album
Recenzja: Dwele Greater Than One

Dwele
Greater Than One (2012)
E1 Music
To już piąty album Dwele’a, ale wokaliście wciąż nie udaje się powrócić do formy z początku kariery. Jednocześnie nie można też mówić o rozczarowaniu, bo nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu. (więcej…)
Nowy album: Bilal Salaam – Bilal’s Boulder

Ciekawą propozycją uraczył swoich fanów reprezentant stolicy Stanów Zjednoczonych, Bilal Salaam. W zeszłym tygodniu wypuścił do sieci perełkę, z siedmioma utworami, zatytułowaną Bilal’s Boulder. Bilal zabiera nas na tej płycie w podróż przez życie swojego imiennika – Bilala Ibn Rabaha – poety, śpiewaka z przełomu VI i VII wieku. Krążek inspirowany jest postacią i twórczością tego arabskiego artysty, zaś sam Salaam przenosi nas w swoich tekstach, z jednego wymiaru do drugiego. Opowiadane przez autora sytuacje, w których przewija się motyw walki o pokój, mogą dziać się zarówno w Arabii Saudyjskiej, Etiopii, jak i we wschodnim Nowym Jorku lub Newark w stanie New Jersey. Na płycie znalazł się mi.in. utwór „& On”, swoista reinterpretacja piosenki „On & On” Eryki Badu.
Propozycja inna, mocno abstrakcyjna, w pozaziemskim klimacie, pozwalająca nam oderwać się od mocno przyziemnych tematów, poruszanych w potężnym zalewie tego, co ląduje obecnie w sieci. Projekt, który nazwałbym koncept-EP-ką, warty pochylenia się nad nim nieco dłuższą chwilę.
Recenzja: Tamia Beautiful Surprise

Tamia
Beautiful Surprise (2012)
Plus 1 Music Group / EMI
Sześć lat. Tyle czasu przyszło nam czekać na piąty studyjny album Tamii. Wiadomość o powrocie piosenkarki do studia była niewątpliwie niespodzianką, ale czy zarejestrowany materiał rzeczywiście wynagradza tak długie oczekiwanie? Czy po długiej nieobecności na scenie można mieć jeszcze coś do powiedzenia? Okazuje się, że niekoniecznie.
Niewiele osób wie, że Tamia dysponuje głosem w skali pięciu oktaw. Na Beautiful Surprise znajdzie się więc kilka ceremonialnych momentów („Is It Over Yet”), które podsuną słuchaczowi myśl, że być może wokalistka powinna stać w jednym szeregu z Marią Carey. Jednak patetyczne ballady („Love I’m Yours”) szybko nużą, a produkcja wielokrotnie przekracza granicę między prostotą a banałem.
Utwory utrzymane w średnim tempie („Lose My Mind”, „Beautiful Surprise”) nie są w stanie uratować sytuacji. Schematyczne, przywołujące na myśl początek poprzedniej dekady, popowe piosenki z domieszką R&B nie są w stanie niczym zaskoczyć. Sporadyczne pozytywne momenty opierają się wyłącznie na wytartych szablonach. W gąszczu trywialnych kompozycji na próżno szukać czegoś świeżego, co mogłoby pozostać w pamięci na dłużej.
Tamia nie tylko nie podjęła na Beautiful Surprise żadnego muzycznego ryzyka, ale nie wykorzystała nawet w części drzemiącego w niej potencjału. Wbrew tytułowi, album ani nie jest piękny, ani nie jest niespodzianką.
Recenzja: Lianne La Havas Is Your Love Big Enough?

