z innej miski
Z innej miski: Sleigh Bells „Tell ‚Em”
Ci państwo robią ostatnio sporo hałasu w branży muzycznej, a to za sprawą wydanej w ostatnich tygodniach debiutanckiej noise popowej płyty Treats. Brooklyńska formacja to nowi podopieczni M.I.A. i to właśnie dzięki jej wytwórni N.E.E.T. muzyka grupy ujrzała światło dzienne. Treats zbiera bardzo pozytywne recenzje, czego dowodem jest rewelacyjny wynik 92/100 na portalu Metacritic podsumowującym wszystkie profesjonalne recenzje w amerykańskich mediach. Dodam jeszcze tylko, że w zeszłym tygodniu album zadebiutował na #39 miejscu Billboard 200 Albums. Jeśli lubicie M.I.A., to najpewniej Sleigh Bells też Wam się spodoba. Do odsłuchu pierwszy singiel „Tell ‚Em”.
Z innej miski: Ariel Pink’s Haunted Graffiti „Round and Round”
Zdaję sobie sprawę, że wyżej zapostowany obrazek, będący swoją drogą okładką do prezentowanego przeze mnie singla, niezbyt zachęca do zapoznania się z towarzyszącą mu muzyką. Bardzo usilnie próbowałem znaleźć jakiekolwiek zdjęcie Ariela, które prezentowałoby się lepiej i jednocześnie nie kolidowało z tematem postu, ale niestety nie udało mi się znaleźć nic lepszego. Muzyka jednak jest naprawdę warta uwagi – to taki lekko psychodeliczny pop, niemalże żywcem wyjęty z lat 60tych; naprawdę bardzo przyjemne, nastrojowe granie. Utwór już od kilku tygodni można pobrać zupełnie za darmo (chociażby ze strony Pitchforka), a 26 kwietnia ukaże się limitowana wersja winylowa z towarzyszącym mu b-sidem: „Mistaken Wedding”. Ariel Pink nie jest debiutantem, do tej pory wydał już 6 płyt długogrających, z czego aż 5 ze swoim zespołem Haunted Graffiti. W tym roku ma ukazać się kolejna Before Today. Póki co jednak żadne szczegóły nie są znane.
Z innej miski: Yeasayer „Ambling Alp”
Jakby brzmiało połączenie reggae’owego 311 z neopsychodelicznymi Animal Collective? Na pewno barwnie i ciekawie. Teraz możemy przekonać się sami, i to nie dlatego, że ktoś zmashupował obu wykonawców (chociaż kto wie, muszę pogooglować), ale nowy singiel grupy Yeasayer, „Ambling Alp” brzmi wyraźnie jak taka właśnie mieszanka. Kawałek można znaleźć na drugim albumie zespołu, wydanym w tym roku, nakładem Secretly Canadian, Odd Blood, który całkiem zasłużenie zebrał generalnie pozytywne recenzje. Co ciekawe, panowie z Yeasayer przyznają, że wypuszczając ten, brzmiący bardziej popowo od ich debiutu, album mieli nadzieję „dźwiękowo pokonać Rihannę w klubach”. Czy się udało? Możliwe, ale jak tylko „Rude Boy” trafiło w tym tygodniu na szczyt amerykańskiego Hot 100, sytuacja prawdopodobnie i tak zmieni się na korzyść Barbadoski.
Z innej miski: Caribou „Odessa”
W zeszłym tygodniu przedstawiłem Wam Joannę Newsom i jej Have One one Me, dla wielu jedną z głównych pretendentek do miana płyty roku. I chociaż rok tak naprawdę dopiero niedawno się rozpoczął, już teraz pojawia się coraz więcej śmiałych typów na to, co może zdominować muzyczne rynki w 2010. Jedną z takich propozycji jest jednoosobowy kanadyjski elektroniczny projekt Caribou. Chociaż album Swim swoją premierę będzie miał dopiero 20 kwietnia, to już teraz wielu wiąże z nim duże oczekiwania, w tym ja, a to za sprawą niewiarygodnie satysfakcjonującego singla promującego „Odessa”. Jakby tego było mało utwór został zilustrowany bardzo interesującym wideoklipem, który możecie obejrzeć poniżej!
