playboi carti
Czy nowy Playboi Carti jest „@MEH”?

Playboi Carti z nowym singlem
Playboi Carti wypuścił nowy oficjalny singiel. Osobom nieobserwującym twórczości (oraz całego medialno-dziennikarskiego szumu wokół) młodego niepokornego artysty zapewne nie jawi się to jako moment wyjątkowy, jednak fani mają pełne prawo jarać się jak dzicy na wieść o „@MEH”, tym bardziej, że (drobny spoiler) kawałek zdecydowanie nie jest „meh”.
Playboi Carti od wydanego w 2018 roku albumu Die Lit okrzykiwany był już bowiem rewolucjonistą na miarę współczesnego Kanye Westa, futurystą godnym epoki późnego postmodernizmu i mumblerapowym Alfą i Omegą. Wyprodukowany przez Pierre’a Bourne krążek cechował radykalny minimalizm wyrazu, zbrutalizowany tak wyraźnie, że padały śmiałe wzmianki o retellingu punkowego etosu językiem współczesnego trapu. Równocześnie jednak, odbijało się to o ścianę zdystansowanego sceptycyzmu, która niedokończonemu, łopatologicznemu newschoolowi Cartiego odmawiała transgresywnego potencjału. Oliwy do ognia dolewał fakt, że wygłodniały fanbase rapera przez 2 lata żywił się złudną nadzieją otrzymania krążka Whola Lotta Red (który powoli stawał się mistyfikacją na miarę nieodżałowanego Yandhiego) podsycaną przez rój snippetów, przecieków i demówek, które krążyły po internetach pocztą pantoflową, i z których największy rozgłos zyskało zeszłoroczne „Kid Cudi”. Następne kroki miały zatem ostatecznie rozstrzygnąć dokąd zmierza kariera Sida Viciusa XXI wieku i na ile jest on rzeczywiście trapowym kubistą, a na ile to tylko złoty cielec niezalu łaknącego „swojego” człowieka w newschoolowym półświatku.
I „@MEH”, paradoksalnie, wydaje się potwierdzać obie te teorie. Najnowszy singiel Cartiego to bowiem maksymalizacja wszystkiego, za co pokochali go dotychczas fani. Mumblowe esperanto niemal zupełnie rezygnuje z angielskiego (czy wręcz: ludzkiego) słownika na rzecz autotunowej uniwersalności (choć idzie wychwycić „pussy” i to, że Carti z policją się średnio dogaduje), wszystkiemu towarzyszy uwielbiany przez fanów baby voice jako cartierowski trademark, zaś trapowa motoryka nie rezygnuje z oszczędności języka, choć za interfejsem Fruity Loopsów zasiada tym razem znany ze współpracy z Da Babym producent jetsonmade. I formułuje się z tego kawałek naprawdę przyzwoitego poptymistycznego post-rapu odrzucającego radykalnie liryczne aspiracje, jednak z zapowiadanej przez rzesze fanów rewolucji nie pozostaje raczej więcej niż, tylko i aż, bardzo dobra piosenka bardzo wyraźnie i samoświadomie celująca w samo centrum trapowego mainstreamu, nie spoglądająca nawet ku tulącym awangardę marginesom. Idealnym niemal odwzorowaniem muzycznej filozofii Playboia jest teledysk, który przepisuje na języki wizualny kryjącą się za trapową zgrywą fascynacje hedonizmem i blichtrem (tutaj persyfikowane niemal emblematycznie przez twerkujące, półnagie modelki), jednak zaserwowane w ascetycznym, surowym wydaniu, na tle jednolitego tła i w estetycznym półmroku.
„@MEH” to zatem bardzo przyzwoity strzał typowej Playboiowej kombinatorki. Liczę, że na najbliższym krążku znajdzie się jednak choć trochę miejsca na naprawdę przeginającego, dream popowego Cartiego (zszokowanych odsyłam do wspaniałego „Location”), póki co jednak, z rewolucji raczej nici.
