Wydarzenia

Działo się działo! Orange Warsaw Festival – relacja

Data: 7 września 2008 Autor: Komentarzy:

warsaworange74.jpg

Na początku powiem, że nie byłam na wszystkich festiwalowych koncertach, z prostego powodu – nie interesowały mnie. Koncert Cafe Fogg, Kelly RowlandWyclef’a Jean’a , o tym przeczytacie.
Nie wiem o co poszło organizatorom (Orange), ale wszystkie koncerty były wcześniej niż powinny. Nie było to fajne, tym bardziej, że grafik był widoczny na różnych portalach oraz ulotkach festiwalu, a ludzie którzy przyszli na konkretny występ równo z czasem, niestety mocno się rozczarowali, bo okazywało się nagle, że koncert trwał już 30 min. Przez to również nie zdążyłam na cały koncert Cafe Fogg. Weszłam chwilkę przed Pinawellą, nie wiem kto dokładnie był przed nią, ale na pewno Mika Urbaniak , na której mi zależało. Poziom był wyrównany; Marysi SadowskiejThe Bumelants udało się rozbujać przypadkowych w większości ludzi, ale to chyba przez bardziej popularne piosenki. Zawiodła Muzykoterapia, ale byłbym nie fair gdybym zjechała cały zespół. Chodzi o wokalistkę, bo Dominik Trębski dawał z siebie wszystko. Iza Kowalewska nie nauczyła się nawet tekstu, stała dumnie z kartką, odniosłam wrażenie że jej to brzydko mówiąc wszystko zwisa. Nieładnie, nieładnie. Szczerze mówiąc podłamałam się po tym koncercie publiką i organizacją. Ale czego można się spodziewać o popołudniowej, jasnej porze i darmowym koncercie? Natomiast to co działo się później przeszło moje najśmielsze oczekiwania…


