james blake
#FridayRoundup: Omar Apollo, Open Mike Eagle, James Blake i inni

Jak co tydzień w cyklu #FridayRoundup dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Po raz kolejny nowe wydawnictwa soulem stoją. Przed weekendem płyty wypuścili m.in. Omar Apollo, Open Mike Eagle, Benny the Butcher, Dorian Electra, Duckwrth, Kaleem Taylor, Woodkid, Partynextdoor, Palmistry czy Dengue Dengue Dengue. Nową epkę zaprezentował James Blake, a diggerzy z archiwów polskiego soulu wykopali archiwalne nagrania zapomnianej piosenkarki Renaty Lewandowskiej. Wszystkie płyty do odsłuchu na plejliście na dole artykułu, a o naszych faworytach piszemy szerzej poniżej.
Apolonio
Omar Apollo
Omar Apollo / Warner
To już trzecie miniwydawnictwo Omara Apollo — zwane szumnie projektem, opatrzone równie szumną okładką z Prince’em w podtytule; wciąż jednak w postaci przypominającej epkę. Ale nic to! Apolonio to wyjątkowo skondensowany materiał, przedstawiający krainę, gdzie obok siebie na równoległych prawach panują funkujące, ale i meksykańskie gitarki, leniwe pościele i neo-soulowe dziedzictwo Channel Orange. Znalazł się nawet przyczółek dla Kali Uchis, konsekwentnie miniaturowej (vide ostatnia epka) i nieobecnej, która punktuje wyłącznie tym, że jest sobą. No i właśnie — Apolonio jest tyleż skondensowaną, co rozmytą produkcją. Trudno orzec, co nam z tej purpurowej kąpieli zostanie. — Maja
Anime, Trauma and Divorce
Open Mike Eagle
Auto Reverse
Anime, Trauma and Divorce — tak prezentuje się tytuł najnowszego longplaya Open Mike’a. To nie metafora — tytuł jest całkiem dosłowny — tak o najnowszym dziele wypowiada się sam zainteresowany. Raper nigdy nie bał się podejmowania trudnych tematów, a teraz postanowił zmierzyć się z wydarzeniami z najtrudniejszego roku swojego życia. Pierwotnie album miał poruszać tematykę anime, ale te plany pokrzyżowało samo życie. Zawodowe niepowodzenia, rozstanie — Mike odsłania się całkowicie i mierzy się z dręczącymi go traumami. Słowa kierowane do słuchaczy mają stanowić formę terapii. — Mateusz
Before
James Blake Ep
UMG / Polydor / Republic
Ładne single w tym roku wypuścił James Blake: „You’re Too Precious”, równie wzruszające „Are You Even Real?” i cover „Godspeed” z Blonde Franka Oceana… Aż w końcu otrzymaliśmy epkę Before, na której znalazły się cztery, również premierowe, utwory. Utwory jednocześnie wyjątkowo oniryczne, romantyczne i klubowe. Nagrywając swój ostatni album, Assume Form, Brytyjczykowi udało się pozbyć wizerunku smutnego, co zdecydowanie dobrze wpływa również na jego rozwój artystyczny. „Well, nothing’s in vain, ’cause I’ve never had it as good before”. — Klementyna
Burden of Proof
Benny The Butcher
Griselda / Empire
Po udanych Pray For Paris i From King to a God, przyszła kolej na pełnoprawny komercyjny debiut trzeciego z założycieli Griselda Records, Benny’ego The Butchera. Świetne projekty Tana Talk 3 i The Plugs I Met udowodniły, że Benny ma spektakularne umiejętności i warsztat, którego nie powstydziłby się sam Jay-Z, lecz wciąż brakowało mu odpowiedniego formatu, budżetu i zaplecza, by stworzyć album na miarę swoich możliwości. Burden Of Proof kończy jednak ten etap; tym razem wspierany przez Hit-Boya na produkcji i gości pokroju Lil Wayne’a, Big Seana czy Rick Rossa Benny wypływa na szerokie wody, by sprawdzić się w nieco innym wydaniu. 12 utworów, solidne single, obiecująca lista gości i jeden z najlepszych nowych graczy na scenie – to się po prostu nie może nie udać. — Adrian