Z innej miski: Joanna Newsom „Good Intentions Paving Company”
Ostatni tydzień upłynął zdecydowanie pod znakiem utalentowanej avant-gardowej folkowej wokalistki – Joanny Newsom. 23 lutego ukazał się jej trzeci studyjny album Have One on Me, który nie tylko na wejściu zebrał rewelacyjne recenzje, podobnie zresztą jak dwa poprzednie krążki panny Newsom, ale udowodnił, że w dobie Internetu i digitalizacji przemysłu muzycznego, da się utrzymać w tajemnicy bardzo oczekiwany projekt muzyczny do samej premiery, co zupełnie nie udaje się od kilku lat dużej części wykonawców R&B. Wszystko wskazuje na to, że rok 2010 może upłynąć pod znakiem właśnie Have One on Me. O ile na komercyjny sukces wokalistka, przynajmniej w rodzimych Stanach, nie ma za bardzo co liczyć, to wśród słuchaczy muzyki folkowej i alternatywnej, jest niekwestionowaną gwiazdą w zasadzie już od premiery debiutanckiego The Milk-Eyed Mender z 2004 roku. Swoją pozycję umocniła jednak najbardziej, wydaniem w 2006, mocno komplementowanego przez krytykę albumu Ys, który przez wiele opiniotwórczych muzycznych mediów został wówczas uznany albumem roku. Have One on Me nie odkrywa co prawda niczego zupełnie nieznanego w muzyce Newsom, ale po raz kolejny rozwija jej własny, oryginalny muzyczny styl pełen dźwięków harfy, pokrętnych wokaliz i dziwacznych tekstów. Tym razem piosenkarka dostarczyła fanom aż trzypłytowy album, zawierający ponad dwie godziny wysublimowanych muzycznych doznań. Już w tej chwili można spokojnie powiedzieć, że to jedno z ważniejszych wydawnictw 2010 roku.
„Good Intentions Paving Company”:
Z innej miski: Johnny Cash „Ain’t No Grave”
Dzisiaj będzie bardziej z innej miski, niż zwykle, bo chociaż w istocie istnieje (czy raczej istniał) w historii muzyki taki wspaniały nurt jak country soul (o którym mam nadzieję wkrótce zresztą napisać), to Johnny Cash z soulem nie miał zbyt wiele wspólnego. Legenda country z okresu lat 50tych, 60tych i 70tych; człowiek w czerni, czy jak to mówił Snoop Dogg: pierwszy prawdziwy amerykański gangster (choć to akurat wierutna bzdura) – Johnny Cash. W połowie lat dziewięćdziesiątych powrócił do chwały z pomocą producenta Ricka Rubina i płyty American Recordings, która po niebywałym sukcesie przekształciła się w całą serię, na którą złożyło się w sumie 5 wspaniałych krążków wydanych między 1994 a 2006 rokiem, z czego ostatni już po śmierci Casha (we wrześniu 2003 roku). Za niecały tydzień, 23 lutego, swoją premierę będzie miała szósta część serii American VI: Ain’t No Grave, na którą złożyło się 10 utworów z tej samej sesji nagraniowej, na którą powstały utwory na American V. Tydzień temu pojawił się pierwszy singiel z tego wydawnictwa, tytułowy utwór „Ain’t No Grave”. Słysząc go wczoraj po raz pierwszy, nie mogłem nie pozwolić sobie napisać o tym tutaj. Nie da się opisać słowami tego grobowego, poważnego, ale bardzo emocjonalnego nastroju panującego w „Ain’t No Grave”, wyznania człowieka przygotowującego się na śmierć. Do usłyszenia po skoku.
Z innej miski: Grizzly Bear „While You Wait for the Others”
Gdyby Grizzly Bear pojawili się w listopadzie w Polsce, tak jak mieli uczynić zgodnie z planem swojej ostatniej trasy koncertowej, to pewnie napisałbym o nich już wtedy. Niestety do występu, z przyczyn technicznych, nie doszło, co nie zmienia faktu, że ich tegoroczny krążek Veckatimest można z pewnością zaliczyć do najlepszych płyt Anno Domini 2009. Mimo wszystko nie liczyłbym jednak specjalnie, że pojawi się ona w soulbowlowym rankingu najlepszych płyt roku, jako że z czarną muzyką grupa ma wspólnego bardzo niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, bo muzykę jaką grają można określić jako psychodeliczny folk. I niech Was nie zwiedzie przewrotna nazwa gatunku, którą ciężko jest przełożyć na faktyczny dźwięk, osobom które z taką muzyką nigdy się nie zetknęły, a na twarzy moich znajomych niejednokrotnie początkowo wywoływała uśmiech i niedowierzanie. Muzycznie króluje tu bowiem harmonia – muzyka i wokal wspaniale się dopełniają i brzmią spokojnie i delikatnie, ale nie na tyle, by wprawić słuchacza w odrętwienie czy senność. Wszystko to bowiem jest w rzeczywistości bardzo popowe i melodyjne, a każdy utwór zrobiony jest z pomysłem. To tyle jeśli chodzi o część opisową – dla głębszego poznania tematu, trzeba po prostu posłuchać. Polecam!
