Wydarzenia

jay-z

Nowy teledysk: Jay-Z „Moonlight”

Po dość niemrawym początku Jay-Z na dobre wystartował z promocją albumu 4:44 i wypuszcza teledysk za teledyskiem. Wczoraj informowaliśmy o wideo do bonusowego utworu „MaNyfaCedGod”, a dziś otrzymujemy kolejny obrazek z płyty. Paradoksalnie najsłabszy kawałek doczekał się jednego z najciekawszych klipów. Hova zatrudnia kilku utalentowanych aktorów młodego pokolenia i serwuje swoim fanom remake legendarnego serialu. Nie jest to oczywiście tylko odegranie dobrze znanych gagów, za całym pomysłem kryje się drugie dno. Dla przypomnienia, klipami została opatrzona już większość numerów z projektu, bardzo możliwe, że w najbliższych tygodniach pojawi się jeszcze kilka podobnych newsów. Takich teledysków jednak nigdy za wiele.

Nowy teledysk: Jay-Z „MaNyfaCedGod”


Jay-Z nie daje o sobie zapomnieć. Nasz wpis o najnowszych klipach Jaya już jest niestety nieaktualny, za to gdyby ktoś jeszcze nie czytał – polecamy recenzję najnowszej płyty brooklyńskiej, żywej legendy rapu. Tym razem Hov sprezentował nam monochromatyczne video, gdzie gościnny udział ma Oscarowa aktorka, Lupita Nyong’o, która ujmuje swoim tańcem przy akompaniamencie najnowszego singla „MaNyfaCedGod”. Duchowe przesłanie na sobotni poranek.

 

Jay-Z i najnowsze klipy z 4:44


My tu gadu-gadu, a za panem Carterem ostatnimi czasy trudno nadążyć. Hova w ciągu miesiąca od wydania fantastycznego albumu 4:44 tydzień po tygodniu wypuszcza teledyski do kolejnych kawałków. Po animowanym „The Story of O.J.”, który ukazał się jako pierwszy, przyszedł czas na prawdopodobnie najszerzej i najgłośniej omawiany utwór tytułowy. Powiedzieć o ilustrującym go obrazku teledysk to o wiele za mało – Jay-Z przygotował film krótkometrażowy, który oprócz ujęć Beyoncé czy Blue Ivy oraz emocjonalnych scen tanecznych, świetnie współgrających z poruszającym tekstem, zawiera klipy prezentujące różne aspekty współczesnej kultury Afroamerykanów. Zobaczymy zarówno Earthę Kitt, Jean-Michela Basquiata czy Ala Greena, jak i zwykłych ludzi w mniej i bardziej codziennych sytuacjach. Trudno nie obejrzeć tego wideo co najmniej dwa razy, by zrozumieć jego sens.


Kilka dni po powyższej kompozycji, świat ujrzał wspólną wyprawę Jaya i Damiana Marleya na Jamajkę, z której materiał złożył się na teledysk (choć i tutaj możemy mówić o krótkometrażówce) do „Bam”. To hołd dla muzyki reggae i jej domu — dla wpływu, jaki wywiera na twórczość niezliczonej ilości artystów (Hova w rozmowie z Marleyem i Sister Nancy sam mówi, że reggae towarzyszy mu od najmłodszych lat), dla niepowtarzalnego klimatu wyspy, na której muzyka łączy ludzi, wreszcie — dla spuścizny, jaką pozostawił po sobie legendarny Bob Marley. Surowe kadry z ulic i innych zakątków Jamajki wraz z wkładem gości i świetną narracją tworzą doskonale opowiedzianą, namacalnie prawdziwą historię.


Ilustracji doczekał się również utwór otwierający 4:44 – „Kill Jay Z”, któremu rozgłosu nadał w głównej mierze poruszony w kilku wersach temat przyjaźni Jaya i Kanye’ego Westa. Po długim milczeniu Carter poddał starego kumpla ostrej krytyce, nie pozostając mu tym samym dłużnym po akcjach, które opisuje w kawałku. Wielu fanom pamiętającym czasy „Big Brother” Hova złamał serca — i właśnie złamane serca są motywem przewodnim „Kill Jay Z”. Serca najbliższych, serca słuchaczy, w końcu — serce samego Jaya, który podobnie jak w „4:44” z żalem obnaża się z nieczystych występków. W czarno-białym klipie młody chłopak ucieka ulicami przed niedostrzegalnym zagrożeniem, po czym samotnie leży pośrodku pustyni czy walczy z falami oceanu. Pustka i ból w pigułce — przesłanie niedługiego wideo jest jak najbardziej jasne.