My Agenda
Dorian Electra
Dorian Electra
Dorian Electra, będący w obecnym horyzoncie queerowej sztuki chyba najdoskonalszym uosobieniem kampowej przesady i subwersywnego przejmowania genderowych granic, powraca z nowym, mroczniejszym i bardziej eksperymentalnym krążkiem. O ile poprzedni album, Flamboyant, ironią świadomego kiczu dekonstruował kulturowe archetypy męskości spod znaku mokrych snów patriarchatu, tym razem podmiot muzyczny podejmuje się przejęcia przykładów reprezentujących kryzys tradycyjnie pojmowanych męskości- pojawia się uległy, gejowski kochanek, incelski gentleman w fedorze czy redditowy edgelord w stroju fursony. Ta zamiana pola zainteresowań wpływa także na poetykę samego dźwięku. Wpływy ejtisowego blichtru i afirmacja androgynii i homoerotyzmu zastąpione zostają typowo hyperpopową pulpą postcyfrowych, industrializacych odprysków i zgłębianiem niepokojących pieleszy męskiej tożsamości. W ten paradygmat wpisane zostają nie tylko naleciałości muzycznych abiektów (pojawia się eurotrance, halloweenowe „spooky music” czy nawet podchodzące pod reggae sample), ale także absurdalnie eklektyczny dobór gości. Do największych niespodzianek należy zaskakująco świeży i sensualny występ Rebecki Black i przedziwnie dysonansowe harmonie wokalne Village People wyśpiewywane między riffami Pussy Riot na tracku tytułowym. My Agenda Electry ma zatem w sobie wszystko, co dobra propagandowa doktryna powinna mieć- jest radykalna, nośna i niepokojąco pociągająca w bezpardonowości obieranych środków. — Wojtek
Dotyk
Renata Lewandowska
Polskie Radio / Astigmatic / The Very Polish Cut Outs
Kiedy wydawało się, że wytrawni diggerzy spenetrowali już do reszty tkankę oldschoolowego polskiego popu, funku i soulu, w archiwach Polskiego Radia natrafiono na niepublikowane nagrania zapomnianej polskiej wokalistki Renaty Lewandowskiej. Przy projekcie zbierającym na płycie Dotyk dziewięć archiwalnych nagrań, spośród których jedynie jedna („Dotykiem chce dziś poznać wszystko”) ukazała się w 1978 roku na siedmiocalowym singlu, współpracowali zgodnie The Very Polish Cut Outs, Astimatic Records i Agencja Muzyczna Polskiego Radia. Tymczasem zaprezentowany materiał to naprawdę zaginione ogniwo polskiego soulu tamtych lat. Lewandowska nie tylko śpiewa tu teksty m.in. Kofty czy Osieckiej, ale wokalnie wspomagają ją Alibabki, a aranże zrealizowano w oparciu o najlepsze światowe wzorce progresywnego orkiestrowego funku. Niewątpliwie pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników klasycznego polskiego popu. — Kurtek
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
Melancholijny slowthai z ciążowym brzuchem

Slowthai we współpracy z Jamesem Blake’em i Mount Kimbie
Muzyczna i wizerunkowa ścieżka poczynań slowthaia to jedna z najbardziej niejednoznacznych i intrygujących karier ostatnich kilku lat. Manewrowanie od pozycji bohatera roku (tytularnie zalegitymizowanej w trakcie tegorocznych NME Awards) po kryzys wizerunkowy (sprzężony bardzo mocno z odbiorem wspomnianej nagrody) i usytuowanie się w pozycji „wroga numer jeden” sprowokowało zwrot w twórczości rapującego szkota koncentrujący się bardzo mocno na wpływach wyspiarskiego punku i prymitywnego, bangerowego trapu. Naleciałości te oczywiście w paradygmacie twórczym thaia żadną pierwszyzną nie były, jednak fani wspaniale eklektycznego, wymykającego się jednoznacznościom długogrającego debiutu mogli ostatnimi czasu odczuwać niedosyt.
