Wydarzenia

eabs

Przedpremierowy odsłuch EABS Slavic Spirits w warszawskim Studio U22

Wydarzenia jazzowe zawsze ściągają do Studio U22 spore zastępy fanów oraz licznych przedstawicieli mediów, nawet takich, którzy na co dzień o jazzie nie informują. Nie inaczej było przy okazji wczorajszej wizyty Electro-Acoustic Beat Sessions, czyli EABS, którzy na Ujazdowskich pojawili się wraz ze swoim najnowszym wydawnictwem Slavic Spirits Spotkanie z artystami odbyło się w ramach inicjatywy ZPAV „Piątki z nową muzyką”.

EABS to polski septet jazzowy z Wrocławia, wyrosły z ducha hip-hopu. Kolektyw kontynuuje tradycję polskiej szkoły jazzu, wymykając się równocześnie wielu brzmieniowym schematom, prezentuje zupełnie autorskie podejście do utartych muzycznych standardów. Po świetnie przyjętym przez publiczność i krytyków tryptyku, nawiązującemu do twórczości Krzysztofa Komedy, EABS przygotowali w pełni autorski materiał zatytułowany Slavic Spirits i to właśnie z tym wydawnictwem stawili się w Studio U22 w przeddzień jego oficjalnej premiery. Spotkanie z artystami poprowadził zaprzyjaźniony z zespołem, dziennikarz Polskiego Radia, Michał Margański.

Z rozmowy dowiedzieliśmy się przede wszystkim, że główną inspiracją do powstania tego albumu była enigmatyczna “słowiańska melancholia”, którą zespół starał się odszukać we własnym DNA. Slavic Spirits stał się próbą kontaktu ze światem bezpowrotnie i brutalnie utraconej kultury, która przez brak bogactwa źródeł nigdy nie zostanie już dokładnie zbadana. Sama warstwa dźwiękowa to jednak nie wszystko. Zarówno do wersji winylowej, jak i CD w wersji deluxe, dołączony jest obszerny booklet, a całość zamknięta jest w estetycznym boxie. Wydawnictwo w formie fizycznej trafiło dzisiaj na półki sklepowe, z kolei na platformach streamingowych pojawi się 7 czerwca.

Wpadajcie na FacebookaInstagrama U22!

Nowy utwór: EABS „Przywitanie Słońca”

Mniej więcej w połowie maja światło dzienne ujrzy drugi studyjny album wrocławskiego septetu Electro-Acoustic Beat Sessions. Slavic Spirit wsparł Tenderlonious – Brytyjczyk, z którym zespół wspólnie koncertował promując debiutancki materiał.  W oczekiwaniu na premierę płyty dostaliśmy jej pierwszy zwiastun – „Przywitanie Słońca”. Idąc tropem materiałów prasowych, Slavic Spirit będzie albumem konceptualnym, bazującym na średniowiecznych legendach wschodniosłowiańskiej mitologii. Pre-order płyty wystartował już na Bandcampie, w Asfalt Shopie i Side One. Odbiorcy nośników dostaną również pokaźny opis wierzeń i obrzędów słowiańskich kultywowanych we wczesnym średniowieczu. Na zachętę, fragment charakteryzujący singlowy utwór:

„Wraz z postępującą chrystianizacją Swarożyc, Daćbóg, Świętowit, Trzygłów czy Jarowit tracili stopniowo swoje pierwotnie boskie znaczenie, stając się synonimem ognia czy słońca dla ludu oddającego się rytualnej zabawie. Dlatego, nie mogąc dokładnie i wiarygodnie odtworzyć olimpu bóstw słowiańskich, zespół postanowił po prostu… stworzyć rytualny utwór ku czci życiodajnego słońca.”

#FridayRoundup: EABS, RP Boo, The Bamboos, Future i inni

Dzisiejsze podsumowanie płytowych nowości mijającego tygodnia cierpi niestety na syndrom sezonu ogórkowego — z jednej strony zabrakło w dzisiejszym Roundupie pierwszoligowego headlinera, bo koncertowy projekt EABS-ów prezentowaliśmy już w poniedziałek przy okazji premiery wydawnictwa, a dzisiejszy krążek Future’a trudno traktować jako prawowity followup dla jego głośnej zeszłorocznej dylogii. Z drugiej strony zaś spora część redakcji rozjechała się po świecie — w ten weekend możecie nas spotkać m.in. w openerowym tłumie. Tym samym nie ma komu pisać o muzyce tak obszernie jak zazwyczaj, ale nie zostawimy was na lodzie — jak co tydzień w formie aktualizacji plejlisty dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych.