Najświeższy obrazek od Jaya to „Adnis”. Choć jego fragment stanowił pierwszą zapowiedź 4:44, kawałek pojawił się jedynie na fizycznej wersji płyty. Zgodnie z tym, co mogliśmy zobaczyć w trzydziestosekundowym urywku sprzed kilku tygodni, pierwsze skrzypce w produkcji gra Mahershala Ali. Laureat Oscara wcielił się w boksera, któremu w niektórych ujęciach towarzyszy trener — w tej roli kinowy weteran Danny Glover. W odróżnieniu od reszty, klip cechuje absolutna prostota, co bynajmniej nie odbiera mu wartości — jest wręcz odwrotnie. Na ten moment „Adnisa” obejrzeć mogą jedynie użytkownicy serwisu Tidal, ale warto wypatrywać obrazka już za kilka dni na YouTube — póki co przypominamy pierwotnie wydaną część teledysku.


A jeśli jeszcze wam mało, na Tidalu można znaleźć „Footnotes” do „The Story of O.J.”, „4:44” i „Kill Jay Z”, w których Jay i zaproszeni goście (wśród nich m. in. Chris Rock, Van Jones, Anthony Anderson) wypowiadają się w kwestiach ściśle związanych z całą płytą — udzielają odpowiedzi na pytania o rasizm, własne ego czy rodzinę. Zdecydowanie warte obejrzenia!

Recenzja: Jay-Z 4:44

Jay-Z

4:44 (2017)

Roc Nation

So don’t believe everything your earlobe captures / It’s mostly backwards / Unless it happens to be as accurate as me / And everything said in song you happen to see / Then, actually, believe half of what you see / None of what you hear, even if it’s spat by me” – cytowany fragment utworu „Ignorant Shit” z albumu American Gangster (2007) jest bardzo uniwersalnym podsumowaniem zdystansowanego podejścia Jaya do sztuki hip-hopowej na przestrzeni jego kariery. Naturalna autentyczność i niepowtarzalna precyzja pióra od zawsze sprawiały, że trudno było Hovie nie wierzyć; niezależnie od tego, czy dominował grę rapowego i ekonomicznego braggadocio (w czym praktycznie wszyscy artyści hip-hopowi bezskutecznie próbowali mu dorównać w przeciągu ostatnich dwóch dekad), czy kiedy podejmował bardziej wymagające tematy. Dlatego też w zasadzie nie da się nie uwierzyć w każde słowo zarejestrowane na najbardziej osobistym i zaangażowanym krążku w dotychczasowym dorobku Shawna Cartera, jakim jest najnowsze 4:44. Dojrzewanie w rolach syna, ojca i męża, rozliczenie z małżeńską niewiernością, jakże aktualna analiza ciągle niepokojącej pozycji społeczności afroamerykańskiej w Stanach Zjednoczonych, krytyka chciwej polityki dużych wytwórni, ewolucja i rozpad przyjaźni, nostalgiczne wycieczki w przeszłość w relacji z teraźniejszością, a także… nieocenione autorskie lekcje finansowe – to wiodące problemy na płycie zwieńczonej przepięknymi produkcjami legendarnego No I.D..

Album otwiera intro w postaci „Kill Jay Z”, które od razu wprowadza w przejmująco intymny nastrój materiału. Jigga bezpośrednio zdaje relację z (upublicznionej przez Lemonade Beyoncé) sytuacji rodzinnej („You almost went Eric Benet / Let the baddest girl in the world get away„), opowiadając także o odpowiedzialności ciążącej na ikonie popkultury oraz komentując poddaną próbie przyjaźń z Kanye Westem („(…) this ‚fuck everybody’ attitude ain’t natural (…) / You gave him 20 million without blinkin’ / He gave you 20 minutes on stage; fuck was he thinkin’?„). Sama kompozycja rozpoczyna się od perkusyjnej pętli o minimalnie nienaturalnym miksie, eksponującym wokal Jaya, z przytłumionymi smyczkami i poszatkowanymi partiami wokalnymi z „Don’t Let It Show” The Alan Parsons Project, które w dalszej części utworu wysuwają się na pierwszy plan, potęgując soulowy efekt, który konsekwentnie przoduje przez całe 4:44.