Ów głód głębszej refleksji i produkcyjnego zniuansowania wspaniale zaspokoić może „Feel away”. Najnowszy singiel bez zabawy w półśrodki sięga po persony najdumniej w mainstreamie obnoszące się z korzeniami w wyspiarskiej elektronice, czyli Mount Kimbie i Jamesa Blake. Ci pierwsi zgrabnie natchniewają całość tradycją future garage z całym bagażem syntetycznej melancholii, tak wspaniale afirmowanej w ramach tej estetyki, Blake zaś przenosi w całość w rejony euforycznego art popu, wykorzystując doświadczenie zdobyte w kolaboracjach i podbojach na zeszłorocznym Assume Form. W tym kontekście slowthai pozwala sobie odbić w opowieści o damsko-męskich relacjach, opowiedziane jednak z zacięciem charakterystycznego dla rapera cynizmu. Całość dopełnia utrzymany w duchu brytyjskiego absurdyzmu teledysk, na którym thai paraduje z ciążowym brzuchem, po czym w czymś na kształt sali pogrzebowej rodzi w trakcie wesela dziecko, które okazuje się być zrobione z… ciasta (?).
Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Jest w całości jednak na tyle dużo melancholii i przedziwnej wrażliwości, że skręca to raczej w rejony Lynchowskiej gry na enigmie empirycznego doświadczenia emocji niż na rzeczywistej symbolice, co jest doskonałym przepisaniem na język wizualny charakteru „Feel away”, które pozostaje nieco nierówne, wielowątkowe i szalenie nieoczywiste. Te wszystkie elementy zgrabnie składają się na manifest artystyczny, którego od brytyjskiego MC już pragnęliśmy i choć post-grimowych bangerów jesteśmy równie głodni, mamy nadzieję, że ta iskra muzycznej elokwencji w nich nie utonie.
Nowy teledysk: James Blake „Can’t Believe the Way We Flow”


Po wydanym na początku tego roku albumie Assume Form i zaskakującym duecie z Rosalíą James Blake dzieli się nowym klipem. Artystyczne wizuale do „Can’t Believe the Way We Flow” stworzył niezależny twórca Frank Lebon. Muzyk kontempluje spokojnie płynącą miłość na tle scenek z codziennego życia par. Fetysze, religia i różne formy miłości to główne tematy teledysku. Graficzne wstawki, ruchome obrazki i kolaże z twarzy tworzą romantyczną ramkę dla tego utworu.
Nowy teledysk: James Blake feat. Rosalía „Barefoot in the Park”


Najnowsze wydawnictwo Jamesa Blake’a tworzą przede wszystkim zaproszeni goście. Jednym z najciekawszych punktów na Assume Form jest nagrane wspólnie z Rosalíą „Barefoot in the Park”. Jej hiszpańskie zaśpiewy spychają w cień pomrukującego w tym języku Brytyjczyka. W wideoklipie magiczny realizm spotyka teorię wszystkiego. Otwierające utwór dźwięki jak z sennego koszmaru prowadzą do spaczonego obrazu stojących w płomieniach aut. Połączeni flasbackiem James Blake i Rosalía podążają wymarłymi uliczkami. W mieście dzieci wyjętym jak z Florida Project mijają ich duchy przeszłości…
Grammy Awards 2019: kto zgarnął złoto?

Coraz częściej mówi się, że nagrody Grammy to już nie to samo, co kiedyś; że straciły znaczenie, że Akademii trudno nadążać za dynamicznie rozwijającą się sceną szeroko pojętej muzyki popularnej. Jedno jest jednak jasne: obserwować zawody lubimy wszyscy. Dzisiejszej nocy atrakcji nagrodowych nie brakowało, a w kategoriach bliskich miskowym klimatom był niemały tłok. Przed 61. rozdaniem Grammy, które poprowadziła dawno niesłyszana Alicia Keys, największego hałasu w nominacjach narobili Kendrick Lamar (aż 8 nominacji za Black Panther: The Album), Childish Gambino i Cardi B. Do kogo z naszych milusińskich (mniejszych lub większych) trafiły złote gramofony? Oto oni:
- „This is America” — Childish Gambino — utwór roku (pierwszy raz w historii dla hip-hopowego kawałka!), nagranie roku, najlepsze wykonanie: rap/wokalne, najlepszy teledysk
- Invasion of Privacy — Cardi B — najlepszy album: rap (wystrzałowy występ Bardi z singlem „Money” niejednemu oglądającemu galę zjeżył włos na głowie)
- „God’s Plan” — Drake — najlepszy utwór: rap (Drizzy zaserwował wymowną wypowiedź na temat samej istoty wyróżnień takich jak Grammy, za co otrzymał szybkie i soczyste… przejście do reklam)
