Pod koniec stycznia ukazał się najnowszy album Hadesa, „Świattło”, i z tej okazji usiedliśmy w studio Sound Sumo, żeby trochę pogadać o tej płycie, ale również o całej jego twórczości, koncertach, beefach, jedzeniu czy Pulp Fiction. Łukasz raczej nie owija w bawełnę i bez ogródek wyraża swoje opinie, dlatego z pewnością dowiecie się kilku ciekawych rzeczy z poniższej rozmowy.
Soul Bowl: Oglądałeś kiedyś sumo?
Hades: Ale zawody jakieś? Wiesz co, jak sobie wymyśliłem tę całą ideologię, to oglądałem trochę wybiórczo na Youtubie, bo musiałem się trochę doinformować (śmiech).
Jak jesteśmy przy grubasach, to muszę zapytać o to, jak ci smakuje żarcie w Bai (lokal gastronomiczny koło Studia Sound Sumo), bo z dobrych źródeł wiem, że wpadasz na posiłki…
Bardzo dobre, ale kiedyś było trochę lepsze. Niektóre rzeczy mają dalej zajebiste, np. mielone, ale schabowe z kolei są słabe. Teraz coraz rzadziej tam bywam.
Po płycie Różewicz — Interpretacje rozmawiałem z Pawłem Moszyńskim i Staszkiem Koźlikiem (Sampler Orchestra) i wspominali mi o tym, że twój dziadek i mama bardzo się ucieszyli na wieść o takim projekcie i bardzo tego gratulowali. Podałeś im poezję na swój dość hip-hopowy sposób, więc to była chyba podwójna zajawka?
Ciężko mi się trochę odnieść do tej płyty, bo robiliśmy ją ze 4 lata albo i dłużej. Zawsze przy okazji jakichś swoich nagrywek Staszek proponował, żeby coś w tym temacie zrobić, więc jak była chwila, to działaliśmy i dlatego to tyle trwało. Zresztą słychać, że w niektórych numerach mam zupełnie inny głos. Wracając do pytania… jak dziadek się dowiedział, to bardzo się ucieszył, że robię takie rzeczy. Nadal słucha i propsuje mocno. Cieszę się, że mogłem sprawić radość starszemu pokoleniu. Duma. Dla mnie to ekstra doświadczenie, które nie wiem, czy kiedykolwiek powtórzę.
Muszę jeszcze poruszyć kilka kwestii, o których mi chłopaki powiedzieli. Zrobiłeś płytę z zespołem Plazmatikon jak miałeś 19 lat, Paweł rapował mi nawet twoje wersy, a ten album leży gdzieś nagrany na taśmie i nigdy nie ujrzał światła dziennego. Nie korci trochę, żeby to puścić, nawet jako ciekawostkę?
To był odlot. Nie ma już teraz szans, żeby to wyszło, bo jest już tak stare, że byłoby mi wstyd gdziekolwiek to puszczać. Wiem, że chłopaki jakiś czas temu byli u Vienia w Roxy, jak miał tam jeszcze swoją audycję i zaczął się ten temat. Była gdzieś przez chwilę taka myśl, żeby do tego wrócić i puścić w formie fizycznej, ale to już raczej zamknięty rozdział.
Coś tam było „poezja miejska…”
„…ekspresji ekstrakt…”. No, tak to szło. Zajebista faza grać z żywym bandem, bo to jest coś nietypowego i zupełnie innego niż z DJ-em. Nie mówię, że któraś opcja jest lepsza czy gorsza, ale zajebiście grać z muzykami. Popełniasz jakiś błąd i ten błąd możesz sobie rozwinąć tak jamowo… inny rodzaj energii na koncertach. Mega wspominam wyjazdy, bo wiesz, zespół siedmiu osób, czasem pojawiają się sprzeczki, ale z drugiej strony jednoczysz się z tymi ludźmi. Ja teraz z większością z nich nie mam kontaktu, ale jak kogoś tam spotkam, czy to Kacpra, czy Szczepana, to kurde… no taka mała rodzina, duży sentyment. Zagraliśmy chyba 10-15 koncertów. Potem skład się zmienił, bo Sagan musiał wyjechać do Anglii, więc nie było perkusji i stwierdzili, że jak nie ma perkusji, to nie będzie też wokalu. Robili perkusję z bitmaszyny i z czasem skład ewoluował coraz bardziej. Z tego co wiem, na dzień dzisiejszy działalność tego zespołu została zawieszona.