W powalającym numerze „The Story of O.J.”, opartym na samplu z „Four Women” Niny Simone (wykorzystanym również m.in. w utworze „Heavi Metal” duetu Fisz/Emade), Jay-Z poetycko wyraża się o położeniu Afroamerykanów, które tak naprawdę tylko pozornie zmieniło się po 1965 roku. Ironicznie odnosząc się do niesławnej kwestii O.J.’a Simpsona („‚I’m not black, I’m O.J.’… okay„), raper podkreśla istotę pielęgnowania kultury swojej społeczności, a także zaznacza wagę inwestycji finansowych i przekazywania bogactwa kolejnym pokoleniom w kontraście wobec bezsensownej rozrzutności czy afiszowania się zdobytym majątkiem („Financial freedom my only hope / Fuck livin’ rich and dyin’ broke (…)  Y’all out here still takin’ advances, huh? / Me and my niggas takin’ real chances”) . Następne w kolejności „Smile” to tryskająca szczęściem afirmacja życia i ciężko wywalczonego sukcesu, której epicentrum jest ujawnienie orientacji seksualnej matki artysty („Mama had four kids but she’s a lesbian (…) Cried tears of joy when you fell in love / Don’t matter to me if it’s a him or her„). Gloria Carter sama udziela się na emocjonalnym kawałku poprzez deklamację zgrabnie spinającego kompozycję wiersza, oddającego grozę wieloletniego pozostawania w ukryciu. Aspekt niesprawiedliwości wobec kobiet w dzisiejszych czasach jest zresztą jedną z najistotniejszych kwestii materiału, prezentowaną głównie z perspektywy najbliższych – żony, dzieci i matki.  „Caught Their Eyes” z refrenem autorstwa Franka Oceana to natomiast dubujący wulkan groove’u zbudowany na kolejnym utworze Niny Simone – tym razem to nieśmiertelne „Baltimore”. Tutaj obrywa się przemysłowi muzycznemu i obrzydliwie łapczywym włodarzom wytwórni, widzącym w artystach jedynie źródło swojego dochodu. Hova opisuje epizody, podczas których gwałcono pamięć po Notoriousie B.I.G. („You greedy bastards sold tickets to walk through his house / I’m surprised you ain’t auction off the casket„) i nie szczędzi nazwisk, na przykład w kontekście problemów Prince’a z przełożonymi („Now, Londel McMillan, he must be color blind / They only see green from them purple eyes„).

Punkt kulminacyjny 4:44 przypada na sam środek tracklisty – utwór tytułowy oraz „Family Feud” z gościnnym udziałem samej Beyoncé. W „4:44” Jay porzuca dumę, z sercem na dłoni przepraszając żonę i dzieci, które mogły ucierpieć na jego niewierności  („(…) So I apologize / I seen the innocence leave your eyes / I still mourn this death„). Nie ma tu mowy o banałach – każde słowo uderza z hukiem miny lądowej, gruntując gorzką szczerość wyznań i błagalny ton kompozycji. Produkcja No I.D. to prawdopodobnie najpiękniejszy beat na całym krążku – przewodzą mu długie sample (o dziwo!) z ubiegłorocznego „Late Nights & Heartbreaks” zespołu Hannah Williams & The Affirmations i brudne, dynamiczne bębny w estetyce produkcji Westa czy Just Blaze’a z czasów The Blueprint czy The Black Album (czyli ważnych punktów odniesienia dla perkusyjnych groove’ów No I.D.). „Family Feud”, z chórkami Beyoncé akompaniującymi cudownemu samplowi z „Ha Ya (Eternal Life)” The Clark Sisters, w oczyszczający sposób celebruje temat miłości i rodziny („A man who don’t take care of his family can’t be rich / I’ll watch Godfather, I miss the whole shit„), a także odnosi się do konfliktu pokoleniowego między młodymi raperami a artystami starszej generacji („You’d rather be old rich me or new you? / And old niggas, y’all stop actin’ brand new„) i znowu krytykuje problem braku wspólnoty i dbałości o właściwe autorytety oraz jedność Afroamerykanów.

