lil wayne
Benny The Butcher otoczony gwiazdami w nowym singlu

Reprezentanci Griselda Records z pewnością będą mogli uznać ten rok za udany. Ekipa Westside Gunna zapewnia sobie ciągłą uwagę słuchaczy kolejnymi wydawnictwami, które mimo dużej częstotliwości trzymają poziom. Jedyną rzeczą, jakiej brakuje jeszcze do szczęścia fanom składu z Buffalo, jest solowy projekt Benny’ego the Butchera. Raper pojawiał się regularnie na płytach kolegów, ale wciąż nie poinformował jeszcze o swoich wydawniczych planach.
Na szczęście to wkrótce powinno się zmienić, bo w piątek miała miejsce premiera najnowszego singla Benny’ego. W „Timeless” gościnne zwrotki dorzucili Lil Wayne oraz Big Sean. Za produkcję numeru odpowiada Hit-Boy. Swoją drogą z podkładem związana jest ciekawostka — powstał on jeszcze za czasów Watch The Throne a Hit-Boy stworzył go właśnie z myślą o tym projekcie. Zamiast tego Jay i Kanye wybrali „Niggas in Paris” a beat przez dekadę czekał na nowego właściciela.
My natomiast czekamy na informacje i datę premiery nowego albumu – do końca roku zostało jeszcze trochę czasu. Przyglądając się działaniom Griseldy możemy zakładać, że nie powiedzieli oni jeszcze ostatniego słowa.
#FridayRoundup: Toni Braxton, Sevdaliza, The LOX, Taco Hemingway i inni