Lianne La Havas
Is Your Love Big Enough? (2012)
Warner Bros.
Po raz pierwszy szersza publiczność miała okazję zobaczyć i usłyszeć Lianne La Havas dzięki programowi Joolsa Hollanda. Swoim minimalistycznym, ujmującym występem udało jej się zaczarować wielu. Debiutancki album Is Your Love Big Enough? to swoista kontynuacja tej magii.
Lianne nie zawiodła, ale też nie zaskoczyła – zamiast na efekty specjalne, wykrojone masteringowym nożem, postawiła na szczerość i prostotę. Zarówno akustyczne aranżacje, jak i fragmenty a capella nadają jej soulowo-jazzowym kompozycjom niespotykanej autentyczności. Już od pierwszych dźwięków płyty, Lianne dowodzi, że jej sprzymierzeńcem jest harmonia, na co wyśmienitym przykładem jest właśnie otwierające „Don’t Wake Me Up”. Sposób w jaki się rozwija wraz z umiejętnie budowanym napięciem odkrywają przed słuchaczem niespotykaną wręcz muzyczną świadomość, tej zaledwie 22-letniej artystki.
Nie ma wątpliwości, że równie biegle co gitarą La Havas włada również drugim instrumentem – głosem. Za sprawą charakterystycznej głębokiej barwy i nienagannej techniki śpiewu, udaje jej się wprowadzić wyobraźnię słuchacza do krainy rozmaitości. Jest zaczepna jak w przypadku „Forget”, rzewna w „Lost and Found”, czy wreszcie wyluzowana w coverze Scotta Matthewsa „Elusive”. I tak ostatecznie na kanwie rozmaitych historii o relacjach damsko-męskich, Lianne utkała żywymi instrumentami całkiem barwne dzieło. Jest konsekwentna w swoich opowieściach od pierwszego po ostatni dźwięk płyty, co pozwala wprowadzić słuchacza w stan emocjonalnego relaksu. Ale właśnie pikanterii, niespodziewanego zwrotu akcji, łez czy dramatu, które przecież także współtworzą każdy szanujący się romans, najbardziej zabrakło na Is Your Love Big Enough?.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że piosenkarka przy okazji swoich kolejnych muzycznych działań będzie bardziej skora do podejmowania ryzyka, bo o muzyczne zaplecze możemy przecież być spokojni.
Recenzja: Jessie Ware Devotion

Jessie Ware
Devotion (2012)
PMR / Island Records
W czasach, gdy media nieustannie obwieszczają kolejnych debiutantów muzycznymi objawieniami, a żaden z nich faktycznie nie odciska trwałego śladu w muzycznym panteonie, ciężko brać takie zapowiedzi poważnie. Kolejną ofiarą tępej sakralizacji popkultury padła Jessie Ware. Krytycy wychodzą z siebie bijąc peany, słuchacze szaleńczo wiwatują, a płyta… płyta spokojnie płynie sobie z boku.
Ware, okrzyknięta przez krytyków brakującym ogniwem między Sade a SBTRKT, na debiutanckim Devotion obficie romansuje z powabnym sophisti-popem lat 80., dodając gdzieniegdzie odrobinę współczesnego R&B. I faktycznie — silny, zmysłowy wokal umiejętnie wyeksponowany na tle minimalistycznych syntezatorowych aranżacji aż nadto przywodzi na myśl wczesne dokonania Sade. Jednak pomimo rozległych korzeni stylistycznych sięgających nawet trzy dekady wstecz, trzeba przyznać, że Devotion brzmi zadziwiająco współcześnie i adekwatnie, czerpiąc w odważny, lecz umiejętny sposób z dorobku szkoły UK garage. Wśród jedenastu raczej jednowymiarowo skrojonych utworów, to skoczne „110%” w najbardziej ewidentny sposób inkorporuje wpływy nowych brzmień. Zapadają w pamięć także wspomagany archaicznymi syntezatorami „Sweet Talk” — urokliwy, mocno soulujący numer w starym stylu — oraz singlowe „Running”, które mimo ustronnego charakteru i nieoczywistej melodii, zaskakuje aranżacyjną świeżością.
Wyrafinowanym elektronicznym aranżom brakuje jednak momentami ciepła i duszy, a sama Ware, precyzyjnie kontrolująca emocje, nie tylko nie humanizuje tego sterylnie funkcjonującego układu, lecz paradoksalnie wydaje się być jednym z jego nieprzebranych trybów. Więc nawet jeśli na Devotion udaje jej się zręcznie przeprogramować stare na nowe, o objawieniu nie może być mowy.
Znamy okładkę pośmiertnego albumu Aaliyah?