- remis w kategorii najlepsze wykonanie: rap dla „Bubblin” Andersona.Paaka i „King’s Dead” drużyny w składzie Kendrick Lamar, Jay Rock, Future i James Blake
- H.E.R. — H.E.R. — najlepszy album: R&B
- „Boo’d Up” — Ella Mai — najlepszy utwór: R&B (niekwestionowany hit pochodzi z ciepło przyjętego debiutanckiego albumu Elli)
- „Best Part” — H.E.R. & Daniel Caesar — najlepsze wykonanie: R&B
- remis w kategorii najlepsze wykonanie: tradycyjne R&B dla „Bet Ain’t Worth the Hand” Leona Bridgesa i „How Deep Is Your Love” PJ’a Mortona i Yebby
- Everything is Love — The Carters — najlepszy album: urban contemporary
- Sweetener — Ariana Grande — najlepszy popowy album wokalny
- Dua Lipa — najlepszy debiut (oprócz sporej liczby singli rozchwytywana młoda wokalistka ma na koncie jeden pełnowymiarowy krążek; w walce o nagrodę pokonała m. in. H.E.R. czy Jorję Smith)
- Pharrell Williams — producent roku (m. in. dla The Carters, Migos, N.E.R.D., Ariana Grande)
Podczas gali najjaśniej błyszczały panie, szczególnie w kontekście występów. Początek wydarzenia z właściwą sobie werwą odznaczyła Camila Cabello przebojem „Havana” i doborowym towarzystwem m. in. Ricky’ego Martina. Janelle Monae nie zawiodła i zelektryzowała widzów wykonaniem „Make Me Feel”, 75. urodziny celebrowała legendarna Diana Ross, a H.E.R. w pięknym stylu i z wirtuozerskim popisem zaprezentowała utwór „Hard Place”. Aretha Franklin otrzymała fantastyczny hołd w postaci coveru „You Make Me Feel (Like a Natural Woman)” prosto ze złotych gardeł Fantasii Barrino, Andry Day i Yolandy Adams. Jednym z niewątpliwych highlightów wieczoru było widowisko od Travisa Scotta, który może i nie opuścił Staples Center z naręczem statuetek, natomiast z pewnością wywołał na scenie szaleństwo, o którym trudno będzie szybko zapomnieć (nawet chociaż — a może właśnie dlatego że — większość swojego show spędził w klatce). Moglibyśmy się czepiać zaskakującego wyboru Jennifer Lopez do wykonania Motown Tribute czy równie niespodziewanego połączenia Post Malone’a z Red Hot Chilli Peppers, ale należy przyznać, że w tym roku jest więcej przesłanek ku serdeczności niż uszczypliwości.
„Music’s Biggest Night” po raz kolejny przechodzi do historii. Pełną listę nominowanych i nagrodzonych, nie tylko z naszej działki, możecie zobaczyć na oficjalnej stronie Akademii. Uwagi, skargi, zażalenia? Dajcie znać, czy z Grammy w dłoniach do domów wracają wasi faworyci.
Recenzja: James Blake Assume Form

James Blake
Assume Form (2019)
Polydor
Nie ma ucieczki przed formą, jak tylko w inną formę, a James Blake robi to wyjątkowo zręcznie. Przekładając mainstreamowe akcenty na swój introwertyczny język, na Assume Form wyłącznie rozwija i precyzuje wypracowany przez siebie awangardowy, post-dubstepowy styl.
Czwarty album Blake’a jest znacznie mniej eksperymentalny niż chaotyczny The Colour in Anything. Skupiony, niezwykle poruszający i uciekający od popowych schematów stanowi niewinny romans z trapem na tle ciepłych elektronicznych pejzaży. James odnajduje na nim kompromis między dotychczas surową brzmieniowo uczuciowością a swobodą i ciepłem z okolic alt R&B. Efekt jest niewymuszony podobnie jak sposób, w jaki wyraża swoje odczucia. Assume Form obnaża emocje i opisuje wrażenia związane z wchodzeniem w romantyczną relację oraz funkcjonowaniem w niej. Blake porusza wiele związanych z tym aspektów i traktuje o swoich własnych doświadczeniach. I will assume form / I’ll leave the ether — oznajmia w tytułowym utworze, wprowadzając w oniryczny i — bodaj po raz pierwszy w swojej twórczości — niedepresyjny nastrój. Z towarzyszącymi mu demonami poradził sobie, jak przyznaje w „Power On”, przede wszystkim dzięki swojej obecnej partnerce — I thought I might be better dead, but I was wrong / I thought everything could fade, but I was wrong / I thought I’d never find my place, but I was wrong. Wydaje się, że nad całym tym wszechogarniającym spektrum impresji, odnosząc się do wyżej wspomnianego The Colour in Anything — również tych muzycznych, posiadł nareszcie niejaką kontrolę.