Wakacyjny sezon był wyjątkowo obfity w nowe tytuły, liczymy więc na to, że trend ten utrzyma się również do końca roku. Potwierdzeniem tego wydaje się być ten tydzień, gdzie trafiło do nas mnóstwo świeżych rzeczy, a my jak co tydzień wybraliśmy klika najciekawszych naszym zdaniem premier i prezentujemy je poniżej w ramach cyklu #FridayRoundup.
Spell My Name
Toni Braxton
Island Records
Ostatnie dwie płyty Toni Braxton, czyli Sex & Cigarettes oraz najnowsza Spell My Name, to kompilacja całkiem ciekawych kompozycji w postaci chociażby „Deadwood”, czy „Gotta Move On” oraz zlepek nikomu niepotrzebnych wypełniaczy pod nazwą „Missin’”, czy „O.V.E.Rr.”. Spell My Name jest zdecydowanie dojrzalszym materiałym Toni od poprzednika, ale artystka kontynuuje formułę wydawania płyt kilkuutworowych, bardziej znienacka, niż przemyślanych, z nielicznymi tylko ambitnymi piosenkami i pozostałymi śmieciowymi wypychaczami. Nowy krążek jest spokojniejszy, przeważa wciąż wszechobecny trap i miejscami pięknie brzmiące instrumenty. Wokal Amerykanki pozostaje na niezmiennie wysokim poziomie, a teksty nie zahaczają o infantylną dziecinność. Spell My Name nie można nazwać klapą, ale jednocześnie ciężko go pokochać od pierwszego odsłuchu. Wolałbym jednak poczekać dłużej na dobry materiał, który mógłby być połączeniem dwóch ostatnich albumów i w którym mógłbym się zakochać od pierwszych dźwięków. — Forrel
Shabrang
Sevdaliza
Twisted Elegance
Pisząc do jednego z poprzednich #FRU o EPce Joanna, która, co obecnie widać, stanowiła prolog dla długogrającego Shabrang, wyraziłem nadzieję, że Irańska wokalistka sięgnie jeszcze po dłuższe formy i nieco przywróci trip-hopowy sznyt swoim nagraniom. Najnowsze wydawnictwo, ku mojej radości, okazuje się uzupełniać nowy anturaż brzmieniowy materią nawiązującą właśnie do brytyjskich klasyków paranoicznego romansu. Jednak, poza tak oczywistymi nawiązaniami jak np. legendarne Mezzanine, a także słyszalnymi już na Joannie naleciałościami alternatywnego R’n’B, tym razem artystka poszerza kontekst o futurystyczne, transhumanistyczne strategie charakterystyczne dla brytyjskiej sceny eksperymentalnej, co najbardziej słychać w autotunowych suitach w duchu graczy takich jak Gaika. I choć całościowo, niestety, nie udaje się temu krążkowi zupełnie uniknąć charakterystycznych dla Sevdalizy dłużyzn i przestojów, jest na tyle intrygująco, że po prostu dobrze to się niesie.–Wojtek
Living Off Xperience
The LOX
ROC Nation
Liryczne trio z Nowego Jorku powraca z kolejnym krążkiem pod egidą Roc Nation. Promowane singlem „Loyalty and Love” Living Off Xperience to 14 utworów, na których obok Jadakissa, Styles’a P i Sheek Loucha usłyszymy Jeremiha, T-Paina, chłopaków z Griselda Records, a nawet samego DMX’a. Za produkcję odpowiedzialni są araabMuzik, Scott Storch, Large Professor czy Statik Selektah, a więc prawdziwy dream team. Członkowie The LOX są jednymi z najlepiej odnajdujących się na współczesnej scenie raperów z lat 90., dlatego można spodziewać się po nich wyłącznie najwyższego poziomu. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy wzdychają do złotej ery hip-hopu i marzą o powrocie starego, dobrego Ruff Ryders — Adrian
Jarmark
Taco Hemingway
2020 Label
Jarmark Taco Hemingway’a to pierwsza część tegorocznego dyptyku, którą artysta postanowił opublikować na tydzień przed właściwą premierą. W zamyśle ma to być, w opozycji do nadchodzącej „Europy”, wydawnictwo bardziej skonceptualizowane, przywracające pisarstwo Szcześniaka z czasów jego wczesnych dokonań, skoncentrowane wokół jego obserwacyjnego, felietonistycznego niemal sznytu. I w pewnym stopniu rzeczywiście tak jest, Taco bowiem rzeczywiście porzuca konfesyjny charakter, jednak zastępuje go gęsto ścielonymi banałami i kalkami frazesów ze współczesnego dyskursu medialnego, który obrósł w okół ostatnich wydarzeń w Polsce. Obserwacje te jednak poczwarzą się w formy truizmów, które trochę zbyt peszą się przed naprawdę wyraźnym manifestem. Obrywa się faszyzującej prawicy, nieco mniej nieporadnym, pseudolewicowym neoliberałom klasy wyższej, jednak żaden z wersów nie ma takiej siły nośnej jak, chociażby, wżynające się w głowę Tak czy siak bóg z nami, chuj z wami, trzy zdrowaśki, Alleluja i do przodu, jazda z kurwami z „Polskiego Tanga”. Jest to krok w dobrą stronę dla polskiego hip-hopu z refleksją w większości na poziomie mniej więcej krocza (tym bardziej, że muzycznie Taco zdecydowanie wie, co się kroi obecnie na europejskich scenach i zgrabnie inkorporuje to w rodzime formuły), ale to jednak dalej papierek lakmusowy na rzeczywistość i kronikarski przegląd klisz niż skondensowane, wyraziste diagnozy. —Wojtek
