Wydarzenia

Grammy rozdane

Data: 1 lutego 2010 Autor: Komentarzy:

image00001

Grammy jakie jest każdy widzi. To znaczy słyszy. Choć czasem może lepiej nie słyszeć?
Wczorajsza impreza rozdania tychże nagród wypadła w moje urodziny i o dziwo dostałam mały prezent. Swoje pierwsze dwie nagrody otrzymał Maxwell (Najlepszy Album R&B – „Black Summers Night” i Najlepszy Męski Wykon R&B – „Pretty Wings”). To, jak się pewnie domyślacie po przestudiowaniu naszego top 40 zeszłego roku, bardzo mnie ucieszyło. Jego chyba zresztą nie mniej, co widać powyżej. Podczas wczorajszej gali do historii nagród Grammy przeszła Beyonce, która jako pierwsza wokalistka zabrała do domu aż sześć statuetek na raz. Zabłysnęła w kategoriach Piosenka Roku, Najlepsza Piosenka R&B, Najlepsze Kobiece Wykonanie (wszystkie trzy za „Single Ladies”), Najlepszy Album Współczesnego R&B („I Am… Sasha Fierce”), Najlepsze Wykonanie Tradycyjnego R&B („At Last”) i Najlepsze Kobiece Wykonanie Pop („Halo”). Ach ta Beyonce! Ach ten Jay-Z! Ale o nim może później.
Jedną, biedną statuetkę zgarnęła India Arie i tu już zaczyna się część mojego wypracowania zatytułowana „Nie wiem dlaczego”. Otrzymała ją w kategorii Najlepsze Wykonanie Urban/Alternative za utwór „Pearls”. Osobiście trzymałam tutaj kciuki za Foreign Exchange i Erica Robersona ale liczyć na czyjąś wygraną podczas Grammy to jak czekać na nową płytę Lauryn Hill. Never gonna happen. Idźmy dalej.
Najlepsze Wykonanie R&B przez Duet lub Grupę to T-Pain i Jamie Foxx w utworze „Blame It”. Najlepszy Solo Rap nagrał rzekomo Jay-Z i jest to „D.O.A. (Death of Auto-Tune)” – jakże to znamienne w erze gloryfikacji elektronicznych odkształceń muzyki. Po Grammy załapali się wraz z nim także Kanye WestRihanna zdobywając statuetki za „Run This Town” w kategoriach Najlepsza Rap/Śpiewana Kolaboracja (uwielbiam tłumaczyć nazwy tych kategorii) i Najlepsza Piosenka Rap. Kanye Westa podobno nie było na imprezie. Dostał bana. Czyżby organizatorzy bali się, że znów odbierze mikrofon Taylor Swift?
Lubicie Commona, Q-Tipa i Mos Defa? Frajerzy! Statuetkę w kategorii, w której byli nominowani wszyscy Ci muzycy, tj. Najlepszy Album Rap zdobył nie kto inny jak Eminem za „Relapse” (… – miejsce na wasze zdziwienie lub śmiech lub radość…?). Eminem wziął też do domu złoty gramofon za Najlepsze Wykonanie Rap przez Duet lub Grupę („Crack A Bottle” z Dr. Dre i 50 Centem). Ble. Czyż Kid Cudi, Common i Kanye w swojej kolaboracji nie byli bardziej uroczy i twórczy?

Luźno przejrzałam pozostałe kategorie ale jest ich tak dużo, że trudno byłoby mi opisać wszystkie jazzująco-gospelujące wygrane, tym bardziej, że nie znam większości z tych artystów. Spośród tych znanych mi statuetkę zdobyły dziewczyny z Mary Mary za Najlepszą Piosenkę Gospel („God In Me”) i lubiana przeze mnie Heather Headley w kategorii Najlepszy Współczesny Album R&B Gospel („Audience Of One”). Zadziwiła mnie, zupełnie przypadkiem, siła rodziny Boba Marleya. Dwaj z jego synów po raz kolejny otrzymali nagrody Grammy. Ziggy Marley otrzymał gramofon za Najlepszy Album dla Dzieci („Family Time”) a Stephen Marley wygrał w kategorii Najlepszy Album Reggae („Mind Control Acoustic”). Polecam sprawdzić sobie ile statuetek zdobyli już wcześniej bo to całkiem imponujące. Siła genów czy nazwiska? A może jedno i drugie? Może dzięki genom Marley’a dziecko Lauryn Hill będzie bardziej płodne artystycznie niż mama..? Czyżbym wspomniała ją już drugi raz, zupełnie bez okazji? Chyba tak. Pora kończyć. Pora spać. Włączcie sobie Maxwella.

Komentarze

komentarzy