Znamy – nie znamy. Do Internetu trafiło właśnie zdjęcie, które prawdopodobnie stanie się okładką zapowiadanego pośmiertnego krążka Aaliyah. Niczego jeszcze oficjalnie nie potwierdzono, ale grafika prezentuje się na tyle okazale, że tak czy owak powinniście ją zobaczyć. (więcej…)
Recenzja: Joss Stone The Soul Sessions Volume 2

Joss Stone
The Soul Sessions Volume 2 (2012)
Stone’d/S Curve Recordings
Sprawdzone pomysły to najlepsze pomysły. Joss Stone po niesatysfakcjonującym LP1 i mieszance soulu z country powróciła do projektu, który zapewnił jej uznanie i sławę. Nie jest to zarzut przeciw wokalistce, bo The Soul Sessions Volume 2 trzyma wysoki poziom. Być może właśnie dlatego trochę martwi fakt, że żaden z jej autorskich albumów nie jest aż tak udany.
Drugi zestaw soulowych coverów jest jeszcze mocniejszy od debiutu z 2003 roku. Słychać, że Joss w końcu dojrzała, bo jeszcze nigdy nie brzmiała tak przekonywająco. Czy jest to emocjonalne „I Don’t Want to Be With Nobody But You”, czy funkujące „Stoned Out of My Mind” Brytyjka zawsze brzmi niezwykle szczerze. Największe wrażenie robi w spokojnym, powściągliwie zaśpiewanym „Then You Can Tell Me Goodbye”. Wkładając w to całą duszę i serce, Stone udało się zamienić 11 cudzych utworów we własne, pełne soulowego ciepła kompozycje. Właśnie w takiej stylistyce brzmi najlepiej, nie tracąc przy tym swojego pazura, co udowadnia choćby w „Give More Power to the People”.
Można się zastanawiać jaką muzyczną drogą piosenkarka podąży w przyszłości, ale jedno jest pewne — dzięki The Soul Sessions Volume 2 tegoroczna, nieubłaganie zbliżająca się jesień, będzie zdecydowanie piękniejsza.
Posłuchaj nowego albumu Dwele

Z ręką na sercu powiem, że nie sprawdziłam, czy gdzieś w polskim internecie już pisano o tym, że można posłuchać nowego albumu Dwele, bo jeśli tak – to podobno pisać nie wolno. Mamy więc nadzieję, że informujemy Was o tym jako pierwsi w Polsce, inaczej nie miałoby to sensu. W każdym razie podajemy na tacy jeszcze ciepły album ‚Greater Than One’. Czy stary soulowy wyjadacz trzyma poziom? Przekonajcie się sami, dla mnie, przed snem to miód na uszy. Dwele zawsze w cenie.
Wystarczy kliknąć TU
Recenzja: Usher Looking 4 Myself

Usher
Looking 4 Myself (2012)
RCA
Od dziecka uczono nas by nie oceniać książki po okładce. I faktycznie – najgorsza jak dotąd okładka Uszatka, wcale nie zwiastuje proporcjonalnie nieudanej zwartości muzycznej.
Missy Elliott i Timbaland nie wezmą udziału w pośmiertnej płycie Aaliyah

Menadżerka Missy Elliott zdementowała krążące ostatnio w sieci plotki, jakoby Missy i Timbaland zostali zaangażowani do współpracy nad nadchodzącym pośmiertnym krążkiem Aaliyah. Duet nie otrzymał żadnej propozycji udziału w projekcie, który realizują Drake i Noah „40” Shebib.