No Paweł ze Staszkiem mówili o tobie, że jesteś personifikacją słowa…
No i co ja mogę na to odpowiedzieć? (śmiech)
Wnuczka pana Tadeusza mówiła podobno przy procesie powstawania albumu, że seplenisz, a potem, że jednak spoko (śmiech).
Tak, coś takiego mówiła. Na początku miała jakieś obiekcje, ale wiesz, jak ktoś jest spoza rapu, to ma zupełnie inne spostrzeżenia. Może i trochę seplenię, zwłaszcza w tych starych kawałkach sprzed 5 lat.
Nie chcę pytać o powrót Hifi Bandy czy wasze obecne relacje, ale bardziej ciekawi mnie to, jak postrzegasz wasze projekty po tym, jak drogi się rozeszły.
Ciężko mi to określić, muzyka mówi sama za siebie. Każdy umiejscowił się jakoś na tej scenie. Robię hip-hop, chociaż teraz wszyscy mówią, że nie są raperami i jak to ostatnio przekminiłem, to ja chyba też przestałem nim być.
Czemu?
Bo to już nie jest hip-hop (śmiech).
Pozdrawiamy Piha. Dlaczego tak jest? Zawsze mi się wydawało, że dla rapujących określenie „raper” to powód do dumy.
Jedna hipoteza jest taka, że poziom sceny jest słaby i nawijacze nie chcą się z tym utożsamiać, i ja w zasadzie też tak myślę. Druga, że wręcz przeciwnie — poziom jest tak wysoki, że przeskoczył hip hop i stworzył nowy gatunek, ale z tym się nie zgadzam.
Tede na pierwszym Notesie miał taki wers: „jak nas zaczną w jeden szereg stawiać, to przestaje być raperem, pozdrawiam” i to chyba odnosi się do tej pierwszej hipotezy. Mówiłeś ostatnio, że zmieniłeś długopis na tablet, to może przez to nie jesteś już raperem?
No właśnie może to jest jakiś wyznacznik bycia bądź niebycia raperem. Od dłuższego czasu piszę na tabletach/komputerach/telefonach przez to, że za dużo mam skreślania i kartki mi się kończą. Trzeba dbać o lasy. Teraz napisałem większość albumu w Holandii u Killing Skillsów na dwóch tripach. Tam powstał fundament tego albumu, a wszystko dokończyłem tutaj (Studio Sumo Sound), bo miałem możliwość siedzenia w swoim studio, gdzie nikt mnie nie liczy za czas. Zastanawiam się, czy zużyłem chociaż dwie kartki… Przy NDTZ miałem plecak zapisanych kartek. Jeszcze gdzieś w piwnicy leży.
Lubisz pisać pod „obce” instrumentale, a dopiero potem nagrywać pod właściwe bity.
Często tak robię. Teraz już napisałem dwa numery na kolejną płytę, bo chcę ją wypuścić jak najszybciej i też zrobiłem to pod instrumentale. Nie wiem, z kim zrobię ten projekt, ale już mam głód twórczy. Myślałem, że będę potrzebował wakacji i odpoczynku, bo marzyłem, żeby jak najszybciej skończyć Świattło, ale jestem w sztosie i nie przerywam. Jako odskocznię traktuję robienie bitów.
Może to właśnie efekt swojego studia?
Być może, bo mogę tutaj siedzieć do woli i całą noc pisać na spokojnie. Mocno mnie napędziły też efekty związane z tą płytą, bo widzę, że jest dobry odbiór i ludziom się podoba, więc tym też się jaram.
O tym zaraz pogadamy, ale muszę jeszcze wrócić na moment do przeszłości. W kawałku „Proste słowa” z Czasoprzestrzeni, rapowałeś „jest piątek, a ja znowu nie jadę na koncert”. Dlaczego raper z takim dorobkiem na scenie nie może skupić się tylko na muzyce i musi nawijać takie wersy?
