
Bobby Womack
„Across 110th Street”
Across 110th Street Soundtrack (1972)
Chojny
Jako miłośnik staroszkolnego soulu miałem w czym wybierać bohatera 1-listopadowego wpisu. Zdecydowałem się na Bobby’ego Womacka, od którego śmierci nie minęło jeszcze pół roku. Jego odejście było dla mnie wyjątkowo przykre z dwóch powodów. Po pierwsze dwa lata temu wokalista zaliczył nadzwyczaj udany powrót nagrywając z Damonem Albarnem zjawiskowe The Bravest Man in the Universe. Po drugie, jeszcze niedawno cieszyliśmy się z wiadomości o zwycięstwie muzyka z ciężką chorobą. Znaki na niebie i na Ziemi wskazywały, że Bobby’emu nie było jeszcze przeznaczone nas opuszczać. A jednak. Dzisiaj w ramach uhonorowania Poety na slipmacie mojego gramofonu zakręci się ścieżka dźwiękowa do filmu „Across 110th Street”, która zaczyna się tak:
Guru
„Feel the Music”
Jazzmatazz, Vol. 2: The New Reality (1995)
Radek Pietrzak
Z twórczością Guru po raz pierwszy zetknąłem się stosunkowo niedawno, niestety już po jego śmierci. Godzinami wsłuchiwałem się w jego dzieło, jakim była seria albumów Jazzmatazz. Bardzo żałuję, że nigdy nie będę miał okazji usłyszeć żadnego jego nowego utworu, pozostaje mi tylko delektować się wspaniałym dorobkiem muzycznym, jaki po sobie zostawił. Singiel „Feel the Music” pokazuje, że Guru świetnie czuł muzykę i potrafił w idealny sposób łączyć ze sobą różne style, takie jak hip-hop, jazz i soul. „Świat stracił jednego z najlepszych MC wszech czasów i prawdziwą ikonę hip hopu” – tak wypowiedział się DJ Premier po śmierci swojego kompana z Gang Starr. Miał rację w stu procentach.
Walter Hawkins
„Marvelous”
Love Alive V – 25th Anniversary Reunion (1998)
Karolinabo
Kiedy myślę o Walterze Hawkins w mojej głowie od razu rozbrzmiewa jeden z gospelowych hymnów „Marvelous”. Utwór stary jak świat, a jednak ciągle aktualny pod każdym względem. Słuchając współczesnej muzyki gospel (którą kocham, bez cienia przesady), czasem brakuje mi takich właśnie kawałków, gdzie nie elektroniczne akrobacje robią wrażenie, lecz brzmienie wokalisty, chóru, organów Hammonda. Dlatego też dziś, wspominając wspaniałego Waltera Hawkinsa zostawiam Was z tym właśnie utworem. Posłuchajcie od początku do końca, nawet jeśli nie jesteście fanami muzyki gospel. Brzmienie chóru iście anielskie, nie wspominając o liderze! Muzyka, która po prostu porywa serducho.
Whitney Houston
„I Learned From
the Best”
My Love Is Your Love (1999)
Brzózkaaa
My Love Is Your Love to pierwsza płyta, którą sama sobie kupiłam. Nigdy nie zapomnę tego dnia — 100 zł w prezencie od chrzestnej, bieg do najbliższego sklepu muzycznego i pierwsze duże pieniądze samodzielnie wydane na tak poważną rzecz. Słuchałam tej płyty jak zahipnotyzowana. Byłam jeszcze dzieciakiem, ale pamiętam, że w tamtym czasie najlepszą zabawą było wymyślanie kolejnych wersji teledysku do „Heartbreak Hotel” i wcielanie się w Whitney z koncertu w Sopocie. Co z tego, że relacje rodzimych dziennikarzy były mało przychylne? Dla mnie Houston była zjawiskowa w swoim połyskującym płaszczu, a później w zielonym futrze, w którym odśpiewała „It’s Not Right, But It’s Okay”. Do tego czarne rękawiczki i mikrofon ubrudzony szminką. Sierpniowy chłód tylko dodał uroku temu występowi. Owszem, nie wiedziałam wtedy o Whitney tego, co wiem teraz. Nie miałam pojęcia o jej problemach. Jednak My Love Is Your Love niezmiennie zajmuje szczególną pozycję w rankingu najważniejszych krążków mojego dotychczasowego życia, kaseta VHS z sopockim koncertem nadal stoi na domowej półce, a wspomnień i dźwięków nikt już nie zmieni.
