marvin gaye
Nowe utwory: CJ Hilton „Distant Lover” / „Modest”


Mamy tydzień z Marvinem Gaye’em, więc nie moglibyśmy o tym nie napisać. CJ Hilton wykonuje jeden z jego utworów oraz śpiewa swój własny, poświęcony właśnie temu wielkiemu artyście. „Distant Lover” jest zbliżone do oryginału. 25-letni CJ nie powstrzymuje się przed wyśpiewaniem nawet najwyższych dźwięków, dobrze przypominając nam najlepsze lata w karierze Marvina. Natomiast „Modest” to utwór zadedykowany specjalnie Gaye’owi. Posłuchajmy.
Mos Def x Marvin Gaye – premiera części pierwszej

Zgodnie z obietnicą dostajemy cierpliwie przez wielu wyczekiwany projekt Amerigo Gazawaya. Yassin Gaye jest zestawem kilkunastu utworów, będących zręcznym połączeniem dorobku Mos Defa i Marvina Gaye’a. Wszystko wskazuje na to, że możemy spodziewać się drugiej porcji mashupów. Skupiając się jednak na części pierwszej, która zawiera wyłącznie jeden ze zwiastujących singli, można śmiało wystawić wydawnictwu najwyższe noty. (więcej…)
Nowy utwór: Yasiin Gaye – „Anna’s Love Song” (Soul Mates Tribute)

Poznajemy kolejny singiel zapowiadający projekt nadzorowany przez Amerigo Gazewaya, Yasiin Gaye. Druga próba zespawania wybiórczego dorobku legendy soulu z charyzmatycznym raperem wydaje się być równie udana, co za pierwszym razem. „Anna’s Love Song” mieści w sobie hołd Marvina dla Anny Gordy Gaye – prywatnie siostry założyciela Motown Records, Berry’ego Gordy’ego („Anna’s Song”) oraz kilkunastoletniego singla (więcej…)
Zmarła Anna Gordy Gaye

31 stycznia w wieku 92 lat z przyczyn naturalnych zmarła Anna Gordy Gaye — ikoniczna postać, jeśli chodzi o historię klasycznego soulu.
Anna była starszą siostrą Berry’ego Gordy’ego, założyciela największej w historii wytwórni zajmującej się wydawaniem czarnej muzyki, czyli oczywiście Motownu. Aktywnie wspierała działalność Berry’ego jako producent i jako kompozytor. Brała udział w powtawaniu/wydaniu niektórych wczesnych nagrań Steviego Wondera, Mary Wells, The Originals czy kultowego „Money (That’s What I Want)” Barretta Stronga, który to singiel wydany został w istniejącym wówczas jej prywatnym sub-labelu — Anna Records.
W 1959 roku poznała siedemnaście lat młodszego Marvina Gaye’a, z którym połączyło ją znacznie więcej niż relacja muzyk-producent. Anna nie brała czynnego udziału w powstawaniu wczesnych przebojów wokalisty (dopiero na jego magnum opus — tzn. What’s Going On — napisała dwa utwory), ale z pewnością była jego muzą i przyczyną dla nagrania takich utworów jak „Pride & Joy”, czy „You’re a Wonderful One„. W 1963 roku Anna i Marvin pobrali się, ale to ich rozwód owiany został większą (nie)sławą niż sam kilkunastoletni związek.
Dokumentem i narzędziem rozstania państwa Gaye’ów stał się inny legendarny album Marvina, Here, My Dear. Dla spłukanego wówczas wokalisty jedynym sposobem na finansowe uregulowanie sprawy rozwodowej było nagranie albumu, z którego sprzedaży należności trafiać będą na konto Anny. Mówi się, że Marvin celowo i na złość chciał nagrać album, który będzie miał zerowy potencjał komercyjny i jego sprzedaż z miejsca okaże się klapą. Cel osiągnął, ale pewnie nie przewidywał, że z czasem Here, My Dear osiągnie status pozycji kultowej, najważniejszego konceptualnego albumu w historii soulu, a także idealnego muzycznego studium nad emocjami człowieka zagubionego we własnym życiu.