Jedyny zgrzyt albumu pojawia się przy okazji utworów „Bam” i „Moonlight” – pierwszy z nich niweczy bujającą perkusję i wzorowe flow Hovy nieszczęsnym refrenem Damiana Marleya (parafrazującego słynne „Tenament Yard” Jacoba Millera) i bardzo oczywistym samplem z „Bam Bam” Sister Nancy, który de facto został wykorzystany w „Famous” Kanyego Westa z The Life of Pablo, co nasila niesmak. W przypadku „Moonlight” tendencja niestety się utrzymuje – tutaj No I.D. sięgnął po klasyczne „Fu-Gee-La” Fugees. Wyciął najbardziej rażące sekwencje z refrenu, płodząc najsłabszy instrumental na 4:44, do którego Jay „dostosował” swój najsłabszy performance, ratowany jedynie pojedynczymi wersami o sytuacji braci i sióstr w branży artystycznej („Y’all niggas still signin’ deals? Still? / After all they done stole, for real? / After what done our Lauryn Hill?„) i refrenem odwołującym się do oskarowych kontrowersji na linii MoonlightLa La Land.

Płyta odzyskuje pełen blask na nostalgicznym finiszu z kawałkiem „Marcy Me”. Ze znaną tylko sobie plastyczną narracją Jay przenosi nas na ulice Nowego Jorku z przełomu lat 80-tych i 90-tych („Back when ratchet was a ratchet and a vixen was a vixen / And Jam Master Jay was alive, I was mixin’ / Cookin’ coke in the kitchen back when Rodman was a Piston”) i z dużą dozą nienachalnej melancholii wspomina drogę, jaką przeszedł zarówno jako muzyk, jak i zwykły człowiek („I’m from Marcy Houses where the boys die by the thousand / (…) Yeah, that’s where it all started„). Wszystko dopieszczono czarującym podkładem samplującym „Todo o Mundo E Ninguem” Quarteto 1111, śpiewanym finałem The-Dreama i nawiązaniem do kultowego „Unbelievable” Biggiego Smallsa z Ready to Die. Finał 4:44 stanowi triumfalne „Legacy”, wykorzystujące równie podniosłe „Someday We’ll All Be Free” Donny’ego Hathawaya i kompilujące większość wątków obecnych na materiale.

4:44 to album, który był bardzo potrzebny w dyskografii Jaya. Nie ma prób serwowania hitów i odwzorowywania panujących obecnie trendów – jest za to pełnowymiarowy koncept artystyczny, wiara w ducha surowości w muzyce i ogólna taktyka low-key pozwalająca odbiorcy na koncentrację na ambitnej treści. Nawet jeżeli część tematów na płycie może wydawać się atrakcyjna tylko fanom Hovy skupionym na ikonicznej pozycji rapera w popkulturze, wszystkie wnioski płynące z wyszlifowanych do granic zwrotek są uniwersalne. Rachunek jest prosty – dwa utwory zmarnowane głównie przez przestrzelony dobór sampli, osiem absolutnie fantastycznych tracków i – w efekcie – najlepsze wydawnictwo Jaya-Z od American Gangster.

Nowy teledysk: Jay-Z „The Story of O.J.”

Dziś premiera nowego longplaya Jaya-Z4:44 i dokładnie dzisiaj na TIDALU premierę miał klip do pierwszego numer promującego materiał. W związku z tym, że Jigga jest właścicielem marki, teledysk na razie można zobaczyć niestety tylko tam. „The Story of O.J.” doczekało się animowanego, czarno-białego obrazu osadzonego w klimatach lat 20-tych, 30-tych. Track odnosi się do stereotypów związanych z portretem przedstawicieli afroamerykańskiej społeczności w Ameryce. Wyłapałem odniesienia do „99 Problems” i Django Quentina Tarantino. Wprawne oko pewnie wychwyci więcej smaczków.

#FridayRoundup: Jay-Z, TLC, Calvin Harris i inni

FridayRoundUp with Tinashe and schafter

Dzisiejszy dzień to przede wszystkim nowy album Jaya-Z. Nie myślcie jednak, że poza nim nic więcej nie opanuje Waszych głośników. Długo wyczekiwany krążek TLC, naszpikowany współczesnymi gwiazdami R&B i hip-hopu album Calvina Harrisa, Nowe wydawnictwo od Mc Eitha, w którym swoje palce maczał również DJ Premier, nowa rzecz ze Stones Throw, czyli zespół Washed Out oraz reprezentant Brainfeeder — Lapalux, z pewnością dadzą nam wiele muzycznej radości.