Czasami sprawdzając najnowsze zapowiedzi płytowe łapię się na tym, że szukam jakiejś wzmianki o kolejnym albumie Houston i wtedy budzi się pamięć. Whitney nie ma z nami już ponad dwa lata, ale jestem przekonana, że tam, gdzie jest, śpiewa nawet piękniej niż tutaj.
Lisa Lopes feat. 2Pac
„Untouchable”
Supernova (2001)
Eye Ma
Kojarzycie rozkojarzonego 2Paca czarującego przez telefon kobietę, która wyraźnie jest już zajęta przez innego kochanka, w kawałku „Can U Get Away”? Ile z Was wie, że ten numer był pisany z myślą o Left Eye? Tak, tak, dobrze czytacie, był czas, gdy ta dwójka miała się ku sobie. Na pewno na przeszkodzie do szczęścia (oraz do stworzenia najbardziej hip hopowej pary w latach dziewięćdziesiątych) stanął Andre Rison, ten, któremu członkini TLC podpaliła niechcący dom, oraz wrażliwa i skomplikowana dusza 2Paca. „Nie pozwól, bym się z Tobą przespał, bo zniszczę Ci życie” — te słowa podobno padły w jednej z rozmów zmarłych gwiazd. No cóż, patrząc na to jak potoczyła się historia obojga, nie można nie odnieść wrażenia, że jednak byli gdzieś tam sobie pisani…
Aaliyah
„Miss U”
I Care 4 U (2002)
Forrel
Zjawiskowa kobieta, nowatorskie brzmienia, jak na tamten czas i niebagatelne kompozycje. Któż nie zna Aaliyah. Pamiętam, że byłem kiedyś zaskoczony na wieść, że to ona odkryła Missy Elliot, a nie na odwrót. Do dzisiaj słuchając tej kreatywnej i oryginalnej artystki, nie mogę wyjść z podziwu jej wokalnego talentu. Nagła śmierć Aaliyah była dla wszystkich szokiem, a świat muzyczny odczuł ogromną pustkę po jej stracie. Wciąż przechodzą mnie dreszcze i przepełnia smutek słuchając utworu „Miss U”, który jako singiel, został wydany w hołdzie zmarłej w 2001 roku wokalistce. Jako jedna z nielicznych postaci, Aaliyah potrafiła owinąć liryczną warstwę utworu we wrażliwą szatę dźwięków i przyprawić wszystko swoim delikatnym wokalem. To ona wprowadziła mnie swoją muzyką w niezwykły świat R&B, pokazała jego czułe oblicze i zaszczepiła we mnie chęć zgłębiania wiedzy o czarnych dźwiękach. „Miss u” Aaliyah, śpiewają ze łzami w oczach fani i przyjaciele artystki, a ja dołączam się do pożegnania.
Michael Jackson
„Butterflies”
Invincible (2001)
Antkovsky
W odejście najlepszego artysty wszechczasów, a mojego idola od lat najmłodszych nie mogłem uwierzyć przez bardzo długi czas. Dziś, 1 listopada, wspominam więc najpiękniejsze utwory z repertuaru „Króla Popu, Rocka i Soulu”. Jednym z nich jest w znacznej części zaśpiewane falsetem, doskonałe „Butterflies”. Piosenka ta została napisana przez Marshę Ambrosius (której chórki można usłyszeć w tle), a opowiada o prawdziwej miłości oraz o uczuciu przysłowiowych „motylków” jej towarzyszącym. Pamiętajmy, że dzięki muzyce życie jest łatwiejsze, a miłość ciekawsza. To właśnie to, między innymi, przez pięć dekad próbował przekazać światu Michael Jackson.