W naszej dzisiejszej selekcji ponadto m.in. trzeci longplay footworkowego wyjadacza RP Boo, comeback australijskiego soulowego big bandu The Bamboos, wysmakowane propozycje dla miłośników klasycznego instrumentalnego hip-hopu od Swarvy’ego i The Deli, nowe płyty od wschodzących piosenkarek R&B Dainy i Natashy Mosley, a także niszowy neo-soulowy projekt Mothers Favorite Child, taneczne remiksy zeszłorocznej płyty Technoir, równie roztańczony popowy album od B.o.B-a, gospelową płytę The Well i trappopową epkę Kodamilo. Słowem — nie dzieją się może wielkie rzeczy, ale dzieje się całkiem sporo. Plejlista poniżej.



EABS zapowiadają koncertowy album!

Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) okazało się jednym z najważniejszych wydarzeń na polskim rynku muzycznym w 2017 roku. O albumie EABS pisaliśmy już wielokrotnie, a teraz nadarzyła się okazja, żeby wspomnieć o nim raz jeszcze. W połowie grudnia ubiegłego roku septet wystąpił w katowickim Jazz Clubie Hipnoza. Całość została zarejestrowana i trafi do sklepów w formie płyty. 180 gramowy podwójny krążek Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) Live at Jazz Club Hipnoza (Katowice) wydany zostanie w limitowanej ilości 1000 sztuk. Dodatkowo materiał został wzbogacony o wcześniej niepublikowane kompozycje. Premiera całości nastąpi 2 lipca.

Tenderlonious i EABS na jednej scenie podczas koncertu w Świdnicy!

12 listopada w Świdnicy dojdzie do koncertu absolutnie unikalnego. EABS specjalnie na to wydarzenie zmieni się w oktet, którego wsparciem będzie nie kto inny jak Tenderlonious – brytyjski mistrz instrumentów dętych, czołowy przedstawiciel wyspiarskiego renesansu jazzu, który zagra gościnnie na flecie i saksofonie.

Wieczór ten będzie zatem konfrontacją wyspiarskiego vibe’u i jego (jak to określiły media w ostatnich miesiącach) “wschodnioeuropejskiej odpowiedzi” przedstawionej przez EABS. Warto zaznaczyć, że polski jazz nie jest obcy Tenderloniousowi. Jako jednego z jego ulubionych trębaczy wymienia Tomasza Stańkę, którego album “Litania” obok kultowego “Astigmatic” Krzysztofa Komedy stawia wśród najlepszych krążków jazzowych. Artysta ten ma za sobą również analogiczną drogę muzyczną jaką przeszli niektórzy członkowie EABS, która poprzez różne inne gatunki ostatecznie zaprowadziła go do jazzu. Obecność Tenderloniousa w Polsce nie skończy się tylko i wyłącznie na wspólnym koncercie. Artyści spędzą kilka dni w studio, w którym EABS będzie nagrywał utwory na nadchodzący album.

O jazzowej rewolucji ostatnich lat zaczęło być głośno za sprawą między innymi tego, co dzieje się w tym gatunku w Wielkiej Brytanii. Kolebką tego, co ówcześnie jest określane jako “future rare groove” lub “new wave jazz” jest Londyn. To tam undergroundowa scena instrumentalna skupiona wokół miejsc takich jak Total Refreshment Centre, Church of Sound czy Jazz Cafe, a także z ramienia inicjatyw jak Jazz re:freshed czy stacji radiowej Worldwide FM, sukcesywnie buduje pewnego rodzaju movement, który ma coraz mocniejszą pozycję na muzycznej mapie.

Zespoły i muzycy tacy jak Yussef Kamaal, Shabaka Hutchings, Moses Boyd, Nubya Garcia czy Ruby Rushton i 22archestra (których liderem jest Tenderlonious) na dobre ugruntowali swoją pozycję w UK, coraz częściej grając koncerty na całym świecie. Podobnie dzieje się za oceanem, czego dowodem jest popularność Kamasi Washingtona, ekipy BadBadNotGood, Thundercata czy kolektywu The West Coast Get Down.