4:44

Jay-Z

Roc Nation

Aż trudno uwierzyć, że Jay-Z ma 47 lat, 12 świetnych albumów na koncie i wciąż jest jednym z najpopularniejszych raperów w grze. Gigant hip hopu miewał lepsze i gorsze momenty, jednak trudno wskazać w jego dyskografii chociaż jedną słabą solówkę. Wydane w 2013 roku Magna Carta… Holy Grail czy legendarne Watch The Throne pokazały, że Hova ciągle trzyma rękę na pulsie, a lata praktyki pozwalają mu odnaleźć się w każdym stylu. Jak będzie w przypadku nadchodzącego 4:44? Nowe wydawnictwo to wielka zagadka. Póki co, wiemy tylko, że za produkcję odpowiedzialny ma być wieloletni współpracownik rapera, No I.D. (czy to przekreśla domniemaną kolaborację Jaya i Zaytovena?), a to już gwarancja fantastycznych bitów i chemii między artystami. Być może, dane nam będzie usłyszeć gościnne występy Justina Timberlake’a, Franka Oceana, Kanye Westa, Rick Rossa, a nawet samego Kendricka Lamara — wszystko to stoi pod znakiem zapytania. Ja natomiast mam nadzieję, że tym razem, legenda nowojorskiej sceny zechce powalczyć o tytuł albumu roku — od The Black Album minęło w końcu już 14 lat! — Adrian

 


TLC

TLC

852 Musiq

Fani doczekali się premiery nowego albumu grupy TLC. Po akcji crowdfundingowej i bardzo długim oczekiwaniu dziewczyny powróciły z nowym projektem, który niestety jest również pożegnaniem. Krążek TLC budzi jednak mieszane uczucia, szczególnie po odsłuchu singli promujących, które znacznie odbiegają od dotychczasowych dokonań girlsbandu. Odnoszę wrażenie, że po zebraniu znacznie wyższej kwoty od zakładanej na wydanie płyty, T-Boz i Chilli poczuły ogromną presję i oddech wytwórni na karku, żeby w końcu wydawnictwo ujrzało światło dzienne. Pośpiech wpłynął zapewne na projekt okładki i znikomą promocję. Z drugiej strony wakacje już za chwilę, więc nowe rytmy idealnie wpasują się w letnią atmosferą. Ciekawe tylko, jak album oceniłaby Lisa Lopez. — Forrel


Funk Wav Bounces Vol. 1

Calvin Harris

Sony Music

Jak to się stało, że piszemy na Misce o Calvinie Harrisie? Otóż, stało się takim sposobem, że elektroniczny producent postanowił w tym roku poflirtować z szeroko pojętym funkiem, czego efektem jest wypuszczony dzisiaj longplay Funk Wav Bounces Vol. 1. Oprócz Franka Oceana i Migosów („Slide”), Young Thuga, Pharrella i Ariany Grande („Heatstroke”), Future’a i Khalida („Rollin”) oraz Katy Perry i Big Seana („Feels”) na płycie znajdziemy prawdziwie gwiazdorską obsadę ze świata hip-hopu i R&B. W rolach głównych: Nicki Minaj, ScHoolboy Q, Travis Scott, Lil Yachty, Snoop Dogg, John Legend, Kehlani, PartyNextDoor i oczywiście Calvin Harris. Czy mamy przed sobą widmo idealnej płyty na nadchodzące lato?


Which Way Iz West

Mc Eiht

Year Round/Blue Stamp Music

Na wspólny projekt MC Eihta i Dj-a Premiera czekam już tak długo, że zdążyłem trochę wyrosnąć z gangsta-rapowych klimatów. Na szczęście raper z Compton co jakiś czas przypominał o swoim istnieniu, nagrywając m. in. fantastyczną zwrotkę na “m.A.A.d. City”. Primo i Eiht mieli okazję już ze sobą współpracować, czego efektem była EP-ka Keep It Hood, na której mogliśmy usłyszeć skrecze współzałożyciela legendarnego Gang Starra. Jak poradzi sobie w roli głównego producenta albumu w klimatach Zachodniego Wybrzeża? Singiel “Represent Like This” udowadnia, że tworzenie g-funkowych podkładów nie stanowi dla niego żadnego problemu. Na Which Way Iz West usłyszymy całą starą gwardię ze słonecznego Los Angeles, w tym B-Reala, Kurupta, Xzibita czy Compton’s Most Wanted (pierwszy raz w komplecie od ponad 11 lat!), co daje nadzieję na bardzo nostalgiczny krążek. Nie spodziewam się absolutnej petardy, a raczej solidnej propozycji dla wszystkich, którzy z utęsknieniem spoglądają na czasy Up in Smoke Tour. Mimo wszystko, kiedy termometry pokazują +30, zawsze dobrze posłuchać starego, dobrego gangsta rapu. — Adrian