Tyler, the Creator jako Igor w płomiennym występie

Nie dało się w piątek przegapić nowego krążka Tylera, the Creatora, na którym przedstawił światu swoje soulowe alter ego — Igora. Igora poznaliśmy jednocześnie od strony muzycznej na 40-minutowym subtelnie podszytym gwiazdorską obsadą albumie, jak i w jego debiucie scenicznym w teledysku do utworu „Earfquake”, gdzie dał, dosłownie, płomienny występ. Jeśli podobnie jak ja przespaliście tę część nowej kreacji Tylera, koniecznie nadróbcie to prędko poniżej.
Recenzja: Playboi Carti Die Lit

Playboi Carti
Die Lit (2018)
AWGE / Interscope
Z całym szacunkiem do Young Thuga, Future’a czy nawet Kendricka, ale to Playboi Carti jest prawdopodobnie najbardziej rzucającym się w oczy uosobieniem hiphopowego zeitgeistu. Nikt tak jak on nie przewartościował czynników składających się na konstrukcję rapowych utworów, nikt wcześniej aż tak nie burzył granicy między zwrotką a refrenem, między wersem a ad-libem. Okej, tego typu stwierdzenie rok po premierze mixtape’u Playboi Carti to odkrywanie na nowo Ameryki, a nie recenzja świeżo wydanego w wielkiej wytwórni debiutu podopiecznego A$AP Rocky’ego.
Die Lit to w zasadzie powtórka z rozrywki. Nie dowiecie się ze słów Cartiego niczego nowego, nie uświadczycie nowatorskich metod ujarzmienia flow. Warstwa muzyczna została utrzymana w bardzo zbliżonym tonie, gdyż raper nie zrezygnował z bliskiej współpracy ze swoim nadwornym producentem i artystycznym dopełnieniem — Pi’erre’em Bourne’em. Jedyną większą zmianą jest obszerniejsza lista gości, którzy poza egzotycznie brzmiącym w tych warunkach akcentem Skepty znakomicie wchodzą w symbiozę z organizmem gospodarza, nawet Nicki Minaj.
W przypadku tak innowatorskiego gracza jak Carti roczna stagnacja to wciąż podtrzymanie czołowej pozycji w peletonie trapowej awangardy. To fascynujące gospodarowanie prostego jak konstrukcja cepa podkładu w duecie z Travi$em Scottem. To dekonstrukcja piosenki o miłości w konwencji rap/R&B w utworze z Brysonem Tillerem. To abstrakcyjnie melodyjne „Mileage” z (pewnie niezamierzenie) anty-szowinistycznym refrenem. Momenty momentami, ale całość albumu tworzy spójną i logiczną sesję z zahaczającym o psychodelię post-rapem. Jeśli czegoś na płycie brakuje, to brakuje hitów — a przynajmniej jednego na miarę „Magnolii”. Jest za to „Choppa Won’t Miss” trochę za bardzo próbujące podpiąć się pod sukces wspomnianego przeboju, a nie tędy droga.
Moc prostoty (nie mylić z prostactwem) po raz kolejny jest wielka w muzyce Cartiego. Wciąż nie jestem pewien, czy jego patenty pozwolą na utrzymanie się w radarze przez te przysłowiowe pięć minut sławy. Nawet jeśli nie pozwolą, to życzę mu tych pięciu minut możliwie jak najlepszych.
#FridayRoundup: Idris Ackamoor, Dave Holland, Junglepussy i inni

Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych.