Spoczywaj w pokoju, Anna Gordy Gaye.
Nowy utwór: Yasiin Gaye „Inner City Travellin’ Man”

Wybornie zapowiada się nadchodzący projekt Amerigo Gazeway‚a. Artysta, znany dotychczas z połączenia Fela Kuti i De La Soul oraz The Pharcyde i A Tribe Called Quest, postanowił tym razem zespolić ze sobą dokonania Marvina Gaye‚a i Mos Defa. Zwiastujący singiel „Inner City Travellin’ Man” brzmi świetnie i rokuje udane wydawnictwo. Do 25 lutego jeszcze trochę czasu, dlatego koniecznie miejcie rękę na pulsie.
Zwiastun filmu biograficznego o Marvinie Gaye’u

Przyznam szczerze, że nie jestem miłośnikiem fabularyzowanych filmów biograficznych, które zazwyczaj mają to do siebie, że stanowią upiększoną, nieraz sztuczną wersję prawdziwej historii. Nie potrafię być jednak obojętny wobec nadchodzącej biografii jednego z największych artystów (i przy okazji jednego z najbardziej intrygujących skandalistów) muzyki soul. Obraz wstępnie zatytułowany Sexual Healing ma nam przedstawić najbardziej burzliwy okres, czyli ostatnie pięć lat życia artysty. W roli Marvina Gaye’a wystąpi Jesse L. Martin — Broadwayowy i telewizyjny aktor, znany najlepiej z wieloletniej roli w słynnym kryminalnym tasiemcu Law & Order. Jak wyglądają jego predyspozycje do tej roli — sprawdźcie sami w poniższym teaserze oraz na zaprezentowanym powyżej zdjęciu, gdzie Jesse pozuje na Marvina z okładki albumu What’s Going On.
Robin Thicke walczy o prawa do „Blurred Lines”

Rok 2013 przyniósł Robinowi Thicke nie tylko największy przebój w jego karierze, ale również lekcję na temat tego, że wraz z wielkim sukcesem idą w parze niemałe kłopoty. Dopiero co nie dawno obrzucony został błotem przez feministyczne organizacje, które zarówno w utworze „Blurred Lines” jak i w teledysku do niego zauważyły pochwałę gwałtu (to samo zresztą było z „Take back The Night” Justina Timberlake’a). Teraz pora na problem numer dwa. Parę dni temu rodzina Marvina Gaye’a postanowiła upomnieć się o swoje należności w związku z podobieństwem „Blurred Lines” do „Got to Give It Up” Marvina. Nagrany w 1977 utwór posłużył jako źródło inspiracji do powstania przeboju Robina — sam wokalista wcale tego nigdy nie ukrywał. Nie da się również ukryć, że oba utwory mają bardzo podobne instrumentarium, nie ma tu jednak mowy ani o kradzieży melodii, ani tym bardziej sampla. Obstawiam, że kartą „oba numery brzmią podobnie” rodzina niezapomnianego pana Gaye’a nic nie ugra. Jak to się jednak mówi — niesmak pozostanie. Robinowi z pewnością przykro musi być stawać do walki z familią chyba najważniejszego muzyka w jego życiu. Co ciekawe, to nie jedyny proces o plagiat wokół „Blurred Lines”. Sprawę Thicke’owi wytoczyła również organizacja Bridgeport Music. Według nich źródłem zbyt subtelnej inspiracji było „Sexy Ways” Funkadelic. O ile sprawę z Gaye’em jeszcze rozumiem, tak tutaj to już mamy do czynienia raczej z absurdem i desperacką próbą zarobienia na cudzym sukcesie. O czym tutaj dyskutować skoro nawet sam George Clinton przyznał na twitterze, że nie ma tu mowy o żadnym plagiacie oraz że stoi po stronie Thicke’a i Pharrella? Dziwna sytuacja, ale chociaż jednak pozytywna rzecz z niej wynikła — miałem okazję napisać na misce o dwóch świetnych trackach z lat siedemdziesiątych.