Na naszym rodzimym podwórku szlak rewolucji gatunku przeciera wrocławski septet EABS, którego debiutancki krążek “Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” sporo namieszał na polskiej scenie. To kontynuacja polskiej szkoły jazzowej z czasów Komedy, jednak wymykająca się zupełnie brzmieniowym schematom i uciekająca od utartych muzycznych standardów. Album Wrocławian jest w całości poświęcony twórczości legendy polskiego jazzu – Krzysztofowi Komedzie. „Repetitions” to analiza twórczości artysty z lat 1962-1967. To powtórka Komedy mniej znanego, a zarazem dogłębniej zbadanego.

“Repetitions” zostało świetnie przyjęte przez krytyków i dziennikarzy muzycznych. Album od momentu majowej premiery zebrał ponad 30 pozytywnych recenzji i artykułów. Rozpisywano się o nim zarówno w mediach lifestyle’owych, na szeroko pojętych portalach muzycznych jak i w środowisku jazzowym (Jazz Forum, Polityka, Przekrój, Gazeta Wyborcza, Jazz Press, Ruch Muzyczny). EABS to tegoroczny laureat „EMOCJI” (nagrody przyznawanej przez Radio Wrocław KULTURA), Mateuszów Trójki w kategorii Wydarzenia Jazzowego. Zespół został również nominowany do Wrocławskiej Nagrody Muzycznej. Wcześniej projekt został wyróżniony nagrodą WARTO przyznawaną przez Gazetę Wyborczą.

Posłuchane 3.0: EABS plays Repetitions feat. Tenderlonious
Wydarzenie na Facebooku | Bilety (35zł)

 

Awgs – Wywiad i zapowiedź występu na Digital Meditation

Już w najbliższy czwartek, 28 września, odbędzie się impreza, której fani wszelkiej maści czarnych brzmień po prostu nie mogą przegapić! Właśnie tego dnia audycja Digital Meditation, nadawana w warszawskim Radiu Kampus, wychodzi poza eter i materializuje się w wydarzeniu, w trakcie którego będzie można usłyszeć świetny polski funk, jazz, soul i hiphopowy sampling w najlepszym wydaniu. Pomimo późnej pory przybliżymy Wam dziś sylwetkę Oskara Augustyniaka, który tworzy i występuje pod aliasem Awgs, i którego to oczywiście będzie można zobaczyć oraz usłyszeć podczas wspomnianego eventu. Poniżej znajdziecie wideozapowiedź występu Oskara na Digital Meditation (autorstwa Pawła Zanio, Kasi Stefańskiej i Dvoraka), a także zapis rozmowy, jaką beatmaker odbył z organizatorami samego wydarzenia.

DM Crew: Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?

AWGS: Przez 7 lat byłem tancerzem, miałem własną szkołę taneczną. Jeździliśmy na konkursy, warsztaty, szkolenia i wycieczki do Nowego Jorku. Przez sześć lat totalnie nie wiedziałem co się dzieje w nowej muzyce, bo tylko diggowałem jakieś rzeczy z Salsy, muzyki latynoskiej, kubańskiej, boogalu, a dzisiaj to wszystko sampluje, więc mam dzięki temu paletę swoich brzmień. Po sześciu latach jak zamknęliśmy szkołę przyszedł moment, w którym pytałem sam siebie czego ja teraz mogę posłuchać, co się działo przez ten czas w muzyce. Sprawdzam OSTRego, ale on robi coś zupełnie innego niż myślałem. Pojawiło się też coś takiego jak trap. Przez ten cały okres byłem w totalnej hibernacji. Nagle się budzę i muszę ogarnąć co się przez ten czas wydarzyło. Do dziś powoli próbuje zamknąć tę dziurę w muzyce pomiędzy 2008 a 2014.

Z drugiej strony możesz na świeżo odsłuchiwać to, co się wydarzyło przez ten czas w muzyce.

No wiesz, cały czas mam takie strzały, że wow coś takiego było? Cały zalążek tej bitowej sceny też mnie ominął. Tak naprawdę to jak już dołączyłem do tej całej imprezy to Flying Lotus zaczął robić filmy. Bity robię dopiero od dwóch lat, a wcześniej to raczej grałem na bębnach, klasyczne podejście – zespoły i piosenki. Teraz dźwigam wszystko na swoich barkach.

To od czego zaczęła się twoja przygoda ze sceną new beats?