An Angel Fell
Idris Ackamoor ☥ The Pyramids
!K7 Music
Fantastyczna trupa jazzowych podróżników pod wodzą charyzmatycznego saksofonisty Idrisa Ackamoora wraca z nową płytą, następcą przełomowego dla muzyków We Be All Africans z 2016 roku. To udana kontynuacja stylistyki zaczerpniętej przez Ackamoora i spółkę z amerykańskiego spiritual jazzu i afrykańskiego folku. Sam muzyk mówi zresztą, że u podstaw nowej płyty stoją właśnie folklor, fantazja i dramaturgia, które mają służyć nie samym sobie, nie jedynie celom artystycznym, ale także, a może przede wszystkim dotarciu do świata z trudną wiadomością — o katastrofalnych skutkach globalnego ocieplenia i ekologicznej obojętności, za którą prędzej czy później zapłacimy wszyscy. Krążek zarejestrowany podczas intensywnej tygodniowej sesji nagraniowej w londyńskich Quatermass Studios wyprodukowany został przez Malcolma Catto z The Heliocentrics. — Kurtek
Uncharted Territories
Dave Holland
Dare2
23 kompozycje, ponad 2 godziny pierwszorzędnego awangardowego jazzu. Na najnowszym wydawnictwie Dave Holland nie bierze jeńców i zbiera swój jazzowy dream team z saksofonistą Evanem Parkerem, pianiatą Craigem Tabornem i perkusistą Chesem Smithem na pokładzie. W większości utworów muzycy improwizują w kwartecie, duetach lub triach, ale grupa nagrała także dwie kompozycje Smitha i jedną Hollanda. Tak na papierze wygląda Uncharted Territories. A jak brzmi? Musicie posłuchać. Dla miłośników bezkompromisowego jazzu.— Kurtek
Jp3
Junglepussy
Junglepussy
Jeżeli wciąż męczycie zeszłoroczną Kamaiyah, to być może właśnie Junglepussy jest kierunkiem, który powinniście teraz obrać. W cztery lata po obiecującym debiucie Satisfaction Guaranteed powraca do nas dużo bardziej ugrzeczniona, ale i dojrzała artystka. JP3 to chyba najbardziej śpiewny i melodyjny album w karierze Junglepussy (bangera na miarę „Bling Bling” chyba już od raperki nie dostaniemy), ale produkcyjnie jest bez zarzutu (to wciąż zasługa Shy Guya, stałego współpracownika Shayny McHale). W warstwie tekstowej, jak zawsze, odważnie i emancypacyjnie. Satysfakcja raczej gwarantowana. — Maja Danilenko
The Opening Ceremony EP
BJ the Chicago Kid
UMG/Motown
BJ the Chicago Kid przygotowuje się powoli do wydania nowego wydawnictwa, następcy In My Mind z 2016 roku. Jako przedsmak nadchodzącej płyty, artysta zaprezentował EP The Opening Ceremony. Na otwarcie tego, czego można spodziewać się pod koniec roku, składają się trzy utwory spod znaku współczesnego R&B, z wokalem Amerykanina rodem od najlepszych croonerów. „Going Once, Going Twice”, „Nothing Into Something” oraz „Rather Be with You” to balladowe kompozycje, nawiązujące swoim stylem m.in. do „Shine” ze wspomnianego In My Mind, z tą małą różnicą, że w ostani kawałek BJ wplótł nieco elektroniki, a jego głos poddano kuracji auto-tunem, przez co stał się syntetyczny i spłaszczony. Sprawdźcie sami, jak to wszystko brzmi. — Forrel
Die Lit
Playboi Carti
AWGE/Interscope
Patrząc na dotychczasowe dokonania Carti’ego trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakim kierunku rozwinie się jego muzyczna kariera. Z jednej strony „Magnolia” okazała się jednym z największych ubiegłorocznych hitów, z drugiej, trudno wskazać na elementy wyróżniające reprezentanta Atlanty spośród innych młodych gwiazd. Obecnie to bardziej one-hit wonder niż dobrze rokujący artysta, ale zobaczymy czy coś w tej kwestii zmieni jego legalny debiut. Die Lit ukazało się niespodziewanie, trudno więc powiedzieć czego można spodziewać się po tym projekcie. Za większość bitów odpowiedzialny jest jego stały współpracownik Pi’erre Bourne, a gościnnie pojawią się m.in. Travis Scott, Skepta, Nicki Minaj, Lil Uzi Vert czy Bryson Tiller.— Mateusz