Wakacyjnie: 8 męskich utworów, które powodują, że kobietom uginają się kolana

Inauguracja sezonu urlopowo-letniego już za nami, teraz czas zacząć korzystać z jego dobrodziejstw. Jednym z nich jest dobrze znana i ciesząca się szerokim uznaniem idea „wakacyjnej przygody”. Kto z nas nie przeżył tego przyjemnego uczucia zastrzyku adrenaliny, wiążącego się z wyruszaniem w nieznane, a może z NIEZNANYM/Ą. Panowie tygodniami główkują nad kolejnymi sposobami uwiedzenia płci pięknej, a panie z rozmarzeniem, odgarniając włosy, mają nadzieję na romantyczny rozwój zdarzeń rodem z Pretty Woman. Drodzy Mężczyźni, wbrew pozorom istnieje prosty sposób na zaciągnięcie obiektu pożądania do… Kina? Baru? Na plażę? Gdziekolwiek sobie zamarzycie. Słowo klucz: sprzyjający nastrój. A nic nie tworzy go lepiej niż strategicznie przemyślana, odpowiednia playlista. Bądźmy szczerzy, nic nie wygeneruje takiej ilości dreszczy jak gentelmeni potrafiący wokalem pomóc osiągnąć kobiecie „climax”. Ups. Czyżbym zdradziła jednego z naszych poskramiaczy kobiecych umysłów, serc i ciał? Dodatkowo, wszystkie razem i każdy z osobna stanowią niewyczerpane źródło „pick up lines”. Koniec z „Bolało? Jak spadałaś z nieba?”. Witaj finezjo z przymrużeniem oka. Kolejność bynajmniej nie wartościuje, lecz jakiś porządek w tym letnim chaosie zaprowadzić należy. Plus zdaję sobie sprawę z faktu, że to tylko czubek góry lodowej, ale od czegoś trzeba zacząć.
1. „Feel Like Makin’ Love” D’Angelo
„When you talk to me (…) that’s the time I feel like making love to you”
2. „’Til Tomorrow” Marvin Gaye
„You have stolen my mind completely, have a heart, hold me sweetly, now”
3. „Tunnel Vision” Justin Timberlake
„I wrote a song for you, (…) but every time I’m close to you the words wanna come out, but I forget, it’s so strong”
4. „I Wanna Be Your Lover” Prince
„They say I’m so shy but with you I just go wild!”
5. „Use me” Miguel
„Curse me with such a beautiful nightmare. Don’t wake me.”
Działanie: profilaktycznie w celu pobudzenia wyobraźni; w stanach postępującego wysiłku fizycznego działa stymulująco.
Dawkowanie: rano, wieczorem, w południe, w przerwie na lunch, w przebieralni, w kuchni… praktycznie o każdej porze i w każdym miejscu. Jako suplement całego Kaleidoscope Dream.
Ostrzeżenie: może powodować stany przedzawałowe i zadyszkę. Polecane osobom o doskonałej kondycji.
6. „A Song For You” Donny Hathaway
„If my words don’t come together listen to the melody ‘cause my love is in there hiding”
7. „Pretty Wings” Maxwell
„If I can’t have you, let love set you free to fly your pretty wings”
8. „Dwie połowy” Poluzjanci
„Nadzieja mówi, że następny dzień będzie ten kiedy się znajdziemy”
Kończąc moi Drodzy – dużo miłości maści różnej w to lato niech Wam się przytrafi. A my chętnie usłyszymy kawałki, które uginają kolana Wasze lub Waszych Pań, jest ich przecież całe morze. Podzielcie się z nami.