Energy
Disclosure
Island Records
Disclosure postawiło wskoczyć na pędzący ostatnimi czasy bez opamiętania hypetrain najntisowej nostalgii i wygrzebać z niego formuły jeszcze nieco nie rozbite przez konsumpcjonistyczne trybiki współczesnego muzycznego mainstreamu. Na Energy uskuteczniane jest, przede wszystkim, elektroniczne wyspiarstwo mocno scentralizowane wokół tuptanka do mocnej stopy w 4/4 i transowych powtórzeń. Dużo w tym naleciałości 2-stepowej rytmiki, a rój gościnnych występów siłą rzeczy sprowadza całość na tory hip-housowej przewózki. I sprawdza się to co najmniej przyzwoicie, chwilami nawet bardzo dobrze, choć trudno nie ulec wrażeniu, że chwilami jest to nieco bezkrytyczna kalka sprawdzonych formuł. Zdecydowanie lepiej jawi się w tym kontekście pierwsza połowa, która rzeczywiście do konwulsyjnego transu rozpędza klubowe aspiracje, aby eskalować na poziomie meta w traku tytułowym, jednak całość w pewnej chwili zwalnia i raczej nie rekompensuje tego innymi ciekawymi rozwiązaniami. Anyway, na nielegalne kwarantannowe rave’y materiał jak znalazł.–Wojtek
CTV3: Cool Tape Vol. 3
Jaden
Roc Nation
Wydając CTV3: Cool Tape Vol. 3, Jeden nareszcie zamknął zapoczątkowaną w 2012 roku serię mixtape’ów. Projekt stanowi jednocześnie prequel do jego debiutanckiego Syre, jest uzupełnieniem całego konceptu. Wszystko wskazuje więc na to, że Smith po raz ostatni rozpamiętuje swoje nastoletnie uczucia. Mamy nadzieję, że nowy rozdział będzie zwiastował też nowy, dojrzalszy kierunek w jego twórczości. Póki co jednak otrzymaliśmy aż 17 piosenek, w których nieco odszedł od rapu, i które warto poznać, jeśli chce się dogłębniej zrozumieć opowiadaną przez Jadena historię. — Klementyna
The Wild Card
Ledisi
Listen Back Entertainment
Ledisi zdecydowała się wydać swój album The Wild Card w okresie wciąż trwającej pandemii, pomimo braku koncertów i niemożliwości sprawdzenia reakcji fanów na nowe piosenki. Jednak praca zdalna zatrzymała znaczną część ludzi w domach, co sprawiło, że mają oni nieco więcej czasu na słuchanie muzyki. Na płycie artystka wraca do muzycznych korzeni, czyli do soulu i jazzu z lat dziewięćdziesiątych. Krążek jest również ukłonem w stronę legend R&B, które pojawiły się przed nią, takich jak Rufus, Chaka Khan, czy Quincy Jones. Wśród gatunków nie zabraknie również rriddimowych brzmień, podsypanych hip-hopem i reggae, a nawet karaibskich rytmów. The Wild Card niezmiennie porusza tematykę miłości, wzlotów i upadków, ale tym razem z większym naciskiem na zawirowania emocjonalne. Jest również powrotem artystki do niezależności tworzenia. — Forrel
Love Always Wins
Kem
Motown Records
Nowy album Kema Love Always Wins utrzymany jest w typowym dla artysty miłosnym klimacie, z nieco przesadzonymi emocjami i nadinterpretacją utworów. Ale to właśnie takiego Kema kochają fani: soulowego, delikatnego i poetyckiego. Po sześciu latach nieobecności artysta do swoich miłosnych kompozycji i czułych tekstów tchnął nieco świeżego powiewu. Na Love Always Wins oprócz charakterystycznych dla Amerykanina ballad, znalazły się również utwory szybsze, taneczne w postaci „Can’t Stop Giving Love”. Wokalista na swoją płytę zaprosił również gości, czego nie czynił często do tej pory. Krążek wspomogli Toni Braxton, Erica Campbell z zespołu Mary Mary oraz amerykański smooth jazzowy muzyk Brian Culbertson. Płyta kolejny raz wyszła spod skrzydeł legendarnej wytwórni Motown. Jest więc miło, jest przyjemnie, jest świeżo. — Forrel
Axiom
Christian Scott Quintet
Ropeadope
10 marca bieżącego roku, nominowany do nagrody Grammy trębacz, kompozytor oraz producent — Christian Scott aTunde Adjuah oraz jego zespół, zagrać mieli koncert w słynnym nowojorskim klubie jazzowym Blue Note. Na kilka chwil przed tym wydarzeniem świat obiegła niepewność co do COVID-19 i występ ten stanął pod znakiem zapytania. Adjuah podjął decyzję o kontynuowaniu przedsięwzięcia. Ani on, ani jego kwintet nie wiedzieli wtedy jednak, że to będzie ich ostatni koncert przed naprawdę długą przerwą spowodowaną pandemią. Ten występ został uchwycony i wydany jako album zatytułowany AXIOM, więc słuchacze na całym świecie mogą mieć namiastkę tego, co działoby się obecnie na salach koncertowych całego świata. — efdote
Recenzja: Lil Wayne Carter V