(śmiech) Podejrzewam, że jest kilka powodów. Jednym z nich jest na pewno gaża koncertowa. Wiesz, młody raper — tutaj szufladkuję oczywiście — zagra za 800 zł, a ja za tyle nie zagram. Mam ze sobą DJ-a, mam hypemana, mam dziecko, mam rodzinę i nie mogę sobie na to pozwolić. Druga sprawa jest taka, że nie chcę psuć rynku, bo im taniej część sceny gra, to ta druga musi schodzić ze stawek. Gadałem o tym ze „starszymi” raperami i podzielają moje zdanie, że stawki trzeba trzymać. Nie ukrywam też, że od dłuższego czasu mam problem ze znalezieniem dobrego managera koncertowego. Mało jest osób, które potrafią coś zdziałać i mają ochotę to robić. Wiesz, taki manager bierze powiedzmy 10% i dopóki nie grasz za 10 koła, to trochę się mało opłaca. Chyba, że w przypadku osób, które mają sporo większą stawkę. Musi się znaleźć osoba, która na początku będzie to robiła trochę z zajawy i jak to nakręci, to będzie zarabiać. Część artystów nawet nie musi mieć żadnego managera, bo wystarczy, że będzie tylko odbierać telefony. Ja jeszcze muszę te telefony wykonywać sam.
Pamiętasz jakiś top koncert, najlepszy z najlepszych?
Tak, kilka, zawsze zajebiście się gra w Rzeszowie i pozdrawiam wszystkich ludzi stamtąd.
Ale mi chodzi bardziej o ten jeden koncert, nie o miasto.
Kurde, nie pamiętam dokładnie jakie to było miasto, ale na pewno gdzieś na południu. No w każdym razie to był jeden z koncertów na trasie po Czystej Brudnej Prawdzie. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, to okazało się, że organizator ma tylko połowę gaży i zrobiła się trochę nerwowa atmosfera. Poszedłem się rozejrzeć po klubie i grał tam jakiś dziwny zespół i mi się zupełnie nie podobało, jakieś dno. Sądziłem, że to będzie ciężki koncert. Zaczęliśmy w końcu grać i okazało się, że ludzie są mega zajarani, jakieś gibony poszły w ruch… wszyscy jarali i pili (śmiech). Zaraz poszła jakaś łycha, rapowaliśmy sobie na siedząco, super chill, Sokół skoczył w ludzi, bo chciał, żeby go do baru ponieśli zgodnie z tradycją…
Rapował o tym już dawno temu.
Wyobraź sobie, że ludzi nie było pod sam bar, więc się wymieniali i ci, co go przekazywali dalej, szli dookoła i łapali go znowu. Donieśli go po ten browar, ale na scenę doniósł tylko pół… Hajs w końcu też się znalazł i wszyscy byli szczęśliwi.
Jakoś przy publikacji „Tylko ty” na FB było info, że Świattło to najlepsze co w życiu nagrałeś. Takie słowa można usłyszeć bardzo często i chyba nie zawsze pokrywają się z faktycznym stanem rzeczy. Po tym numerze jednak okazało się, że nie rzuciłeś ich na wiatr, bo zażarło strasznie.
Właśnie ja tego wcześniej nie mówiłem nigdy, a teraz tak uważam. To moja najlepsza płyta, najbardziej dopracowana, najdłużej „przesiedziana”, bo chłopaki zrobili muzycznie kupę dobrej roboty. Te aranże są mega rozbudowane, a bitów przerobiłem ze 100. Na tę płytę miałem taki zamysł, że… nie miałem zamysłu i okazało się, że to najlepszy pomysł. Nagrywałem kawałki różne z różną charakterystyką. Różne tematy, album jest jednocześnie spójny i eklektyczny. Lubię takie płyty.
No właśnie trochę wyprzedziłeś moje pytanie. Pierwsza płyta z Galusem, druga z Emade, a teraz z Killing Skills. Wszyscy z różnych światów, ale cały czas jedna osoba, czy teraz ekipa produkuje cały album — to kwestia wygody, lepszej współpracy czy zmiany klimatu?
No właśnie wymieniłeś te powody. Staram się robić inne płyty, tak żeby każda kolejna różniła się od poprzedniej i od jeszcze poprzedniej, żeby była odrębnym bytem, i mam nadzieję, że się udaje. To jest zawsze mój główny cel przy nagrywaniu każdego albumu.
Czyli co najbardziej zaskoczy teraz ludzi?
Winston Wolf na pewno. Nietypowo.