Ranking: 20 naszych ulubionych coverów The Beatles

Poniższe zestawienie powstało w związku z zaistnieniem dwóch okazji żeby zamieścić na misce artykuł oscylujący wokół twórczości chłopaków z Liverpoolu. Pierwszą z nich jest przedwczorajsza zapowiedź pierwszego koncertu Paula McCartneya w Polsce – jak dla mnie istotny powód, by drugi raz w tym roku wpaść na Stadion Narodowy. Druga okazja związana jest z dniem dzisiejszym. 22 marca 1963 roku, dokładnie pół wieku temu, miała miejsce premiera debiutanckiego albumu The Beatles – grupy która na zawsze zmieniła oblicze muzyki rozrywkowej. Nieważne, czy słuchacie rocka, metalu, soulu, hip hopu, czy szeroko pojętej elektroniki – autorytet Cudownej Czwórki jest nie do podważenia i niezależny od podziałów. Dlatego postanowiliśmy na jeden dzień stać się rubbersoulbowl.pl i napisać o coverach Beatlesów w wykonaniu naszych „miskowych” artystów.
20. The Supremes „A Hard Day’s Night” (1964)
Beatlesi kochali Motown i to ze wzajemnością. Na początku kariery chętnie coverowali przeboje ze stajni Berry’ego Gordy’ego („Mr. Postman”, „Money”), później role się odwróciły. Największymi motownowskimi fankami chłopaków były dziewczyny z The Supremes. A Bit Of Liverpool, tytuł ich trzeciego studyjnego albumu, mówi sam za siebie. Na mocno zainspirowaną „brytyjską inwazją” płytę trafiło aż pięć coverów The Beatles, w tym prezentowane na dole „A Hard Day’s Night”. W Wielkiej Brytanii płyta wydana została pod tytułem With Love (From Us To You) będącym wyraźną aluzją do „From Me to You”.
„Come Together” zostało wykonane przez tyle znakomitości muzycznych, że ciężko byłoby wskazać ten jeden idealny cover. Czemu zatem the The Brothers Johnson? Ponieważ Diana Ross i Supremes już się pojawiły w rankingu. Ponieważ Michael Jackson nie do końca podołał takiemu wyzwaniu. Ponieważ król beatlesowskich coverów Joe Cocker to nie nasze klimaty. Ponieważ mamy właśnie na naszym profilowym facebooku tydzień z Quincym Jonesem, producentem The Brothers Johnson. Bo tak.
„I’m Down” to mało znany utwór Żuków, wydany jako strona B singla „Help!”. Cover w wykonaniu Beastie Boysów również kariery nie zrobił jako odrzut z ich debiutanckiego Licensed To Ill (co dobrze słychać po produkcji – Rick Rubin pełną, brodatą gębą). Świat się nie zawalił z powodu wyrzucenia utworu z tracklisty, ale uważam, ze stanowiłby na płycie idealne podkreślenie rockowych korzeni raperów z Nowego Jorku. Jedno z kilku rewelacyjnych podkreśleń.
„Let It Be”…”Lovely Day”? Kalifornijski czarodziej zamienił klawisze na struny i sprawił, że tytułowy track z ostatniej płyty Beatlesów stał się czymś jakby innym. Odmienne instrumentarium, ale emocje identyczne – Bill Withers stracił matkę będąc w bardzo młodym wieku, tak samo jak dedykujący ten utwór swojej zmarłej rodzicielce Paul McCartney. Słowa mądrości zawsze będą słowami mądrości, nieważne w jakim muzycznym języku. #PATETYCZNYFRAZES
Hiphopowa wersja „While My Guitar Gently Weeps”, jednego z najbardziej popisowych utworów George’a Harrisona. RZA wiedział, że zebrać najmocniejsze trio Wu-Tangowych raperów (Method Man, Ghostface, Raekwon) to za mało, zatem zaprosił do utworu Erykę Badu, Johna Frusciante oraz syna George’a – Dhaniego Harrisona. Efekt przerósł nie tylko oczekiwania słuchaczy, ale i całą zawartość 8 Diagrams – albumu Wu-Tang Clanu, o którego powstaniu wolałbym zapomnieć.