Wyprodukowane przez Metro Boomina „Mile High” i „Tell Them” są przykładem tego, w jaki sposób Blake potrafi interpretować popularne tendencje, sięgając przy tym przede wszystkim po czarne brzmienia. Pierwszy, z udziałem Travisa Scotta, nienachalnie eksponuje traprapowy minimalizm, a w neo-soulowym „Tell Them” Moses Sumney z kolei uwodzi swoim zmysłowym falsetem. Świadomie przyjęta współczesna forma dźwiękowa jest naturalnym następstwem ostatniej twórczej pracy artysty. Brytyjczyk pojawiał się na najgłośniejszych wydawnictwach minionych trzech lat i stał się jedną z ważniejszych postaci na światowej scenie — jego produkcje znalazły się m.in. na albumach Beyoncé, Franka Oceana, Kendricka Lamara, Jay’a-Z czy wspomnianego już Travisa Scotta, co bynajmniej nie zmieniło kierunku, który obrał na początku swojej kariery. Wykorzystując potencjał zręcznie dobranych współpracowników we własnej koncepcji, osiąga na Assume Form niezależną, spójną całość. Z tej sennej beztroski, jaką wydaje się Assume Form wyrywa się jedynie na chwilę. „Where’s the Catch?”, którego centralnym punktem staje się popisowa zwrotka André 3000 i rozpaczliwie powtarzane There must be a catch jest przełomowym momentem na płycie. Wśród pięknych, płynących ballad, które w końcu ustępują miejsca spokojnemu outro w postaci „Lullaby for My Insomniac”, zaskakuje chwilowa niepewność i dziwny niepokój.
Nowy teledysk: James Blake feat. Travis Scott & Metro Boomin „Mile High”


Kawiarnia Mile High i spotkanko na poziomie dwóch artystów. Tak zaczyna się najnowszy teledysk Jamesa Blake’a, do którego zaprosił Travisa Scotta. Brytyjczyk miesza parę razy łyżeczką w filiżance z kawą i… odlatuje. Następuje Wielki Wybuch, zaćmienie i czarna dziura, w którą wpada. Surrealistyczny klimat wizualizacji oddaje gęsty beat Metro Boomina, wokół którego orbitują obaj wykonawcy. Całość wychodzi trochę jak epizod z niemieckiego serialu Dark. Tak czy inaczej, czujemy cię, James. To była cholernie dobra kawa.
Odsłuchy nowych płyt Jamesa Blake’a, Noviki, Dawn Richard i Krzysztofa Iwaneczko

Jeszcze na dobre nie otrząsnęliśmy się po obfitujących w znakomitą muzykę podsumowaniach, dlatego z #Fridayroundup powrócimy do was wkrótce. Tymczasem, aby nie zostawić was całkowicie bez wiedzy o piątkowych premierach płytowych, przedstawiam cztery krążki, które warto przesłuchać.
James Blake Assume Form
Assume Form niezmiennie wpasowuje się w klimat smutnych elektroniczno-hip-hopowych kawałków, do których przyzwyczaił nas James Blake. Na krążku, wśród dwunastu propozycji, usłyszymy głosy takich artystów, jak André 3000, Travis Scott, Metro Boomin, Moses Sumney, czy zeszłoroczny fenomen Rosalíę. Pomimo że Assume Form nie wprowadza znaczących zmian w charakterystycznym brzmieniu Jamesa, to jednak piosenki „Mile High” czy „Where’s The Catch?” nadają albumowi nieco nowego kolorytu. Dotychczasowi fani artysty nie powinni być rozczarowani nowym wydawnictwem Blake’a. Przypuszczam, że Assume Form może przysporzyć wokaliście nowych słuchaczy, którzy zostana z nim na dłużej.