Lil Wayne
Carter V (2018)
Young Money, Universal, Republic
Od pierwszej zapowiedzi piątej części legendarnej już serii minęło ładnych parę lat. To oraz niekończące się sądowe batalie, konflikty, napięcia i kontrowersje sprawiło, że Carter V w świadomości większości fanów Lil Wayne’a trafił do tej samej kategorii wydawniczych abstrakcji, co Detox. Szczęśliwie dla nich, rok 2018 jest jednak czasem wielu niespodzianek na scenie hip-hopowej, a jedną z nich okazała się nagła premiera długo wyczekiwanego krążka. Premiera, która budziła niemal tyle samo nadziei, co obaw.
Carter V nie jest bytem zawieszonym w próżni — to płyta, która powstała w warunkach wielu artystycznych i prawnych turbulencji, w atmosferze konfliktu, w czasach znaczących zmian w konsumpcji muzyki i jej jakości. Przy uczciwej ocenie krążka nie można o tym zapominać. Bynajmniej wszystko to nie powinno jednak w żaden sposób usprawiedliwiać artystycznych niedociągnięć i potknięć. Na szczęście nie ma takiej potrzeby, bo piąta część sagi rapera z Nowego Orleanu broni się sama.
Jeśli ktoś może zrobić angażującą i interesującą półtorejgodzinną płytę, to jest to właśnie Lil Wayne. 20 lat obecności w czołówce hip-hopowego mainstreamu robi swoje i to słychać. Niezależnie od trendów i nastrojów, Wayne potrafi nie tylko dopasować się do nowoczesnych produkcji, ale także dodać do nich swój unikatowy pierwiastek i osobowość. Butne „Don’t call it a comeback, it was dark, now the sun back, hit me hard, but I punched back” w przejmującym „Don’t Cry” z fenomenalnym występem XXXTentaciona to deklaracja niegasnących ambicji i dowód na to, że Weezy ciągle wie, jak podbić serca współczesnej publiki. Podobnie jak poprzednie odsłony serii Carter V oferuje bardzo solidne otwarcie. Południowe i powolne „Dedicate” jest płótnem dla jego ekscytujących popisów na polu tekściarskim i flow, podobnie jak pędzące „Uproar” wyprodukowane przez Swizz Beatza. Mimo że płyta zawierająca aż 23 propozycje może przerazić długością, gospodarz zadbał o duże zagęszczenie pierwszorzędnych numerów, które doskonale wpisują się w obecne standardy w hip-hopie. Ich częstotliwość zmniejsza się gdzieś w środkowej części, ale wciąż raz po raz słuchacz jest raczony perełkami pokroju „Hittaz”, „Demons” czy „Dope New Gospel”.
Co zatem poza nowocześnie brzmiącą jakością prezentuje Carter V? To eklektyczny zbiór singli, stanowiący odbicie ostatnich 5 lat ewolucji gatunku. Tak więc obok „Let It Fly”, które spokojnie mogłoby znaleźć się na Astroworld Travisa Scotta, słuchacz znajduje patetyczne i tandetne „Can’t Be Broken” czy bezsensowne „Dark Side of the Moon”, którego nie ratuje nawet życiowa kondycja wokalna Nicki Minaj. Z drugiej strony na pierwotny rdzeń albumu składają się absolutne hity jak „Famous”, „Dope Niggaz” czy „Mona Lisa”, które z pewnością zrobiłyby furorę w 2014 r., chociaż słuchanie ich dzisiaj jest wcale nie mniej przyjemne. Jakimś cudem cała ta mieszanka stylów, brzmień, pomysłów, za które odpowiedzialni są producenci tacy jak Mannie Fresh, Infamous, Cool & Dre, ale równie Metro Boomin i Zaytoven, łączy się w zaskakująco spójną całość. Powodem tego jest sam Weezy — trzeba przyznać, że wciąż ma to coś, wciąż potrafi podnosić poprzeczkę i rozstawiać innych raperów po kątach. Bez względu na to, jak bardzo nietrafiony okazałby się podkład czy występ gościnny, nie ma takiego utworu, którego lider Young Money nie uratowałby swoim poczuciem humoru, celnymi linijkami, charyzmą — słowem: talentem.
Carter V nie zawodzi. Naturalnie ma swoje słabe strony i liczne zgrzyty, ale który Carter ich nie miał? Każdy minus jest zrekompensowany z nawiązką, co sprawia, że koniec końców, odbiorca ma do czynienia z dojrzałym, zasadniczo dopracowanym, a chwilami nawet porywającym krążkiem. To spełnienie oczekiwań pokładanych w nim przez fanów, lecz co najważniejsze, obietnica nowego rozdziału w karierze rapera. Wayne udowadnia, że wystarczy mu odrobina swobody i wsparcia, by po raz kolejny sięgnąć komercyjnego i artystycznego szczytu.
Nowy teledysk: Lil Wayne ft. Swizz Beatz „Uproar”