Początkowo zaintrygował mnie Shigeto, bo on też jest perkusistą, więc powolutku zacząłem analizować jego rzeczy. Jak już wyczerpałem jego muzykę, to po drodze był gdzieś Bonobo ale czułem, że to nie jest jeszcze to. Natrafiłem na MNDSGNa i jak zobaczyłem jak tworzy bity to uzależniłem się. Chciałem robić to tak jak on. Moja pierwsza EP na bandcampie to były totalnie te klimaty. Często oglądałem teledysk do  „Chowdr (Feels)“, gdzie pod obraz z „Shawshank Redemption“ więzień puszcza  przez megafon muzykę z winyla na całe więzienie. Osadzeni słuchają tego chilloutu który zamyka MNDSGN w swoich bitach, scena się kończy, więźniowie wracaję do cel i jest generalnie rozpierdol. On puścił tylko ten jeden beat. Jak to zobaczyłem to pomyślałem, że to jest właśnie hip hop, bierzesz różne elementy zewsząd i robisz nową jakość, coś świeżego. Od MNDSGNa dopiero przyszedł KNXWLEDGe no i jak już wjechał ten jego swag, nonszalancja, wyjebka maksymalna i sposób w jaki on w ogóle robi i sampluje, to było wyjątkowe, nikt tak nie robił do tej pory moim zdaniem. Jego sposób robienia bitów jest bardzo charakterystyczny.

Dekadę wcześniej Madlib miał bardzo podobne podejście do robienia bitów. Wszystko było surowe, brudne trochę, też na luzaku. Zdecydowanie miał swój sznyt w produkowaniu. Ostatnio miałem przemyślenia, że Knxwledge pcha to ponownie w podobną stronę. Bez miksu prosto z MPC.

Dokładnie, Knxwledge jest totalnie na relaksie, wrzuca co chce, kiedy chce. Dla mnie to było ciekawe podejście w przeciwieństwie do tego czego wcześniej doświadczyłem. Nie ma tego ciężaru, że jesteś w bandzie i musisz robić płytę minimum rok. Teraz raz w miesiącu coś wrzucam. Z tego co tam się nazbiera, raz mam ochotę zrobić bardziej latynoską muzykę, raz hip hopową, a raz elektroniczną. KNXWLEDGE pokazuje, że możesz robić co chcesz, możesz ciąć co chcesz, kogo chcesz, jak chcesz. Twoje tracki mogą trwać tyle ile uważasz. Po prostu rób swoje, rób to co czujesz. To mi dało taką pewność siebie, że to jest to. Najbardziej mnie zafascynował tym, że bity nie były możliwe do zagrania na bębnach.

Byłeś skupiony tylko na producentach ze sceny beatowej?

Lubię słuchać również MF Dooma, Earla Sweatshirta, Roc Marciano, Freddie Gibbsa. Marciano bardzo mi się podoba, dlatego, że wyjmuje po prostu kozackie loopy, które lecą do bólu, a on się na nich po prostu rozpływa swoim rapem. Nie ma w tym jakiegoś niesamowitego kunsztu producenckiego.

90% na tych bitach robią sample.

Nie zawsze musisz nie wiadomo co zrobić. Czasami loop wystarczy. Na początku dokładnie to tak działało, że loopowało się fragment płyty, dodawałeś break i nara, koniec. Nie było edycji, dodawania w programie, obracania. Czasami te najprostsze środki są po prostu najlepsze.

Każdy bit to jak inny cukierek, który wyjmujesz z worka, nie wiesz jaki będzie miał smak, o co w nim chodzi, czy ten jest o jesieni, o pracy, o chillaxie, o dziewczynie, każdy jest jak fotka. Chodzi o to, żeby pętla dawała ci niedosyt. Nie chodzi o to żeby słyszeć całą piosenkę, ta pętla to jest to dlaczego włączasz ten bit, po co chcesz do niego wrócić i słuchać jej w kółko. Zdarza mi się zrobić taką pętle raz na 10 bitów I jest wtedy radość. Jest satysfakcja, która buja mnie przez jeden dzień, przez drugi i tydzień później.

A jak w ogóle pracujesz nad muzyką?