P-funkowcy nie chcieli być gorsi i też mieli swój cover Beatlesów. Utwór powstał w czasie kiedy Latający Cyrk George’a Clintona wytaczał takie działa jak One Nation Under A Groove i Mothership Connection, a trafił na mocno przegapiony solowy debiut ich najsłynniejszego gitarzysty – Eddiego Hazela. „Maggot Brain” może to nie jest, ale i tak kto by przypuszczał, że z „I Want You (She’s So Heavy)” można by wykrzesać tyle nieskrępowanej, funk-rockowej energii.
Przebój „All You Need Is Love” raczej nie był chętnie coverowany przez artystów z naszej miski. Gdybym chciał być złośliwy powiedziałbym, że to przez dość trudne metrum piosenki. Poszukując udanej czarnej wersji propagandy miłości Żuków dotarłem do 2003 roku i ścieżki dźwiękowej do filmu „Love Actually”. Lynden David Hall podchodząc do sprawy bardzo minimalistycznie złożył znakomity hołd swoim rodakom. Nie ma fajerwerków, ale jest za to klasa.
Isaac Hayes na początku lat siedemdziesiątych miał status takiej gwiazdy, że pseudonim Czarny Mojżesz nawet nikogo bardzo nie szokował. Nie rozsunął nigdy Morza Czerwonego, ale rozciągnął do granic możliwości „Something” Beatlesów. Przekształcona w 11-minutowego potwora piosenka była dla jednych arcydziełem, a dla drugich profanacją. Jak na opinie na temat utworu zareagował sam Hayes? Pewnie wzruszył ramionami, poprawił pokrytą złotymi cekinami pelerynę i ruszył w kolejną trasę.
Pozytywny hymn George’a Harrisona nie mógł wypaść lepiej w niczyim innym wykonaniu, niż w wykonaniu postaci znanej z takich utworów jak „Feeling Good” i „Ain’t Got No…I’ve Got Life”. Tekst utworu opiera się na motywie kończącej się zimy jako metafory pokonywania trudności życiowych przez autora piosenki. Patrząc na to co mam za oknem jestem jednak bardziej zwolennikiem dosłownego przekazu „Here Comes the Sun”. Wynocha zimo!
Musical pod tytułem „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” stał się z miejsca jednym z największych nieporozumień w historii filmu muzycznego, niedaleko od tej jabłoni padła również sama nafaszerowana coverami Beatlesów ścieżka dźwiękowa. Nie odważyłem się nigdy tego całego przesłuchać, ale z przyjemnością sięgam po „Got to Get You Into My Life” w wykonaniu Earth, Wind & Fire. Track zawarty został również na oficjalnej składance największych przebojów Żywiołaków, zdecydowanie nie bez powodu. Jeden z najśmielej funkujących coverów The Beatles.
Otis Redding wielokrotnie w swojej (niestety) krótkiej karierze udowodnił, że nieważne czyj utwór weźmie na warsztat, to wyjdzie z tego najczystsza definicja muzyki soul. Cover pochodzącego z albumu Rubber (nomen omen) Soul utworu, to doskonały przykład tego jak skutecznie zaadoptować czyjąś muzykę pod własny styl, ale jednocześnie nic nie stracić na wartości oryginału.
Zespół instrumentalistów z Memphis rozwinął wcześniej wspomniany pomysł The Supremes i nagrał album w stu procentach oparty na coverach Żuków i to z jednego albumu. Zatytułowany został McLemore Avenue – od ulicy, na której znajdowało się studio legendarnej wytwórni Stax Records. Sytuacja analogiczna do tytułu Abbey Road, okładka projektu również wiele wyjaśnia. Część utworów nagrana została pojedynczo, część została zebrana w większe wiązanki. Oto jedna z nich.
Utwór Lennona zainspirowany szkolnym rysunkiem córeczki, a tak naprawdę to wszyscy dobrze wiemy czym. Jeden z symboli psychodelicznego oblicza Beatlesów (ale nie aż tak jak abstrakcyjne do granic możliwości „I Am The Walrus”) doczekał się genialnego kobiecego wykonania (nie żadnego „wykonu”). To jedyny live cover w moim zestawieniu, ale po prostu nie mogło zabraknąć Natalie Cole – prawdziwej „dziewczyny z kalejdoskopowymi oczami”.