Mister Mellow

Washed Out

Stones Throw

Co słychać, Ernest Green? Pytanie wydaje się całkiem zasadne, biorąc pod uwagę fakt, że nadeszło lato, i że konkurencja, czyli Toro Y Moi, też zdaje się budzić z przydługiego letargu. Prawdopodobnie obecnie nikt nie będzie spodziewał się rewolucji po człowieku stojącym za projektem Washed Out, ale już zapowiedź albumu wizualnego brzmi dość intrygująco. Czegokolwiek byśmy nie otrzymali, Mister Mellow z pewnością może pretendować do miana soundtracku służącego do łagodnego wychodzenia z pofestiwalowych i powakacyjnych depresji. — MajaDan


Ruinism

Lapalux

Brainfeeder

Zniszczyć coś, aby coś zbudować. Tą dewizą kierował się Lapalux przy tworzeniu swojej trzeciej studyjnej płyty. Zarejestrowane na początku dźwięki poddał on komputerowej przeróbce, a zaproszone gościnnie wokalistki nadały stworzonej w tej sposób warstwie muzycznej jeszcze większej głębi i wyjątkowej atmosfery, która jest chyba słowem kluczem w przypadku tego krążka. Całość wydała wytwórnia Brainfeeder, która sama w sobie jest już gwarantem wysokiej jakości. — efdote


Jay-Z bawi się myślnikiem

Hattrick! Jay-Z w tym samym czasie zapowiedział nową płytę, został dumnym ojcem bliźniąt (gratulujemy!) i po raz kolejny (a będąc bardziej ścisłym — trzeci) zmienił swój pseudonim artystyczny (najpierw usunął z niego umlaut, a następnie wspomniany już myślnik, a właściwie łącznik, bo z punktu widzenia interpunkcji o myślniku mówimy wtedy, gdy łączy nie tyle dwie części wyrazu czy dwa wyrazy w jeden, ale dwie części zdania — o tak).

Myślnik wyklęty po 4 latach niełaski wraca do gry i imienia rapera. Jednocześnie Jay w erze CAPS LOCKA UŻYWANEGO WSZĘDZIE WE WSZYSTKICH NAZWACH I TYTUŁACH, WSZĘDZIE (machamy wam, ODESZA, NAO, SZA, PRO8LEM, PARTYNEXTDOOR, żeby przypadkiem ktoś was nie przeoczył, bo to byłby koniec świata!) chce być teraz JAYEM. Łącznik może wrócić, nie będziemy protestować, ale CAPSY sobie darujemy.

Jay Z dzieli się trailerem projektu 4:44

Im bliżej do 30 czerwca, tym bardziej wzrasta apetyt na najnowszy projekt Jaya Z pod kryptonimem 4:44, który nie bez kozery jest z niecierpliwością wyczekiwany przez fanów na całym świecie. Kilka godzin temu Hova postanowił uchylić sporego rąbka tajemnicy i udostępnił trailer albumu (a zarazem filmu, który zostanie wydany wraz z nim) — jak można się domyślić, nie ujawnia on zbyt wiele, ale wystarczająco, by podkręcić atmosferę. W krótkim czarno-białym klipie wystąpił nagrodzony tegorocznym Oscarem aktor Mahershala Ali, natomiast muzyczne tło stanowi fragment kawałka „Adnis”, który z pewnością pojawi się na 4:44. Wiemy również, że jako pierwsi zaszczytu odsłuchania krążka dostąpią użytkownicy serwisu Tidal (co nie powinno nikogo zaskoczyć) oraz amerykańskiej sieci telefonii komórkowej Sprint. Nie podano informacji, kiedy 4:44 zagości w innych serwisach streamingowych — warto będzie zatem już za 11 dni zaopatrzyć się w dostęp do Tidala lub kolejną dozę cierpliwości. Poniżej możecie zobaczyć wspomniane wcześniej wideo, a potem… pozostaje czekać!