Na początku szukam sampli. Jak znajdę taką część, która mi siedzi to mam bębny pod ręką i sprawdzam czy coś pasuje. Wiele rzeczy odrzucam, ale jak znajdę dobry loop to wtedy wiem – po prostu wiem. Czasami mogę ściemniać siebie w kółko, ale jak już znajdę tę petardę to wiem, że to będzie sztos, że muszę to wyjąć i podłubać. Mogę siedzieć cały wieczór, mogę zrobić bit w pół godziny czy 15 minut. Wszystko zależy od tego z czym pracuję, czy chce dodać bas albo większy aranż. Czym więcej elementów tym dłużej. Co ileś bitów wychodzi jakiś kamień.

Twoje nowe wydawnictwo ukaże się nakładem Kalejdoskop Records? Czy też  będzie zorientowane na scenę bitową czy chcesz rozwinąć formułę?

Na razie to co wyjdzie w Kalejdoskopie to będzie część cyklu. Jest to coś co wydaje już od jakiegoś czasu i nazywa się PSWX. Takie luźne nawiązanie do Pewexu gdzie mogłeś kupić amerykański towar. Ja ciacham amerykański towar i robię z niego bity, więc stąd to nawiązanie. EP łączy brzmienie późnych lat 90., neo soulowe klimaty, trochę popowe, lekko cheesy, ale takie brzmienie, z którego da się wyciągnąć ten hip hop i to mięso. Często jest tak, że utwór zaczyna się super intrem, a potem wchodzi zwrotka i jest słabo. To są te momenty. Jak aranżujesz piosenkę, to wybierasz te momenty, które najbardziej siądą. Patrząc na to od strony klasycznej, gdy piszesz piosenki z przeznaczeniem do radia albo TV to tych części – że tak powiem jazzowych – jest bardzo mało, są często skompresowane do intra albo outra i ja szukam właśnie takich kąsków. Czasami je brutalnie wyjmuję ze środka z basem, perkusją i wokalem i na to nakładam bębny w zupełnie innym tempie, w innym brzmieniu, aby zrobić z tego kolaż, który brzmi zupełnie inaczej. W tym jest gdzieś ukryta muzyka z mojej młodości.

Jakie to rzeczy dokładnie?

Hip-hop, soul, Jamiroquai, D‘Angelo, Erykah Badu wszystko musiałem przejrzeć i sprawdzić czy tam nic nie zostało. Często też jest tak, że numery znanych producentów są na jakimś znanym samplu, czasami jestem w stanie z nich coś innego zrobić i też się to broni. Jest różnie. Czasami jest tak, że ktoś zrobi kawałek i jest nie do ruszenia, nie ma opcji żeby coś z tym zrobić ale jest też tak, że sam jestem zaskoczony.

Dogrywasz coś jeszcze na perkusji czy syntezatorach? Czy preferujesz na ten moment głównie sampling?

Moje całe studio to jest obecnie laptop i kontrolery. 90% perkusji to są kontrolery, przerzuciłem nogi na pady i palce. Pokuszę się czasami też o linie basu albo dodatkowy akord, albo dodaję więcej tekstów, wszystko zależy ile potrzeba i ile jest tam miejsca. Zależy mi na tym, żeby jednak trochę oddechu było, a nie 100 warstw, bo wtedy nie pomaga to muzyce. Planuję połączyć te dwa światy, to jest taki mój większy cel, aby grać na zestawie i dogrywać bity na żywo. W tym momencie na koncertach lecą moje produkcje w różnych aranżach. Manipuluję je efektami i dogrywam niektóre partie na żywo, ale chciałbym mieć ostatecznie zespół albo solowy projekt, w którym gram na bębnach i jednocześnie uaktywniam sample. Wtedy połączę to co kocham najbardziej w klasycznym świecie z tym hip hopem i undergroundem. To jest to do czego dążę.

A teraz czego możemy spodziewać się na twoich gigach?