Andrzej Zaucha
„Szczęście nosi
twoje imię”
The Best: Byłaś serca biciem (2004)
Kurtek
Łatwo zapominamy, że w Polsce też przez lata mieliśmy przykłady na to, że da się grać solidny funk i soul nad Wisłą. Człowiekiem, którego (nieprzypadkowo zresztą) wymienia się w tym kontekście był oczywiście Andrzej Zaucha, który przez całe lata 70. i 80. imał się rozmaitych muzycznych projektów. W 1971 roku był głosem Dżambli, następnie związał się z grupą Anawa, a w latach 80. z powodzeniem rozpoczął karierę solową. Oczywiście trudno było w ówczesnym kontekście polityczno-kulturowym odizolować czarną muzykę od jazzu, progresywnego rocka czy syntezatorowego popu, ale nawet pomimo tego Andrzej Zaucha pozostaje najbardziej soulowym z rodzimych wokalistów tamtych czasów. Utwór „Szczęście nosi twoje imię” pierwotnie nagrany właśnie z grupą Dżamble został przez Zauchę odkurzony i uwspółcześniony ponad dekadę później, zyskując jednocześnie syntezatorowe jazz-funkowe brzmienie. Sam Zaucha zginął śmiercią tragiczną. 10 października 1991 został zastrzelony z zazdrości przez męża swojej koleżanki z Teatru STU.
Amy Winehouse
„Love Is a Losing Game”
Back to Black (2007)
Lejdi K
„Love Is a Losing Game” przez swój ładunek emocjonalny sprawia, że zaczynasz analizować swoje wybory, numer skłania do refleksji. Sztuką jest nagrać taki numer i sztuką jest pisanie o tak ważnej dla mnie piosence. Dlatego w tym refleksyjnym dniu włączcie play i powspominajcie trochę Amy w jej najlepszym wydaniu.
Zjawin
„Untitled”
Muzyka emocjonalna (2009)
Rafał Kulasiński
Pierwszy raz „Untitled” usłyszałem na Muzyce Emocjonalnej Pezeta, gdyż był tam wklejony do ostatniego kawałka jako bonus track. Już miałem po kończącej zwrotce Pawła wyłączyć odtwarzacz, aż tu po chwili ciszy powaliło mnie to cudo. Przysięgam, że zwariowałem. Na początku musiałem za każdym razem przewijać do tego numeru a potem wyciąłem sobie w jakimś Audacity to, co mnie interesowało. Zapętlałem godzinami (bez cienia kłamstwa), słuchałem, zasypiałem przy tym, biegałem i robiłem multum innych rzeczy. NIGDY mi się nie znudził. Szedłem wczoraj ciemnymi ulicami stolicy myśląc, co napisać o tym kawałku. Słuchawki przekazywały mi kolejne fale „Untitled”, a ja miałem ciarki na plecach. Po raz kolejny poczułem moc tego kawałka, myśląc o tym, że Bartka już z nami nie ma. Dla mnie „Bez nazwy” jest nieśmiertelne. Kończąc, zacytuję Peję z pośmiertnej płyty Zjawina: „I nigdy Cię nie zobaczę, lecz zapewne usłyszę, nie znałem Ciebie koleżko, lecz znałem Twoją muzykę”.
Austin Peralta
„Capricornus”
Endless Planets (2011)
piechupiech
Śmierć Austina Peralty zasmuciła mnie najbardziej odkąd świadomie zacząłem słuchać muzyki. Niezwykle utalentowany młody pianista już w wieku 15 lat wydał 2 albumy w Japonii, a ze swoim trio koncertował na całym świecie. Artysta współtworzył muzykę z moimi ulubionymi muzykami i producentami oraz obracał się w środowisku nowobeatowych brzmień oraz współczesnego soulu i jazzu. W 2011 roku wydał swój ostatni album Endless Planets w kalifornijskim labelu Brainfeeder. Gdyby żył, prawdopodobnie byłby integralną częścią muzyki Flying Lotusa wraz z Thundercatem, a ich trio oraz jego solowe partie stale wznosiłyby muzykę na kolejny level.
The Child of Lov
„Fly”
The Child of Lov (2013)
Gardys
Rok 2013 zakończył się smutno dla tych, którzy śledzili świeżo rozpoczętą karierę holenderskiego wokalisty skrywającego się pod ksywką, Child of Lov. Piosenkarz zmarł niespodziewanie 10 grudnia po przebytej operacji. Zostawił po sobie jedynie znakomity, debiutancki album nagrany w londyńskim studio Damona Albarna. Jeśli Child of Lov nie jest wam obcy, to wiecie, że warto włączyć poniższy singiel, natomiast jeśli nie, to lepiej poznać go później niż wcale.
Komentarze