AAAAGGGHH
The Doppelgangaz
Groggy Pack
Hip-hopowi nomadzi wracają zaledwie rok po wydaniu Dopp Hopp. W przypadku The Doppelgangaz z góry wiadomo czego się spodziewać. Przydymionych, bujających klimatów, które swoim brzmieniem nawiązują w dużym stopniu do lat 90-tych. W takiej stylistyce odnajdują się idealnie i zapewne to właśnie na AAAAGGGHH dla nas przygotowali. Nie spodziewam się niczego innego. – Dill
Self Promotion EP
Wale
MMG/Every Blue Moon
O tym, że Wale jako niezależny artysta radzi sobie średnio może świadczyć fakt, że o premierze jego najnowszego EP nie wiedział prawie nikt. Zła passa, z którą boryka się od wydania w zeszłym roku albumu Shine, zdaje się trwać dalej, gdyż z jakiegoś powodu raper wciąż utwierdza się w przekonaniu, że podążanie za trendami i przyjazne radiu brzmienie to coś, czego oczekują jego fani. Tak czy inaczej, artysta właśnie opublikował drugi w tym roku minialbum, na którym usłyszymy cztery utwory, w tym singiel „Negotiations”. Czy Self Promotion może nas czymkolwiek zaskoczyć? W końcu to ten sam raper, który lata temu nagrał Folarin – Adrian
Activated
Tee Grizzley
300
Tee Grizzley, jako raper, który pojawił się zasadniczo znikąd, nie tylko wziął szturmem scenę hip-hopową, ale nagrał również jeden z najsolidniejszych trapowych krążków w 2017 r., tj. My Moment. Jednak jak na prawdziwego niedźwiedzia przystało, jego apetyt urósł w miarę jedzenia, dzięki czemu niespełna rok później przyszykował dla fanów kolejną premierę. Activated to 18 utworów, w większości wyprodukowanych przez Chopsquad DJ, na którym gościnnie wystąpili Lil Yachty, Lil Durk, Jeezy, Lil Pump, i, o zgrozo, dwa razy Chris Brown. Single takie jak „Colors” czy „2 Vaults” to znak, że raper z Detroit nie odszedł od charakterystycznego dla siebie stylu, a całość może stanowić miłą odskocznie od monotonnego i okrutnie wtórnego trapu ostatnich miesięcy. Jak dla mnie, rewelacja. Yogi, pokaż na co Cię stać – Adrian
s
Nick & Astro’s Guide To The Galaxy
Potatohead People
Bastard Jazz Recordings
Potatohead People są jednym z ciekawszych duetów producenckich jakie zaistniały w ciągu ostatnich kilku lat. Ich bity na drugiej solówce Illa J’a w dużej mierze stanowią o wyjątkowości tamtego materiału, a pierwszy autorski projekt Big Luxury z 2015 roku tylko potwierdza wielki talent Kanadyjczyków. Dziś panowie wracają z nowym krążkiem i muszę przyznać, że jestem bardzo ciekaw, co przygotowali. Świetnych future soulowych, bujających bitów przepełnionych jazzem i elektroniką nigdy za wiele. – Dill
Nowy utwór: DRAM ft. Playboi Carti „Crumbs”


Czego spodziewać się po nadchodzącym albumie Drama? Tego chyba nie wie nawet sam artysta. Wypuszczone w ostatnich miesiącach single nie przynoszą jednoznacznej odpowiedzi. Można nawet odnieść wrażenie, że o kształcie utworu decydują bardziej goście niż gospodarz. Najnowsze „Crumbs” brzmi jak żywcem wyjęte z ostatniego projektu Cartiego. Czyżby autora „Broccoli” dopadł syndrom drugiej płyty? Oczywiście brak jeszcze jakichkolwiek konkretnych wieści na temat premiery, więc nie ma chyba co wpadać w panikę. Warto jednak trzymać kciuki za to, by te obawy okazały się być nieuzasadnione.
Recenzja: Playboi Carti Playboi Carti

Playboi Carti
Playboi Carti (2017)
Interscope/AWGE
W obliczu dużej ilości zaangażowanych rapowych albumów w ostatnim czasie, które skupiają się na problemach społecznych, rasowych czy kulturowych, dwudziestolatek z Atlanty postanowił stanąć totalnie po drugiej stronie rapowego świata. Debiutancki mixtape Playboia Cartiego jest dosłownie o niczym.