Na żywo wzoruję się mocno na tym jak to wygląda na domówkowych imprezach w Los Angeles. Gdzie robią spontaniczne imprezy pokroju Boiler Room. Producenci z LA posilają się Rolandem sp404. Ja się posiłkuję laptopem, sam sobie zaprogramowałem efekty na kontrolerach wzorując się na tym, jak to tam wygląda. Ludzie myślą zazwyczaj, że to jest klasyczny DJing, a ja to traktuję jako odrębną część w tej kulturze. Chodzi o to, żeby bawić się tymi efektami, żeby modulować, by te bity tam jeszcze skwierczały i wyciskać z nich różne ciekawe rzeczy. W ten sposób działam. Bardzo dużo podkładów przelewa się przez gig, nie przejmuję się ile co trwa. Jak czuję, że wszystko już w tym numerze zostało pokazane to idę dalej – następny, następny, 50 czy 60 bitów się przewija przez gig. Jest dobra zabawa, lecą efekty, dodaję textury, gram na żywo niektóre partie, nakładam bębny z akustycznym brzmieniem. Z czasem myślę, że jakiś rap dojdzie, to cały czas ewoluuje, ale chodzi o to, żeby nie zamulać za długo. Sprawdzam czy utwór nie jest za długi i czy się wytrąca ta energia. Jeżeli tak się dzieje to już nie jest to. Chodzi o to, żeby cały czas ta głowa się bujała i cały czas coś się działo.

…a jeśli byłoby Wam mało, to do odsłuchu czeka również godzinny występ live, jaki Awgs przygotował specjalnie dla – a jakże – audycji Digital Meditation. Czytajcie, oglądajcie, słuchajcie i oczywiście widzimy się w czwartek!

Recenzja: EABS Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)

EABS

Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) (2017)

Astigmatic

Wielu już porywało się na reinterpretacje klasycznych tematów Komedy. Był Komeda dosłowny i Komeda zdekonstruowany, Komeda polski, afrykański, amerykański, Komeda wokalny, sentymentalny, kameralny. Rzadziej Komedę dzielono, częściej hołdowano, czasem rozwadniano. I kiedy już wydawało się, że w gąszczu komedowej gorączki trudno w temacie przedstawić coś nowego, EABS nagrali swoje Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda).

Trudno było zresztą ten album lepiej zatytułować — w konfrontacji ze sztuką dawnych mistrzów łatwo schować się za fałszywą skromnością, przybrać postawę unoszącego się na wietrze pyłku, a z własnych artystycznych ambicji zostawić jedynie okruszki; łatwo też przeszarżować, ponieść się wyimaginowanej predestynacji, użyć czyjejś twórczości, by w istocie złożyć hołd samemu sobie. Na Repetitions nie doświadczymy żadnej z tych rzeczy. EABS mają świadomość, że wkraczają na ziemię świętą, ale rozdeptywaną latami przez tłumy pielgrzymów. Sami jednak nie pielgrzymują. A przynajmniej nie w sposób tak bezpośredni, prostolinijny. Zdają się podążać raczej za własną wizją, która nie przez przypadek, ale też nie ze względu na przeznaczenie przecięła się w pewnym istotnym punkcie z twórczością Krzysztofa Komedy. Tematy kompozytora są tu raczej punktem wyjścia do stworzenia projektu, który z jednej strony oczywiście na swój sposób hołduje mistrzowi polskiego i (w dobie internetu nie bójmy się tego powiedzieć) światowego jazzu, z drugiej zaś pozostaje przez cały czas bytem odrębnym, autorskim i twórczym. Stąd tytułowe Letters to Krzysztof Komeda. Listy pisane w pierwszej kolejności dźwiękiem. Pocztówki dźwiękowe z przyszłości. Jawny futuryzm namaszczony przez samego Sun Rę, czyste szaleństwo, ale czyż nie właśnie ono stanowi istotę jazzu?

I tej istoty jazzu Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) faktycznie zdaje się dotykać. Komeda nie jest w tym kontekście przypadkowy — jest ojcem chrzestnym pewnego paradygmatu muzycznego, który projekt EABS z powodzeniem tutaj eksploruje. Bo choć w kolejnych wysyłanych do muzyka pocztówkach odnajdziemy jak najbardziej współczesne inspiracje całym spektrum gatunkowym, jazz nie jest tutaj nigdy dodatkiem, ale zawsze fundamentem. Fundamentem, na którym EABS nie boją się budować nowej muzycznej jakości — zgodnie z własną twórczą wizją i przekonaniami, bez półśrodków i kompromisów. Pod tym względem EABS zdają się przypominać The Heliocentrics, którzy w zupełnie innych okolicznościach i w sposób nieporównywalnie bardziej bezpośredni także stworzyli swoją kosmiczną wizję muzyki, obcując z wielkimi mistrzami jazzu — Mulatu Astatke i Orlando Juliusem. EABS, może dlatego, że ich spotkanie z Komedą ma zupełnie inny, choć — trzeba jednocześnie przyznać — dla słuchacza równie namacalny wymiar, cechuje jednak zupełnie inna poetyka. Dzięki wciągnięciu w bieg albumu ścieżek dialogowych z polskich filmów, do których Komeda tworzył przed laty muzykę, przenoszą słuchacza do zupełnie innej rzeczywistości. Jednocześnie bliskiej i dalekiej, bo nieistniejącej — osadzonej poza czasem w anturażu polskiej szkoły filmowej. W podobnej przestrzeni należy zresztą umieścić także ekstrawagancką aurę audialną Repetitions, które z gracją meandruje między błyskotliwą fuzją jazzu, hip hopu i rocka („Niekochana”), vibe’em klasycznego post-bopa („Perły i dukaty XIV”), souljazzowymi harmoniami („Step Into the Light”) a niebanalnym jazzem wokalnym opartym na evansowskim motywie fortepianowym i ekspresyjnym saksofonowym solo („God Is Love”). Wszystko to doprawia awangardą, trip hopem, a nawet drum & bassem („Free Witch and No Bra Queen”), jednocześnie składając ukłony w stronę najlepszych tradycji free jazzowych.