Cover utworu będącego wyobrażeniem jednej z największych obaw każdego rodzica. Nadinterpretując wybór utworu można powiedzieć, że Syreeta Wright udokumentowała tu swoje rozstanie ze Steviem Wonderem. Rozwód ten miał bardzo pokojowy charakter i na szczęście nie zniszczył ich więzi na linii muzycznej. W motownowskiej wersji „She’s Leaving Home” brakuje mi obecnej w pierwowzorze orkiestry smyczkowej, Syreeta nadrabia jednak świetnie zaśpiewanym refrenem urozmaiconym przez talkboxowe partie Steviego.
War – zespół pod wezwaniem Erica Burdona, byłego lidera The Animals – miał już w 1976 status latin-funkowego giganta z kilkoma solidnymi przebojami na koncie („Spill The Wine”, „The Cisco Kid”, „Low Rider”). Ambicji jednak wciąż nie brakowało, stąd oryginalny pomysł, by drugą połowę albumu Love Is All Around poświęcić na dwa masywne covery dwóch gigantów rocka: Rolling Stonesów i Beatlesów. Jeśli chodzi o Cudowną Czwórkę, wybór bardzo odważnie padł na „A Day In The Life”. Zważywszy na kultowy status utworu podsumowującego geniusz Sgt Peppera, szanse na kompromitację były wielkie. Burdon wrócił z tarczą z tej wojny.
Wielu dziennikarzy muzycznych wymienia „Eleanor Rigby” jako ten przełomowy moment, w którym Beatlesi przestali być grzecznym rockowym bandem, a stali się głodnymi eksperymentów reformatorami muzyki rozrywkowej. Do dziś nie wiadomo, kim dokładnie była tytułowa pani Rigby (niestety serwis rapgenius.com wtedy nie istniał…), ale w ciągu tych paru dekad powstało kilka wiarygodnych teorii. Różne są też teorie kto nagrał najlepszy cover tego utworu. Ja postawiłbym pieniądze na tradycyjne, czysto soulowe podejście pana Raya Charlesa.
„Yesterday” to jeden z najwięcej razy coverowanych utworów w historii muzyki rozrywkowej. Komisja rekordów Guinessa naliczyła ponad dwa tysiące zarejestrowanych studyjnie wykonań tej piosenki. Narodzona we śnie Paula McCartneya melodia wypływała z ust takich „naszych” artystów jak Ray Charles, Donny Hathaway, Marvin Gaye, En Vogue, czy Boyz II Men. Jako psychofan Marvina nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jego wersja „Yesterday” jest najlepszą jaką słyszałem.
Cover „We Can Work It Out” trafił na album Signed, Sealed & Delivered, uznawany jako początek złotego okresu twórczości Steviego Wondera. Cover ten stał się szybko obowiązkowym elementem koncertów Steviego, przyniósł mu także drugą w życiu nominację do nagrody Grammy. W 2010 roku muzyk wykonał ten utwór na żywo w Białym Domu podczas ceremonii przyznania Paulowi McCartneyowi nagrody im. Gerschwinów. Występ obserwował Barack Obama, kimkolwiek ten człowiek jest.
„Take a sad song and make it better” – śpiewał Paul w wielkim przeboju dedykowanym (podobno) zaniedbywanemu synowi Johna Lennona. Wilson Pickett nie miał ambicji by „zrobić to lepiej” – nagrał ten cover wyłącznie dlatego, że nie miał pomysłu na własny nowy singiel. Obecny w tym samym czasie w studiu gitarzysta Duane Allman zaproponował „Hey Jude” i w taki właśnie sposób – zupełnie spontanicznie – powstał jeden z najwybitniejszych coverów tego utworu.