Z innej miski: Neon Indian „Deadbeat Summer”
Mimo, że „Z innej miski” z założenia ma być inne od brzmień prezentowanych na co dzień na Soulbowlu, nie chcę, żeby stało się na tyle inne, że aż kontrowersyjne. Dlatego też w tym tygodniu zamiast rock&rollowego Elvisa Costello czy rubasznie biesiadnego świątecznego teledysku Dylana, które ostatnio chodziły mi po głowie, zdecydowałem się na kolejny krok w stronę indie-elektroniki, której chyba bliżej do współczesnego R&B. Duet Neon Indian można by spokojnie nazwać tegorocznym MGMT, bo ich debiutancki krążek Psychic Chasms (wydany w październiku tego roku) obraca się w bardzo podobnej electropopowej stylistyce, z tą tylko różnicą, że jest to płyta zdecydowanie bardziej równa niż Oracular Spectacular MGMT, które choć w połowie było dziełem geniuszu, to pozostała część utworów wydawała się raczej średnio emocjonująca, jeśli w ogóle. Myślę, że jest tylko kwestią czasu, żeby Neon Indian zaistnieli dla szerszej publiczności. Weźmy chociażby takie „Deadbeat Summer”, które ma wszystko co potrzebne, żeby zostać wakacyjnym hitem!
Solange śpiewa Dirty Projectors
Młodsza siostra Beyonce, aspiruje najwyraźniej do zaszczytnego miana artystki wszechstronnej, łączącej dwie zupełnie odmienne muzyczne krainy, czyli czarną muzykę i szeroko pojętą alternatywę, czy może raczej indie, używając modnego ostatnio słowa. Wcześniej w ciągu ostatnich lat sztuka ta udała się bardzo nielicznym reprezentantom czarnych brzmień, na czele z M.I.A. i ostatnim dziełem królowej Badu New Amerykah Part One (4th World War). Oczywistym dowodem na to, że Solange wyznaczyła sobie analogiczną ścieżkę jest jej ostatni dobór repertuaru, albowiem piosenkarka sięgnęła po utwór „Stillness Is the Move”, tegoroczny singiel alternatywnej grupy Dirty Projectors, która ze swoim ostatnim krążkiem „Bitte Orca” (wydanym w czerwcu nakładem Domino Records) zbiera bardzo pozytywne recenzje w środowiskach alternatywnych. A propos Badu dodam jeszcze, że w poniższym utworze z powodzeniem samplowane jest jej „Bag Lady”. Czy Solange uda się zdobyć uznanie szerszej grupy słuchaczy? Ja trzymam kciuki i wierzę, że może się udać. Dobrze, że chociaż jedna z sióstr Knowles zainteresowana jest robieniem muzyki ambitnej, a nie tylko dobrze się sprzedającej.
Z innej miski: St. Vincent „Marrow”
Jeśli jakimś cudem macie już dosyć czarnych brzmień, czy może raczej jeśli chcecie zrobić sobie od nich choćby małą trzyminutową przerwę, to zapraszam do muzycznej lektury teledysku do nowego singla piosenkarki, nagrywającej pod nietypowym pseudonimem St. Vincent (będącym jednocześnie nazwą kilkudziesięciu francuskich miejscowości). Tej oto pani udało się niechybnie popełnić jeden z najlepszych alternatywnych krążków tego roku. I to właśnie z albumu Actor, wydanego w maju, nakładem wytwórni 4AD, pochodzi prezentowany tu, całkiem niedawno wydany na małym krążku, utwór „Marrow”. Jakby tego było mało, dodam, że już 22 listopada piosenkarka będzie jednym z gości wieczoru alternatywnego w Katowicach, odbywającego się w ramach festiwalu Ars Cameralis.