Ostatnio pod wpływem oscarowego La La Landu wraz z Ryanem Goslingiem cały świat zastanawiał się nad przeszłością i przyszłością jazzu. Nieważne na ile słusznie czy niesłusznie — zasadniczo bez konkluzji. Tymczasem w kontakcie z takimi płytami jak Repetitions okazuje się, że nie ma to absolutnie żadnego znaczenia, że jazz jest tutaj, teraz, dla nas, że można, wkładając w to wystarczająco dużo serca, pracy i inwencji, zrobić przy jego pomocy coś tak karkołomnego jak wysyłanie pocztówek do przeszłości. I powiem więcej — jestem przekonany, że wszystkie te listy prędzej czy później dotrą do ich adresata.

PRO8L3M w trasie!

Równo rok po premierze albumu PRO8L3M (1 czerwca) Steez z Oskarem ponownie ruszają w trasę koncertową. Aktualna czerwcowa lista zawiera 10 miast, więc okazji do zobaczenia na ich na żywo będzie sporo. Co prawda pierwszy koncert w Krakowie jest już wyprzedany, ale warto zapoznać się pozostałymi terminami. Od razu zapraszamy na trzy kolejne eventy z trasy, gdzie oprócz głównych bohaterów tego newsa zagra kilka znanych i lubianych postaci.

2 czerwca, Wrocław (A2) – PRO8L3M x Włodi x Żabson x EABS feat. Hades

3 czerwca, Zabrze (Wiatrak) – PRO8L3M x Włodi

9 czerwca, Olsztyn (Nowy Andergrant) – PRO8L3M x Włodi x Żabson

Polecamy sprawdzić również pozostały terminy i bookować sobie daty.

KONCERTY CZERWIEC

 

Nowy album: EABS Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)

Jeżeli śledziliście dotychczasowe dokonania zespołu EABS, nie było chyba opcji, żebyście nie czekali na ich pierwszy długogrający album. I tak oto zapowiadana od jakiegoś czasu płyta, pojawiła się dzisiaj w niemal wszystkich serwisach streamingowych. Młodzi muzycy oprócz mocnego przesłania zawartego na krążku, zaprezentowali na nim swoje własne wersje mniej znanych nagrań legendarnego Krzysztofa Komedy, ale postawili również kolejny krok w pokazaniu swojej wizji jazzu, przepuszczonej przez pryzmat kilku innych gatunków, które przez lata kształtowały ich muzyczną świadomość. Czekajcie na naszą recenzję i odpalajcie Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda), bo mamy przeczucie, że będzie to niezwykle ważna płyta, nie tylko na krajowym rynku muzycznym. Preorder wersji fizycznej zamawiać możecie m.in. za pośrednictwem sklepu SideOne oraz asfaltshop.pl.