Co jednak najlepsze, rozpatrując ten projekt i biorąc pod uwagę konwencję, jaką założył sobie raper, to wcale nie wada. Kobiety, narkotyki i pieniądze odmieniane w każdy możliwy sposób przez siedemnaście utworów wydają się być konieczną treścią, zupełnie nieistotną w obliczu formy, która to właśnie tworzy cały klimat. Playboi Carti jest esencją mumble rapu, którego raper nawet nie sili się ubierać w bardziej różnorodne formy jak robią to Future czy Gucci Mane. Czyli mamy siedemnaście utworów, z których ledwie dwa trwają cztery minuty lub dłużej, wypełnionych jednostajnym, bezwartościowym bełkotem — brzmi to wręcz absurdalnie, zwłaszcza patrząc na to, jak szerokim echem odbiła się ta premiera w mediach muzycznych na całym świecie.
Wystarczy jednak odpalić „Location” i dać się pochłonąć przez cloud rap, aby ten fenomen zrozumieć. Ezoteryczna mieszanka trapowego podkładu, masy ad-libów, mumble rapu tworzą totalnie oderwany od rzeczywistości klimat, któremu łatwo dać się porwać. Najpopularniejszy utwór Cartiego, „Magnolia”, to totalny banger, prawdziwy turn-up music, który rozbuja absolutnie każdą imprezę, zrobi kosmiczną robotę na koncertach, nawet jeśli sam raper wyda się niezbyt zaangażowany w całe wydarzenie. Na „No. 9” robi się absurdalnie, zwrotki zlewają się z refrenami dziurawionymi przez ad-liby, całość wisi gdzieś między rapem a podśpiewywaniem. Pozostaje zastanowić się, czy to charyzma i magiczna aura, którą roztacza Carti czy też tytaniczna praca producentów, którzy przygotowali bezbłędne dla rapera podkłady.
Gęsto usypane cykacze, dudniący bas, proste melodie oparte na syntezatorach z jeszcze prostszymi aranżacjami, obowiązkowo uzupełniane przez motyw fletu, który przeżywa drugą młodość — muzycznie jest oszczędnie, ale tak naprawdę trudno sobie wyobrazić Cartiego w innym wydaniu. Mimo tego, że na płycie pojawia się Southside, to Pierre Bourne tworzy z raperem największą chemię. Zagrozić mu może ewentualnie Lil Uzi Vert, któremu stylistycznie do Playboia niedaleko, przez co uzupełnia go w dwóch utworach. Tylko A$AP Rocky, który również pojawia się na płycie, wydaje się odstawać o dwie klasy wyżej i zupełnie kradnie swoją zwrotką „New Choppa”.
Niektóre kawałki zlewają się ze sobą, są monotonne, raper nie jest specjalnie utalentowany, ani nie posiada żadnego szczególnego głosu, całość na dłuższą metę potrafi zwyczajnie słuchacz zmęczyć. Mimo tego projekt jest tak oderwany od rzeczywistości, że to aż niemożliwe, żeby ktoś wydał go na serio, a sam Carti pojawiał się gościnnie nie tylko u kumpli z A$AP Mob, ale i u Lany Del Rey. Świetny przerywnik od poważnych, nadętych rapowych albumów. Tylko i aż tyle.
Nowy teledysk: A$AP Rocky „Raf”


Ostatnimi czasy sporo dzieje się w obozie A$AP Mob. Twelvyy promuje nadchodzący materiał, Ferg także nie próżnuje, a coraz większą aktywnością wykazuje lider kolektywu – Rocky. W maju do sieci trafił jego singiel zatytułowany „Raf”, na którym pojawili się Playboi Carti, Quavo, Lil Uzi Vert i Frank Ocean. Teledyskowa wersja jest okrojona i przewijają się w niej tylko dwie pierwsze ksywki (przy czym ad-liby rzucane przez Cartiego ciężko sklasyfikować jako pełnoprawny występ). Wracając jednak do samego obrazka – Rakim po raz kolejny w swojej karierze okazuje swoje zamiłowanie do mody i funduje widzom coś na kształt pokazu. Czyżby następca A.L.L.A. zbliżał się wielkimi krokami? Trzymamy kciuki i czekamy na kolejne wieści.