Po godzinie 20 przyszłam ponownie na Plac Defilad. Pod sceną główną roiło się już od wiernych fanów Kelly Rowland zajmujących miejsca przy barierkach. Stanęłam sobie grzecznie blisko sceny wyczekując na koncert. Nie mogę zapomnieć oczywiście o żenującym Panu Prowadzącym. Mógł darować sobie konkursy w stylu „Która para na scenie według was najlepiej się całowała?” czy zapraszanie napitych dresów na scenę. Kto to w ogóle był, o losie?
Nadejszła wiekopomna chwila, na scenę wkroczył 4-osobowy zespół taneczny składający się z dziewczyn, a zaraz za nimi sama Kelly witając wszystkich przybyłych słowami „Szemano Warsaw!”. Wyglądała przepięknie, zaparło mi dech w piersiach. Wszystkie zdjęcia, teledyski i występy w TV tego nigdy nie oddadzą. Miała na sobie ciemny garnitur i kapelusz. Styl i klasa w jednym. Solange może chodzić do niej po porady. Strasznie długo zajęłoby mi pisanie o każdym utworze z osobna więc wymienię jakie wykonała piosenki w chronologicznej kolejności: Like This, Comeback, Can’t Nobody, Emotions, This Is Love (na tej piosence wybrała sobie chłopaka z publiczności, poprosiła na scenę, następnie przytulając się z nim, obejmując bardzo romantycznie i czule wyśpiewała kawałek), Destiny’s Child Mix (Say My Name, Independent Women Part I, Survivor, Bootylicious), Daylight akustycznie, Work (Freemasons Remix). Jej utwory są dość specyficzne, dlatego chyba nie było zdziwieniem dla nikogo, że część partii była z playbecku, ale słychać było, że głosisko ma dziewczyna mocne. Niczym prawdziwa diwa przebierała się 3 razy. Na wolnych piosenkach zaprezentowała się w długiej, bordowo-malinowej sukni, na szybkich w sportowym stroju, a na końcu wskoczyła w jeansy i adidaski. Należy podkreślić także jej ruchy i talent taneczny. Doskonale w odpowiednich momentach tańczyła przeróżne układy razem z pozostałymi dziewczynami jak na była destinkę przystało! Z wielkim jednak żalem stwierdzam, że nie udało jej się rozbujać całej publiczności. Bawił się początek i jednostki stojące z tyłu. Przyczyną tego pewnie było to, że jej koncert był zbyt krótki – trwał godzinę (niektórzy mówią, że mniej). Szkoda, że nie zagrała dłużej, a mogła (jak pokazał to Wyclef). Nie mniej jednak na mnie pozostawiła po sobie dobre wrażenie; sympatycznej i ciepłej Kelly. Wzrosła mi do niej sympatia na pewno.
Przechodzimy do gorączki sobotniej nocy, do mistrza koncertów, do największej niespodzianki chyba dla wszystkich obecnych! Mowa oczywiście o Wyclef Jean’ie. Nikt z obecnych nie spodziewał się takiego koncertu. Szaleli wszyscy, dosłownie wszyscy obecni i to tak jakby zapłacili za jego występ co najmniej 300 zł. Zahipnotyzował publikę totalnie.  Osobiście nie mogę ochłonąć do tej pory. Kilka tysięcy osób klaskało, śpiewało, machało, tańczyło, darło się, wrzeszczało, nie wiem co jeszcze można było robić. Wykonał (tym razem kolejność przypadkowa) Redemption Song, Gone Till November, Ready Or Not, Killin’ Me Softly, No Women No Cry, Fugeela, Hips Don’t Lie, Guantanamera, Maria Maria, Sweetest Girl, Touch The Button, 911, War No More i pewnie jeszcze trochę takich, których nie kojarzę. Niesamowite wrażenia, cała publika śpiewająca Killin’ Me Softly z rękami w górze, nie zapomnę tego nigdy. Coś pięknego. Czego Clef nie robił? Otóż robił chyba wszystko. Biegał w tłumie, wchodził na rusztowania, na murki, wyszedł prawie na ulicę Marszałkowską i krzyczał do ludzi pod domami centrum, żeby tańczyli, rozbierał się (do majteczek) i rzucał ubraniami, zapraszał do siebie ludzi. Był towarzyski niczym agencja. Rozkochał w sobie wszystkich, gdyż było fenomenalnie. Jednak nie pozostawię na nim suchej nitki. Kilka rzeczy nie podobało mi się: mówienie milion razy o swoich preferencjach politycznych, zbereźne teksty i rozbieranie się. Są pewne granice. Jednak po tym co zrobił wczoraj wybaczam mu wszystko. Clef powiedział też: „Słyszałem, że Lauryn ma u Was niedługo grać. Przekażcie jej: Stop playin’! We need another Fugees album”. Dla jego najwierniejszych fanów te słowa zabrzmiały jak proroctwo. Ciekawe na ile realne. Ja niestety musiałam wyjść po 2,5 godzinie ciągłej zabawy. Straciłam głos i wszystkie siły. Nie wiem ile grał w całości, może ktoś był do samiutkiego końca? Chodzą nawet słuchy, że koncert trwał 4 godziny ale to chyba troszkę przesadzone… Jedno jest pewne, porwał skostniałą warszawską publiczność, jakby to był prawdziwy karnawał!
Orange Warsaw Festival był organizowany po raz pierwszy, miał dużo niedociągnięć, przede wszystkim to, że impreza była darmowa, ochrona wpuszczała bardzo dużo ludzi których nie powinna, nagłośnienie na scenie B było arcyokropne, na A (głównej) w miarę, chociaż uważam że mogłoby być lepsze, i najgorszy punkt PROWADZĄCY. Powiem Wam, że mi Clef zrekompensował wszystko. Wierzę, że za rok organizatorzy zepną swoje szanowne 4 litery i sprawią, że wszystko będzie cacy. Warszawaaaa Da Się Lubić! Tak to było?

Na dole kilka fotek z koncertów od cgm.pl :
warsaworange80.jpg warsaworange58.jpgwarsaworange49.jpgwarsaworange40.jpgwarsaworange19.jpgwarsaworange05.jpgwarsaworange31.jpgwarsaworange28.jpg

Komentarze

komentarzy