Novika Bez cukru
Z czwartym albumem powraca znana marka na scenie elektronicznej, czyli Novika. Na jej najnowszej płycie Bez cukru artystka prezentuje bardziej dojrzałe oblicze. Teksty traktują o miłości, ale jak wskazuje tytuł wydawnictwa, nie tej przesłodzonej, ale prawdziwej, pokazując realne oblicze uczucia. Muzycznie Novika zabiera słuchacza do swobodnego electro-chilloutowego świata, w którym nie zabraknie klubowego zabarwienia. Wśród zaproszonych gości znaleźli się Buslav, Baasch oraz córka Nina. Od strony producenckiej za stworzenie płyty odpowiedzialni są długoletni przyjaciele Noviki, Agim Dżeljilji, Bogdan Kondracki oraz Stanisław Koźlik, a także nowe dla niej nazwiska: producentka An On Bast, uznany na scenie muzyki elektronicznej Manoid, krakowski producent Good Paul oraz debiutant, na którego postawiła Novika, Adams Brass. Posłuchajcie bardziej komercyjnej odsłony artystki.
Dawn Richard New Breed
Zamieszanie wokół Danity Kane i powrót do zespołu Dawn Richard wykorzystała, aby pokazać swoje kolejne solowe wydawnictwo. New Breed prezentuje spokojniejszą, niż na poprzednich krążkach, ale równie oryginalną i twórczą stronę artystki. Tym razem Dawn daje się poznać światu jako survivor i wolna kobieta. Celebruje indywidualizm czarnych kobiet i prawo do wyrażania siebie. Na krążku znajdziemy szeroki wachlarz gatunkowy, od pop ballad, przez hip-hop i R&B, po afrobeat i elementy funku. Wszystko przedstawione na tle motywu przewodniego, którym są rdzenni Amerykanie. Posłuchajcie, jak Richard pokazuje środkowy palec osobom, które nie potrafiły stawić czoła jej kreatywności.
Odsłuch płyty Dawn Richard New Breed
Krzysztof Iwaneczko Jestem
Zwycięzca popularnego talent-show The Voice of Poland zdecydowanie przespał swój czas. Trudności z wydaniem płyty opóźniły premierą, przez co znaczna część publiczności zapomniała o jednym z wielu wokalistów wypuszczonych przez tego typu programy. Chęć nagrania materiału według własnych upodobań zmusiła Krzysztofa do założenia własnej wytwórni ID Music. Po dwóch letnich staraniach i pracy na materiałem, na album Jestem trafiło 11 autorskich kompozycji, głównie popowych, z elementami soulowymi, stworzonych wspólnie z Michałem Kushem oraz Mariuszem Obijalskim. Krążek jest różnorodny, miejscami nieco przekombinowany. Posłuchajcie poniżej i oceńcie, jak podoba wam się emocjonalna propozycja od artysty.
André 3000, Travis Scott, Rosalía na nowym albumie Jamesa Blake’a

James Blake właśnie podzielił się szczegółami dotyczącymi zapowiedzianego już jakiś czas temu następcy The Colour in Anything. Assume Form, czwarty album studyjny Brytyjczyka, ukaże się 18 stycznia. Na płycie znajdzie się 12 utworów, w tym m.in. opublikowane rok temu „Don’t Miss It”. My nie możemy się doczekać, zwłaszcza, że wśród gościnnie zaproszonych wykonawców pojawią się Metro Boomin, Travis Scott, Rosalía, Moses Sumney i André 3000, a ostatnie prace artysty brzmią coraz ciekawiej!
1. „Assume Form”
2. „Mile High” (feat. Travis Scott & Metro Boomin)
3. „Tell Them” (feat. Moses Sumney & Metro Boomin)
4. „Into the Red”
5. „Barefoot in the Park” (feat. Rosalía)
6. „Can’t Believe the Way We Flow”
7. „Are You in Love?”
8. „Where’s The Catch?” (ft. André 3000)
9. „I’ll Come Too”
10. „Power On”
11. „Don’t Miss It”
12. „Lullaby for My Insomniac”
Nowy teledysk: Travis Scott „Stop Trying To Be God”


Jeden z najlepszych numerów z wydanego przed kilkoma dniami Astroworld doczekał się klipu i to nie byle jakiego. Teledysk do „Stop Trying To Be God” został zrealizowany z rozmachem i chyba wszyscy zgodzą się, że pokazuje Travisa od strony do tej pory nieznanej. Obraz dosyć swobodnie nawiązuje do biblijnych wydarzeń, co czyni go równie zabawnym co mrocznym. Gościnnie na planie pojawili się James Blake, a także dziewczyna Scotta, czyli Kylie Jenner. Zdecydowanie jest to rzecz warta sprawdzenia.