NAV i Metro Boomin prezentują okładkę oraz tracklistę wspólnego albumu


Od gościnnego występu Nava na ostatnim projekcie Travisa Scotta minął niespełna rok, a młody zawodnik z Kanady zdążył zgromadzić w tym czasie całkiem pokaźną grupę fanów. Zdążył również wydać debiutancki longplay, a także przygotować wspólny materiał z jednym z najbardziej rozchwytywanych producentów w grze. Metro Boomin, bo o nim mowa, też nie próżnował, wystarczy przypomnieć chociażby majowe DropTopWop z Guccim czy „No Complaints” z Offsetem i Drake’em. Panowie wykorzystują więc swoje pięć minut i prezentują okładkę oraz tracklistę Perfect Timing. Na albumie znajdzie się 14 utworów, na których gospodarzom towarzyszyć będą m.in. wspomniani wcześniej Gucci i Offset, Lil Uzi Vert, Playboi Carti, 21 Savage i Belly. Od kilku dni sprawdzić można również utwór zatytułowany „Call Me”. Premiera już w najbliższy piątek. Oby czas okazał się jak najbardziej odpowiedni. Pod spodem pełna lista utworów.
#FridayRoundup: Kendrick Lamar, Talib Kweli & Styles P, Little Dragon i inni

Spokojnie, ie zostawimy Was samych sobie w te święta. Jak co piątek mamy klasycznie garść nowych wydawnictw, które z pewnością umilą Wam weekend wielkanocny. O Kendricku pewnie już słyszeliście i czytaliście bardzo wiele przez ostatni tydzień — w razie czego zaległość możecie nadrobić poniżej — ale dzisiaj odbyło się także kilka innych ciekawych premier — także hiphopowych. Wspólny album wydali właśnie Talib Kweli i Styles P., do 37 Komnaty powracają w soulowym sosie El Michels Affair, na legalu debiutuje Playboi Carti, a Spoek Mathambo zapewnia nietuzinkową fuzję rapu, elektroniki i afrykańskich brzmień. Z muzyką elektroniczną po drodze także Little Dragon i Actress, a tym, którzy łakną trapu w spektakularnej gwiazdorskiej odsłonie, polecamy soundtrack do najnowszej części Szybkich i wściekłych.
DAMN.
Kendrick Lamar
Top Dawg Entertainment
CHOLERA. Król powraca. Po lekko gorzkawej do przełknięcia tygodniowej obsuwie doczekaliśmy się premiery następcy wybitnego To Pimp a Butterfly. Celowo to podkreślam, gdyż Kendrick Lamar jakby drażni się z miłośnikami albumu z 2015 roku. Bo singiel zupełnie w innym stylu. Bo Rihanna i jakieś leśne dziady z Irlandii na gościnnych występach zamiast Bilala i Thundercata. Bo okładka przypomina nam o tej gorszej stronie hip hopu lat dziewięćdziesiątych. Ja tymczasem jestem spokojny, to w końcu K-Dot moi drodzy. Tak w ogóle to LeBron już słuchał i wyglądał na ukontentowanego. — Chojny
The Seven
Talib Kweli & Styles P
Javotti Media / 3D
Wiadomo nie od dziś, że Talib Kweli i Styles P lubią ze sobą współpracować. Wystarczy tylko wspomnieć „Thrill Is Gone” z płyty Statik Selektah i od razu wiadomo o co chodzi. Wspólny materiał obydwu panów wydawał się tylko kwestią czasu, a już od co najmniej dwóch miesięcy zapowiadana była nagrana przez nich epka. Seven, jak sam tytuł wskazuje, składa się z siedmiu numerów, a gościnnie udzielają się między innymi Jadakiss, Sheek Louch, Common czy Rapsody, ale też podopieczny Kweliego NIKO IS. Obawiam się tylko bitów i to nawet nie ze względu na gust Kweliego, ale dlatego, że Styles nigdy nie miał do nich szczęścia i to właśnie produkcja była zawsze słabą stroną jego płyt. W każdym razie lirycznie nigdy nie zawodzili, więc na pewno warto sprawdzić, co przygotowali. — Dill
Return to the 37th Chamber
El Michels Affair
Big Crown Records