„I Want To Hold Your Hand” to jeden z najbardziej tanecznych przebojów The Beatles. Dziwić może zatem fakt, że prezentujemy go w wykonaniu Ala Greena, wokalisty słynącego głównie ze spokojnego, quiet stormowego repertuaru. Jakiekolwiek przypisywanie artystom najlepszych stron ich brzmienia traci na znaczeniu w momencie, gdy Al tworzy coś takiego. Stały bywalec zestawień najlepszych beatlesowych coverów – bez podziału na gatunki.
Poza konkursem, gdyż to tylko mash-up nawijki Jaya-Z z muzyką Beatlesów. Pochodząca z Grey Albumu (Black Album + White Album) kombinacja „99 Problems” i „Helter Skelter” to przykład idealnej symbiozy. Wersy Hovy zyskały nowy wymiar swego prowokacyjnego tonu, proto-metalowe gitary McCartneya i Harrisona zaskoczyły energią podaną w zupełnie nowy sposób. Największym zwycięzcą był DJ Danger Mouse – jeden z najważniejszych muzycznych producentów XXI wieku wypłynął na szerokie wody właśnie dzięki tej zabawie z blendami.
M jak Motown #15: Marvin Gaye „Ego Tripping Out”

Witam po dłuższej przerwie w piętnastej odsłonie cyklu „M jak Motown”. Dla tych, którzy dopiero od niedawna zaglądają na soulbowl.pl tudzież zdążyli przez rok zapomnieć z czym co się je – „MjM” to cykliczny (mam nadzieję, że tak zostanie) hołd dla muzyki wydawanej przez najważniejszy label w historii czarnej muzyki, opowiadający niechronologicznie o przełomowych dla wytwórni wydarzeniach, zapomnianych artystach, czy o niedocenionych singlach tych bardziej znanych wykonawców. Na samym dole wpisu znajdziecie odnośniki do wszystkich dotychczasowych odcinków, teraz zajmijmy się tym teraźniejszym.
Chociaż w „M jak Motown” nie prezentowałem jeszcze żadnego utworu Marvina Gaye’a to i tak zdążyłem odmienić przez wszystkie przypadki jego imię, nazwisko również. Nie ma w tym nic dziwnego – postać taka jak on miała wpływ na niemal wszystko, co później wyszło w muzyce rozrywkowej i nalegało by było nazywane soulem. Prawie każdy album wydany przez niego po 1970 roku był przełomowy. What’s Going On zmieniło liryczne oblicze gatunku, Let’s Get It On i I Want You ukształtowały quiet storm, Midnight Love z impetem wdrożyło czarną muzykę w erę syntezatorów, Trouble Man stał się klasykiem soundtracków kina Blaxploitation, a Here, My Dear – największym soulowym concept albumem w historii. Napisałem „prawie każdy”, gdyż inaczej ma się sprawa z wydanym w 1981 In Our Lifetime. Nie należy za to winić nikogo, a tym bardziej Marvina, który w na przełomie dekad będąc wciąż na Ziemi poznał namiastkę piekła.
„Ego Tripping Out” to utwór pochodzący z tego właśnie albumu, ale niestety wyłącznie z wersji cd. W związku z tym szczęśliwy, lecz chwilę potem rozczarowany byłem zastając ten album w jednym z warszawskich antykwariatów z winylami, a później zwracając uwagę na brak na trackliście ulubionego utworu. Takie tam życiowe problemy. Album i tak kupiłem, a co mnie zachwyca w tym właśnie singlu? Jego ponadczasowość i brzmienie zupełnie odmienne od tego, do czego piosenkarz nas przyzwyczaił. „I know i’m really hot, my diamonds shine a lot, check out here this 450 SE babe i’m what’s its all about” – rapuje (!) Marvin, na dwadzieścia-trzydzieści lat przed erą hiphopowej przewózki, bling blingu i #swagu. Żarty żartami, ale ten track to również świadectwo zwycięstwa pana Gaye’a nad uzależnieniem od narkotyków. Szkoda, że nie dostał więcej czasu na świętowanie tego triumfu…
#2
#3
#4
#5
#6
#7
#8
#9
#10
#11
#12
#13
#14