Trwający od wielu lat serial pod tytułem #freeweezy dobiegł końca i od kilku tygodni fani mogą cieszyć się odsłuchem piątej części serii Tha Carter. W całym tym zamieszaniu Wayne’owi umknął fakt, że kilka lat wcześniej, przy okazji Dedication 4, zdążył już zarapować na identycznym bicie. W dodatku stwierdził wówczas, że nie przepada za tym podkładem, ale kto by się dziś tym przejmował (na pewno nie Weezy). „Uproar” stało się więc jednym z singli promujących album, a w klipie raper stara się rozkręcić swój własny taneczny challenge. Czy Drake ma się czego obawiać?
#FridayRoundup: Fatima, José James, Chic, Cécile McLorin Salvant i inni


Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Dziś obrodziło — z nowymi krążkami wracają neo-soulowe diwy Fatima i Marsha Ambrosius, José James oddaje hołd Billowi Withersowi, a utalentowana jazzowa wokalistka Cécile McLorin Salvant — klasyce gatunku. Lil Wayne wreszcie wydaje piątego Cartera
Tha Carter V Lil Wayne’a jeszcze we wrześniu?


Statusem Tha Carter V dorównuje już prawie legendarnemu Detoxowi, wszystko jednak wskazuje na to, że szanse ukazania się kolejnej solówki Lil Wayne’a wzrosły. Bromance Weezy’ego i Birdmana przeżywał w ostatnich latach wzloty i upadki, panowie co chwile wytaczali wobec siebie kolejne oskarżenia, by później jednać się na scenie. Premierę albumu zapowiadano więc już kilkukrotnie, jednak nigdy nie doczekaliśmy się żadnego oficjalnego komunikatu ze strony Cash Money. Wszystko zmieniło się kilka dni temu, kiedy to na stronie wytwórni pojawił się tweet z prawdopodobną okładką projektu. Można więc przypuszczać, że zwaśnione strony doszły w końcu do porozumienia. Chodzą słuchy, że projekt ukaże się jeszcze w tym roku, mało tego, może nawet w tym miesiącu. Jak rozwinie się sytuacja, zobaczymy w najbliższych dniach. Pytanie tylko, czy będzie to materiał, na który warto było czekać tyle lat?
🖐
Put them 5s up ‼️‼️‼️ pic.twitter.com/h2mCfeJlEK
— Young Money (@YoungMoneySite) 12 września 2018
Nowy utwór: Nicki Minaj feat. Lil Wayne „Rich Sex”


Sex się sprzedaje. Wie o tym Nicki Minaj, na dowód tego wypuszczając kawałek pokroju „Rich Sex”. Wcześniej mogliśmy ją podziwiać, jak pręży się w teledysku do „Chun-Li” w ultra seksownym kostiumie i nawołuje wszystkie Barbie tego świata. W trzecim singlu z zapowiadanego na sierpień i wielokrotnie przekładanego Queen słychać jamajskiego rapera Brinx Billionsa i Lil Wayne’a. Założyciel labelu Young Money z właściwą sobie nonszalancją dorzuca rymy w stylu: Damn, lil mama said she only suckin’ on a rich dick/Make you put your money where your mouth at, that’s some lipstick. Na bogato.
Nowy utwór: Lil Wayne ft. Drake „Family Feud”


Ledwo zdążyliśmy nacieszyć się świetnie przyjętym Dedication 6, a Lil Wayne i DJ Drama zdążyli zapowiedzieć już drugą część projektu. Chociaż data premiery i tracklista wciąż nie są znane, raper podzielił się z fanami okładką i utworem „Family Feud”, nagranym wspólnie z byłym podopiecznym, Drake’iem. Tym razem, artyści postawili na bit Jay-Z’ego z kawałka o tym samym tytule z jego ostatniego wydawnictwa, 4:44. „Family Feud” to follow up do utworu „Ignant Shit” z płyty So Far Gone i opowiada o konflikcie raperów z Cash Money, Birdmanem i Universal Music Group, a także o kontrowersjach związanych z protestem Colina Kaepernicka. Odsłuch znajdziecie poniżej.
Odsłuch: Lil Wayne Dedication 6


Na przestrzeni ostatnich dwóch lat Lil Wayne był dość oszczędny w prezentowaniu nowej muzyki. Co prawda w 2017 roku ukazała się zaginiona kolaboracja z T-Painem (T-Wayne) oraz kilka pojedynczych utworów, jednak pełny mixtape otrzymujemy dopiero w ostatnim tygodniu roku. Na Dedication 6 Weezy bierze na warsztat rapowe hity ostatnich dwunastu miesięcy. Wśród nich są m.in. „DNA” Kendricka Lamara, „Bank Account” 21 Savage’a czy też „XO Tour Life” Lil Uzi Verta. Dodatkowo, zaledwie kilka dni po premierze, w sieci pojawiła się wersja mixtape’u z dodatkowym utworem – „Family Feud” wykonanym do spółki z Drake’iem.
Nowy teledysk: Ty Dolla Sign ft. Lil Wayne, The-Dream „Love U Better”


Beach House 3 już wkrótce. Taka informacja pojawia się na zakończenie najnowszego teledysku od Ty Dolla Sign. Przed kilkoma dniami artysta zaprezentował wideo do singla „Love U Better”. Roi się w nim od pięknych kobiet, drogich alkoholi i ekskluzywnych wnętrz, a poza wykonawcami w klipie pojawiają się YG, Trae Tha Truth oraz Jeremih. Czy to przewidywani goście na albumie? Tego zapewne dowiemy się już niebawem. Reżyserią obrazu zajął się Ryan Hope.