Recenzja: EABS Puzzle Mixtape

EABS

Puzzle Mixtape (2016)

Astigmatic Records

„Back in the days when I was a teenager
Before I had status and before I had a pager
You could find the Abstract listening to hip-hop
My pops used to say, it reminded him of Bebop
I said, Well, daddy don’t you know that things go in cycles
Way that Bobby Brown is just amping like Michael”

Jedno z najbardziej charakterystycznych i najlepszych wejść w dziejach hip-hopu zawiera ciągle aktualną i uniwersalną prawdę. Cykl, o którym wspominał Q-tip trwa bowiem nadal i biorą w nim udział kolejne pokolenia muzyków. Kilka lat temu, gdy gdzieś w domowych lub studyjnych zaciszach, tacy ludzie jak DJ Premier, Ali Shaheed Muhammad, CL Smooth, Kixnare czy Madlib samplowali utwory swoich muzycznych idoli, nie mieli i nie mogli mieć pojęcia, że za jakiś czas, grupa muzyków z Polski weźmie ich produkcje i oddając im hołd, zrekonstruuje je i wróci z nimi do źródeł, zamieniając je ponownie w jazz. Wszystko to miało miejsce w jednym, nieistniejącym już dzisiaj wrocławskim klubie Puzzle, gdzie na serii koncertów spotkali się lokalni muzycy. Z czasem wykreował się konkretny skład, jak i idea, która zaczęła powoli ewoluować w prawdziwy ruch. I tak oto dostajemy zapis tamtych chwil, prawdziwy dokument czasów w postaci wydawnictwa zatytułowanego Puzzle Mixtape.

Pamiętać należy, jednak że sam pomysł to zaledwie połowa sukcesu. O tym, czy coś pójdzie dalej, decydują jeszcze pewne umiejętności oraz, co szczególnie ważne w jazzie, wzajemne oddziaływanie i zaufanie muzyków do siebie nawzajem. To co zaszło między ludźmi biorącymi udział w tych legendarnych sesjach to prawdziwa chemia, która najwyraźniej udzieliła się również występującym z nimi raperom i wokalistom. A trzeba zdać sobie sprawę, że szczególnie ci pochodzący spoza granic naszego kraju nie mieli zapewne zbyt dużo czasu na próby. Legendarny nowojorczyk Jeru the Damaja, reprezentujący Kalifornię M.E.D czy  znakomity wokalista Coultrain (który wykonał chyba najbardziej emocjonalne na całym wydawnictwie, wywołujące ciarki „Love… Meaning”) płyną bowiem tutaj jakby byli z zespołem co najmniej w kilkutygodniowej trasie, doskonale wczuwając się w wibracje bandu. Bandu, który największą siłę pokazuje jednak tam, gdzie ma ku temu więcej przestrzeni, czyli w utworach instrumentalnych. Od znakomitego „Find a Way” Trajbów, przez ciekawą interpretację nieśmiertelnego beatu Webbera z „Rozmowy” Łony po świetną przeróbkę „Carmel City„ z repertuaru duetu Pete Rock & Cl Smooth. Najbardziej spektakularnym i powalającym momentem mixtape’u jest jednak bez wątpienia „Kawałek o życiu”. Rozciągnięty do niemal 9 minut, monumentalny utwór, dla którego bazą był beat Kixa z kultowej Najebawszy Ep Smarki Smarka, pokazuje w pełni jak duże pokłady kreatywności i umiejętności posiadają członkowie EABS. Chłopaki odlatują tu bowiem bardzo wysoko, w dodatku na prawdziwie światowym poziomie i naprawdę trzeba to usłyszeć.

Oczywiście trudno jest porównywać to dosyć surowe wydawnictwo z wypieszczonymi studyjnymi projektami , ale Puzzle Mixtape doskonale wręcz spełnia trzy zadania. Po pierwsze — zawarte tu czterdzieści kilka minut starannie wybranego z ponad 23 godzin nagrań materiału jest rewelacyjną pamiątką zarówno dla występujących tam muzyków, jak i zgromadzonej, często wpadającej cyklicznie publiczności. Po drugie — słuchacze, który nie mieli możliwości wzięcia udziału w sesjach, dzięki całkiem przyzwoitej jakości dźwiękowej zrealizowanego tu materiału, mogą poczuć choćby namiastkę klimatu towarzyszącego koncertom. Ostatnią sprawą jest to, że zapis tamtych chwil jest doskonałym wstępem do wydawnictw, które mają dopiero zostać wydane, a z których najbliższym, zapowiedzianym na początek przyszłego roku, będzie studyjny hołd oddany twórczości Komedy. Puzzle Mixtape udowadnia więc równocześnie, że jazz, jak niektórzy twierdzą, nie musi być wcale zimną, pełną prześcigających się w improwizacjach, twórczością wykształconych w szkołach muzycznych instrumentalistów. To prawdziwa muzyka płynąca prosto z duszy!