Tajemniczy projekt 4:44 doczekał się daty premiery

Już 30 czerwca przekonamy się, czym tak naprawdę jest zagadkowy projekt 4:44, o którym więcej pisaliśmy TUTAJ. W kilku amerykańskich miastach pojawiły się bowiem kolejne plakaty, na których tym razem umieszczono nieco więcej informacji. Zgodnie z przewidywaniami internautów, w całe zamieszanie zaangażowany jest Jay-Z, a może powinniśmy od tej pory pisać Jay:Z, bo w takiej właśnie formie przedstawiona została jego ksywka. Przywraca to nadzieje fanów na nowy album rapera, które przygasły nieco po trzecim meczu finałów NBA, kiedy to w przerwie pojawiła się reklama będąca trailerem filmu (wystąpić w nim mają m.in. Mahershala Ali, Lupita Nyong’o oraz Danny Glover) oraz zapowiedzią współpracy na linii Tidal-Sprint. Wszystko to oczywiście pod nazwą 4:44. Sam artysta na razie milczy w tej sprawie, ale całkiem sporo dzieje się wokół jego osoby. Został bowiem ostatnio członkiem prestiżowej Songwriters Hall of Fame, skupiającej najlepszych autorów tekstów, a za pomocą konta na Twitterze, podziękował pokaźnej liście raperów, którzy mieli oraz nadal mają wpływ na jego twórczość. Muzyk pojawił się ostatnio również z wizytą na Jamajce, gdzie spotkał się z m.in. z Damianem Marleyem oraz Sister Nancy i spędzili razem całkiem sporo czasu, pracując nad muzyką w legendarnym studio Tuff Gong w Kingston. Czekamy więc na 30 czerwca, tym bardziej że będzie to piątek, czyli dzień płytowych premier. Mhmm.

Jeżeli część z Was jest zawiedziona, że nie uczestniczy w tym wszystkim Beyoncé i plotki o ich wspólnym albumie, nie staną się w najbliższym czasie prawdą, to polecamy świetny mashup album zatytułowany Bey-Z, łączący nagrania jednego z najbardziej znanych małżeństw w biznesie, którego autorem jest 19-letni producent z Orlando — amorphous

Czyżby Jay Z rozpoczął właśnie kampanię promującą nowy album?

Od samego rana na kilku portalach związanych w dużej mierze z muzyką i kulturą hip-hopową, pojawiła się tajemnicza reklama. Widniał na niej jedynie napis 4:44, a kliknięcie banera nie przekierowywało nas do żadnej innej strony. Dociekliwi czytelnicy w miarę szybko rozgryźli, że w kodzie strony widnieje tekst: “tidal-444.” Oznacza to najprawdopodobniej, że właścicielem tej reklamy jest Tidal, a stąd dalszy trop prowadzić mógł już tylko do jednej osoby, czyli Jaya-Z. Domysły i spekulacje podkręciły jeszcze bardziej podobne reklamy pojawiające się w Nowym Yorku m.in. przy kilku stacjach metra oraz na banerach. Uwielbiający teorie spiskowe słuchacze od razu rzucili się do rozwiązywania tajemniczej kombinacji cyfr. Jedni dopatrują się w tym kontynuacji serii Blueprint tym razem opatrzonej numerem 4, jeszcze inni doszukali się odniesień do wspólnego albumu z Beyoncé. Obydwoje bowiem na palcach wytatuowane mają cyfry IV. Skąd więc trzecia czwórka w tytule? Tutaj też szybko znalazła się odpowiedź, gdyż jest to część zapisu imienia ich córki IVY. Informacje na temat studyjnej aktywności , ukazywały się od dawna, a potwierdzały je zdjęcia i wpisy publikowane, chociażby przez takich producentów jak Swizz Beats, Zaytoven czy mniej znany HighDefRazjah, który wrzucił tweeta informując świat, że przebywa właśnie w jednym pomieszczeniu z takimi postaciami jak Mike Dean oraz Jay. O tym, że coś się dzieje, daje do myślenia również spora ilość koncertów na festiwalach, jakie artysta zaplanowane ma na najbliższe miesiące oraz informacja, którą opublikowała modelka Stacey Hash, dotycząca castingu do teledysku rapera, odbywającego się w Los Angeles. Pozostaje nam czekać na dalszy rozwój wydarzeń, ale wiele wskazuje na to, że następca Magna Carta Holy Grail pojawić się może już niebawem.

 

ALL IS WELL #444

Post udostępniony przez Brendan Charles (@saintcharles)