To od razu ulubiona scena z Pulp Fiction…
Ulubionych jest dużo. Na pewno ta z Winstonem, na pewno ta, kiedy Butch wybiera miecz i jeszcze ta, w której Vincent próbuje shake’a.
Refren Torta to jest w ogóle jakiś kosmos i zupełnie nie spodziewałbym się na twoim albumie takiego rozwiązania. To miało związek z zaproszeniem Rasa i poszło niejako w pakiecie?
To nie miało nic wspólnego ze zwrotką Arka. Rasa zaprosiłem na mixtape, na bit Eproma, a nie zapraszałem go w ogóle na tę płytę. Potem się okazało, że ten numer strasznie pasowałby klimatem na Świattło. Eprom nie miał z tym problemu, Arek też. Potem jeszcze zadzwoniłem do Grubsona, bo brakowało mi kogoś na refren, a z Grubym zawsze chcieliśmy zrobić razem numer. Do refrenu z Tortem były chyba ze trzy podejścia. Najpierw ja próbowałem zrobić ten refren, potem zaprosiłem wokalistkę, która go zaśpiewała i było nawet nieźle, ale nie podobało się to Killing Skillsom pod względem muzycznym. Potem… aaa, zaprosiłem jeszcze wokalistę i też nie zagrało.
Brzmi jak rekrutacja.
Bez kitu (śmiech). W ogóle miałem jeszcze kawałek z Otsochodzi na tę płytę, ale odrzuciliśmy go. Nie dlatego, że Janek miał chujową zwrotkę czy ja, ale chłopaki go odrzucili ze względu na bit. Każdy odrzucił po jednym. Oni, ja i Kebs.
Ja mam wrażenie, że zatęskniłeś trochę za Haosem pod względem klimatu, a do tego jeszcze Ostry, Sacha…
No to może takie wrażenie, bo na Haosie był tylko ich jeden bit wyprodukowany przez KS od początku do końca. Większość ich udziału to koprodukcja.
Ale klimat jest zdecydowanie podobny. Haos super poszedł, złoto w przedsprzedaży, platyna kilka dni później, wyświetlenia, odbiór ludzi, zajebista trasa koncertowa.
Super się grało z Adamem, mega energia. Zwłaszcza pod koniec jak już się zgraliśmy, i to było widać po ludziach jak to żarło. Wrócę jeszcze do Sachy. Nie planowałem tego (śmiech). To się tak szybko wydarzyło, że nie zdążyłem nawet o tym pomyśleć. Siedzę sobie w Holandii w studio i nagle wchodzi Sacha. Pogadaliśmy chwilę i ona pyta: „co nagrywamy?”, wiesz jakby to było ustawione. Przesłuchała dwa kawałki, wyszła na korytarz i wróciła za kwadrans z dwom refrenami. Profesjonalistka.
Jak zaczęliśmy o Haosie to przypomniało mi się jak KęKę kiedyś mi powiedział, jak rozmawialiśmy o Adamie, że Ostry jest ponad hip-hopem w Polsce. Ty chyba możesz najlepiej to skomentować, skoro tak owocnie współpracowaliście.
Też tak sądzę. On jest artystą światowego pokroju. Powinien nagrywać po angielsku, to by osiągnął jeszcze większy sukces. On ma zajebisty kontakt z ludźmi, nieważne czy na scenie, czy prywatnie. Od niego wypływa wiele pozytywnej, szczerej energii i mnóstwo serca. Lubi rozmawiać z ludźmi, opowiadać o sobie, o swojej rodzinie, o swoim życiu.
Chyba nie do końca sam prowadzisz swojego Facebooka?
Teraz od zamieszania ze Świattłem prowadzę na spółę z Emilią z Prosto, bo jak sam prowadziłem, to leżał i kwiczał, rzadko działałem. Prowadzę raczej Instagram niż Facebooka.
Pytam dlatego, bo teraz beefy w Polsce rozwiązuje się głównie za pomocą FB i rzadko kiedy poważny gracz podnosi rękawicę. Jak ty do tego podchodzisz? Pamiętam, że właśnie wspomniany Ostry w wywiadzie dla CGM-u mówił, że on w ogóle nie uznaje beefów i jakby ktoś go zaczepił, to „samochód, bagażnik i do lasu”.