Dawno temu, a dokładnie to 12 lat temu nowojorski zespół El Michels Affair wydał Sounding Out The City — album potwierdzający że na muzycznej mapie XXI wieku wciąż znajduje się miejsce dla dostojnego, instrumentalnego soulu. O wiele głośniej o chłopakach zrobiło się jednak kilka lat później wraz z premierą Enter The 37th Chamber, konceptualnego projektu złożonego z coverów piosenek Wu Tang Clanu i wywodzących się z niego solistów. Album, który chcielibyśmy dziś polecić, to właśnie bezpośrednia kontynuacja tego shaolińskiego materiału. W trakcie powrotu do Trzydziestej Siódmej Komnaty będą wam towarzyszyć również goście specjalni — Lee Fields oraz Lady Wray. — Chojny
Season High
Little Dragon
Loma Vista Recordings
Szwedzki zespół Little Dragon już od kilku lat dostarcza nam znakomitą mieszankę popu, elektroniki oraz downtempo. Na swoim piątym albumie zatytułowanym Season High, którego produkcją zajął się James Ford, znany ze współpracy z Arctic Monkeys, Florence and the Machine czy ostatnio Depeche Mode, eksplorują kilka różych muzycznych kliamtów, które w założeniu albumu mają być ucieczką od ich szarego i deszczowego miasta, jakim opisują swój rodzinny Göteborg. Wyglądamy przez okno i jest całkiem podobnie. Pora więc odpalić album i oddalić się gdzieś dalej. — efdote
The Fate of the Furious: The Album
Various Artists
Artist Partner Group
Cokolwiek sądzicie o serii filmów Szybcy i wściekli, trzeba oddać twórcom to, że są całkiem konsekwentni — także muzycznie. A publiczność tę konsekwencję docenia i konsekwentnie chodzi do kina i słucha kolejnych soundtracków, które zawsze wypełniają oryginalne kompozycje świeżych nazwisk na rapowej scenie. Tym razem do usłyszenia m.i.n. Young Thug, 2 Chainz, Wiz Khalifa, Lil Uzi Vert, Migos, Travis Scott, G-Eazy, Kehlani, Kevin Gates, Lil Yachty, Jeremih czy Ty Dolla Sign. No i oczywiście Pitbull. Bo jak to tak bez Pitbulla? — Kurtek
Playboi Carti
Playboi Carti
Interscope
Po głośnym mikstejpie In Abundance Playboia Cartiego okrzyknięto traprapową nadzieją tego roku. Dziś wraz z oficjalnym długogrającym debiutem rapera jest okazja, by te oczekiwania skonfrontować z rzeczywistością. Stosowna odtrutka, dla wszystkich tych, którzy nie czekali na Kendricka. — Kurtek
Mzansi Beat Code
Spoek Mathambo
Nthato Mokgata
Takiej mieszanki nie słyszeliśmy już dawno. Na najnowszym, piątym już albumie pochodzący z Południowej Afryki. Producent i raper — Spoek Mathambo zabiera nas w niesamowitą podróż, na której mieszają się zarówno języki oraz gatunki muzyczne. House, hip-hop, elektronika oraz afrykańskie rytmy żyją tu w symbiozie, tworząc niesamowity krążek, mogący namieszać zarówno w klubach, jak i przynieść niesamowitą przyjemność i relaks w domowym zaciszu Zaprezentowano tu przy okazji niezły przekrój artystów z regionu, który nam znany jest głównie swojej nie łatwej przeszłości, a przez tak wybitne projekty, jak ten i za sprawą niezwykle zdolnych ludzi, jakimi są bez wątpienia pojawiające się tu postacie, może przybliżyć światu również swoje muzyczne oblicze. — efdote
AZD
Actress
Ninja Tune
Po trzyletniej przerwie wydawniczej urozmaiconej jedynie skromną EP-ką z remiksami utworu „Bird Matrix”, Actress powraca z piątym w swoim katalogu albumem długogrającym AZD. Jest to drugi po „Ghettoville” z 2014 roku materiał wydany we współpracy z brytyjską oficyną Ninja Tune. AZD to kolejna cegiełka do bunkru nostalgii Actressa, która jest jednym z fundamentów jego twórczości; jednakże w tym przypadku Darren Cunningham pokusił się o bardziej futurystyczne rozwiązania brzmieniowe i troszkę inaczej niż zwykle zdefiniował estetykę szumu i hałasu swojego albumu. — Mleczny