
2. Jidenna – „Classic Man (Ft. Roman GianArthur)”
3. Janelle Monáe & Jidenna – „Yoga”
4. St. Beauty – „Going Nowhere”
5. Roman GianArthur – „iKnow”
6. Jidenna – „Classic Man (Remix) (Ft. Kendrick Lamar)”
Nowy teledysk: Jidenna feat. Kendrick Lamar „Classic Man (Remix)”

Jidenna i Kendrick Lamar łączą siły w remixie najlepszego kawałka niezwykle eleganckiego wokalisty. Dopasowane garnitury, stary Mercedes, klimat West Coast i sam King Kunta na podziemnej imprezie. W teledysku dojrzeć jeszcze możecie Hit-Boya, Janelle Monáe i Ty Dolla $ign. Zarówno remix jak i oryginał znajdziecie na Wondaland Presents: The Eephus, które ukaże się już 14 sierpnia.