Ja mam takie samo podejście. Jak mnie ktoś zaczepi i będę miał sposobność spotkać tę osobę na żywo, to w zależności od tego, jak ubliżył mi lub moim bliskim, będzie od pimp slapa z pudrem w ryj, aż po wywózkę do lasu. Dla mnie zniewaga to zniewaga, po prostu. Ja się nie bawię w jakieś beefy, dissy i mogę ewentualnie powiedzieć komuś w oczy, co o nim myślę. W innym wypadku to zwykła dziecinada.
Mieliście przecież „konflikt” z Doniem.
Ooo, przypomniałeś mi i dobrze, bo to było trochę inaczej. Ja nie do końca wiedziałem, że nagrywam diss na Donia, bo to wyszło potem. Przyszedłem nagrać „6-cio gwiazdkowego skurwiela” i nie myślałem wtedy „Doniu, ty kurwo”, ale po nagrywce i przesłuchaniu reszty zwrotek stwierdziłem, że jak już nagrałem, to niech będzie. Doniu nie jest mistrzem rapu, fajne bity robi i za to go doceniam — kilka słyszałem i są niezłe nawet — ale rapować nie powinien, bo robi to po wiejsku. Takie jest moje zdanie i nic się nie zmieniło.
Steve Jobs wielokrotnie powtarzał, że bez pewnych używek, m.in. marihuany, nie miałby wielu pomysłów, które wykorzystał przy rozwijaniu Apple’a. Jak to wygląda u ciebie podczas procesu twórczego? Bo jesteś przecież zadeklarowanym palaczem.
Wiesz, używki na każdego działają inaczej. Nie jestem do końca przekonany, czy na mnie działają do końca pozytywnie. Korzystam z nich, bo już się być może przyzwyczaiłem i dodaje mi to emocji podczas tworzenia. Pozytywny aspekt jest taki, że jak piszę nastukany, to bardziej wszystko przesiewam, ważę słowa. Jestem bardziej wybredny i podchodzę do rzeczywistości bardziej krytycznie. Jak piszę tekst na trzeźwo i wracam do niego nastukany, to dużo skreślam i bardziej to przeżywam przez większe emocje. Minusów też jest oczywiście mnóstwo: brak pamięci czy koncentracji, rozchwianie emocjonalne, agresywność… i ja to wszystko mam (śmiech). Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba uważać, bo można się rozpędzić i uderzyć głową w mur. Wiesz, u mnie to jest część życia, nawet nawinąłem to u Procenta, że bardzo często, a nawet w 80%, kiedy nawijam o gandzi, to jest metafora do czegoś innego. Używam wielu porównań do różnych rzeczy, ale to jest takie moje główne.
Na koniec wrócę jeszcze do kawałka „Brudny funk”, gdzie kreśliłeś mało optymistyczną wizję naszego państwa, że jest chujowo, polityka, itd. Minęło sześć lat od tego i ta wizja chyba staje się jeszcze bardziej realna.
No nie jest za ciekawie. Jesteśmy w UE od 2004 roku i dzięki temu mamy trochę więcej autostrad, zarobki są nieco wyższe, o 10 czy tam, powiedzmy, 15%, jednak ceny produktów skoczyły o 50%. Politycy mówią, że jest deflacja. Oni wszystko wrzucają do jednego worka, cenę chleba z ceną stali. Normalny człowiek nie kupuje stali, no chyba, że buduje dom. Nie należy tego mieszać, bo to jest bez sensu i trzeba to mierzyć inną miarą. Uważam, że jest tragicznie i sam się zastanawiam nad wyjazdem z kraju i nie dlatego, że mi się nie podobają politycy, czy mam inne poglądy. To nie jest istotne. Chodzi o to, że tutaj wciąż ciężko jest normalnie żyć. Zwłaszcza młodym ludziom, którzy dopiero zaczynają. Perspektywy nie są kolorowe.
Mówiłeś o tym, że już piszesz następną płytę. Też będzie z jednym producentem?
Jeszcze nie wiem. Wyjdzie w praniu. Może zaproszę kogoś nowego, ale mam ogromny problem, bo ciężko mi znaleźć kogoś, kto będzie dorównywał KS czy Galusowi lub Emade. Oni są na tyle dobrzy, a człowiek chce cały czas iść do przodu.
Komentarze